Grott [rec.]: Andrzej Krzystyniak, „Zwijanie polskości”, Katowice 2020.

A więc mamy tu książkę, którą POWINIEN PRZECZYTAĆ KAŻDY POLSKI NARODOWIEC, nie odkładając jej później na półkę ale traktując jako rodzaj wezwania do koniecznego przeciwdziałania w stosunku do opisywanych zjawisk.

„Zwijanie polskości” to hasło, które brzmi groźnie i wzbudza czujność  – co się dzieje ? o co tu chodzi i co robić dalej? Oczywiście działać!

Akcja książki napisanej przez historyka i publicystę dra Krzystyniaka rozgrywa się na Górnym Śląsku, szczególnie na tych jego terenach, które  były częścią II Rzeczypospolitej, stanowiąc wówczas województwo śląskie, obszar o dużym procencie ludności niemieckiej lub świeżo zgermanizowanej dopiero w końcu XIX w, nierzadko składającej się z tzw. dołów społecznych, a więc ludzi o określonym profilu mentalnym, niejasnym, chwiejnym i często koniunkturalnym.

Refleksja Krzystyniaka sięga jednak także i dalej dotykając również, chociaż dość ogólnie całej obecnej problematyki Ziem Zachodnich. Tam bowiem, chociaż w jakiś inny i nie tak dotkliwy już sposób, ma  również miejsce „zwijania polskości”.

Pamiętajmy, że to właśnie najszerzej w obrębie nurtu narodowo-radykalnego już przed II wojną wysuwano postulaty powrotu Polski na te obszary, a w latach okupacji grupa „Szańca” wraz z endecką organizacją „Ojczyzna”  podjęły się  zadania dogłębnego i szczegółowego opracowania kwestii rewindykacji na zachodzie wraz z pozbyciem się z tych terenów ludności niemieckiej.

Poruszane przez dra Krzystyniaka sprawy dotyczą nie tylko kwestii czysto terytorialnych, ale także i zachodzących na Górnym Śląsku i nie tylko tam, różnych mechanizmów kulturowych, które miały i mają przecież nadal swój głęboki wydźwięk polityczny. Bo co ma właściwie znaczyć ta sytuacja, którą autor opatrzył mianem – „zwijania polskości”? Idzie bowiem o rugowania polskości z pewnych terenów ale także i o zjawisko słabnięcia kondycji samych Polaków jako narodu, który jak można sądzić nie doszedł jeszcze do siebie po półwiekowej   obróbce przez „ducha” komuny i nadal jest zatruwany przez jej pozostałości oraz skrajnie liberalną ideologię, która podmywa poczucie tożsamości narodowej. „Zwijanie polskości” to sytuacja jaka ma miejsce nie tylko na jednej płaszczyźnie. To jest szeroko rozlewająca się zaraza i trzeba z nią walczyć!

Dr Andrzej Krzystyniak pisze (str. 37): „Na Śląsku trawa zamazywanie polskości przy biernej postawie prawie wszystkich instytucji państwa polskiego. Polskość Śląska w sferze kulturowej jest usuwana często w brutalny i bezpardonowy sposób. Myślę, że wielu ucieszyłoby się, gdyby np. od jutra rozpoczęto usuwanie polskiego godła z instytucji państwowych”. itd., itd…

Zabrakłoby tu miejsca aby streścić choćby tylko większość przedstawianych przez autora rozlicznych opisów sytuacji mających obecnie miejsce na Górnym Śląsku. Jego książkę należy więc dokładnie przyswajać i zapamiętywać to co komunikuje wprost i co można wyczytać pomiędzy wierszami. Sytuacja jest naprawdę groźna i wymaga interwencji czynnika społecznego. Skoro można było wyjść na ulice Hajnówki i protestować przeciwko odrzucaniu przez tamtejszych radnych nazw ulic poświęconych pamięci  lokalnych „Żołnierzy Wyklętych” to można chyba podobne akcje podejmować i na Górnym Śląsku i gdziekolwiek indziej gdzie by miały zastosowanie!

