Komentarz red. nacz.: Wprawdzie nie zgadzamy się ze wszystkimi przedstawionymi tu tezami to jednak zamieszczamy poniższy artykuł, gdyż jest on polemiką z wcześniej opublikowanym tekstem kol. Konrada Rękasa.
Konrad Rękas stwierdził w swoim tekście opublikowanym na www.konserwatyzm.pl zatytułowanym „Awatar” (https://konserwatyzm.pl/artykul/9745/awatar), że „jest problem” z generałem Karolem Świerczewskim, którego kolejna, 65 już rocznica zamordowania upłynie 28 marca tego roku. Problem ten miał polegać na tym, że generał zginął w walkach z wrogimi Polsce bandami Ukraińskiej Powstańczej Armii. A przecież odwzorowując antykomunistyczne klisze, trudno taką postać uznać za bohatera. Taką metodologię opartą na schematach zastosował Autor tego tekstu. Warto jednak przyjrzeć się kontekstom i faktom, które uległy tutaj pominięciu. Również w kwestii realizacji Akcji Wisła, której jestem krytycznym obrońcą, co pozwolę sobie zaznaczyć już na wstępie.
Z generałem „Walterem” najpoważniejszy problem miał Wolność i Niezawisłość (WiN), który odrzucił raport własnej komórki wywiadowczej już po zamordowaniu gen. K. Świerczewskiego uznający go za patriotę. Raport ten stwierdzał, że generał po powrocie do Polski odczuł w sobie i manifestował nagły przypływ powrotu do polskiej świadomości narodowej. Tym samym w kwestii pojęcia świadomości narodowej i kwestii głębszej więzi „Waltera” z polskością raport nie odbiegał zasadniczo od powielanych wielokrotnie stereotypów mówiących, że jeśli ktoś współpracował z Armią Czerwoną czy ZSRR i wyznawał poglądy komunistyczne automatycznie był zdrajcą na obcym żołdzie, któremu ojczysty kraj był obcy, a nawet nienawistny. Już pominę okoliczność, że z pewnością nie miał on i nie mógł mieć dostępu do osobistych świadectw i dokumentów poświadczających konkretnie więź gen. Karola Świerczewskiego i tęsknotę za ojczystym krajem, jaką odczuwał również na emigracji. W ocenach historycznych nie można bowiem popadać w prezentyzm pozwalający na przypisywanie postaciom historycznym naszej obecnej wiedzy.
Jednak nawet pisany z pozycji tak jednostronnych raport wywiadu okazał się dla WiN tak dalece niewygodny, że nie było mowy o jego przyjęciu.
Co ciekawe, patriotyzmu nie odmawiał gen. K. Świerczewskiemu daleki od sympatii lewicowych delegat rządu londyńskiego na kraj Stefan Korboński, który dopatrywał się w nim nawet podobieństwa do Kozietulskiego.
Podobnym jednostronnym tropem, co wspomniany raport wywiadu WiN poszedł później historyk z zacięciem publicystycznym, organizator sensacyjno-historycznej serii programów telewizyjnych „Rewizja Nadzwyczajna” i autor felietonów w polskiej edycji „Newsweeka” i „Wprost” – Dariusz Baliszewski. W kilku odcinkach programu poświęconych naświetleniu okoliczności zamachu na „Waltera” i artykule opublikowanym na łamach „Newsweeka” Baliszewski udowadniał, że generał „opolaczył się”. Jakkolwiek znanych jest dostatecznie wiele faktów pochodzących z różnych źródeł, by stwierdzić, że trzeba złej woli, by kwestionować poczucie polskości Świerczewskiego, pewne kwestie nie mieszczą się po prostu w głowie publicystom reprezentującym tę opcję, co Baliszewski.
Jest to przejaw nie zrozumienia historii, operowania schematem, zamiast oparcia się na rzetelnej wiedzy i rozumieniu, że z historii należy się uczyć, a nie ją poprawiać, czy to „ku pokrzepieniu serc” czy własnemu lepszemu samopoczuciu. Takie podejście jest pozbawione weryfikacji źródłowej faktów i konfrontacji materiałów zwanej na studiach historycznych krytyką źródeł, a więc będącą częścią warsztatu badawczego tego, kto chce rzeczywiście być uczciwym historykiem.
Twierdzenie, że generał nagle „opolaczył się” to po prostu nienaukowe bajki. Nie było żadnej nagłej metamorfozy Świerczewskiego. Pierwszą istotną, fundamentalną dla zrozumienia postawy Waltera i jej uwarunkowań kwestią jest kompletnie nie rozumiany przez prawicę fakt historycznego znaczenia Rewolucji Październikowej 1917 r. dla odzyskania niepodległości przez Polskę.
Jeszcze przed zdobyciem władzy bolszewicy przeforsowali słynne orędzie Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, stawiając jako jedyny zagraniczny liczący się podmiot bezwarunkowe poparcie polskiego wyzwolenia narodowego zgodne z nowatorskim programem politycznym Włodzimierza Lenina głoszonym już od kilkunastu lat, według którego każdy naród posiada prawo decydowania o własnym losie. O tym, że czujący nagłą sympatię dla dalekich polskich aspiracji niepodległościowych prezydent Woodrow Wilson traktował swój mgliście sformułowany postulat wolnej Polski z dostępem do morza instrumentalnie, by pozyskać głosy w zbliżających się wyborach i poufnie domagał się od swoich dyplomatów nie drażnienia delegacji niemieckiej optowaniem za korzystnymi granicami Polski na zachodzie przekonał się Roman Dmowski w czasie obrad konferencji pokojowej w Wersalu. W tym samym czasie ówczesny papież zalecał Polakom modlitwę i spokój.
