Skoro jednak jest to zdarzenie wciąż żywe i znaczące przynajmniej dla uczestniczących w polityce czy chociaż interesujących się nią – to czemu wciąż mamy tak duży problem z ustaleniem podstawowych faktów, przyczyn, okoliczności i następstw wydarzeń 12. maja 1926 r.? Spójrzmy choćby na najczęstsze skojarzenia: zamach majowy położył kres niestabilności rządowej – prawda, czy fałsz? FAŁSZ – przed przewrotem, przez niespełna 8 lat – Polską rządziło 13 gabinetów. Po zamachu, przez 13 lat – mieliśmy 16 rządów., tyle tylko, że zmienianych nie mechanizmem parlamentarnym i drogą porozumień programowych, a wolą jednostki i zmiennymi układami towarzyskimi w obrębie jednej sitwy. Zamach majowy był lekarstwem na niestabilność władzy – prawda, czy fałsz? FAŁSZ – walki wybuchły kiedy uformowała się stabilna większość rządowa, odnawiająca sojusz endecko-ludowy, który przy poparciu konserwatystów był zdolny również do dokonania niezbędnych korekt w konstytucji.
Polska przedmajowa to kraj partyjniactwa, układu i świń żerujących przy korycie, rozpędzonych dopiero przez marszałka – prawda, czy fałsz? FAŁSZ – nawet po przewrocie sanacji nie udało się wytoczyć poprzednikom żadnych poważniejszych spraw gospodarczych, nie mówiąc o stawianiu przedmajowych ekip przed Trybunałem Stanu. Znalazł się przed nim natomiast jeden minister, Gabriel Czechowicz, jednego tylko rządu – kierowanego przez samego marszałka Piłsudskiego, w związku z przekazywaniem milionowych państwowych funduszy na partyjne potrzeby piłsudczyków.
Dzięki zamachowi majowemu władzę przejęła w Polsce elita, a ochroną objęto tradycyjne wartości – prawda, czy fałsz? FAŁSZ, czołówka sanacyjna wiodła prym w sianiu zgorszenia, zarówno samemu lansując konsumpcjonizm i libertynizm, jak i otaczając swą ochroną ośrodki szerzej propagujące wszelkie skrajnie „postępowe” treści; to sanacja wreszcie zalegalizowała w Polsce zabijanie nienarodzonych. Nie mieliśmy też bynajmniej do czynienia z „rządami najlepszych”, tylko z ponadprzeciętnym rozplenieniem biurokracji, kolesiostwa i układów.
Przedwojenni konserwatyści poparli przewrót, a zatem i dziś winni go rozgrzeszać – prawda, czy fałsz? FAŁSZ, przeciw zamachowi w 1926 r. opowiedziały się główne ośrodki zachowawcze – krakowski i poznański, a jedynie „Słowo” wileńskie opowiedziało się piórem CAT-a za uznaniem stanu faktycznego i szukaniem modus operandi z piłsudczykami – jednak przecież niebezwarunkowo. Okres udziału części środowisk konserwatywnych w działaniach obozu sanacyjnego – to w znacznej mierze historia „wewnętrznej opozycji”, m.in.: oporu wobec eksperymentów gospodarczych wdrażanych na polskiej wsi przez ministra Juliusza Poniatowskiego, sprzeciwu wobec szkodliwej polityki wojewody Michała Grażyńskiego na Śląsku (a potem także sanacyjnych wojewodów Wacława Kostek-Biernackiego na Polesiu i Henryka Józewskiego na Wołyniu), odcięcia się od Brześcia i bandyckich metod walki z przeciwnikami politycznymi, potępienia działań takich jak burzenie cerkwi prawosławnych, a wszystko to aż do ostatecznego rozstania z sanacją już w latach 30-tych i próby odbudowy własnego znaczenia przez Stronnictwo Zachowawcze i inne ośrodki konserwatywne.