Podobne do omawianej tu pracy dra Krzystyniaka teksty książkowe o podobnym wydźwięku,  pojawiały się już dawniej na naszym rynku księgarskim. Jest to zrozumiałe i pozytywne bo problem nabrzmiewa nie od wczoraj. Jeden z polskich dziennikarzy współpracujący wówczas z „Naszym Dziennikiem” Ryszard Surmacz opublikował przed kilkoma laty książkę pt. „Znów tracimy Śląsk” . Tytuł tak samo niepokojący, tak samo mobilizujący do przeciwdziałania do podjęcia akcji bezpośredniej.

W książce swojej Surmacz z sarkazmem opowiada, może o sytuacjach nie tak widocznych na co dzień, ale bardzo ważnych. Jeden z obrazków, które roztacza przed oczami czytelników  dotyczy spotkań polsko-niemieckich, w których biorą udział polscy stypendyści w niemieckich ośrodkach naukowych, ludzie  którzy być może w przyszłości będą tworzyli naukę w naszym kraju i  choćby pośrednio kształtowali w swoich zakresach poglądy odbiorców ich prac.

Co pisze o tym Surmacz? W sarkastycznym  tonie opowiada, jak to na takich właśnie zebraniach można usłyszeć „jako tako obiektywne referaty Niemców”, którzy starając się zachowywać taktownie w stosunku do gości odchodzą od dawnego stylu przedstawiania spraw polskich. Natomiast Polacy prześcigają się w powtarzaniu różnych tendencyjnych  poglądów  chcąc, jak można się domyślać, podobać się gospodarzem. Robi to bardzo przykre wrażenie. Jak wynika z refleksji Surmacza w takich sytuacjach nikt nie zamierza bronić  polskich racji. Należy natomiast uważać aby się nie narażać gospodarzom i fundatorom stypendiów. Konstatacji  podobnych poglądom dziennikarza z „Naszego Dziennika” spotkać można u Krzystyniaka wiele.

Dlaczego tak się dzieje? Skąd biorą się takie postawy? Kto wychowywał i kształcił tych młodych ludzi? Czy to może odzywa się już dawno piętnowana przez Dmowskiego fatalna skłonność Polaków do tzw. „niedrażnienia”, uznawana za metodę do załatwiania własnych spraw. Oczywiście mądre kompromisy są czasem pomocne ale one też nie zawsze przynoszą oczekiwane skutki. I czy w ogóle można tu mówić o jakiejś mądrości. Ten ostatni pogląd odniesiony do opisywanych sytuacji byłby z gruntu błędny! Tu chodzi o mentalność tych ludzi, których, jak widać nie  nauczono na czym polega zachowywanie własnej godności., którzy tak naprawdę nie odczuwają własnej wartości, którzy mają naturę  wiecznych „satelitów” i nie są w stanie w pełni reprezentować jakąś wyższą  kulturę duchową. Mają zakodowany od wczesnych lat swego życia kompleks niższości, który wyraża się bezrefleksyjnym uleganiem wszystkim, których uważają za silniejszych, bogatszych czy też dysponujących jakimiś dobrami materialnymi. Są labilni i przechodzą łatwo z jednej strony na drugą, a więc i łatwo dopuszczają się zdrad.

Obok Surmacza wartym polecenia czytelnikom są teksty książkowe i innych polskich intelektualistów oraz historyków, dotyczące tych samych i podobnych zagadnień. Jednym z nich jest wyszydzony przez „Gazetę Wyborczą” „Esej o duszy polskiej” pióra profesora filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim i europosła Ryszarda Legutki. Legutko roztoczył tam swój pogląd na degrengoladę elit polskich w latach PRL-u. Innym bardzo ciekawym autorem zajmującym się podobnymi zagadnieniami jest poeta, dramaturg ale i historyk-intelektualista Bohdan Urbankowski. Jego książki „Czerwona msza” (trzykrotnie wznawiana) oraz „Pierścień Gygesa-szkice z tajnej historii Polaków” podejmują na swój sposób historię zgnilizny w Polsce na przestrzeni ostatniego półwiecza. A ona to przecież w dużej mierze jest winna sytuacji istniejącej dzisiaj na Górnym Śląsku ale bynajmniej nie tylko tam! Lista autorów o podobnej randze i kręgu zainteresowań nie wyczerpuje się tymi kilkoma nazwiskami.!

