Wielomski: Mentalna agentura

Po ostatnich wyborach do Sejmu zadzwonił do mnie mieszkający w Polsce korespondent jednego z rosyjskich mediów, z pytaniem czy – w mojej ocenie – po zmianie rządu nastąpi jakakolwiek zmiana w stosunkach polsko-rosyjskich? Pamiętam, że odpowiedziałem mu, że zmiany politycznej żadnej nie będzie i jedyne czego się spodziewam to bardziej stonowanego i mniej wariackiego języka, mniej radykalnych antyrosyjskich haseł, etc. Ale co do istoty rzeczy nic się nie zmieni.

Dziś, po kilku miesiącach, okazało się, że nie doszło nawet do zmiany języka. Nie mający doświadczenia politycznego dziennikarz-marszałek Szymon Hołownia w swojej mowie o „wdeptywaniu Putina” przebił samego Antoniego Macierewicza, co wydawało się prawie nie wyobrażalne. Po kilku miesiącach rządów Tuska okazało się, że dla polskiej polityki wschodniej nie ma najmniejszego znaczenia kto będzie rządził, ponieważ to nie jest polityka samodzielna. Jest to wyłącznie refleks polityki Stanów Zjednoczonych. Za rządów Mateusza Morawieckiego polską polityką kierowała pamiętna Georgette’a Mosbacher, w razie czego wspomagana telefonem z Departamentu Stanu. Za obecnej koalicji Amerykanie kierują polską polityką bezpośrednio, za pomocą ambasadora Marka Brzezińskiego, prywatnie skoligaconego – jak się niedawno okazało – z żoną Szymona Hołowni, któremu minister Bodnar osobiście składa sprawozdania z wprowadzania w Polsce „praworządności”. W rezerwie pozostaje zawsze Radosław Sikorski, popularnie i złośliwie określany w mediach społecznościowych jako „Pan Applebaum”, którego syn jest amerykańskim zawodowym żołnierzem. Mamy jeszcze Donalda Tuska. Jakkolwiek w mediach pisowskich jest on przedstawiany jako niemalże agent niemiecki, to sprawa jest bardziej skomplikowana. Tusk orientuje się na niemiecką CDU, ta zaś – w odróżnieniu od Olafa Scholza i SPD – jest partią proamerykańską. Tusk zajmuje w sprawach międzynarodowych pozycje takie jak działaczka CDU Ursula von der Leyen, w której otoczeniu i biografii powiązania atlantyckie są bardzo wyraziste.

Nasza polityka wschodnia pozostaje ta sama, bez względu na to, kto sprawuje władzę. Nawet segmenty sceny politycznej samo postrzegające się jako opozycyjne, mentalnie tkwią w tych samych koleinach i w takt amerykańskiej muzyki powtarzają, że „to jest nasza wojna”. To samo twierdzi Sławomir Sierakowski i Przemysław Wipler. Poza Grzegorzem Braunem i (czasami) Januszem Korwin-Mikke żaden z polityków nie ośmiela się nawet pytać o sens i racjonalność dla Polski „euroatlantyckiego credo”. Samo postawienie takiego pytania uchodzi w Polsce za „onucowatość”. Tak jak gdyby pytanie o racjonalność polityki państwa było jednoznaczne ze zdradą. Z zadającym takie pytania nikt nie siada przy jednym stole, nikt nie rozmawia w mediach. Jest bojkotowany jak gdyby był obłożony ekskomuniką.

Sytuacja ta wymaga zastanowienia się i poszukania genezy zjawiska. Niestety, w pewnych kwestiach możemy postawić więcej znaków zapytania niż dać odpowiedzi. Korzenie polskiej zależności od Stanów Zjednoczonych zaczynają się wraz z ruchem Solidarności w latach 1980-1981. Nie jest tajemnicą, że Solidarność była sponsorowana przez CIA czy to bezpośrednio czy za pomocą funduszy wypłacanych za pośrednictwem, jak to się dziś mówi, instytucji „trzeciego sektora”. Rewolucja solidarnościowa lat 1980-1981 była wzorcem dla współczesnych tzw. kolorowych rewolucji, w organizacji których wyspecjalizowała się Victoria Nuland z Departamentu Stanu – żona wpływowego neokonserwatysty Roberta Kagana.