Nowy rząd radziecki nie poprzestał na deklaracjach. Zespół archiwalny ze zbiorów Ministra Spraw Wewnętrznych Rady Regencyjnej — Jana Steckiego zawierający raporty ówczesnego MSW z danymi konfidencjonalnymi o m.in. aktywności poszczególnych krajowych działaczy lewicy z grudnia 1918 r. ujawnia ni mniej ni więcej tylko kwestię… rozmów całej rozpiętości liczących się polskich stronnictw lewicowych z wysłannikami bolszewickimi. W raportach tych powtarzają się nazwiska polskich komunistów takich, jak Żarski, Czeszejko-Sochacki, Leszczyński (Leński), Unszlicht, Bobiński, Fürstenberg-Hanecki, Budzyński, Cichowski, Łazowert i wiele innych. Dane przytaczane w raportach starano się uzupełniać i weryfikować.
22 grudnia 1917 r. doszło na warszawskim Solcu do zebrania socjalistycznego PPS – Frakcji, PPS-Lewicy, SDKPiL oraz Bundu na którym omawiano kwestię obalenia rządu. Rozmowy jednak potwierdziły poparcie przez Frakcję pertraktacji z rządem po atakach na Radę Regencyjną realizowanych poprzez Radę Stanu, ugodowe tendencje tego stronnictwa. Dopiero jeśli te ataki i pertraktacje nie odniosłyby skutku rozważano odwołanie się do nastrojów ulicy traktowanych raczej jako forma nacisku na władze niż cel sam w sobie. Wobec tego, że Frakcja, która na zebraniu „grała pierwsze skrzypce” i narzuciła swoje stanowisko, delegacja SDKPiL opowiadająca się konsekwentnie za rewolucją socjalistyczną i dyktaturą proletariatu, opuściła te obrady. Już wówczas mowa o „towarzyszu”, który miał przybyć z Petersburga i wyłonieniu delegatów do Petersburga „dla porozumienia z rosyjskim rządem”[1], jak stwierdza konfident.
Raport nr 129 z 2 sierpnia 1918 r. donosi już wprost o rozmowach przedstawicieli partii bolszewickiej z delegacją PPS-Frakcji, PPS-Lewicy oraz Bundu.
Same rozmowy utknęły w końcu podczas kolejnych kontaktów w martwym punkcie z przyczyn sekciarskiego stanowiska Frakcji, która nie chciała przyjąć konsekwentnie lewicowego programu działania i współdziałania z lewicowymi stronnictwami, ani nie bardzo wiedziała, jak wytłumaczyć swemu drobnomieszczańskiemu elektoratowi rozmowy z rewolucyjnym stronnictwem rosyjskim. Jednak ich przebieg dowodzi, że bolszewicy gotowi byli wesprzeć finansowo i logistycznie na zasadzie bezwarunkowej internacjonalistycznej pomocy polskie dążenia narodowowyzwoleńcze. Byli nawet w stanie zaakceptować fakt, że władzę w wolnej Polsce zdobyło by stronnictwo Frakcji z Piłsudskim, wówczas nie wiedzącym nic o tych rozmowach z racji odosobnienia w Magdeburgu.
Jednak i na tym nie kończą się dowody poparcia dla niepodległości Polski ze strony nowego rządu. Przedstawiciele radzieccy i uczestniczący w rokowaniach pokojowych w Brześciu z inicjatywy strony radzieckiej delegaci polskiej klasy robotniczej (m.in. Stanisław Bobiński) domagali się wycofania austriackich i niemieckich wojsk okupacyjnych z zajętych przez nie terenów polskich oraz dopuszczenia do obrad reprezentantów narodu polskiego [2]. Bobiński i delegacja polskich komunistów została sformowana wobec oporu państw centralnych w kwestii posiadania przez Polskę własnego przedstawicielstwa, referującego kwestie jej żywotnych interesów. W dniu 29 sierpnia 1918 r. rząd radziecki anulował traktaty o rozbiorach Polski zawarte przez były rząd carski z Prusami i Austro-Węgrami w latach 1772, 1793 i 1795 „ze względu na ich sprzeczność z zasadą samookreślenia narodów i rewolucyjnym poczuciem prawnym narodu rosyjskiego, który uznał niezaprzeczone prawo narodu polskiego do niepodległości i jedności”. Sprawa polska wniesiona więc została już formalnie na forum dyplomacji i polityki międzynarodowej [3]. Było to związane z nową jakością, jaką rząd radziecki zamierzał wdrażać w polityce zagranicznej i z sympatią do polskich dążeń narodowowyzwoleńczych traktowanych jako ważny element postępu społecznego druzgocącego dawne więzienia narodów.
Podobnie jak wielu rodaków, których około 400 tys. brało udział w wydarzeniach Października na terenach całego rozległego byłego imperium carskiego Świerczewski doskonale rozumiał te uwarunkowania i fundamentalne znaczenie rewolucji, której idea promieniowała również na inne monarchie zaborcze, przyczyniając się do rewolucji w Austrii i Niemczech, obalającej despotyczne rządy dławiące wolność Polski. Na potwierdzenie faktu, że identyfikacja ze sprawą rewolucji i wyzwolenia społecznego nie oznaczała dlań bynajmniej wyrzeczenia się więzi z polską historią i tradycją, z krajem, w którym przyszedł na świat, można przytoczyć osobiste świadectwa, takie jak prywatne listy Świerczewskiego z lat 20. i 30. oraz to, jak postrzegali go jego podwładni, stykający się z nim np. na froncie hiszpańskiej wojny domowej.