Dalej – bez zamachu majowego nie mielibyśmy jedynej w naszych dziejach „prawdziwie konserwatywnej konstytucji” – prawda, czy fałsz? FAŁSZ – postulat zmiany konstytucji marcowej nie był niczym wyjątkowym ani oryginalnym w polskiej debacie publicznej w połowie lat 20-tych, z własnym projektem usprawnienia państwa występowali choćby konserwatyści ze Stronnictwa Chrześcijańsko-Narodowego i droga do reformy ustrojowej była otwarta. Zamknął ją właśnie przewrót, uniemożliwiając wprowadzenie do realiów i tradycji polskiej rządów prawa w miejsce rządów sztuczki, układu i bata. Nawet uchwalając nową ustawę zasadniczą „sposobem”, z jawnym naruszeniem przepisów – sanacja zadała kolejny cios praworządności w Polsce utrwalając tylko w naszym narodzie przekonanie, że władza nie tylko może, ale nawet powinna robić co chce i jak chce, a tylko ludzie muszą sobie jakoś radzić niezależnie, a często wbrew prawu. Tak więc nawet przy pozorach „konserwatywności” prawa pisanego – prawdziwa konstytucja, ta duchowa, wypracowana w ludzkiej świadomości, okazała się być czymś jawnie anty-konserwatywnym (już pomijając, że nawet formalnie obowiązująca ustawa kwietniowa i tak była od razu przez samą sanację złamana, choćby osławionym okólnikiem Sławoj-Składkowskiego o „drugiej osobie w państwie”).
Wreszcie: działanie oddziałów wiernych marszałkowi Piłsudskiemu uratowało niepodległość Polski – prawda czy fałsz? Najbardziej oczywisty i rozstrzygający FAŁSZ! 17./18. września 1939 r. bezpośredni następcy Komendanta, zazdrośnie po jego śmierci strzegący wyłączności na rządy w Rzeczypospolitej, kierowanie jej polityką zagraniczną, wewnętrzną, gospodarczą i obronną – opuścili granice państwa ostatecznie falsyfikując tezę o korzyściach płynących dla Polski i Polaków w związku z rządami sanacji. Rządami, które – mając ku temu narzędzia nie rozwiązały żadnego z niszczących Polskę problemów – demograficznych, socjal-ekonomicznych, geopolitycznych, etnicznych, a jedynie je wzmogły. Rządami, które – wbrew legendzie „mocarstwowości”- uzależniły tylko naszą gospodarkę, a więc i politykę od interesów zachodnich. Rządami, które cechował typowy dla Polski przerost formy nad treścią, przerost tak wielki, że do dziś przesłaniający niektórym faktycznie fatalne następstwa zamachu majowego.
Wszystkie ofiary zamachu
Gdyby przed 90 laty udało się stłumić bunt środkami militarnymi, co było w pełni w zasięgu sił rządowych – historia II RP mogła potoczyć się zupełnie inaczej, być może racjonalniej i bezpieczniej. Chodzi bowiem nie tyle o 379 ofiar walk 1926 r. (choć i przed nimi cofa się polska świadomość narodowa, wypierająca z pamięci wszystkie przykłady wcale licznych w naszej historii wojen domowych), ani nawet o późniejsze przykłady gwałtów i przemocy stosowanej przeciw własnemu narodowi (bo przecież nie w metodzie rzecz, tylko w celu – choć przecież np. „konserwatywni” wielbiciele Marszałka poza tym wzdragają się przecież przed stosowaniem tej tezy wobec wszystkich innych zdarzeń i zachowań, byle tylko nie związanych z polityką Piłsudskiego). Nie, chodzi o rany pozostawione w umysłach, nawet/zwłaszcza nieinteresujących się na co dzień zdarzeniami z tak odległej przeszłości. Pozornie pozostawienie w głowach Polaków tęsknoty za kimś kto przyjdzie i „zrobi w końcu porządek” mogłoby wydawać się korzystne, stanowiąc jakieś podglebie dla jakiejś mitycznej, monckowskiej czy frankistowskiej konserwatywnej dyktatury (przy całym paradoksie wynikającym z faktu, że przecież sam Piłsudski ani Monckiem, ani Franco się przecież nie okazał…). Powtarzana do znudzenia zasada ogólna brzmi jednak przecież: tu jest Polska – co może pójść źle, to pójdzie. A zatem marzenie o nowym Marszałku zamienia się w typową polską groteskę – w pokładanie nadziei w Wałęsach, Krzaklewskich, Kaczyńskich, w petryfikowaniu stanu upadku państwa polskiego z głową pełną marzeń o jego „mocarstwowości”. I to akurat jest jeden z prawdziwych skutków przewrotu majowego. PRAWDA.
Konrad Rękas