Na początku czerwca bieżącego roku do Chińskiej Republiki Ludowej ma udać się polska delegacja z marszałek Ewą Kopacz na czele. Jest to kolejna już wizyta przedstawicieli RP w Chinach od czasu ocieplenia stosunków na linii Warszawa-Pekin. Spotkała się ona ze znacznym zainteresowaniem ze strony przedstawicieli polskiej sceny politycznej i świata mediów. Jednakże nie analizowano kwestii ewentualnych korzyści, które może Polska uzyskać za Wielkim Murem. Nie zastanawiano się również nad właściwym kształtem naszej delegacji – jakby nie patrzeć rok temu odwiedził Polskę szef Rady Państwa (premier) Wen Jiabao, zaś my wysyłamy obecnie do Pekinu jedynie marszałek Sejmu. Otóż nasi decydenci znaleźli sobie dużo „poważniejszy” problem – łamanie tzw. „Praw Człowieka” w ChRL. Jednym z dni podczas których odbywać się będzie polska wizyta jest 4 czerwca, czyli data mająca symboliczne znaczenie w dziejach obu krajów. Pod wpływem medialnego szumu bojkot delegacji zapowiedzieli przedstawiciele PiSu, PLSu oraz SP[i].
Dzień 4 czerwca 1989 r. jest dla Polaków i Chińczyków wspólny, ale zarazem różny. W Polsce miały tego dnia wybory do tzw. Sejmu Kontraktowego, kończące epokę realnego socjalizmu w naszym kraju. W Chinach członkowie Komitetu Stałego Biura Politycznego KC KPCh rozprawiły się siłowo z demonstrantami okupującymi Plac Niebiańskiego Spokoju, po chińsku zwanym Tiananmen Guangchang. Deng Xiaoping i jego najbliżsi współpracownicy dali tym samym do zrozumienia, że chociaż 11 lat wcześniej otwarli gospodarkę, to o głębszych reformach politycznych nie ma mowy. Chiński lider potwierdził tym samym w sposób siłowy swoje ogłoszone 10 lat wcześniej cztery podstawowe zasady: socjalizmu, dyktatury proletariatu, przewodniej roli partii, myśli Karola Marksa oraz Mao Zedonga[ii]. Biorąc pod uwagę, że w 1989 r. socjalizm był już w odwrocie, partia stawała się klubem elit, zaś myślą Marksa i Mao coraz mniej Chińczyków się przejmowało, to z tej czwórki jeden element był ważny – tylko Komunistyczna Partia Chin ma suwerenne prawo decydować o systemie politycznym Chin i jego ewentualnych reformach. Stan ten trwa po dzień dzisiejszy.
Wydarzenia z Placu Tiananmen stały się mitem. Takowy charakter zdobyło już samo określenie „Masakra na Placu Tiananmen”. W rzeczywistości na samym placu prawdopodobnie nie było żadnych ofiar śmiertelnych[iii]. Żołnierze ChALW otaczając plac zgodzili się, aby pozostałe 5 tysięcy protestujących opuściło jego teren[iv]. Większość ofiar śmiertelnych padła na ulicach okalających plac, gdzie zwykli Pekińczycy wsparli protestujących studentów[v]. Chociaż studenci byli prowodyrami wydarzeń, to jednakże prości mieszkańcy stolicy stanowili znaczą część ich ofiar. Wydaje się, że mit protestów popularniejszy jest poza Chinami niż w samych Chinach. Dzieje się tak, ponieważ KPCh sprawnie posługuje się instytucją cenzury – Chiny m.in. posiadają chyba najskuteczniejszy w świecie system kontroli Internetu, o którym zresztą przekonał się sam piszący ten tekst – a także dlatego, że Chińczycy bardziej zajęci są zarabianiem pieniędzy niż działalnością polityczną. Niewątpliwie 4 czerwca 1989 r. to w Chinach data tragiczna. Przynajmniej dwa lata, które nastąpiły po tych wydarzeniach, to okres silnych represji. Liczbę ofiar samych zajść szacuje się nad od kilkuset do kilku tysięcy[vi]. Będące konsekwencją stłumienia protestów prześladowania dotknęły tysięcy ludzi[vii]. Komunistyczna Partia Chin do dziś twierdzi, że podczas zamieszek nie zginęli niewinni ludzie – status męczenników zyskali natomiast polegli żołnierze[viii]. Niemniej ten fakt nie powinien odwieść nas od racjonalnej oceny tamtych wydarzeń. Tragiczny i tajemniczy los młodego mężczyzny usiłującego zatrzymać kolumnę czołgów Type-59 na alei Changan w dzień po stłumieniu demonstracji, nie może wpływać współcześnie na relację pomiędzy Polską i Chinami.