„… i wcale bym się nie gniewał, jeśliby odpowiedź była taka jak moje zapytanie … i nosiłaby oddźwięk kraju, za którym, nie patrząc na więzy łączące mnie z wszechstronnym życiem tutejszym — odczuwam tęsknotę i ja, prawda, nieco może odmienną od pojmowanej przez ciebie, różną również i od ogólnego pojęcia »żalu za Ojczyzną«, tym niemniej jednak więcej realną aniżeli Twoja” [4] – pisał późniejszy generał, ówczesny student Akademii Wojskowej im. Frunzego do przebywającej w Warszawie siostry.
To, jakie konkretnie żywił uczucia ku krajowi, Świerczewski sformułował w serdecznym liście wysłanym do żołnierzy Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego, składającej się w większości z Polaków, będąc sam dowódcą 35 Brygady Międzynarodowej:
„Rok temu, do ziemi hiszpańskiej, na której ongiś, przed wiekami, szwoleżerowie Kozietulskiego i ułani Dziewanowskiego torowali drogę inwazji Napoleona w wąwozie Samosierry i na ulicach Saragossy — do tej ziemi rok temu przybyły pierwsze grupy górników, robotników i chłopów polskich, by tutaj, ramię w ramię z bohaterskim ludem hiszpańskim podjąć walkę orężną z faszyzmem Hitlera i Mussoliniego, by życie składać ofiarnie za wolność, za chleb, za przyszłość Polski pracującej… Brygada im. Dąbrowskiego to pierwsza w historii i tymczasem jedyna brygada orężna zbrojnych sił polskiego robotnika i chłopa, która swą pracą ofiarnie realizuje stare, piękne i dumne, hasło wypisane na jej sztandarach: »Za wolność Waszą i naszą«. Wasza brygada jest pierwszą, a więc kadrową jednostką przyszłej armii zbrojnej Polski Ludowej. To zobowiązuje do wzorowego ładu i porządku wojskowego wewnątrz swoich szeregów, to wymaga wzmocnienia i wzniesienia dyscypliny wojskowej na wyższy poziom, bo każdy z Was to oficer i kierownik mniejszych lub większych pododdziałów i jednostek przyszłej armii naszej Polski. Jeszcze raz — najszczersze pozdrowienia i podziękowania Polaka swoim ziomkom i życzenia, by sztandar Polskiej Brygady im. Dąbrowskiego powiewał dumnie i jak najwyżej wśród sztandarów brygad Armii Republikańskiej, by widziany był przede wszystkim przez tych, którzy nas tu przysłali — przez polski lud pracujący”[5].
„Imperatywem życia i walki gen. »Waltera« był proletariacki internacjonalizm i głęboki patriotyzm, wyrażający się w dążeniu do jednoczenia wysiłków na rzecz społeczno-ekonomicznej emancypacji klasy robotniczej i wyzwolenia narodowego. Właśnie z tych idei wywodziło się przeświadczenie, że naród polski może uzyskać wyzwolenie narodowe i społeczne jedynie i wyłącznie w oparciu o pomoc i braterstwo Kraju Rad. […] Patriotyzm Generała wywodził się z głęboko osadzonej świadomości narodowej, z poczucia przynależności do polskiej tradycji, kultury, obyczaju i języka. Wartości te ostały się w nim mimo wieloletniej nieobecności w ojczyźnie. Utrwalały je młodzieńcze wspomnienia o rodzinnej Warszawie, którą opuścił jako 18-letni młodzieniec, by powrócić do niej dopiero po upływie 30 lat w stopniu generała dywizji, jako dowódca 2 armii WP. Czynnikiem potęgującym uczucia narodowe była ogromna tęsknota za krajem.” – wyjaśniał tę postawę Świerczewskiego płk. Zdzisław Stąpor na łamach „Wojskowego Przeglądu Historycznego” w swoim zarysie biografii generała.
Eugeniusz Szyr, który służył pod rozkazami „Waltera” w Hiszpanii wspominał jeszcze w 1997 r.: „Nie był doradcą radzieckim, ale dowódcą. Traktowaliśmy go jak ochotnika. Rozumiał żołnierza: co czuje, gdy ma za ciasne buty, kiedy nie dostanie kawy. Był postrachem kucharzy i zaopatrzeniowców, żołnierz musiał wszystko mieć na czas. Do żołnierzy zwracał się: synku. Ale kiedy zobaczył nie wyczyszczony karabin, potrafił osadzić człowieka w miejscu. – To nie był propagandowy wymysł, że on strasznie tęsknił za warszawską Wolą, ciągle opowiadał o ulicy Kaczej. Po Hiszpanii spotkałem Świerczewskiego w Moskwie w grudniu 1943 r. Mieszkał niedaleko placu Czerwonego w dość skromnym mieszkaniu. Nastawił płytę »Przybyli ułani pod okienko«” [6].