Jeśli ktoś wierzy, że amerykańskie służby finansowały tzw. opozycję demokratyczną z powodów altruistycznych, kierując się wyłącznie ideowym antykomunizmem, to jest skrajnie naiwny. Każdy, kto finansuje opozycję w innym kraju, robi to z myślą, że kiedy obejmie ona władzę, to dotychczasowy sponsor osiągnie z tego powodu wymierne korzyści polityczne i ekonomiczne. Finansowanie opozycji nie jest aktem altruizmu, lecz inwestycją, która powinna się w przyszłości zwrócić. Z tej racji, że archiwa amerykańskich służb są zamknięte – a jeśli coś one ujawniają, to jedynie dokumenty dla nich obojętne – możemy tylko pewne rzeczy domniemywać. Zapewne powstały w okresie Solidarności liczne osobiste zależności działaczy ówczesnej opozycji od CIA. Możemy tylko domniemywać, że część z tych osób mogła pójść na regularną współpracę wywiadowczą. Kontakty te zaprocentowały dla amerykańskiego kapitału w czasach prywatyzacji po tzw. upadku komuny, gdy w bardzo niejasnych okolicznościach państwowe przedsiębiorstwa były wykupywane przez międzynarodowe korporacje za kilka-kilkanaście procent ich wartości. Podobnie domniemuję, że kontakty te nadal procentują przy decyzjach politycznych podejmowanych przez polskich polityków. Część z działaczy tzw. opozycji demokratycznej nadal jest politycznie aktywna, a inni mogli wprowadzić w sieć kontaktów wybranych przedstawicieli młodszego pokolenia, a przynajmniej nie zrobić nic, aby zapobiec dalszej infiltracji polskiej klasy politycznej przez amerykańskie służby. Nie znamy także dobrze powiązań polskich służb z amerykańskimi, ale te związki wydają się dość oczywiste.

Całości obrazu dopełnia polski kompleks niższości i zauroczenia wszystkim tym, co amerykańskie. Razem zdaje się to tworzyć pewną strukturę agenturalno-psychologiczną powodującą, że polska klasa polityczna ani nie chce, ani nie umie, ani (być może) nawet nie może kierować się samodzielnym oglądem polityki światowej, całkowicie zdając się na ambasadę amerykańską i telefony z Departamentu Stanu. I nie jest to związane z naszym członkostwem w NATO. Francja jest od lat w NATO i prowadzi zupełnie niezależną od Waszyngtonu politykę. Podobnie jest z maleńkimi Węgrami, a od niedawna ze Słowacją. Mnie osobiście dużo daje do myślenia fakt, że na Węgrzech i Słowacji prawie nie było przed 1989 roku znaczącej „demokratycznej opozycji”, finansowej przez CIA. Czy ta zbieżność tego braku wtedy i samodzielności politycznej dzisiaj nie jest frapująca?

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 66 Average: 4.8]
Facebook

16 thoughts on “Wielomski: Mentalna agentura”

  1. Cóż nam pozostało :
    NIGDY WIĘCEJ WOJNY !
    NIGDY WIĘCEJ „SOLIDARNOŚCI”
    Realizacja tych postulatów to gwarant naszej dobrej przyszłości.

  2. Panie profesorze, ma pan absolutną racje.
    Dodam tylko że od samego początku to znaczy od stanu wojennego, tak to miało wyglądać.
    Ludzie patriotyczni i świadomi zostali wyeliminowani w różny sposób.
    Część została wypchnięta na emigracje, a pozostali za pomocom rożnego rodzaju kwitów.
    Ewidentnym tego procesu przykładem jest Leszek Moczulski.

  3. W latach osiemdziesiatych CIA nie finansowala Solidarnosci tylko bezpieke . Pieniadze majace isc rzekomo do Solidarnosci byly kradzione przez ubekow , To byl sposob na pokazanie ubekom jak dobrze bedzie im w nastepnym swiecie. Tylko przez agenta SB i solidarucha Milewskiego , jesli dobrze pamietam nazwisko, „dzialajacego” w Brukseli CIA przekazala do Polski miliard dolarow. Dolar w latach osiemdziesiatych nie byl jeszcze takim smieciem jak dzisiaj i cena dolara w calym bloku wschodnim byla niebotycznie wysoka. Nawet ubek zarabial ledwo kilkadziesiat dolarow wedlug cen dolara na czarnym rynku , czyli ceny realnej. Pamietam , ze Kiszczak w 1989 roku ujawnil , ze ma na koncie 2 tysiace dolarow i ta informacja zostala przez ogol potraktowana serio. Ta wysoka cena dolara wynikala z malej ilosci dolarow na rynku i ograniczonej wymiany handlowej demoludow z strefa dolarowa. Wracajac do miliarda dolarow , to oczywisice tak naprawde w pierwszej kolejnosci rozkradali go sami agnenci CIA , ale czesc jednak szla do Polski . Tutaj polskojezyczni ubecy odegrali role posrednikow w przekazywaniu dolarow swoim sowieckim nadzorcom , a ci z kolei swoim nadzorcom itd. Dlatego ta kwota byla tak gigantyczna. Nic sie nie zmienilo do dzisiaj i za kazdym przedstawicielem elitki stoi oficer prowadzacy, ktory z kolei sklada raporty swoim zagraniczmy, zwierzchnikom. Na pewno Stany Zjednoczone mialy wiedze o nadzwyczajnej sile nabywczej dolara w swiecie sowieckim . Byc moze w cala idea Solidarnosci byla tylko wehikulem do przekazania lapowek sowieckim ubekom. Zawsze podstawowa metoda dzialania USA jest przekupienie decydentow w organach silowych wrogiego panstwa