Spoglądając na Pekińską Wiosnę z perspektywy 24 lat należy stwierdzić, że ówczesne protesty raczej nie mogły się zakończyć powodzeniem. Co prawda w samym Pekinie w pewnym momencie protestowało ok. miliona osób[ix]. Do mniejszych demonstracji doszło w większości stolic prowincji[x]. Niemniej cały reformatorski ruch miał jedną poważną wadę. Stanowił on protest przede wszystkim Chin miejskich. Ludność miast stanowił w 1989 r. zdecydowanie mniejszą część populacji Chin. Rewolucja została spowodowana tym, iż reformy gospodarcze w miastach w znacznym stopniu się nie powiodły. Natomiast reformy na wsi udały się całkowicie. W konsekwencji środowiska opozycyjne nie zdobyły poparcia wsi[xi]. Należy pamiętać, iż właśnie większość żołnierzy tłumiących zamieszki pochodziła ze środowisk chłopskich. Traktowali Deng Xiaopinga jak wybawcę, który oddał ich rodzicom i dziadkom ziemię. Dodatkowo dla pochodzących z Syczuanu żołnierzy z 27. Armii przywódca był krajanem[xii]. Utożsamiali się z nim i jednocześnie nie ufali demonstrantom.
Dla protestujących negatywnie ułożyły się również stosunki w najwyższej elicie partyjnej. Jeszcze w pierwszej połowie dekady lat 80. XX w. wyglądały one inaczej. Chociaż przeciwnicy dalszych reform politycznych tj. Deng Xiaoping i Li Xiannian piastowali ważne stanowiska przewodniczącego Centralnej Komisji Wojskowej oraz głowy państwa, to istotną rolę odgrywali również partyjni liberałowie. Hu Yaobang pełnił funkcję sekretarza generalnego KPCh, zaś Zhao Ziyang był premierem. Jednak podczas Pekińskiej wiosny sytuacja diametralnie się zmieniła. Hu Yaobang zmarł w kwietniu na zawał serca. Opierający się siłowemu zdławieniu protestów Zhao Ziyang został odsunięty od procesu decyzyjnego. Wzrosły wpływy konserwatystów. Ich symbolem stał się nowy szef rządu Li Peng. Stały Komitet Biura Politycznego nie miał ochoty iść na ustępstwa wobec protestujących. Trudno się temu dziwić biorąc pod uwagę żądania demonstrantów. Pragnęli on m.in. potępienia kampanii przeciwko skalaniu duchowemu i burżuazyjnemu liberalizmowi, zalegalizowania prywatnych gazet, wolności słowa, zniesienia zakazu protestowania w stolicy, upowszechnienia informacji o zarobkach partyjnych notabli i – co najważniejsze – rozpisania demokratycznych wyborów celem zastąpienia tych, którzy podejmują szkodliwe decyzje[xiii]. Każdy z tych postulatów był wyzwaniem rzuconym reżimowi KPCh. Ich realizacja oznaczałaby demontaż panującego systemu. Przywódcy partyjnie nie mogli się na nie zgodzić, dlatego żądania opozycji nie miały charakteru realistycznego.
