Konserwatyści polscy – będący politycznym marginesem już w II RP – zupełnie przestali istnieć w czasach Polski Ludowej. Decydująca okazała się tutaj ideologia komunistyczna wdrażana w życie po II wojnie światowej, której nie sposób pogodzić z konserwatywnym światopoglądem, a której namacalnym skutkiem była likwidacja ziemiaństwa – naturalnej podpory społecznej konserwatyzmu. Po walcu ideologiczno-politycznym jakim okazały się lata 1945-1989, w III RP nie było po prostu bazy społecznej, na której mógłby oprzeć się ruch konserwatywny. Pomimo tego faktu do dnia dzisiejszego w Polsce działają nieliczne kręgi odwołujące się do dziedzictwa tradycjonalizmu. Przedstawiciele tego nurtu dywagują o przyszłej monarchii polskiej, prowadząc działalność naukową i orbitując na obrzeżach świata polityki. Najbardziej twórczym i liczącym się, jeżeli można tak to ująć, na współczesnej mapie ideowo-politycznej Polski jest środowisko wyrastające z powołanego w 1979 roku Ruchu Młodej Polski, który współtworzyli m.in. Aleksander Hall, Arkadiusz Rybicki, Marek Jurek czy Jacek Bartyzel[1]. Dla naszych rozważań najistotniejsza jest niewątpliwie ta ostatnia postać, która jako jedna z nielicznych nie oddaliła się od swoich konserwatywnych pryncypiów (co jest szczególnie widoczne na tle demoliberalnej drogi obranej przez Halla). Jako Prezes Klubu Konserwatywnego w Łodzi, w przemowie wygłoszonej w 1989 roku podczas uroczystej inauguracji działalności stowarzyszenia, Bartyzel podkreślał, że Europa suwerennych ojczyzn potrzebuje „sakralnego symbolu oraz zwornika jedności”, który pogodzi zwaśnione narody. Powinien być nim Pomazaniec Boży – „polski król, a może i słowiański cesarz”[2].
Naturalnym rewersem postaci Bartyzela na polskiej scenie ideowej jest Adam Wielomski. Ten słynny badacz myśli politycznej sam wychodząc od postawy stricte tradycjonalistycznej, przeszedł stopniową ewolucję do poglądów narodowo-konserwatywnych[3]. We wstępie do jednej ze swoich ostatnich prac Wielomski wprost przyznaje, że to właśnie państwo narodowe stanowi „krańcowy i najwyższy twór europejskiego rozumu politycznego”[4]. Postać Wielomskiego jest zatem doskonałą egzemplifikacją omawianego w niniejszym artykule procesu nacjonalizacji konserwatyzmu, w którym to konserwatysta, a w tym wypadku wręcz tradycjonalista, zdaje sobie sprawę z nieuchronności pewnych procesów społecznych i w obliczu potopu demoliberalnej nierzeczywistości skupia się wokół idei narodu, starając się ratować z tego świata tyle, ile to możliwe[5]. Oczywistym wyrazem tej postawy staje się obrona państwa narodowego oraz sprzeciw wobec dyktatu sił antynarodowej globalizacji.
Bartyzel tymczasem pisze o monarchii, oczekuje powrotu króla i jest forpocztą kontrrewolucji, jednocześnie jednak sam zdaje sobie sprawę z utopijności własnych postulatów. W tym kontekście szczególnie znamienny jest krótki tekst opublikowany przez niego w 2015 roku po wyborach parlamentarnych wygranych przez Zjednoczoną Prawicę Jarosława Kaczyńskiego. Naczelny polski monarchista stwierdzał wówczas, że „reakcyjny, integralny konserwatyzm nie jest empirycznie możliwy bez swojego naturalnego podłoża socjologicznego: niezależnego stanu szlachecko-ziemiańskiego, (…) arystokratycznego, przynajmniej w części, korpusu oficerskiego, zdolnego do zrobienia kontrrewolucji oraz »przedsoborowego« Kościoła Porządku”. Co zatem konserwatyście pozostaje? Bartyzel wskazuje tę samą drogę, którą w przeszłości podążyły niezliczone tłumy obrońców porządku prawdziwego przerażonych potopem nowoczesności:
„Cóż więc robić? Sadzić róże, kontemplować Agathon, siedząc w loży szyderców czekać spokojnie na Paruzję? Wszystko po trosze tak, ale w końcu jest coś ważniejszego niż polityka: trzeba ratować wiarę przed swądem herezji i »czarnobutyzmu«. To najważniejsze zadanie”[6].
