Stara romańska katedra pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny i św. Wawrzyńca w szwedzkim Lund, z której przed rewolucją protestancką wiara katolicka promieniowała na całą Skandynawię, w ostatni poniedziałek stała się świadkiem wydarzenia, które jest kolejnym krokiem na drodze ku dechrystianizacji Europy. Świętowanie 499. rocznicy wystąpienia zbuntowanego augustiańskiego mnicha już samo w sobie stanowi akt apostazji. Płynące z ust papieża wyrazy aprobaty dla „duchowości” Lutra, podkreślanie jego „poszukiwania miłosiernego Boga” (którego nota bene Luter summa summarum zrównał z diabłem) i wspólne modlitwy z heretykami przerażają każdego, kto ma choć najmniejszą wiedzę na temat osoby niemieckiego zakonnika i jego doktryny.
Tego typu wydarzenie i wypowiedzi najwyższego zwierzchnika Kościoła nie są jednak żadnym novum, a konsekwentnym podążaniem wcześniej wyznaczoną ścieżką. Ścieżką wyznaczoną przez ostatni Sobór, przez jego „ducha” i przez posoborowych papieży, a zwłaszcza, niestety, przez papieża Jana Pawła II. To właśnie papież Polak wielokrotnie wypowiadał się o Lutrze z wielkim uznaniem. Nazywał go „poszukującym i stawiającym pytania pielgrzymem”, podkreślał, że badania naukowe nad osobą Lutra ukazują jego „głęboką religijność, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia”. Podważał także ważność ekskomuniki nałożonej na herezjarchę przez papieża Leona X bullą Decet Romanum Pontificem, odmawiał ułożoną przez Lutra modlitwę o jedność chrześcijan czy wreszcie pielgrzymował do jego grobu.
W podróży papieża do Szwecji najistotniejsze są nie same obchody, w których brał on udział, ale ich miejsce. Również Jan Paweł II kiedyś udał się do Szwecji. Oczywiście nie z powodu św. Brygidy Szwedzkiej, św. Brynolfa czy pochowanej w Uppsali Katarzyny Jagiellonki, która czyniła starania na rzecz rekatolicyzacji Szwecji, ale w celu docenienia tamtejszego protestantyzmu i jego osobistości. Wtedy to papież Wojtyła złożył kwiaty na grobie luterańskiego pastora odpowiedzialnego za zorganizowanie konferencji ekumenicznej w Sztokholmie w 1925 roku, która stała się powodem reakcji Stolicy Apostolskiej. To właśnie z powodu tej konferencji Pius XI w 1928 roku wydał encyklikę Mortalium Animos, w której znajduje się słynne zdanie będące swoistą definicją – jeśli można się tak wyrazić – katolickiego ekumenizmu: „Pracy nad jednością chrześcijan nie wolno popierać inaczej, jak tylko działaniem w tym duchu, by odszczepieńcy powrócili na łono jedynego, prawdziwego Kościoła Chrystusowego, od którego kiedyś, niestety, odpadli.” Mortalium Animos zabraniała katolikom udziału w jakichkolwiek kongresach tego typu. Nawiedzenie grobu szwedzkiego pastoru przez Jana Pawła było gestem przeprosin za działania Stolicy Apostolskiej z końca lat dwudziestych.
Tyle na temat motywacji Jana Pawła II w jego podróży do Szwecji. Dlaczego jednak akurat do Szwecji udał się papież Franciszek? Dlaczego tam rozpoczęto obchody tzw. Roku Reformacji? Przecież ta zaczęła się w Rzeszy. Luter miał przybić swoje tezy do drzwi kościoła w Wittenberdze, a nie w Uppsali czy Lund.
W moim przekonaniu chodziło o afirmację samego „Kościoła Szwecji”, jego skrajnego progresywizmu oraz pewnego zbioru „wartości”, którymi się on kieruje, a które wyklnąłby zapewne i sam Luter. A te stały się powszechnie znane: akceptacja aborcji, homoseksualizmu, rozwody, „otwartość” na migrantów, a także dopuszczenie kobiet do pełnienia funkcji kościelnych. Wszystko to uosabia niejaka pani Eva Brunne, „biskupka” Sztokholmu, otwarcie przyznająca się do życia w sodomicznym związku, wychowując przy tym chłopca. Rok temu „wsławiła się” pomysłem, aby w luterańskiej diecezji sztokholmskiej zdjąć z kościołów krzyże. Z uwagi na to, że szwedzki protestantyzm nie ma już nic wspólnego nawet z chrześcijaństwem w wizji Lutra, zdjęcie krzyży z protestanckich bożnic samo w sobie byłoby nawet zasadne. Jednak Brunne chciała zastąpić je drogowskazami w kierunku Mekki, aby podkreślić swoją gościnność wobec muzułmanów, którzy ponadto mogliby się pomodlić w szwedzkich kościołach. Muzułmańskich imigrantów nazwała zaś aniołami.