Chociaż partia nie chciała iść na ustępstwa, to krwawe rozwiązanie problemu nie było oczywistością. Partyjni przywódcy woleli, aby protestujący dobrowolnie opuścili plac. Zastosowanie przemocy i związane z nim ewentualne ofiary śmiertelne mogły zaszkodzić – i zaszkodziły – międzynarodowemu wizerunkowi Chin. Jednakże demonstrujący nie chcieli zaprzestać protestu. Liu Xiaobo (jeden z najbardziej znanych chińskich dysydentów) krytycznie oceniając zachowanie ówczesnej opozycji, zwraca uwagę, że przywódcy protestu dążyli do konfrontacji z władzami[xiv]. Studenci trwali na placu, gdy 15 maja pojawił się w Chinach Michaił Gorbaczow, zaś w raz z nim tłumy zagranicznych dziennikarzy[xv]. Podczas transmitowanej przez telewizję – na życzenie protestujących – wspólnej konferencji z 18 maja przedstawiciele opozycji odmówili przerwania protestu oraz nie żałowali sobie uszczypliwości pod adresem przedstawicieli partii[xvi]. Dla władz przyzwyczajonych do konfucjańskiego szacunku wobec hierarchii oraz starszeństwa, to było już zdecydowanie zbyt wiele. Protestujący upokorzyli ich zarówno przed narodem, jak i zagranicznym przywódcą. Deng Xiaoping, Li Peng oraz pozostali wiele w życiu doświadczyli. Brali udział w wojnie z Japonią, pokonali swych rywali z Partii Narodowej. Przez lata znosili – i co ważniejsze przeżyli – kolejne pomysły Mao Zedonga. Ponadto przedłużające i rozlewające się po całym kraju protesty, groziły destabilizacją państwa na wzór tych z czasów przypadających po upadku cesarstwa, czy rewolucji kulturalnej. Dlatego nie mieli zamiaru dłużej tolerować niesubordynację grupy studentów. W dniu 20 maja wprowadzono w Pekinie stan wojenny. Ostatecznie w nocy z 3 na 4 czerwca plac został oczyszczony z demonstrantów.
Utrwalony w świecie wizerunek pekińskich protestów pokazuje je jako starcie twardogłowej, autorytarnej (bądź totalitarnej) władzy z liberalną i prodemokratyczną opozycją. Jest to znaczne uproszczenie niezwykle skomplikowanego problemu. Wiosną 1989 r. w Pekinie i innych miastach ChRL protestowali przedstawiciele najróżniejszych środowisk. Demonstrowali intelektualiści, studenci, robotnicy, urzędnicy, a niekiedy nawet żołnierze i pracownicy służb bezpieczeństwa[xvii]. Czynili to ostatecznie również przedstawiciele chłopstwa, ale w bardzo niewielkiej liczbie[xviii]. Ludzie ci reprezentowali najróżniejsze poglądy, niekiedy sprzeczne ze sobą. Wśród nich byli demokraci i liberałowie. Można chyba tak określić Chai Ling, czy Wuerkaixi. Zdecydowanym zwolennikiem demokratyzacji i westernizacji jest Liu Xiabobo[xix]. Oprócz nich w protestach brały udział tłumy robotników. Jednakże dla większości z nich ważna była nie demokracja, a ograniczenie bądź nawet cofnięcie reform gospodarczych[xx]. Wiązały się one dla nich często z likwidacją osłon socjalnych. Przedsiębiorstwa państwowe oraz stopniowo powstające prywatne firmy zaczęły od nich żądać wydajności w pracy. Wang Hui (najwybitniejszy przedstawiciel nowej lewicy w ChRL) wręcz stwierdza, że protesty z wiosny 1989 r. były częścią międzynarodowego protestu przeciwko neoliberalizmowi[xxi]. Temu poglądowi nie brak pewnej przesady – model gospodarczy Chin tak dziś, jak i tym bardziej w czasach Deng Xiaopinga nie był i nie jest kopią neoliberalizmu. Niemniej fakt ten pokazuje, że wielu demonstrantom nie podobały się reformy ekonomiczne. Ostatecznie podczas Pekińskiej