Jak już zaznaczano wyżej brak własnej godności rzuca się w oczy w wielu sytuacjach w związku z relacjami współczesnych Polaków z sąsiadem zza Odry i Nysy Łużyckiej. Przypomnę jeszcze dwa znane mi jaskrawe przykłady. Pierwszy dotyczy miasta Szczecina, gdzie jeden z radnych wysunął projekt aby nowo zbudowane rondo w mieście nazwać imieniem i nazwiskiem Lecha Neymana zamordowanego w roku 1948 przez komunistów jednego z ideologów  i kierowników podziemnej grupy „Szańca”  i autora  broszur zajmujących się kwestią repolonizacji ziem, na rzecz których przyłączenia do po wojnie do Polski  pracowała jego organizacja.  Negatywną reakcją na taką propozycję, ze strony innych radnych była odpowiedź, że nie można tego przeprowadzić ze względu na konieczność zachowania dobrych stosunków z Niemcami.

Coś w swej istocie podobnego zdarzyło się w związku z urządzeniem w Kluczborku uroczystości na cześć Gustawa Freytaga syna niemieckiego  burmistrza tego miasta, który był poczytnym  wśród Niemców w XIX wieku powieściopisarzem. Został on już dawno źle oceniony przez stronę polską i uznany za polakożercę, którego powieści (szczególnie „Soll und haben”) oczerniały Polaków i przyczyniały się do hodowania u Niemców pogardliwego do nich stosunku a nawet i rozbudzania nienawiści. Jak widać organizatorzy tej uroczystości/konferencji nie brali tej kwestii pod uwagę, a może wcale o niej nie wiedzieli? A może wiedzieli ale to nie miało dla nich większego znaczenia? Natomiast zapytany telefonicznie o przebieg i charakter tej uroczystości pewien profesor będący jednym z prelegentów robił wszystko aby nie rozmawiać z autorem niniejszego tekstu, który chciał się o tym co zdarzyło się w Kluczborku możliwie jak najwięcej dowiedzieć  i zapewne, jak sądził ów prelegent stawiałby jakieś  „kłopotliwe” pytania.

Przypominanie takich faktów jest konieczne. Wskazuje ono na wagę i znaczenie lokalnych ale także i ogólnopolskich problemów. Odnosi się do zjawiska tzw. „pedagogiki wstydu”, którą w Polsce operują z rozmachem rozmaite czynniki żerujące  na fakcie przerwania przez komunistyczną okupację trwającą blisko pół wieku, dawnej tradycji i zniszczenia kulturowego oblicza elit reprezentujących polskość. Trzeba się zgodzić z Krzystyniakiem i innymi autorami, że to co dzieje się na Górnym Śląsku, w pewnym zakresie realizuje się, oczywiście z różnymi wyjątkami i w innym natężeniu, na terenie prawie całego kraju. Narodowa kondycja Polaków pozostawia wiele do życzenia. Autor „Zwijania polskości” wzywa do zajęcia się problemem choć w zasadzie sam operuje materiałem  interesującym najbardziej historyków, którzy zbierają „fakty”. Dalszą ich obróbką i interpretacją powinni zająć się jeszce socjologowie i kulturoznawcy oraz i inni specjaliści. Nie chodzi tu bowiem tylko o tzw. „historię wydarzeniową”, o której pisał przed laty metodolog historii prof. Topolski, ale także, a może przede wszystkim o wartości i idee, które są niezbędnym elementem w procesie skutecznego dziania. Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie. Ten kierunek zainteresowań trzeba popierać ze wszystkich sił.

Dr Andrzej Krzystyniak na 294 stronach swojej książki przedstawił operując dobrym językiem, w sposób żywy i zajmujący sprawy bardzo istotne. Książka jest przystępna i może zainteresować także szerokie kręgi różnorakich czytelników. Z uwagi na jej temat trudno jest przejść obok niej obojętnie. Nic więc dziwnego, że jest szeroko reklamowana w internecie. Zawiera dwie warstwy. Jedna ściśle dotyczy sytuacji na Górnym Śląsku, druga zaś właściwie  całej Polski i wszystkich Polaków. Zmusza do myślenia i podsuwa nowe pytania. Jacy są współcześni Polacy, jakich cech im brakuje i co należałoby na tym obszarze zrobić. To drugie pytanie ma charakter bardziej uniwersalny.

Mimo, że jak wskazywano już wyżej, dr Krzystyniak nie jest z podjętym tematem  odosobniony to jednak należy cieszyć się z każdego nowego głosu, który podejmuje tak ważną z punktu widzenia polskiego interesu narodowego problematykę. Najważniejsze jest to, że problemy przez niego zarysowane rzeczywiście mają  miejsce i jak dotąd żaden rząd III  Rzeczypospolitej ani inne oficjalne czynniki ich nie podejmowały. Spraw tych się  nie zauważa i w sposób pogłębiony i syntetyczny o nich nie mówi. Cały szereg obserwowanych zjawisk toczy się bez kontroli ze strony tych co powinni je znać i trzymać rękę na pulsie oraz dbać aby przebiegały w sposób właściwy.

Pozostańmy jeszcze przez chwilę z problemem tła i podłoża poruszanych zagadnień. Co prawda żyjemy w suwerennej od lat trzydziestu Rzeczypospolitej i nie ma tu cenzury w formalnym tego słowa znaczeniu ale może właśnie ten fakt przysparza pewnych trudności. Wynikłe z powodu  okupacji niemieckiej a potem dominacji sowieckiej poważne luki w tkance społecznej i jej kulturze nie zostały konsekwentnie zasypane. To że nie podejmowano dotychczas pewnych kroków nie wynika tylko z niewiedzy czy innych braków kolejnych rządzących w III Rzeczypospolitej. Wynika to z gradacji pewnych wartości, które wysunięto na pozycje wyższe niżby należało. Trudno jest coś kultywować albo coś zwalczać bez odpowiednich podstaw i bez dysponowania pewnymi wartościami i związanymi  z nimi pojęciami. Te  bowiem bywają na ogół kołem zamachowym tego co się potem dzieje. Tego wszystkiego trzeba się gdzieś nauczyć i musi ktoś taką naukę prowadzić. Tymczasem mamy w Polsce jakąś nadprodukcję jednostek indyferentnych z punktu widzenia naszego interesu narodowego. Jeśli ich procent w danym społeczeństwie jest za wysoki to wykorzystując mechanizmy właściwe dla demokracji mogą one wyrządzać wiele zła, poruszając się po ścieżkach wyznaczanych przez suche paragrafy, nie mówiąc już o cudzych interesach. Są zdolne kierować potok świadomości społecznej nie tam gdzie należy. I to się właśnie dzieje na Górnym Śląsku ale i w innych dzielnicach Polski tyle, że w daleko mniejszym natężeniem. Dlatego od czasu do czasu pojawiają się w środkach masowego przekazu wiadomości  np. o czołobitnych ukłonach w stronę pomników obecności niemieckiej na terenach dzisiejszej zachodniej Polski, tak czy inaczej związanych z dawnymi formami tej obcej państwowości, która jak wiadomo, jeszcze grubo przed rządami narodowych socjalistów czekała tylko na stopniowe i na początku jeszcze pokojowe wymarcie narodowości  polskiej.