Ze wszystkimi „wartościami” Kościoła Szwecji, wyjąwszy aborcję, identyfikuje się w mniejszym lub większym stopniu obecny biskup Rzymu. Wypowiedzi pobłażające homoseksualizmowi, dopuszczanie wiernych żyjących w związkach cywilnych do Komunii św., użalanie się nad migrantami – to wszystko jest codziennością, od kiedy kard. Bergoglio został papieżem Franciszkiem. W trakcie swojej podróży do Szwecji Biskup Rzymu spotkał się z panią Brunne, co nominalnie katolicka opinia starała się raczej przemilczeć. Gest ten od razu dostrzegły media. Dziennikarze w trakcie konferencji prasowej w samolocie, którym podróżował papież, natychmiast zadawali pytania o to czy i w Kościele katolickim kobiety zostaną kiedyś dopuszczone do kapłaństwa. Papież zaprzeczał przypominając list apostolski Jana Pawła II z 1994 roku na temat możliwości wyświęcania kobiet.
Słowa to jedno, gesty, które mówią zdecydowanie więcej, to drugie. A te, gdy idzie o udział kobiet w życiu Kościoła, zmierzają od dłuższego czasu w jasno określonym kierunku: przygotować katolików do kolejnej rewolucji, którą będzie wyświęcanie kobiet. Już w maju tego roku, papież Bergoglio zapowiedział utworzenie komisji, która będzie miała na celu zbadanie kwestii ewentualnego dopuszczenia kobiet do posługi diakonis. Taka deklaracja padła w trakcie posiedzenia Międzynarodowej Unii Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich. Jak tłumaczył, pewien dobry profesor badał posługę diakonis w pierwotnym Kościele, ale wówczas nie było jasne czy były one wyświęcane czy nie.
Już samo zlecanie badań co do ewentualności udzielania święceń kobietom, poddawanie tej kwesti pod dyskusję jest wystąpieniem przeciwko Tradycji, przeciwko Pismu Świętemu, przeciwko sakramentowi kapłaństwa i ustrojowi Kościoła. Załóżmy, że papieska komisja stwierdziłaby, że można dopuścić kobiety do diakonatu. Jeżeli diakonat jest kolejnym stopniem święceń to logiczną konsekwencją uznania ich dopuszczalności byłoby późniejsze dopuszczenie ich do święceń prezbiteratu, a nawet święceń biskupich. Zresztą kobiecy diakonat napędziłby tylko wszelkie ruchu typu „Women can be priests” do wysuwania takich żądań, bo niby dlaczego poprzestać na samym tylko diakonacie? Dlaczego nie zaoferować kobietom więcej z dobrodziejstw Kościoła?
Papieskie zapewnienia o niedopuszczalności święcenia kobiet na pokładzie samolotu, powoływanie dokumentów wydanych przez Stolicę Apostolską miały na celu uspokojenie konserwatywnych katolików, którzy – jak wnioskuję po różnych dyskusjach na portalach społecznościowych – dają się na to nabierać. Obserwując różne wypowiedzi i działania obecnego papieża można śmiało zaryzykować tezę, że prywatnie uważa on, że nie ma przeszkód, aby wyświęcać kobiety i dopuszczać je do funkcji kapłańskich, „Kościół Szwecji” jest dla niego znakomitym tego przykładem. Podobnie jak uważa, że „miłość homoseksualna” ma coś z miłości małżeńskiej etc. Jose Bergoglio zastanawia się tylko, jak mógłby tę rewolucję przeprowadzić jako papież Franciszek. Wysiłki na rzecz kapłaństwa kobiet podejmowane są już zresztą od kilku dziesięcioleci. Ks. prof. Michał Poradowski w swoim eseju „Protestantyzacja katolicyzmu” przywołuje statystyki francuskiego Kościoła z roku 1977. Już wtedy ponad połowa tamtejszego duchowieństwa opowiadała się za wyświęcaniem kobiet na księży i biskupów. Nie jest też tajemnicą, że również w Watykanie istnieje, poza chociażby lobby homoseksualnym, silne lobby na rzecz wyświęcania kobiet. Spotkanie z Evą Brunne za pewne bardzo ucieszyło przedstawicieli zarówno jednego, jak i drugiego z wymienionych lobbies.
Wszystko to prowadzi do smutnych wniosków. Obawiam się, że należy spodziewać się kolejnych kroków zmierzających w kierunku dalszej deformacji katolickiego kapłaństwa i liturgii. Z resztą pierwszy z nich został uczyniony zbiegł się w czasie z wyjazdem do Szwecji. Tego samego dnia ogłoszono, że 28 października wszyscy konserwatywni hierarchowie z Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, wśród nich kardynałowie Raymond Burke i Malcolm Ranjith, pożegnali się z funkcjami. Zastępują ich progresywiści, którzy za pewne zadbają o równouprawnienie w prezbiterium.
Bartłomiej Gajos
2 thoughts on “Gajos: Czego papież Bergoglio nauczył się od „Kościoła Szwecji”?”