  4. „Jeśli ktoś wierzy, że amerykańskie służby finansowały tzw. opozycję demokratyczną z powodów altruistycznych, kierując się wyłącznie ideowym antykomunizmem, to jest skrajnie naiwny.” — jest taki nieco już zapomniany obecnie film „Orzeł i reszka”, czasem można go kupić na DVD na „znanym portalu aukcyjnym”, którego scenariusz nieźle daje do zrozumienia, jaki z grubsza jest stosunek rządu i służb amerykańskich do Polski.

    P.S. „niewyobrażalne” — ŁĄCZNIE przecież… „profesorowi” trzeba pisownię poprawiać?

  5. Prof. Wielomski pisze, że wszystko się zaczęło od Solidarności 1980 – 1981 r. Następnie pisze o finansowaniu przez CIA. Sprawia to wrażenie, że „S” roku 1980-1981 była finansowana przez CIA, co jest niezgodne z faktami.

    10 listopada 1980 r. zarejestrowany został NSZZ „Solidarność”.
    W błyskawicznym tempie „S” osiągnęła 10 mln członków.
    W praktyce to niemal wszyscy członkowie „S’ byli pracownikami i obligatoryjnie odprowadzali 1% swego miesięcznego wynagrodzenia na konto „S”.
    Minimalne miesięczne wynagrodzenie w 1981 r. wynosiło 2400 zł. Zaś średnie wynagrodzenie wynosiło 7689 zł.

    Teraz do wyliczeń przyjmijmy średnią z obu tych wartości i mamy 5000 zł. miesięcznie. 1% to 50 zł.
    50 zł. x 10 000 000 = 500 mln. (każdego miesiąca)
    12 miesięcy x 500 mln = 6 000 000 000 zł. (6 miliardów zł.)
    W dolarach USD (wówczas 200 zł. za dolara) to jest 30 000 000 $.
    Są to kwoty zaniżone w stosunku do kwot rzeczywistych, co wynika z przyjętej wartości średniego miesięcznego wynagrodzenia (5 000 zł).
    „S’ do 13.12.1981 r. miała własne wystarczająco duże fundusze i sama się finansowała.

    13.12.1981 r. wszystkie konta „S” zostały zablokowane, a zgromadzone na nich kwoty zostały potem przez PRL zrabowane.
    Dopiero po 13.12.1981r. (po wprowadzeniu stanu wojennego przez Jaruzelskiego) CIA przestąpiło do finansowania swoich z „S’ kanałami Mossadu (w Polsce też działał).
    Ówczesny dyrektor CIA William Casey osobiście udał się do Watykanu, aby wrobić Watykan w przerzut pieniędzy CIA do Polski. W Watykanie został odprawiony z kwitkiem. Wówczas to CIA uruchomiło kanały Mossadu.
    W ten sposób powstała NeoSolidarność nie mająca nic wspólnego z „S” roku 1980-1981. Klasyczne przejęcie tylko szyldu.

    W stanie wojennym Watykan pomagał finansowo rodzinom internowanych i nie miał nic wspólnego z finansowaniem „S” przez CIA.
    Józef Bizoń – działacz funkcyjny „S” roku 1980/81.

    1. A jak było z KORem jeszcze przed powstaniem Solidarności? Czy oni też byli „prowadzeni” przez jakieś służby?

  6. Gdyby nie obalono Muru Berlińskiego
    to w Polsce:
    — nie byłoby promowania LGBT,
    — księża by nie wpadli z tego powodu
    w pychę z jej skutkami,
    — nie potępiono by „Akcji Wisła”,
    — b.ksiądz S. Obirek nie nawoływał by
    do likwidacji Spowiedzi dzieci,
    — …….
    I jeszcze. Pomóżcie Rodacy!

