Ano nie kwapiło, i co w tym dziwnego? A czegóż spodziewał się pan minister – że Zachód o niczym innym nie myślał, tylko o tym, jak zaryzykować III wojnę światową, po to tylko, żeby ratować panów Kuronia, Michnika czy Modzelewskiego? Nie zrobił tego w bardziej dramatycznych okolicznościach inwazji ZSRR na Węgry w 1956 i w 1968 po inwazji Czechosłowacji. Nie zrobił tego nie tylko dlatego, że bał się wojny, ale dlatego, że przestrzegał geopolitycznego status quo, czy jak kto woli jałtańskiego targu w 1945 roku.
Ja akurat do Amerykanów i NATO pretensji nie mam – bo tragedia mogła nastąpić, gdyby takie plany były, albo gdyby aktywnie działano w celu podsycenia w Polsce napięcia i doprowadzenia do krwawego konfliktu (na wzór Afganistanu), po to tylko, żeby zrobić kłopot Moskwie. Byłoby to nawet logiczne – walczymy z „Imperium Zła” przy pomocy naiwnych Polaków. Tyle razy w historii dawali się podpuścić, więc dlaczego nie.
Ale z ujawnionych dokumentów wyłania się obraz zupełnie inny. Zachód był prawie tak samo zaniepokojony eskalacją konfliktu w Polsce, jak Moskwa (oczywiście z odmiennych pobudek). Sen z oczu analityków CIA spędzała myśl, co się stanie, jeśli nastąpi interwencja. Coś trzeba będzie zrobić, ale co? Jako scenariusz dla siebie najbezpieczniejszy wybrano także interwencję, ale na Kubie. Zajęta Polską Moskwa nie kiwnęłaby palcem w obronie Hawany. Bo bliższa byłaby dla niej polska koszula. To tak, jak w 1956 – Moskwa wysyła czołgi do Budapesztu, a Anglicy i Francuzi lądują… w Egipcie. Równowaga zachowana, wszyscy są zadowoleni.
Wprowadzenie stanu wojennego było więc dla wszystkich stron tej gry – rozwiązaniem najbardziej optymalnym. Jak pisał w swojej książce o stanie wojennym Andrzej Paczkowski, 13 grudnia 1981 przyjęto z ulgą w Bonn, Paryżu, Londynie i… Waszyngtonie. Analitycy CIA byli zachwyceni tym, co zrobił Jaruzelski. Owszem musieli szybko oficjalnie śpiewać inaczej, bo niczego nie wiedzący prezydent Ronald Reagan zareagował świętym oburzeniem. Trzeba więc było obłudnie protestować. Ale przedtem CIA i rozsądni politycy w Białym Domu postanowili nie informować pana prezydenta o tym, że wiedzą o planach wprowadzenia stanu wojennego (misja podwójnego agenta Ryszarda Kuklińskiego). Richard Pipes wyjaśnił to niedawno w jednym z wywiadów, że ukryto tę informację przed Reaganem obawiając się jego emocjonalnej reakcji (po prostu mógł wszystko popsuć). Oznacza to, ni mniej ni więcej, że w spisku przeciwko radykałom z „Solidarności”, w imię pokoju światowego i stabilizacji – brali udział – nie tylko Jaruzelski i polskie służby, ale po cichu także CIA. Zresztą to przekonanie, że Jaruzelski jest najlepszym wyjściem nie opuszczało Amerykanów aż do końca, czyli do 1990, kiedy George Bush senior poparł jego wybór na prezydenta RP. Wcześniej, w 1984, Amerykanie uznali, że zabójstwo ks. Popiełuszki było „prowokacją” przeciwko Jaruzelskiemu ze strony „betonu” i Moskwy.
Taka nauka płynie z dokumentów NATO. Było to znane znacznie już wcześniej, dlatego zdziwienie niektórych treścią tych dokumentów świadczy tylko o tym, że nie mają pojęcia o mechanizmach rządzących światem. A przecież już w XIX wieku Aleksander Wielopolski szydził z szaleńców, którzy sądzili, że kiedy wybuchnie u nas powstanie – to Zachód natychmiast przyjdzie z pomocą „walczącym o wolność Polakom”. Margrabia miał wtedy powiedzieć: „Czy flota angielsko-francuska przypłynęła już pod Częstochowę?”.
Jan Engelgard
[aw]
No, trzeba przyznac, ze to jest naprawde doskonaly tekst.
również tak uważam.
Trafnie szanowny Panie Autorze. Bardzo trafnie! Ale czy ktoś spodziewał się czegoś więcej po ministrze Sikorskim?