Jak wiadomo ludziom obeznanym z historią narodów i państw, ekspansja jednych przeciwko drugim odbywała się nie jednakowo. Były narody, które rozpływały się prawie bez oporu w innych, złamane fizycznie lub zmajoryzowane samym blaskiem  tych zwycięskich. W takich wypadkach, odczucia niższości  i różne kompleksy dawały o sobie znać. Takie procesy uruchamiają się na różnych pograniczach i są  także widoczne w Polsce, szczególnie na Śląsku czy na Mazurach.

System komunistyczny zainstalowany w Polsce przez komunistów po drugiej wojnie światowej, co prawda był czynnikiem, który zrealizował śmiałe dążenia różnych odgałęzień polskiej prawicy do przesunięcia zasięgu narodu polskiego na zachód , to jednak poczynił na tym kierunku olbrzymie błędy. Nie można zapominać, że  dla komunistów partnerami byli ludzie mający legitymacje niemieckiej partii komunistycznej ale na ogół nie polscy patrioci, którą to kategorię należało na tych ziemiach właśnie wzmacniać. Inne podejście do problemu repolonizacji ziem zachodnich mieli reprezentanci środowisk narodowo-polskich.  Planowali rozmieszczać na obszarach zaludnionych jeszcze przez tzw. autochtonów ludność wywodzącą się z poznańskiego czy przedwojennego Pomorza pokrewną tym pierwszym pod względem cywilizacyjnym i materialnym a nie Polaków z Kresów Wschodnich zwłaszcza np.  takich którzy przychodzili na świat  w chatach dysponujących zamiast podłóg klepiskiem. Wiadomo jakie znaczenie  ma poziom cywilizacyjny dwóch obcych sobie elementów jeśli ta obcość jest podkreślana innym poziomem życia obydwu scalanych grup. Tymczasem dla władzy  komunistycznej takie problemy nie istniały. Liczyła się tylko możliwie jak najszybsza sowietyzacja kraju, a rzeczowe rozpoznawanie interakcji zachodzących pomiędzy różnymi grupami nie znajdowało zrozumienia To jest tylko taki jeden przykład chyba najłatwiejszy do zauważenia.

Zamiast popierania pewnych elementów komunistycznych w tym także przynależnych przed wojną do KPD należało przyjąć inną politykę. Ważnym by było też opieranie się na miejscowych polskich patriotach wywodzących się z funkcjonujących w przedwojennych Niemczech polskich związkach. Popełniono też ogromną masę błędów w dziedzinie gospodarczej, które owocowały niszczeniem miejscowych zasobów a co w oczach byłych obywateli Niemiec było nie rzadko odbierane jako synonim „polskich porządków”. Pokazywano Polskę i polskość Jakby od najgorszej strony.  Zaprzepaszczono wiele możliwości, które istniały w zakresie współistnienia miejscowych z nowymi przybyszami. Są to sprawy bardzo złożone ale i bardzo istotne – materiał do pracy dla badaczy socjologów, ale takich którzy nie operowaliby w sposób ortodoksyjny modnym dzisiaj pojęciem wielokulturowości, z której istnienia jakoby trzeba się cieszyć. Tu bowiem właśnie chodzi o coś odwrotnego, o scalanie różnych elementów w jedną całość kulturową.

Rok 1989 wprowadzając „demokrację”, która w rzeczywistości daleka była od natychmiastowego starcia z powierzchni  ziemi wszystkich złogów komunizmu i jego mentalności dopuścił do głosu wszystkie prawie czynniki, które grały jakieś role w realizujących się w zachodniej Polsce procesach.  „Nowy” inteligent wyposażony w wiele pojęć i poglądów pozostałych po czasach PRL-u spotkał się z nowym podmuchem  indyferentnego najczęściej na płaszczyźnie spraw narodowościowych liberalizmu. Nie był on w stanienie już odrobić zaszłych przez lata komunizmu zmian, wrogości i żalów. Brakowało takiej polityki narodowej jaki sens temu słowu nadają najstarsze pokolenia schodzące już dzisiaj ze sceny. I mamy to co mamy!

O wszystkich tych zagadnieniach szerzej lub krócej pisze w swojej książce dr Andrzej Krzystyniak. Ukazuje  tam także paradoksalną sytuację jaką tworzy m in. obecna narracja o „tragedii górnośląskiej” czy „polskich obozach koncentracyjnych”. Tam bowiem pomieszano fakty i powierzchowne pozory, które trafiają do umysłów pół czy ćwierć inteligenckich lub są narzędziem w rękach otwartych wrogów Polski. Nie mają one wiele wspólnego z prawdą historyczną.

W końcu dr Krzystyniak podaje pewien rejestr osób, inicjatyw, wypowiedzi a nawet informacji o zachowaniach różnych osób czy ich rodzin nie tylko dzisiaj ale i w latach okupacji. Jeżeli nawet sam nie operuje  szczegółami t pośrednio ułatwia dotarcie „po nitce do kłębka” do wielu gdzieś indziej publikowanych informacji o aktorach wydarzeń na obecnym Górnym Śląsku.” W wielu wypadkach można się więc dowiedzieć, która z osób czynnych w tamtejszej nauce, życiu politycznym czy administracji coś napisała, jakie rozwiązania propagowała  i powiązać to w ogólny ciąg jej cech. Jednym słowem dowiedzieć się kim kto jest. Takie wprowadzenie w problematykę jakości moralnej i mentalnej osób grających istotne role jest bardzo pożyteczne i może być kiedyś praktycznie wykorzystywane.

Kończąc niniejsze wywody miejmy nadzieję, że autor „Zwijania polskości” znajdzie zrozumienie wśród wystarczająco szerokich kręgach  odbiorców jego tekstu oraz innych  badaczy naukowych problemów współczesnego Górnego Śląska, którzy wkroczą na wyznaczone przez niego ścieżki poznawcze. Być może, że w końcu uda się także zainteresować właściwe organy władzy niebezpiecznymi procesami, które realizują się w tym regionie?

Do głęboko zainteresowanych zapewne zaliczy się i piszącego te słowa. – Poza ciekawością naukową jest on bowiem osobą, która widziała oczami pięcioletniego dziecka Powstanie Warszawskie oraz nie zapomniała nigdy śmierci rozstrzelanych krewnych w latach okupacji jak  też i rozerwanych przez niemieckie granaty kilku najbliższych osób – wówczas mieszkańców warszawskiej Woli, która przeżyła w pierwszych dniach sierpnia 1944 roku tzw. „rzeź Woli”. Wówczas Straciło tam  życie około 60 000 Warszawiaków.  To wszystko zobowiązuje.

                                                                                                  Prof. zw. dr hab. Bogumił Grott

Click to rate this post!
[Total: 13 Average: 4.7]
Facebook

11 thoughts on “Grott [rec.]: Andrzej Krzystyniak, „Zwijanie polskości”, Katowice 2020.”