  7. Doprawienie gęby NeoSolidarności autentycznemu masowemu ruchowi społecznemu Solidarność 1980 r. – to efekt artykułu Pana profesora.
    Stąd i komentarz KONAR „Nigdy więcej Solidarności”.

  8. Sz.Panie J.Bizoń,
    To nie ” doprawienie gęby…” jest powodem mojego komentarza ” NIGDY WIĘCEJ SOLIDARNOŚCI „.
    Powodem jest tkwienie od połowy lat siedemdziesiątych w środowisku ,które z siebie wyłoniło elitę, która stworzyła aurę mentalną i programową „S”.
    Programatorami byli :
    — działacze KOR-u,
    – działacze KIK–ów, warszawskiego(ale nie Pol-KIK-u), krakowskiego,
    – środowisko ” Kultury” paryskiej,
    – pisma katolickie ” Tygodnik Powszechny”, „Więź”, ” Gość Niedzielny”,
    –duszpasterstwa akademickie np.w Lublinie,…
    Te 10 milionów to , w rzeczy samej, emocjonalne pudło rezonansowe powyższych, zblatowane mentalnie z Zachodnią propagandą zimnowojenną, zapatrzone w autorytety kościelne, atawizmy historyczne ( rusofobia), owczy pęd, aspołeczny polski anarchizm,…
    Z pogardą wyraził się Pan o Polsce Ludowej. A była to Polska Państwowość o dużym potencjale rozwojowym. Rozumiał to śp.B.Piasecki
    ze swoim pomysłem pt. ” PAX”.
    Rozumieli to nieliczni narodowcy a nade wszystko rozumieli to analitycy Zachodni.
    Widzi Pan , dokonaliśmy jako naród złego wyboru . Przeanalizujmy, zrozummy, ale nie racjonalizujmy złego wyboru . To Doświadczenie może być naszym Atutem na nadchodzącą PRZYSZŁOŚĆ.
    Pozdrawiam Pana!

    1. Sz.P. KONAR
      Pisze Pan. że ja „Z pogardą wyraził się Pan o Polsce Ludowej.”
      Proszę wskazać, gdzie, w którym miejscu, w oparciu o co, może jakiś cytat mojej takiej wypowiedzi z podaniem źródła.
      Bez tego przypisanie mi, że z pogardą wyraziłem się o Polsce Ludowej będę traktował jako zabieg mający na celu moją dyskredytację, aby przeforsować swoją narrację.

    2. Powstaje pytanie czy Polacy mogli dokonać innego wyboru? Np. mogliśmy pójść drogą chińską. Jednak jesteśmy niewielkim państwem położonym strategicznie i Zachód mógł nam na to nie pozwolić. Zachód mógł łatwo zablokować nasze możliwości rozwojowe odcinając nas od swojego rynku. Zachód takie metody stosuje powszechnie w skali światowej. Dlatego powstaje zasadnicze pytanie czy naród mógł dokonać innego wyboru?

    1. A co to jest ten „status quo”? A przykładowo również finansowanie rozruchów w obcych państwach mieści się w polityce konfrontacyjnej i próby zmiany statusu quo przemocą czy nie?

      1. Sz.Panie J.Bizoń,
        napisałem o pogardzie na podstawie
        poniższego cytatu:
        „13.12.1981 r. wszystkie konta „S” zostały zablokowane, a zgromadzone na nich kwoty zostały potem przez PRL zrabowane.”
        Być może poniosło mnie, przepraszam.
        Widzi Pan nie mogę już słuchać powszechnego plucia na Polskę Ludową. Rozumie mnie Pan, bo de facto
        plujemy na siebie, na naszych Rodziców, opluwamy Polskę naszym dzieciom. A zarazem to plucie jest kapitałem politycznym naszych wrogów.
        W żadnym wypadku nie jest moim zamiarem dyskredytowanie Pańskiej
        osoby. Wręcz przeciwnie, doceniam Pański dorobek i komentarze.
        Nie forsuję swojej narracji, dzielę się własnym doświadczeniem i opiniami i oczekuję tegoż od interlokutorów.
        Dlatego, prawdę mówiąc, liczyłem na pociągnięcie tematu przez Pana.
        Niestety , zawiodłem się tutaj.

        Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam!

      2. Mieści się, ale na drabince eskalacyjnej jest niżej niż zrzucanie bomb ludziom na głowy. Kluczowa jest nienaruszalność granic.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *