Najczęściej powtarzanym we wszystkich pracach na temat Hiszpanii Franco motywem jest katolicki charakter państwa. O ile wszelkie aspekty doktryny politycznej frankizmu są dosyć nieostre i budzą kontrowersje interpretacyjne pośród różnych odłamów zwolenników frankizmu, to katolicyzm nie budzi wątpliwości. Frankizm broni tradycyjnej religii, katolicyzmu, przyznając mu status religii państwowej i nikt, poza grupkami rozentuzjazmowanych nad faszyzmem falangistów, nie odważa się na jakąkolwiek krytykę Kościoła. Krytyka falangistowska – zresztą szybko uciszona – nie atakowała też wprost religii, lecz co najwyżej Kościół jako instytucję, rzekomo nadmiernie uprzywilejowana w dziedzinie edukacji i wydawnictw. Antyklerykalizm falangistowski budził zgorszenie karlistów, monarchistów, a nade wszystko samego Caudillo.
Frankizm jest systemem politycznym, który nie tylko Kościół toleruje lub przyznaje mu autonomię, lecz czyni zeń jeden z fundamentów ustroju politycznego. Nie jest on „tylko obszarem o częściowej autonomii względem państwa, lecz samą esencją podtrzymującą system polityczny”[1]. Obrazują to negocjacje między Hiszpanią a Watykanem odnoście konkordatu, gdy Luis Carrero Blanco – najbliższy doradca i przyjaciel Franco – na wstępie tych rozmów obiecał stronie kościelnej, że z góry zaakceptuje „wszystko o co poprosi”[2] (inna sprawa, czy tak rzeczywiście było).
Katolickość frankizmu jest zasadniczą różnicą – łatwo dostrzegalną, dlatego często podkreślaną – z faszyzmem. Caudillo zresztą uważał, że ateizm faszyzmu był zasadniczą przyczyną jego klęski, gdyż „Bóg nie mógł przyznać zwycięstwa hitlerowskim przywódcom, którzy gwałcili Jego prawa i prześladowali Jego Kościół”[3].
Franco nie wyobrażał sobie Hiszpanii innej niźli katolicka, co odzwierciedla konkordat z 1953 roku, gdy Hiszpania stała się – obok Portugalii – jedynym krajem w liberalnej i komunistycznej Europie o charakterze wyznaniowym. Jeszcze w 1967 roku mamy oświadczenie rządu hiszpańskiego stwierdzające, że „nie można być dobrym Hiszpanem nie będąc dobrym katolikiem”[4]. Zwolennicy frankizmu rozpoczynając w 1936 roku rebelię, traktowali ją w kategoriach krucjaty i przekonanie to pozostało w tych kręgach żywe do samego końca dyktatury, łącząc trwale hiszpański nacjonalizm i autorytaryzm z katolicyzmem. Frankizm, wierny idei Hispanidad Maeztu, tworzy swoistą narodową religię (el nacionalcatolicismo), choć baczy aby nie popaść w herezję monolatrii – którą zresztą zarzucali frankistom posoborowi demokraci-moderniści[5]. Mamy tu jednak wyraźnie zarysowaną wiarę w specjalną opiekę Boga nad narodem hiszpańskim i Jego sympatię dla obozu narodowego. Hispanidad i katolicyzm są ze sobą nierozerwalnie związane. Historia Hiszpanii jest historią jej Kościoła. Naród hiszpański – zdaniem Franco – powstał na III Soborze w Toledo, a „Cyd jest duchem Hiszpanii”[6]. Mówiąc o obronie narodowych instytucji i idei przed sfrancuzieniem, Franco identyfikował te instytucje i idee z katolicyzmem[7]. Zresztą na początku, gdy obóz nacjonalistyczny dopiero się kształtował, jedynie katolicyzm było jego spoiwem. W 1938 roku Franco przemawiał w Burgos następującymi słowy: „Religia katolicka to kryształ naszej narodowości; jej tajemnicami i dogmatami inspirowały się wieki najchwalebniejsze naszej historii, talent spekulatywny naszych filozofów, geniusz liryczny i dramatyczny poetów, emocja artystyczna wielkich malarzy, i te symboliczne dzieła, połączone z myślą powszechną, koronują najwyższe obłoki hiszpańskiego geniuszu. Wszystkie one są esencjalnie chrześcijańskie i katolickie”[8]. Równo dwadzieścia lat później Franco deklaruje: „naród hiszpański uważa za punkt honoru przestrzeganie w swoim prawodawstwie prawa Bożego, wedle doktryny Świętego Kościoła Katolickiego, Apostolskiego i Rzymskiego, jedynego prawdziwego i wiary nieodłącznej od świadomości narodowej”[9].
Franco znajdował w katolicyzmie zwartą kontrpropozycję dla laickiej demokracji. Katolicyzm legitymizował frankistowską Hiszpanię; zasadzie rzekomej suwerenności ludu przeciwstawiał ideę pochodzenia władzy od Boga – ideę czyniącą frankizm nie mniej prawowitym, a może nawet bardziej. Rząd autorytarny poszukuje legitymizacji swojego istnienia. Może ją znaleźć albo w narodzie – za pomocą referendów – co jednak czyni go cezaryzmem, czyli demokracją uwieńczoną dyktatorem z łaski suwerennego ludu; albo w idei władzy pochodzącej od Boga. Franco odrzucał jakąkolwiek legitymizację własnego panowania za pomocą referendów. Poszczególne prawa i instytucje można tak uprawomocniać, ale władzy Caudillo nie. Władza ta wywodzi swoją prawowitość z systemu aksjologicznego jakim jest katolicyzm. Liberalnemu i laickiemu nihilizmowi i prawom człowieka przeciwstawia Prawo Boże.
Nie należy jednak pochopnie klasyfikować frankizmu jako ruchu teokratycznego, nawet jeśli Caudillo deklaruje, że jego państwo ma charakter wyznaniowy[10]. Franco – jako żołnierz – nie był klerykałem, lecz skrajnym realistą, gdyż realizm wyniósł z doświadczeń pola walki. Dlatego, podkreślając katolicki charakter państwa, współprzenikanie się państwa i Kościoła, Franco podkreślał odrębność celów. Państwo buduje Hiszpanię, Kościół zbawia Hiszpanów. Struktury te spotykają się, gdyż kształtują tych samych ludzi, lecz są odrębne, gdyż działają w odmiennych sferach[11].
Nad grobem Franco i Primo de Rivery w Valle de los Caidos możemy zaobserwować niezwykle charakterystyczne malowidło na suficie. Przedstawia ono Sąd Ostateczny, na którym Bóg sądzi poległych w wojnie domowej. Mauzoleum w Valle de los Caidos teoretycznie poświęcone jest wszystkim poległym. Jednak na wzmiankowanym malowidle Bóg kieruje prosto do Nieba wszystkich zmarłych stojących przed Nim po prawej stronie, podczas gdy wszyscy stojący po lewej idą do Piekła. Bardzo to wymowny przykład ścisłego związku pomiędzy katolicyzmem i prawicą hiszpańską.
Franco – za młodu mało religijny – w czasie wojny domowej popadł prawie w dewocję i pozostał jej wierny do końca życia. Jego religijność była uczuciowa i pozbawiona szerszej refleksji dogmatycznej, oparta na kulcie relikwii (szczególnie św. Teresy z Avili) co czyniło go niezdolnym do dyskusji w tym względzie. Zarazem była to religijność tradycjonalistyczna, o czym świadczy jego całkowita niezdolność do akceptacji nauczania posoborowego Kościoła[12]; modernizm katolicki uważał za przejaw marksistowskiej infiltracji katlicyzmu[13]. Reformy Soboru Watykańskiego II, aggiornamento Jana XXIII i Pawła VI zapewne przerażały Franco, który jednak udawał, że nie widzi rewolucji jaka dokonała się w Kościele i publicznie chwalił min. Jana XXIII[14], społeczne nauczanie soboru za jego rzekomą zgodność z systemem politycznym (dyktatura) i ekonomicznym (wolny rynek) Hiszpanii, a Pawła VI za rzekome nauczanie, że państwo powinno mieć charakter wyznaniowy[15]. Każdy kto tylko przeczytał konstytucje soborowe wie, że Kościół w czasie i po Vaticanum II wyrażał się nieprzychylnie o dyktaturze, wolnym rynku i państwie wyznaniowym.
Fikcji Kościoła proautorytarnego nie udało się utrzymać. Jedynym oficjalnie dostrzeżonym nowym elementem myśli soborowej była wolność religijna, którą szybko wpisano do hiszpańskich praw konstytucyjnych[16]. W rzeczywistości jednak Sobór był ciosem w plecy zadanym frankizmowi przez Kościół, gdyż od czasu Soboru drogi Kościoła i frankizmu nieuchronnie zaczynają się rozchodzić, gdyż szczególnie „młody kler, wzorując się na hierarchach, rozciągnął zasadę (soborową – A.W.) do skrajności”[17]. W seminariach hiszpańskich codziennością stała się lektura teologów wyzwolenia, a nawet samego Marksa. Posoborowy kler stanął na czele ruchu demokratycznego, a duchowni przewodzili na antyfrankistowskich wiecach. Frankiści z przerażeniem pisali i mówili o „epidemii marksizmu” w hiszpańskim Kościele[18].
Sobór Watykański II miał decydujące znaczenie dla upadku frankizmu. Legitymizacja władzy Caudillo miała charakter tradycyjny i, nie wywodząc się od suwerennego ludu, z natury rzeczy musiała być wywodzona od Boga. I Kościół katolicki w Hiszpanii taką legitymizację władzy tej dawał, aż do Soboru. Hierarchowie Kościoła, przebywając przez kilka lat na Soborze, czyli poza Hiszpanią, zarazili się modą na aggiornamento, którą poznali przebywając w Rzymie; szybko dostrzegli, że frankizm jest zaprzeczeniem ducha soborowego; a narodowy katolicyzm zaprzeczeniem ekumenizmu Kościoła opanowanego przez modernistów[19]. Pod wpływem nauczania soborowego biskupi zaczęli się domagać rozdziału Kościoła od państwa, co oznaczało kres idei narodowego katolicyzmu, a także demokratyzacji, wywodząc – pod wpływem modernistycznej teologii – demokrację od nauczania Chrystusa i tym samym odrzucając wielowiekową tradycję Kościoła opierającą się na nauczaniu o porządku i autorytecie jako podstawach istnienia społeczeństwa. Równocześnie, pod wpływem soborowej wizji Chrystusa–demokraty, duchowieństwo hiszpańskie zaczęło uważać, iż w 1936 roku Kościół powinien poprzeć republikanów, a nie nacjonalistów. Wielu duchownych zaczęło się zbliżać do marksizmu, a sam Episkopat w roku 1967 zalecał dialog ze związkami zawodowymi, także tymi o charakterze marksistowskim, gdyż Kościół – tak jak marksiści – winien być po stronie ubogich i maluczkich[20].
Zastanawiając się nad tą metamorfozą Kościoła w Hiszpanii możemy stwierdzić, że jego porzucenie frankizmu miało dwie przyczyny: nauczanie soborowe, które postawiło Kościół politycznie po stronie hiszpańskiej lewicy; a także przyśpieszony rozwój gospodarczy kraju. Kapitalizm prowadzi do rozrostu nierówności społecznych, które nie były tak ostre w epoce Franco-syndykalisty. Zwrot ekonomiczny Hiszpanii ku wolnemu rynkowi zszokował niższe duchowieństwo, które nie umiało zrozumieć nowoczesnych zasad rynku i skupiło się na krytyce bieżących nieszczęść robotników, nie rozumiejąc, że kapitalizm – a nie prymitywna redystrybucja – jest jedyną drogą przyszłej poprawy ich położenia. W obliczu apokalipsy kapitalizmu niższy kler – na co dzień bytujący pośród robotniczych przedmieść za pośrednictwem struktur niosących posługę w tych środowiskach (Stowarzyszenie Robotnicze Akcji Katolickiej – Hermendades Obreras de Acción Catolica oraz Robotnicza Młodzież Katolicka – Juventud Obrera Catolica) – stanął na czele neosocjalistycznego ruchu przeciwnego modernizacji, zastępując zdelegalizowane i realnie słabe związki zawodowe oraz partie lewicowe i populistyczne.
Do wymienionych przed chwilą organizacji zajmujących się, teoretycznie, posługą religijną – a w praktyce działalnością związkową – przyjmowano dawnych agitatorów socjalistycznych, a nawet komunistycznych. Organizacje te nawiązały zresztą formalne kontakty z marksistowskimi i nielegalnymi komisjami robotniczymi. Jednym z postulatów Kościoła było min. współzarządzanie fabrykami przez robotników[21]. W sukurs tej postawie przyszła nauka posoborowa, wyraźnie optująca za socjaldemokratyczną koncepcją państwa dobrobytu.
Adam Wielomski
Jest to fragment mojej książki "Hiszpania Franco"
Ciekawe, wynika z tego bowiem, że pośpieszne i na pierwszy rzut oka niezrozumiałe odejście Hiszpanii od wiary jest bezpośrednim skutkiem SWII, który zrewolucjonizował tamtejszy kler. Lewica i tak była ateistyczna, a prawica poczuła się pewnikiem zdradzona po tym, jak kler obrócił się przeciwko niej, czego skutkiem było z kolei jej odejście od Kościoła i laicyzacja. Prawda czy się mylę?
Czy uważa Profesor, że gdyby nie Sobór, to Frankizm trwałby sobie bez Franco do dzisiejszych czasów i Hiszpania nie wstąpiłaby do UE itp.? Czy deklaracje soborowe nie były bardziej skutkiem czegoś niż przyczyną? Czy zmiany nie wynikają miałkości intelektualnej konserwatywnej (i nie tylko) prawicy? Czy istnieje koncepcja państwa konserwatywnego we współczesnym świecie uwzględniająca zabezpieczenie przed zmianą kursu, która opisuje sposoby kanalizacji nieuniknionych napięć społecznych? Prawie w każdym kraju obserwowaną stałą ideą „prawicy” mainstreamowej jest domaganie się 10-15 lat okresów przejściowych we wdrażaniu ideologii lewicowej. Nie ma alternatywy. Jest tylko narzekanie, że „nie jesteśmy gotowi” itp. itd. Społeczeństwo polskie nie jest jeszcze przygotowane na gejowo – twierdzi Michał Kamiński z PJN. To także kwintesencja postępowania PiSu i prawego skrzydła PO. Ten portal jest jednym z niewielu miejsc, dla których idea odwlekania o 10-15 lat wdrożeń jedynie słusznych rozwiązań lewicowych nie jest sensem istnienia. To mnie tu trzyma przy całej mojej krytyce. Niestety także tu brak spójnej i atrakcyjnej wizji państwa i społeczeństwa konserwatywnego. Groby, pomniki, historia i tożsamość są bardzo ważne, ale społeczeństwa są już inne, środki komunikacji inne, inny stan posiadania i inne możliwości mas. Specjalistyczne wykształcenie daje ludziom ułudę wiedzy uprawniającej do dokonywania skomplikowanych rozstrzygnięć filozoficznych w sposób zupełnie prostacki, co jest bardzo na rękę wiadomo komu. Czy dysponujemy realną wizją na dzisiejsze czasy, która stawiałaby czoło dzisiejszym wyzwaniom i mogła by być zrealizowana, gdyby Opatrzność stworzyła ku temu szansę?
@Alek: do czasu gospodarczego załamania się Systemu nie ma żadnych szans. Później, jak Pan to nazwał, możliwości mas ulegną drastycznemu ograniczeniu i wiele rozwiązań dzisiaj nie do pomyślenia stanie się realnymi.
Rzeczywiście ta rewolucja w Kościele wbiła jednocześnie nóż w plecy rządom Franco. Niestety lewicowy lub lewicujący kler stanowił jedną z głównych sił zwalczających ustrój Hiszpanii tamtego okresu jak i Chile za Generała Pinocheta.