Przypomnę jeszcze jedno dostępne świadectwo. Przemówienie polskiego komunisty, sekretarza generalnego KC PPR Władysława Gomułki wygłoszone na pogrzebie Waltera 1 kwietnia 1947 r. zatytułowane „Nasze sztandary były sztandarem twego życia” zawierało następujące poruszające wspomnienie:
„Mając zamkniętą drogę do Polski przedwrześniowej, nigdy nie przestał tęsknić za ziemią rodzinną, za Warszawą, za Polską, którą kochał głęboko całą pełnią swego wielkiego, patriotycznego ducha. Generała Świerczewskiego, jako nieustraszonego żołnierza i jako wielkiego patriotę-Polaka, tęskniącego za swoją ojczyzną, nic może lepiej nie charakteryzuje, jak autentyczna scena, przedstawiona w książce o ludziach I Armii: Jesienią 1944 r., kiedy Wojsko Polskie zdobyło Pragę i wyrzuciło Niemców na drugi brzeg Wisły, generał Świerczewski, nie bacząc na niebezpieczeństwo ognia niemieckiego, postanowił ucałować Wisłę, matkę rzek polskich, jakby w ten sposób chciał usymbolizować powitanie matki-ojczyzny, do której powrócił jako jej żołnierz. Gdy adiutant, z uwagi na ogień niemiecki, próbował go odwieść od tego zamiaru, leżący dziś w trumnie generał-bohater powiedział mu krótko: »Nie czepiaj się mnie, dziecko kochane… Ja jej 30 lat nie widziałem«. Potem udał się nad sam brzeg Wisły i – jak mówi autor – »zanurzył ręce w wodzie, twarz zanurzył w rękach. I nie wiadomo, od czego była ta twarz mokra, od wiślanej wody czy od łez«”[7].
Tak wyglądała rzeczywista więź polskiego robotnika gen. Karola Świerczewskiego z własnym narodem kształtowana i umacniana przez lata, a nie jak jest ona przedstawiana obecnie w publikacjach Wojciecha Roszkowskiego, Leszka Żebrowskiego, Piotra Gontarczyka, Sławomira Cenckiewicza i Marka Jana Chodakiewicza, którzy prezentują nieuczciwie jego wybory życiowe jako służbę interesom obcego mocarstwa i wyrzeczenie się polskości. Zapomnieli już oni nawet fakt, że nie zgodził się on na sugestię zostania Ministrem Bezpieczeństwa Publicznego w powojennej Polsce.
Tak wyglądał prawdziwy patriotyzm identyfikowany z interesami ludu polskiego, a nie klas posiadających władzę i kontrolę nad środkami produkcji.
Warto by też dodać, że wspomniany w tekście Konrada Rękasa Ksawery Pruszyński w chwili zamordowania Waltera poświęcił mu piękne wspomnienie, w którym uznał jego trwałą obecność w panteonie bohaterów narodowych przyrównując go do m.in. Jarosława Dąbrowskiego.
Przytoczę fragment tego tekstu, niezwykle interesującego i potwierdzającego logikę życiowych wyborów Świerczewskiego:
„Urodzony na Woli, pod Warszawą, w 1897 roku w robotniczej rodzinie.
Pracuje w fabrykach warszawskich od 1908 roku… Podczas pierwszej wojny światowej ewakuowany ze swą fabryką do Rosji, pracuje tam, tam dojrzewa.
Ogarnia go, jako młokosa, młodzika, potężny pożar rewolucji rosyjskiej, pożar, który wyszedł z fabryk i szeregów, który zmiótł z powierzchni ziemi starą Rosję, jej carat, jej ustrój, jej generałów, jej armie — iw miejsce tego wszystkiego dźwignął rewolucyjny nowy ład. Ileż miał lat wtedy młody robotnik wolski, gdy marynarze kronsztadzcy szli na Pałac Zimowy? Dwadzieścia.
(Ktoś to pisał, gdzieżeśmy to czytali o takim innym młodym Polaku, zagnanym wypadkami losu w głąb Rosji, na Kaukaz tym razem? I jego ogarniał płomień rewolucyjny, powoli, stopniowo, jak ogień wielkiego pożaru liże krokwie i szczapy w pobliżu leżące. Tamten Polak, to prawda, uszedł wtedy temu pożarowi. Wrócił do Polski, którą ujrzał słabą, szarą, nieświadomą własnej woli i zadań, jakie przed nią postawiła Niepodległość. Ale po paru latach ocknęły się w nim iskry owego rosyjskiego pożaru. Widzieliśmy go idącego w tłumie demonstrantów na biały Belweder. Jakże się nazywał ten powieściowy rówieśnik generała Karola Świerczewskiego? Zdaje się, że Czaruś, Cezary Baryka. Tak. Cezary Baryka z Przedwiośnia Żeromskiego. Jakże łatwo mógł być Świerczewski Baryką – albo Baryka Świerczewskim!)
Karol Świerczewski nie został jednak Cezarym Baryką. Rewolucja uchwyciła go od razu, jego, syna robotnika, nie inteligenta, mocno i na zawsze. Wcieliła w szeregi młodziutkiej Czerwonej Armii, tak rewolucyjnej chyba wtedy, jak owe armie Republiki Francuskiej, które Stendhal opisał, wlewające się z Alp w dolinę lombardzką. głodne, obdarte, nie obute, a pijane hasłami wolności. Świerczewski zostaje oficerem tej armii, szkoli się w jej sztabach, zdobywa w jej szeregach wiedzę wojskową, odświeżoną tu doświadczeniami bojów rewolucji. (Tak samo studiowali, ale w jakże innej armii rosyjskiej i z jakże innym nastawieniem ludzie tacy jak Jarosław Dąbrowski…)”[8].
Poza tym, rzekomą nieudolność dowódczą „Waltera” warto skonfrontować z tym, że de facto oczywiście nie bez strat uratował on dowodzoną przez siebie armię, wydobywając ją z ciężkiego okrążenia. Wszystko inne to legendy. Podobnie jak z rzekomym pijaństwem „Waltera”. Każdy kto miał w ręku archiwalia po nim, jak ja, wie, że był to człowiek rozległej wiedzy wykraczającej poza kwestie wojskowe, samokrytyczny i zdyscyplinowany, znający kilka języków obcych, w tym piszący m.in. po czesku, hiszpańsku, niemiecku… znający doskonale historię Polski, skrupulatny w korygowaniu własnych notatek. Owszem, zdarzało mu się dobrze wypić, zwłaszcza, gdy przyjeżdżał do niego na front hiszpański zaprzyjaźniony komunista polski związany z KPP Gustaw Reicher „Rwal” przywożąc listy kolejnych straconych w czystkach, które obaj przeglądali. Jednak w latach 40. był to człowiek mocno wyniszczony i schorowany, cierpiący na rzadką dolegliwość – tzw. serce płucne, które dawało objawy podobne do upojenia alkoholowego, a także zmusiło go w końcu do całkowitej niemal abstynencji.
Odnośnie realiów i uwarunkowań tego, co Konrad Rękas podsumował w swoim tekście, że „operacja łużycka była bezprzykładną klęską naszego wojska”, pozwolę sobie przypomnieć kilka faktów i okoliczności.
Prawda jest taka, że 2 Armia WP była formacją drugoliniową wysłaną na kierunek drugorzędny. Według opracowań analitycznych była to jednostka ledwo co sformowana i nie była ostrzelana, w tym przypadku to, że sie nie załamała i stawiła opór wiążąc poważne siły nieprzyjaciela, aż do nadejścia kontrataków radzieckich to sukces i osobistą zasługę jej naczelnego dowódcy.
Przede wszystkim nikt nie oczekiwał zgrupowania pancernego w sile korpusu pancernego (niemiecki korpus pancerny był dużo większy jak radziecki) na tym kierunku zwłaszcza, że Berlin był w tym czasie niemal w stanie oblężenia i to na ten front spodziewano się, że Niemcy rzucą większość sił. Do tego nikt nie mógł się spodziewać starcia ze związkami operacyjnymi świetnie wyszkolonymi i elitarnymi, jak dywizja Hermann Goering, do tego pododdziały również elitarnej formacji Brandenburg i 20 dywizja pancerna. Sytuacja była zaskakująca, a to przez zaskoczenie wygrywano większość bitew w historii. Jeśli mierzyć sukcesy tylko jako wygrał-przegrał, to porażkami było Borodino, fikcyjna Wizna, obrona Warszawy w 1939 itd.
W niektórych sytuacjach powstrzymanie wrogiego ataku stanowi sukces. Natomiast związanie silnych niemieckich wojsk pancernych na drugorzędnym kierunku które nie spodziewały się, że ugrzęzną w ciężkich wyniszczających walkach było sukcesem w większej skali.
Wspomnę też, jak przez Polonię amerykańską przyjmowany był gen. Walter, kiedy przyjechał do USA w 1946 r. Był przyjmowany jak bohater wojenny. Zachowały się nawet takie dokumenty, jak list do niego… jednego z polonijnych biznesmenów, który okazał generałowi wyrazy najwyższego podziwu i szacunku. Jestem w posiadaniu kopii elektronicznej między innymi tego dokumentu.
Bardzo ciekawy jest również i wart przytoczenia list do „ob. Karola Świerczewskiego Generała Broni Dowódcy Okręgu Wojskowego w Poznaniu” wystosowany doń 28 grudnia 1945 r. przez Arcybiskupa tytularnego Nikopolitańskiego, Sufragana Poznańskiego Walentego Dymka następującej treści:
„Panie Generale ! Uprzejmie dziękuję za pamięć. Ze swej strony przesyłam życzenia, aby Pańska praca przyczyniła się w Nowym Roku do rozwoju Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i dobra Jej obywateli”[podpis ręczny] [9].
Ciekawe jest również, że generał cieszy się dobrą pamięcią w krajach, w których uzewnętrzniała się jego postawa konsekwentnego internacjonalisty, jak oprócz Rosji, Hiszpania, Czechy i Chiny. Jak pisał wspomniany Stąpor: „Poczucie rewolucyjnego obowiązku i proletariackiej solidarności kierowały go później – w latach trzydziestych – w szeregi bojowników walczących nad Hoang Ho o wolność Chin i nad Ebro w obronie republikańskiej Hiszpanii [9]”.
Przykładowo na hiszpańskojęzycznej stronie Uniwersytetu w Walencji, można znaleźć informację o wystawie historycznych zdjęć generała „Waltera”, jaka odbywała się tam pomiędzy 17 kwietnia a 18 maja 2008 r., gdzie podnoszone są zasługi generała w czasie hiszpańskiej wojny domowej .
Oto fragment opisu zachęcającego do zwiedzania wystawy:
„Radziecka pomoc przyszła w postaci techników i specjalistów w różnych broni (pilotów, załogi czołgów, mechaników, itp.) i wykwalifikowanych strategów, w tym Karola Świerczewskiego, urodzonego w Warszawie w 1907 roku, weterana rewolucji i Armii Czerwonej podczas rosyjskiej wojny domowej.