Wiosny nie brakowało i akcentów nacjonalistycznych. Jednym wydarzeń które dało początek ruchowi prodemokratycznemu był protest z 1987 r. przeciwko angażowaniu się przedsiębiorstw japońskich w gospodarkę chińską[xxii]. W 1989 r. w Nankinie chińscy studenci – najpewniej część z nich wzięła później udział w lokalnych protestach – pobili studentów z Afryki, ponieważ uważali, że zbytnio przyjaźnią się oni z chińskimi dziewczętami[xxiii]. Przykłady te pokazują, że nawet jeśli pod wpływem zwycięskich protestów powstałoby w Chinach demokratyczne państwo, to niekoniecznie byłoby one bardziej przyjaźnie nastawione do swych niechińskich obywateli, mniejszości religijnych oraz zagranicy[xxiv]. Wielkochiński nacjonalizm od zawsze jest ważnym składnikiem ideologii KPCh. Partia często się nim posługuje – świadczą o tym chociażby antyjapońskie rozruchy z zeszłego roku. Niemniej KPCh posługuje się nacjonalizmem w granicach racji stanu. Czy tak samo postąpiliby często poddający się emocjom studenci?
Nie wiemy, jakie byłyby dzisiaj Chiny, gdyby protesty okazały się sukcesem. Jednakże wiemy, jakie są w wyniku stłumienia protestów. Chińska Republika Ludowa uniknęła losu Związku Radzieckiego. Stworzona przez Deng Xiaopinga synteza autorytarnej władzy z korygowanym biurokratycznie kapitalizmem funkcjonuje nadal. W dziesięć lat po Pekińskiej wiośnie Pekin i inne miasta Chin ponownie nawiedziły protesty i demonstracje. Miały one jednak inny charakter. Były konsekwencją zbombardowania chińskiej ambasady w Belgradzie podczas interwencji NATO w Kosowie. Tłumy nacjonalistycznie nastawionych studentów obrzuciły kamieniami amerykańską ambasadę w Pekinie, zaś konsulat USA w Chengdu podpalono[xxv]. Dzięki reformom gospodarczym mocarstwowa pozycja Chin zdecydowanie się wzmocniła. Chiny są współcześnie drugą potęgą gospodarczą świata. Należą do ścisłego grona państw, które współdecydują o losach globu. Odgrywając istotną rolę w takich instytucjach międzynarodowych jak ONZ, Szanghajska Organizacja Współpracy, Klub BRICS, czy G20. Stanowią symbol wzrostu znaczenia na arenie międzynarodowej państw spoza Zachodu.
Jesteśmy mieszkańcami Europy i dlatego kwestia wzrostu znaczenia Chin na świecie może wśród nas wywoływać niepokój. Niemniej tego faktu nie można nie dostrzegać. Bojkot Chin przez część polskiej elity politycznej oraz chęć pouczanie chińskich przywódców odnośnie polityki wewnętrznej jest już absolutną aberracją intelektualną. Co gorsza czynimy to w sprawie, która nie ma zupełnie związku z polską racją stanu. Jakkolwiek cynicznie to zabrzmi, fakt, że KPCh zabiła 24 lata temu kilkaset-kilka tysięcy osób i po dzień dzisiejszy traktuje ten temat jako tabu nie ma dla Polski żadnego znaczenia. Jeśli partia komunistyczna przyzna się kiedyś do tej zbrodni i publicznie przeprosi za nią, to Polsce od tego także niczego nie przybędzie. Ponadto Chińska Republika Ludowa prowadzi politykę zagraniczną opierającą się o zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne innych państw. Pod tym względem dyplomacja Pekinu różni się zdecydowanie od polityki zagranicznej Waszyngtonu, który rości sobie prawo do pouczania innych narodów w rozmaitych sprawach np. w kwestii legalizacji tzw. związków partnerskich. Mimo wszystko taka postawa dyplomacji amerykańskiej nie wywołuje sprzeciwu wielu polskich polityków deklarujących wiarę katolicką.