Tym samym ostatni pryncypialny kontrrewolucjonista III RP idzie w ślady największych myślicieli prawicy XX wieku, takich jak Eric Voegelin, Leo Strauss czy Nicolas Gómez Davila, którzy ratunku przed zalewem demoliberalizmu szukali w odosobnieniu. Nie mogąc znieść tryumfu nierzeczywistości, tradycjonaliście pozostaje uciec od świata, aby w spokoju kontemplować dziedzictwo prawdziwej Europy i szydząc z kuriozalnych przyziemnych politycznych przepychanek, oczekiwać powrotu króla.
Cały tekst Jana Fiedorczuka znajduje się tutaj.
[1] B. Szlachta, Konserwatyzm…, dz. cyt. s. 232.
[2] Cały tekst wystąpienia Konserwatysta — strażnik Bytu dostępny pod adresem legitymizm.org [dostęp: 12.04.2020]; warto sięgnąć również do innego tekstu, mającego również charakter manifestu, pt. Nasze cele, zob. legitymizm.org [dostęp: 15.05.2020].
[3] Swoje wczesne poglądy Wielomski zaprezentował m.in. w głośnym eseju Konserwatysta w świecie ruin, w którym to przedstawił ideę „konserwatywnego nihilizmu”. W artykule Wielomski wskazywał, że świat tradycji został zgładzony przez demoliberalizm oraz postmodernizm, a „konserwatywnemu nihiliście” nie pozostaje nic innego, jak żyć w otaczającej go rzeczywistości, „z przymróżeniem oka patrząc na wielkie spory tego małego świata”. Zob. A. Wielomski, Konserwatysta w świecie ruin, „Arcana” 2000, nr 34, s. 62-63.
[4] Tenże, Nacjonalizm wobec problemu Europy, Warszawa 2018, s. 11.
[5] Zob. tenże, Szukamy Dmowskiego trzeciej fali nacjonalizmu, „Nowoczesna Myśl Narodowa” 2020, nr 1, s. 10-14.
[6] J. Bartyzel, Gra skończona: bibula.com [dostęp: 28.06.2020].
Skoro nic nie można zrobić w warstwie politycznej, to nie można zrobić. Stąd dość logiczny wniosek, że trzeba ratować chociaż własną duszę.
Czy profesor Wielomski cokolwiek osiągnie w polityce, choćby tylko poprzez wpływ na jakiegoś polityka? Oczywiście, że nie. Czy za cenę jakiegoś umiarkowanego, ale przecież i nieustannie postępującego, dopasowywania się do świata, odwróci trendy? Bez żartów. Czy profesorowi Wielomskiemu uda się przy tym wszystkim nie ponieść szkody na duszy?
A co ma do tego zbawienie własnej duszy? Tylko tradycjonaliści i monarchiści będą zbawieni?
Tuszę, iż w tym pojedynku zwycięzcą może zostać jedynie „naturalny rewers postaci Bartyzela”, ergo „słynny badacz myśli politycznej”… A przed zdolnym, jeśli nie doktorantem to przynajmniej studentem, p. Fiedorczukiem, rysuje się świetlana, naukowa przyszłość…
Witam, nigdzie nie jest wskazane, kto rzekomy „pojedynek” wygrywa. Tekst jest drobnym wycinkiem obszernego artykułu i służy zarysowaniu różnic ideowych między AW a JB. Wystarczy sięgnąć po nowe Pro Fide, by zrozumieć kontekst.
pozdrawiam, JF
ps. skoro Pana tak interesuje me życie prywatne – studia już dawno zakończone