W październiku, pod mianem Generała »Waltera« obejmuje przywództwo XIV Brygady Międzynarodowej i uczestniczył w działaniach operacyjnych w Lopera i Andujar. W bitwie pod Jarama w lutym 1937 roku, otrzymał dowództwo dywizji w składzie Brygad Międzynarodowych XII i XIV i V. |
|
W maju został mianowany szefem 35. Dywizji V Korpusu, zajmując to stanowisko aż do marca 1938 roku. Z tych jednostek wzięło udział w operacji w La Granja oraz w walkach pod Brunete, Belchite i Teruel. Dowodzenie pod Aragonem było ostatnim udziałem Waltera w czasie hiszpańskiej wojny domowej i został zastąpiony w maju, na czele 35. Dywizji mjr Pedro Mateo Merino. Walter, po powrocie do Moskwy pracował jako instruktor w Akademii im. Frunzego, i objął dowództwo piechoty różnych jednostek: 248 Dywizji, 43 Brygady, szkoły oficerskiej … W 1944 roku został mianowany Dyrektorem Generalnym Pierwszego Korpusu Wojska Polskiego, a rok później stał się Dowódcą Generalnym 2. Armii Polskiej i uczestniczył w wyzwoleniu Pragi. Po II wojnie światowej, był Głównym Inspektorem Sił Zbrojnych i dyrektorem Wojskowego Regionu III. Aż do śmierci w 1947 roku pełnił funkcję wiceministra obrony narodowej Polski” [11]. Należy tutaj dodać, ze gen. Świerczewski w czasie walk o Pragę był zastępcą Berlinga i wyróżnił się na tyle, że po latach w okresie Czechosłowackiej Republiki Ludowej stanął tam pomnik generała, a jemu z racji, że miał doświadczenie dowodzenia dużym związkiem powierzono dowództwo dopiero formowanej 2 Armii. Takich obcojęzycznych stron przypominających o dorobku bojowym Waltera można znaleźć w internecie więcej. Oczywiście dla publicystów pokroju Sławomira Cenckiewicza czy Marka Jana Chodakiewicza i innych wymienionych w tekście paszkwilantów, „El General Polaco”, jak nazywali go hiszpańscy towarzysze broni nigdy nie będzie bohaterem, bo nie potrafią zrozumieć co to jest prawdziwy internacjonalizm, który nie jest przeciwstawny uczuciom narodowym. |
Trochę zaskoczyły mnie, muszę przyznać następujące wątki nie związane z postacią samego generała w ujęciu Autora „Awatara”. Zaznaczyłem już na wstępie, że moje podejście do samej realizacji Akcji Wisła przez gen. Stefana Mossora nie jest bezkrytyczne. Gdyby przesiedlano jedynie ludność sprzyjającą UPA i rozprawiano się z samymi siejącymi masowy terror bandami Akcję Wisła trudno poddawać miażdżącej krytyce. Jednak to w jaki sposób została zaplanowana i zrealizowana, co wiązało się z represjami mniejszości łemkowskiej i jej cierpieniami, należy po prostu nazwać po imieniu zbrodnią i podejściem skrajnie szowinistycznym, pozwalającym na wysiedlanie mniejszości walczącej przeciw UPA i każdego, kto nie potrafił mówić po polsku, bądź był innego wyznania. To bardzo smutna odpowiedzialność Mossora, który w taki sposób akcję zaplanował i przeprowadził i żaden tytuł do bicia przed nim czołem.
Wiązało się to ściśle z życiorysem politycznym Mossora jako narodowca.
Tutaj przedwojenne endeckie poglądy Mossora opracowującego swój plan zgodnie ze wskazówkami innego przedwojennego oficera, marszałka Roli – Żymierskiego idealnie się wpasowały w formułę stalinowską – Jedna ziemia, jeden naród, jedno państwo.
Bardzo krytycznie odnosił się do tych poglądów i samego gen. Mossora inny przedwojenny oficer, gen. Marian Utnik, który wspominając okres, gdy obaj byli więźniami w dobie stalinizmu, wystawił mu niezbyt przyjazną ocenę:
„Problem przypisania oskarżonym tendencji profaszystowskich był dość istotny i groźny, jeżeli wziąć pod uwagę panujące wówczas antyniemieckie nastroje w Polsce. Tak też rozumiałem celowość włączenia do listy oskarżonych Mossora wraz z jego prohitlerowskimi wystąpieniami w obozie jenieckim. Zdawałem sobie sprawę, że wytypowany w mojej osobie drugi faszysta podniósłby rangę tego rodzaju oskarżenia. Postanowiłem więc odcinać się jak najbardziej stanowczo zarówno od osoby, jak i od działalności Mossora”[12].
Faktem jest, że za te nadużycia jakich padli ofiarą m.in. podczas tej akcji, Łemkowie nienawidzą obecnie zarówno komunistów, jak i Polaków, co powinno wywołać refleksję także u zwolenników prawicy narodowej z otwartym umysłem, a wśród takich jestem w stanie sytuować Konrada Rękasa.
Inną kwestią, która zwróciła moją uwagę jest to, że Autor „Awatara” niemal dokładnie odwzorował propagandowe klisze w ocenie dorobku i postaci Waltera, pisząc jednocześnie:
„…dawny podwładny Świerczewskiego – gen. Grzegorz Korczyński zapisał piękną kartę podczas II wojny światowej”.
Chciałbym zapytać Konrada Rękasa, czy zapomniał o tym, że gen. Korczyński jest pomawiany przez publicystów takich, jak Marek Jan Chodakiewicz, Piotr Gontarczyk czy Sławomir Cenckiewicz o zbrodnie w czasie okupacji na Żydach, co zresztą odwołując się do faktów wyjaśnił dokładnie Ryszard Nazarewicz, czym ściągnął na siebie odwet w postaci zakłamywania własnej przeszłości i przypisywaniem funkcji w UB, których nigdy nie sprawował.
Warto się zdecydować, czy powielać IPNowskie schematy czy też z nimi walczyć, przyjmując historię z całym dobrodziejstwem jej złożoności i konfrontując źródła, albo może zachowywać postawę wybiórczą, uwarunkowaną własnymi politycznymi sympatiami.
Dawid Jakubowski
a.me.
1. Bożena Krzywobłocka, Ugrupowania lewicowe w Królestwie po Rewolucji Październikowej w raportach Ministerstwa Spraw wewnętrznych Rady Regencyjnej, „Kwartalnik Historyczny” nr 1/58, s. 100-111.
2. Janusz W. Gołębiowski, Jan Sobczak, Historyczne znaczenie Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej (z perspektywy minionych 60 lat), Warszawa 1977, s. 26.
3. Tamże.
4. Zdzisław Stąpor, Karol Świerczewski „Walter”. Żołnierz, patriota i internacjonalista, wybitny dowódca Ludowego WP, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1977, nr 1, s. 40.
5. Tamże, s. 41.
6. Piotr Lipiński, O człowieku, który…, http://www.archiwum.wyborcza.pl/Archiwum/1,0,242021,19970321RP-DGW_D,O_czlowieku_ktory,.html
7. http://wieslaw1956.blogspot.com/2012/10/nasze-sztandary-byy-sztandarem-twego.html
8. Ksawery Pruszyński, Rapsod o Generale Walterze, [w:] Ksawery Pruszyński, Publicystyka. Tom II 1940-1948. Powrót do Soplicowa, Warszawa 1990, s. 394-395.
9. Zespół archiwalny gen. Świerczewskiego w Muzeum Wojska Polskiego, sygn, 49054/40 MWP
10. Zdzisław Stąpor, Karol Świerczewski „Walter”…, dz. cyt., s. 37.
11. http://www.uv.es/cultura/c/docs/expbrigadistascast08.htm
12. Marian Utnik – Obrona Utopijnych Planów. Część III, „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1978, nr 4 (86),s. 165.
Nie wdając się na razie w szerszą polemikę – tylko kilka uwag. Kol. Dawidzie – jedna z różnic w naszym podejściu polega m.in. na tym, że ja słysząc „za waszą i naszą” dostaję bólu zębów i stawiam przy takim delikwencie minus, a nie plus. Po drugie – w działaniach generała Mossora i marszałka Żymierskiego cenię akurat to, czego Kolega nie lubi. I podobnie zdaje się w przypadku „Grzegorza”. Wyjaśnienia prof. Nazarewicza odnośnie działalności Korczyńskiego podczas okupacji wydają się wiarygodne i spójne, w przeciwieństwie do tekstów IPN-owskiego tria. Nb. to jest jedna z wielu rzeczy, których nie pojmuję w prawicy narodowej – tak bardzo jest prawicą, że woli oskarżyć komunistę o antysemityzm i pogromy (na zasadzie „pse pani to oni, nie my!”), zamiast docenić wkład pracy kolegów z AL na tym trudnym odcinku…
Drogi Kolego Konradzie, czy mógłbyś wytłumaczyć mi, czy chodzi jedynie o to sformułowanie „za naszą”, czy o pewne nie zrozumienie przez Ciebie kwestii internacjonalizmu ? Bo tego nie złapałem. Czy chodzi tylko o brzmienie tej formuły ? Druga sprawa, to zostałem niezrozumiany w przypadku Grzegorza, gdyż w żadnym razie nie popieram falsyfikacji IPN wobec jego osoby i w żaden sposób nie chciałem go obrazić 🙂
To nie chodzi o to, czy ja lubię oficerów przedwojennych, czy nie… Ja mam po prostu świadomość tego, że łatano nimi kadry świadomych komunistów wyniszczone po czystkach – komunistów, którzy diametralnie różnili się od tego, jak ich Kolega pewnie postrzega.. To byli organizatorzy strajków, także było sporo wśród nich robociarzy, do tego niszczonych za pośrednictem prookacji polskiej policii politycznej. Wojna też zrobila swoje… Tak mieliśmy np w ławach sejmowych żonę mordercy komunistów sprzed wojny prowokatora Jaworowskiego…
Widzę, że się nie do końca zrozumieliśmy – nie chodziło o same postacie, czy ich różne rodowody, bo wtedy Kolega by Korczyńskiego nie wymieniał razem z Żymierskim i Mossorem, tylko Akcję Wisła. Dla Kolegi decydująca jest skuteczność tej akcji niezależnie od jej kosztów… Ale nawet z tej perspektywy nie wydaje mi się to całkowicie uzasadnione. Dlatego, że jeśli skutkiem nadużyć są reprodukowane przez dziesięciolecia uprzedzenia i niechęci etniczne o różnym stopniu, to stwierdzenie, że akcja ta obok niewątpliwych plusów, była w całej rozciągłości przeprowadzona dobrze i skutecznie wydaje mi się kwestią wymagającą szerszej dyskusji, w której również rozpatrzony zostałby głos mniejszości, które same prowadziły walkę z UPA. W tym momencie pojawia się właściwie tylko jedno pytanie – jeśli wojskowi nie wiedzieli, że mniejszości te walczą z UPA, to jest to okolicznością w pewnym sensie łagodzącą wobec ogromu zbrodni na tych terenach. Jeśli jednak byłoby odwrotnie, że dla części organizatorów był to jedynie pretekst czystki etnicznej zgodnej z ich poglądami i nie uwzględnili celowo tego, że mogą mieć sojusznika w walce z bandami, to jest to karygodne.
Nie wiem czy i na ile WP miało czas przeprowadzić głębokie rozpoznanie nastrojów na tym terenie w tym konkretnym przypadku. Jednak wydaje mi się, że takie rozpoznanie było zasadne właśnie ze względu na powodzenie akcji. Nie wiem na ile sprawiedliwe są oceny, że władze wojskowe zalecały Akcję Wisła wykorzystać jako pretekst etnicznego oczyszczenia terenu, jak przedstawia to część opracowań. Tutaj muszę zdać się na wiedzę Kolegi, gdyż zwróciłem uwagę na ten aspekt stosunkowo niedawno, głównie poprzez dotarcie do relacji i polemik środowisk łemkowskich dostępnych w internecie.
Niefortunnie i przypadkowo poruszyłem kwestię pewnych ambiwalentnych odczuć, jakie odczuwam wobec obsadzania ważnych stanowisk w aparacie państwa i wojskowości przez osoby nauczone przed wojną myśleć i postępować według zupełnie innych schematów. To kwestia złożona, bo marksizm zakłada, że świadomość człowieka nie stoi w miejscu i może ewoluować wraz z warunkami społecznymi. Ciekawą ewolucję przeszedł tutaj np. Ksawery Pruszyński. Niemało było jednak przypadków, szczególnie wśród ludzi na stanowiskach, że można stwierdzić fakt otrzymania przez nich dużej władzy i możliwości za szybko. Jeśli poczytamy np. bardzo ciekawe eseje niepokornego Andrzeja Stawara, to zobaczymy na przykładzie analizy stalinowskiego ZSRR, gdzie miał miejsce bardzo podobny proces towarzyszący pozbywaniu się zasłużonych rewolucjonistów, co oczywiście budziło w tych środowiskach niekłamany zachwyt, że wśród zasadniczych przyczyn stawania się poprzez te modele swoim zaprzeczeniem, wskazuje on kwestię, że władze minimalizując tłumaczenie samej ideologii i tłumiąc niewygodne dla nich kwestie ideologiczne, na rzecz wielkorosyjskiego szowninizmu, że centralni i lokalni biurokraci o takich rodowodach urzeczywistniali taki „marksizm”, jak sobie go wyobrażali, byle zadowolić centralę. Stawar podaje za przykład np. kwestie związane z realizacją kolektywizacji czy kwestii „obowiązującej” linii w literaturze, którą zaczął na własną rękę narzucać sam związek pisarzy, próbując „odgadnąć” o co naprawdę chodzi władzom i zadowolić ich oczekiwania…
Kontynując poboczny wątek, który przypadkowo się pojawił: oczywiście tutaj zawsze warto zachować pewne uczciwe i sprawiedliwe proporcje w ocenie, gdyż nawet żona przedwojennego agenta państwowego i mordercy, którego bojówka sprzątnęła przykładowo m.in. organizatora strajku powszechnego w Warszawie Wiktora Białego, mogła nawet nie znać szczegółów ówczesnej działalności małżonka, ani nie musiała koniecznie ją popierać. Jednak środowiska o rodowodzie wywodzącym się z prawego skrzydła PPS i endecji, częściowo starały się świadomie pchnąć państwo w pożądanym dla siebie kierunku, co służyło zagubieniu duchowej treści marksizmu. Po części po prostu nawet chcąc ten marksizm realizować, była to dla nich de facto terra incognita, „poznawana” przez jedynie pryzmat powojennych propagandowych broszur, które tłumaczyły temat maksymalnie uproszczonym językiem, tak by uczniowie nie tyle dokonali samodzielnej analizy, przyswajając wiedzę, ile przyjęli skróconą interpretację na tyle, by na egzaminie powiedzieć zdanie zawierające formułę Partia nasza i wojsko polskie, która faktycznie skądinąd wzruszała wielu profesorów…A tym samym uczyli się działania wg procedur i przygotowywali kadry, które pewne kwestie jedynie odbębniały, niezależnie od tego, czy były wobec tematu wrogie, czy po prostu takie ujęcie wydawało się im nudne….A miało to związek z wykruszaniem starych kadr i tak bardzo zawężonych przez stalinowskie czystki i straty wojenne i powojenne, do których w pierwszej okoliczności zaliczyć trzeba np. śmierć Waltera. I tutaj spojrzenie Pruszyńskiego okazało się bardzo trafione… Brakowało go jako wychowawcy…
Przy tym to pewne uproszczenie, że te skrótowe interpretacje w broszurach były załgane od A do Z. Choć oczywiście i takie tematy bywały. Sedno leży gdzie indziej, że gubiły one część kontekstów i ową duchową treść, którą można w skrócie określić jako coś co można określić ewolucyjną stronę marksizmu, nie ograniczoną do samego aktu rewolucji, ale to już temat na inną dyskusję. W kwestiach historycznych przykładowo pisały prawdę o agresjach wschodnich i planach kolonizacyjnych Piłsudskiego, ale bez szczegółów tych planów i oszacowania ich skutków społecznych dla mieszkańców tych ziem, które w następnych dziesięcioleciach ujrzały światło dzienne – inna rzecz, że jak wspominał prof. Nazarewicz powojenni historycy w pierwszym dziesięcioleciu mieli dostęp w większości kwestii do opracowań i odpisów, a dopiero po 56 r. do archiwaliów i źródłowych badań.