Na współpracy z Chinami Polska może zyskać. Dzięki rozsądnej kooperacji politycznej Warszawa ma szanse wzmocnić swoją pozycję w oczach sąsiadów. Poprzez współpracę gospodarczą do Polski mogą trafić kolejne chińskie inwestycje. Polskie przedsiębiorstwa mają możliwość osiągnąć zyski eksportując swoje towary do Chin – bogacące się Państwo Środka opiera swoją gospodarkę już nie tylko na eksporcie, ale i na imporcie. Jednak aby to wszystko osiągnąć Polska musi prowadzić wobec Chin politykę rozsądną, nie zaś kierować się ideologią.
Przedstawiciele naszych elit politycznych, którzy zbojkotowali wyjazd do Pekinu powinni poważnie zastanowić się nad swoim postępowaniem. Świat się zmienia, czy nam się to podoba, czy nie. Polska może wziąć udział w kreowaniu nowego ładu międzynarodowego z pożytkiem dla siebie, bądź zostać w tych działaniach pominięta.
[i] PiS nie pojedzie z Kopacz do Chin, www.rp.pl, 30 V 2013.
[ii] B. Góralczyk, Przebudzenie smoka. Powrót Chin na scenę globalną, Warszawa 2012, s. 21.
[iii] J. Polit, Chiny, Warszawa2004, s. 313.
[iv] K. Seitz, Chiny. Powrót olbrzyma, Warszawa 2008, s. 257.
[v] Tamże.
[vi] J. Fenby, Chiny. Upadek i narodziny wielkiej potęgi, Kraków 2009, s. 832.
[vii] Ł. Gacek, Chińskie elity polityczne w XX wieku, Kraków 2009, s. 274.
[viii] J. Fenby, dz. cyt., s. 834.
[ix] K. Seitz, dz. cyt., s. 255.
[x] W. S. Morton, Ch. M. Lewis, Chiny. Historia i kultura, Kraków 2007, s. 275.
[xi] J. Polit, dz. cyt., s. 312.
[xii] K. Seitz, dz. cyt., s. 256.
[xiii] J. Fenby,dz. cyt., s. 785.
[xiv] Tamże, s. 821.
[xv] K. Seitz, dz. cyt., s. 255.
[xvi] J. Fenby, dz. cyt., s. 810-811.
[xvii] K. Seitz, dz. cyt., s. 255.
[xviii] R. Mitter, Gorzka rewolucja. Zmagania Chin z nowoczesnym światem, Warszawa 2008, s. 259.
[xix] R. Pyffel, Nagroda dla Liu Xiaobo – „obyś żył w ciekawych czasach”, www.polska-azja.pl, 30 V 2013.
[xx] M. Leonard, Zrozumieć Chiny, Warszawa 2009, s. 85.
[xxi] Tamże.
[xxii] M. Dillon, Chiny. Historia współczesna, Warszawa 2012, s. 488.
[xxiii] R. Mitter, dz.cyt., s. 263.
[xxiv] Tamże.
[xxv] J. Pomfret, Lekcje chińskiego. Dzieci rewolucji kulturalnej i dzisiejsze Chiny, Warszawa 2010, s. 274.
Dodał Stanisław A. Niewiński
Płace w Chinach zbliżają się do polskich: http://matusiakj.blogspot.com/2013/01/miska-ryzu-dla-polaka.html To tak, dla porównania modeli rozwoju.
„Jak gdzieś jedzie czołg, a ludzie ostrzeżeni się nie usuwają – to ich prawo. Wolny człowiek w wolnym kraju ma prawo dać się rozjechać. Na tym polega liberalizm. „- JKM ;-D| W „patridiotycznych” mediach już zaczęła się jazda na Kopacz i wylewanie lamentów opozycji chińskiej. Mam tylko nadzieję, że delegacji zabraknie jaj i zachowają się podobnie jak Prezydent nie mrucząc nic nt „praw człowieka”.