Dziś konserwatystą jest prawie każdy. Politycy PiS, PO, Romanowi Giertychowi chwaląc Margaret Thatcher zdarzało się powiedzieć, że jest konserwatystą. Wystarczy napisać książkę o którymś z przedwojennych myślicieli politycznych, odmieniać przez przypadki “patriotyzm” i zapowiadać budowę muzeów, by zostać nawet konserwatywnym intelektualistą. Wydawałoby się więc, że Adam Wielomski piszący “Dekalog konserwatysty“, ma prawo liczyć na powszechny poklask. Po przeczytaniu książki można jednak powiedzieć, że oficjalnym konserwatystom się ona nie spodoba. Czyżby więc istniały dwa konserwatyzmy? Wszystko na to wskazuje. Dla kogoś, kto jest świadom tradycji intelektualnej Europy nie jest to zresztą specjalnym zaskoczeniem…
To, co dziś nazywa się konserwatyzmem, dziedziczy tak naprawdę po tradycji rewolucji Oświecenia, przez tzw. prawicę heglowską, a linię tej myśli można pociągnąć nawet do Carla Schmitt’a. Konserwatysta dziedziczący po tradycji prawicy heglowskiej opowiada się za władzą autorytetu, rozumianą jako silną władzą. Jednak dla prawdziwego konserwatysty, spadkobiercy chrześcijańskiej Europy władza autorytetu, to władza oparta na prawdziwym Autorytecie, a więc pochodząca od Boga i postawiona na straży opartej o boski autorytet moralności. To nie koniecznie musi być to samo.
Ta druga jest to więc taka prawica, która w większości krajów europejskich nikomu kto uczestniczy w oficjalnym życiu publicznym po prostu nie mieści już się w głowie i kojarzy się jedynie z jakimiś ekscentrykami z marginesu. W Polsce tak jeszcze nie jest. Patrząc z pewnego punktu widzenia bój dziś toczy się właśnie o to, czy i w Polsce prawdziwi konserwatyści ze swymi postulatami zajmą takie miejsce, czy też nasza polityka będzie kształtowana również przez wizję dziedziczącą z Europy mającej nie dwieście, a kilka tysięcy lat historii za sobą. Trwanie w kulturze tej tradycji objawia się właśnie w ten sposób, że są drukowane i czytane takie książki, jak Adama Wielomskiego.
Pierwotnie autor chciał prawdopodobnie wydać zbiór swoich felietonów. Zapewne szybko jednak okazało się, że jego publicystyka kręci się wokół uwyraźnienia kilku podstawowych problemów: demokracja, emancypacja, socjalizm, Kościół, suwerenność Europa, ekonomia, kontrrewolucja. Adam Wielomski zdecydował się na zabieg o tyle oryginalny, co pozwalający osiągnąć bardzo dobry efekt.
Zrezygnowawszy z utrzymania integralności form, które pierwotnie publikował oddzielnie, utworzył z nich problemowe całości. Na ich pochodzenie wskazują nawiązania do wydarzeń, które przed chwilą były bieżącymi. To, że upłynęło od kilka lat jeszcze lepiej pozwala zrozumieć, że jak pisał R. Weaver, “idee mają konsekwencje”. Praktyczne odniesienie pozwala jeszcze lepiej zrozumieć, jak świat wygląda z punktu widzenia konserwatyzmu starej Europy.
Żeby się z czymś z autorem nie zgodzić powiem, że za nieprawdziwą uważam często powtarzaną w książce tezę, że w Polsce jest za dużo urzędników. Wręcz przeciwnie, jest ich o wiele za mało. Urzędnicy bowiem są do wykonywania ustaw. Ilość prawa tym czasem nie maleje, tylko wzrasta. Jeżeli pozwalniamy urzędników, to już w ogóle nie będzie można nic załatwić, bo nie będzie miał kto przystawiać pieczątek.
Właściwe postawienie sprawy polega więc na tym, że należy poskreślać masę ustaw ingerujących bezsensownie w nasze życie. Dopiero konsekwencją tego może być redukcja ilości urzędników, którzy po prostu staną się niepotrzebni. Samo ograniczenie personelu urzędów spowoduje jedynie, że jeszcze dłużej będziemy oczekiwać na otrzymanie miliona pozwoleń, bez uzyskania których życie każdego Polaka jest dziś niemożliwe, bo zostanie zdelegalizowany na amen.
“Rzeczywistość przez jakiś czas można ignorować, ale nie można jej zmienić” – pisze Adam Wielomski. “Póki Niemcy, Szwedzi i Norwegowie nie obalą pomników Lutra; Holendrzy Kalwina; a angielska królowa nie wyrzeknie się, na korzyść papieża, tytułu zwierzchnika kościoła na wyspach, póty nie ma szans na zjednoczenie Europy”. Stwierdzenie oczywiste dla każdego, kto rozumie, że właściwym i jedynym możliwym fundamentem zjednoczenia Europy jest Christianitas.
Jakżeż to odległe jednak od świadomości większości nam współczesnych, którzy przeczytawszy, zapewne jedynie ze zdziwieniem wzruszyli by ramionami: a co niby do zjednoczenia Europy może mieć Luter?
Jeżeli fundamentalne pojęcia odzyskają znaczenie takie, jak nadaje im autor, i nie będzie to wzbudzało wzruszenia ramion ludzi, powrócimy do prawdziwej Europy. ?Każda wielka przemiana polityczna i społeczna ma u swojego źródła przemianę intelektualną, ferment kulturowy?. Książka Adama Wielomskiego jest krokiem ku temu, by źródło to wybiło się z podziemi.
Ludwik Skurzak
aw
Książka “Dekalog Konserwatysty” jest do kupienia w naszej księgarni
@Autor: „…władza autorytetu, to władza oparta na prawdziwym Autorytecie, a więc pochodząca od Boga i postawiona na straży opartej o boski autorytet moralności. To nie koniecznie musi być to samo. …” – czy XVIII-wieczna francuska arystokracja, nurzajaca sie w rozpuscie, masowo cierpiąca na syfilis i próżnująca, miała wiele wspólnego np. z uczestnikami Krucjat? Czy nie była to już banda bogatych rozrzutnych degeneratów, obalona następnie przez bande pazernych degeneratów? Kto powinien więc reprezentowac „poziom odniesienia” współczyesnego konserwatysty: książę Tankred, kard. Richelieu, czy możę Mme Pompadour?