Twierdzenie to znacznie odbiega od reguł political corretness, a były piłkarz kadry Francji musiał bronić się przed oskarżeniami o rasizm.
Miały one pozory racjonalności, jednak – po przemyśleniu sprawy – należy je odrzucić z całą stanowczością. Najpierw zastanówmy się, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy rasizm. Nie roszcząc sobie pretensji do stworzenia artykułu narodowego, pomińmy dywagacje twórców teorii rasizmu, wśród których za najważniejszych należy uznać Chamberlaina, Gobineau oraz Rosenberga. Może to nawet skutkować uproszczeniami, gdyż przyjmując krążącą w strywializowanym „powszechnym obiegu” definicję przedmiotu naszych rozważać zapominamy, że tak naprawdę podzielał ją jedynie ostatni z ideologów, zaś dwaj pierwsi czy to przejawiali po prostu pewne formy elitaryzmu czy też partykularyzmu grupowego, nie przejmując się w ogóle kwestiami fizjonomicznymi.
Cała „sprawa Blanca” uświadomiła mi, że wcale nie powinno się opisywać rasizmu w oparciu o dychotomię rasizm rzeczywisty-rasizm domniemany. Ten pierwszy zdefiniować należy jako mniej lub bardziej jałowo uargumentowaną tezę, że każda osoba o pewnym kolorze skóry jest mniej zdolna, mniej inteligentna, „gorsza” od każdej osoby o innej barwie ciała. Ten drugi, imputowany politycznym adwersarzom, stanowi prymitywną pałkę do ich biczowania, zdezawuowania czy wręcz odmówienia prawa do wypowiadania się „na równych prawach”.
Tymczasem poszerzyłbym ów dualizm o trzeci rodzaj rasizmu, leżący niejako pomiędzy dwoma wspomnianymi. Aby lepiej zobrazować te dywagacje wróćmy do sprawy Blanca i pojawiających się argumentów na rzecz uzasadnienia tego, co wyartykułował.
Po pierwsze, Blanc stwierdził, że francuskiej piłce potrzebni są zawodnicy o innej kulturze gry niż „silni i wysocy”. Po drugie, przywołany został argument, że zbyt wielu piłkarzy szkolnych za francuskie pieniądze ma podwójne obywatelstwo. Po trzecie, wspomniano o statystyce dowodzącej, że wielu spośród piłkarzy uczących się futbolu nad Sekwaną następnie decyduje się grać nie dla „trójkolorowych” (przydomek złośliwie rozszyfrowywany jako efekt faktu, że reprezentacja Francji to zespół biało-czarno-żółty), lecz dla kraju, z którego pochodzą.
Jaki jest wspólny mianownik opisanych kategorii zawodników? Taki, że zazwyczaj przypisani do nich zawodnicy mają kolor skóry inny niż biały. Wynika z tego, że Blancowi nie chodziło o jakąś irracjonalną niechęć do osób, które mają inną zawartość pigmentu w skórze, lecz o wyrażenie zaniepokojenia nad szkodliwymi dla rozwoju francuskiej piłki procesami. Oskarżenie o rasizm jest mocno naciągane i ma uzasadnienie tylko o tyle, iż autor wypowiedzi wskazał na kompatybilność postawy piłkarzy i ich koloru skóry. Nie mówił zaś o żadnym związku przyczynowo-skutkowym, nie stwierdził, że pewne postawy są zdeterminowane przez fakt, że ktoś jest czarny.
I, prawdę mówiąc, trudno się z nim nie zgodzić. Rzeczywistość całkowicie potwierdza jego tezy i obawy. Gdy przypomnimy sobie najpopularniejszych czarnoskórych zawodników reprezentacji Francji w istocie zobaczymy piłkarzy „silnych i wysokich” (Thuram, Wiltord, Anelka – to przykłady pierwsze z brzegu). Oczywiście, można się zastanawiać, czy fizjonomia tych graczy jest wadą czy zaletą, ale to już temat do dywagacji dla selekcjonera, w żadnym wypadku nie mieszczący się w ramach tego tekstu. My możemy wspomnieć choćby przykład Ludovica Obraniaka – reprezentanta Polski, wyszkolonego za francuskie pieniądze. Otóż on zdecydował się grać dla rodzimej kadry narodowej dopiero, gdy stwierdził, iż trafić do francuskiej nie ma żadnych szans. Wielu czarnoskórych świadomie uczy się we Francji, by później nabytych umiejętności nie „spłacać”.
Nie, Blanc nie powiedział, że czarnoskórzy tak postępują, bo są czarnoskórzy. Stwierdził jedynie, że „Afrofrancuzi” (ach, te uroki „poprawności politycznej”) tak postępują i to jest możliwe do dowiedzenia statystyką.
W tym momencie przypomina mi się myśl Feliksa Konecznego, kontestującego wszelkie teorie redukujące cechy człowieka determinujące jego postępowanie do jednej. W jednym rzędzie postawił teorie sprowadzające człowieka do tego, że „jest człowiekiem” oraz teorie rasistowskie, za jedyną determinantę uznające kolor skóry. Jednocześnie konstatował, iż rasiści w istocie często trafnie określają działanie pewnych grup ludzkich, jednocześnie błędnie interpretując przyczyny tegoż działania.
Za najważniejszy powód takiego a nie innego postępowania grup ludzkich uznawał cywilizację, z jakiej się wywodzą. Jako że obszar pewnej cywilizacji często pokrywa się z dominacją jakiejś rasy, rasiści to, co stanowi efekt uwarunkowań cywilizacyjnych definiują jako skutek faktu, że dana osoba ma określony kolor skóry.
Zauważmy, że osoby imputujące Blancowi rasizm, czyli rozmaici tolerancjoniści i szermierze „politycznej poprawności” posłużyli się logiką analogiczną do rasistów. Jedni imputują komuś rasizm, mimo że mówi o cechach związanych z zupełnie czymś innym, zaś drudzy głoszą teorie rasistowskie, mimo że opisywane przez nich predyspozycje mają niewiele wspólnego z kolorem ciała.
Jacek Tomczak
[aw]
może afera jest dlatego, że nazywa się on Blanc:)
„Narodowe” reprezentacje w dzisiejszej Europie to często kpina, dlaczego wolę od pewnego czasu oglądać piłkę klubową.
„Zauważmy, że osoby imputujące Blancowi rasizm, czyli rozmaici tolerancjoniści i szermierze „politycznej poprawności” posłużyli się logiką analogiczną do rasistów”: Jest to problem wszystkich dyskursow „antydyskryminacyjnych”. Pietnowanie praktyk polegajacych na rzekomej dyskryminacji ze wzgledu na rase, plec, orientacje itp. prowadzi do tego, ze kategorie rasy, plci czy orientacji sa wlasnie uwypuklane. A zadaniem dyskursu antydyskryminacyjnego mialo byc wlasnie usuniecie tych katogorii z przestrzeni spolecznej. Wbrew tym intencjom dykurs antydyskriminacyjny podkresla przynaleznosc danych ofiar do grupy rasowej, plci, itp. Lewacy juz to zauwazyli i zastanawiaja sie, jak to rozwiazac. Odsylam do dyskusji prawniczych na ten temat.