  1. Z przyjemnością przeczytałem tę recenzję – zachętę, o pracy dra Krzystyniaka. Dziwię się, że redakcja go opublikowała, gdyż recenzja ta jest wprost sprzeczna z „linią polityczna redakcji”, która już nie tylko, że chwali czas Polski komunistycznej, ale go niemal gloryfikuje (Rękas, Hagmajer, paxowcy, Wielomski). Natomiast w pełni zgadzam się z Profesorem, że dzieje społeczne, a i polityczne Polski współczesnej są prostą konsekwencją różnych form okupacji Polski przez obcych, a nieraz śmiertelnych jej wrogów, poczynając od 1939 r. i ciągnących się do 1989 w sposób formalny, a faktyczny do dzisiaj. Straty, jakie poniósł naród polski są wielkie, a nawet straszliwe, o których na tym forum się milczy, a jeżeli ktoś o nich wspomni, zaraz odezwie się sfora sowieciarzy (JSC). Dlatego cieszę się, że tak dobrze opisał je Pan Profesor. W konsekwencji, ma racje S. Michałkiewicz, pisząc że na ziemi polskiej żyją już dwa narody: historyczny naród polski, którego reprezentantami są m.in. prof. B. Grott i dr A. Krzystyniak oraz rozwnuczeni potomkowie polskich kolaborantów: niemieccy i sowieccy, zwłaszcza ci ostatni, którzy rządzili Polską przez prawie 45 lat. Teraz w znakomitej większości są antypolskimi kompradorami, nadal służącymi innym i zwalczającymi polskość. Niestety, w wyniku prawie stuletnich okupacji, jest ich już statystycznie rzecz ujmując prawie połowa ludności współczesnej Polski, a w warstwie inteligenckiej i biznesie, dominująca większość. To jak się ma Polska patriotyczna, konserwatywna i tradycyjna nie zwijać. A Polska jeśli w ogóle będzie, to będzie tylko patriotyczna i konserwatywna. Gdy zaniknie, zostanie już tylko nazwa obszaru geograficznego z kosmopolityczną, antypolską magmą ku wielkiemu zadowoleniu red. Wielomskiego. Można jednak mieć nadzieję, że historyczny naród polski, czas po 1989 r. konsekwentnie będzie wykorzystywał (już go wykorzystuje) by w sposób pozytywistyczny odbudowywać się społecznie, gospodarczo, intelektualnie i kulturowo, budując swoją podmiotowość polityczną. Ciągle ma silne instytucje społeczno – religijne (Kościół w strukturach parafialnych), samorząd gospodarczy i terytorialny, ruch stowarzyszeniowy i fundacyjny. Od pewnego czasu przejmuje sformalizowane struktury polityczne działające na obszarze elektoratu prawicowego (PiS i Konfederacja). Należy robić swoje, jesteśmy w defensywie, ale z każdym dniem Polska prawicowa zdobywa coraz silniejsze pozycje, zwłaszcza w PiS, czego przejawem jest histeryczne zachowanie się kompradorskiego tandemu J. Kaczyński – J. Gowin. A książkę należy propagować w możliwie szeroki sposób. Poza tym, myślałem, że na tym forum nic już sensownego nie przeczytam, a jednak się myliłem.

    1. (…)Straty, jakie poniósł naród polski są wielkie, a nawet straszliwe, o których na tym forum się milczy, a jeżeli ktoś o nich wspomni, zaraz odezwie się sfora sowieciarzy (JSC). (…)
      Sowieciarzy szukaj u tych co kręcili hucpę z Złotym Pociągiem… Wtedy tzw. prawicy odezwał się instynkt ruskiego szabrownika. A co? Mało was wtedy się rzuciło odpierać rzekome żydowskie roszczenia?

    2. Jedynym dziejowym osiągnięciem tzw. „Historycznego Narodu Polskiego” jest 12 dni pańszczyzny w tygodniu, jurgielt i Liberum Veto…

      1. Coś nieprawdopodobnego. Anonim pisze: „Jedynym dziejowym osiągnięciem tzw. “Historycznego Narodu Polskiego” jest 12 dni pańszczyzny w tygodniu, jurgielt i Liberum Veto…”. Człowieku, historyczny naród polski to nie ten z okresu I Rzeczypospolitej, ale pokolenia narodu, który został ukształtowany przez cywilizację łacińską, a zwłaszcza chrześcijaństwo, poczynając od czasów Mieszka I, a kończąc na czasach współczesnych (2020). Natomiast w wyniku istnienia w Polsce niszczących okupacji mocarstw obcych poczynając od 1939 r. z części historycznego narodu polskiego zaczęli się rekrutować polscy kolaboranci najpierw niemieccy, a następnie sowieccy. By stać się najemnikami (kolaborantami) wrogów Polski musieli wyzbyć się polskości, stać się jej wrogami, by w zamian służąc okupantom stać się warstwą uprzywilejowaną i opływać w dostatki kosztem swoich „poddanych” czyli obywateli PRL. Z tych pokoleń kolaborantów powstał wrogi „historycznemu narodowi polskiemu” zaprzedany wrogom Polski „odłam Polaków z nazwy”, który rozwnuczony, stanowi w ujęciu statystycznym, niemal połowę ludności Polski. To jest koszt społeczny i moralny, nie mówiąc o gospodarczym istnienia nad Polską od 1939 r. okupacji niemieckiej, a następnie sowieckiej. I niestety, kolaboranci i ich spadkobiercy nigdy do narodu historycznego mimo pozornych prób nie dołączą. Musieliby się wyrzec siebie, zaprzeczyć dziejom swoich rodzin (dynastii kolaboranckich), a to jest niemożliwe. Dlatego zawsze i wszędzie będą zwalczać historyczny naród polski, dopóki go ostatecznie nie zniszczą. Tertium non datur. Natomiast to, co dobrego powstało w okresie PRL, to zasługa walczącego o swoją podmiotowość polityczną, a w istocie przetrwanie narodu polskiego. Odbudowa Warszawy, zagospodarowanie Ziem Odzyskanych, rozwój edukacji, to nie zasługa aparatczyków z PPR/PZPR, ale rzesz ludu polskiego, polskiej inteligencji, która pracowała nie dla PZPR i sowietów, ale dla społeczeństwa polskiego i swoich rodzin. Oczywiście, komuniści żyli i korzystali z tej ciężkiej pracy narodu, pilnując przede wszystkim interesów ościennego mocarstwa, cały swój spryt i wysiłek koncentrując na utrzymaniu swojej uprzywilejowanej pozycji.

        1. A to nie jest to samo? Aż do wojny „elyty” złożone z dawnych szlachciurów, inteligentów, oficerów i urzędników państwowych poczuwały się do tego, że to oni są jedynym narodem, a warstwy niższe to „chamy od gnoju”, co pozwalało tym „elytom” krzyczeć te słowa w twarz nawet Premierowi RP, który śmiał własną pracą pociągnąć za sobą masy ludowe i działać w ich interesie. Dopiero po wojnie, pod władzą komunistyczną pochodzenie i majątek człowieka przestały stanowić o jego człowieczeństwie, no tylko wtedy nie było już tej kształtowanej 1000 lat „wspólnoty”, był Naród Polski który wreszcie wyemancypował się z postfeudalizmu. Także dzięki tym „aparatczykom”, którzy w gruncie rzeczy byli przedłużeniem owych przedwojennych szlachetek, oficerków i ynteligentów

          1. Anonim: rozumiem, że to fragment tekstu z „Trybuny Ludu” z 1952 roku. Proszę podać jeszcze nr wydania i nr strony.

        2. (…)Odbudowa Warszawy, zagospodarowanie Ziem Odzyskanych, rozwój edukacji, to nie zasługa aparatczyków z PPR/PZPR, ale rzesz ludu polskiego, polskiej inteligencji, która pracowała nie dla PZPR i sowietów, ale dla społeczeństwa polskiego i swoich rodzin.(…)
          Za to Prawdziwi Polacy bronią dekretu Bieruta jak niepodległości.

  2. (…)Skoro można było wyjść na ulice Hajnówki i protestować przeciwko odrzucaniu przez tamtejszych radnych nazw ulic poświęconych pamięci lokalnych „Żołnierzy Wyklętych” to można chyba podobne akcje podejmować i na Górnym Śląsku i gdziekolwiek indziej gdzie by miały zastosowanie!(…)
    (…)Coś w swej istocie podobnego zdarzyło się w związku z urządzeniem w Kluczborku uroczystości na cześć Gustawa Freytaga syna niemieckiego burmistrza tego miasta, który był poczytnym wśród Niemców w XIX wieku powieściopisarzem. Został on już dawno źle oceniony przez stronę polską i uznany za polakożercę, którego powieści (szczególnie „Soll und haben”) oczerniały Polaków i przyczyniały się do hodowania u Niemców pogardliwego do nich stosunku a nawet i rozbudzania nienawiści. Jak widać organizatorzy tej uroczystości/konferencji nie brali tej kwestii pod uwagę, a może wcale o niej nie wiedzieli?(…)
    Na kanwie złożenia tych cytatów też zadam pytanie… Czy obrońcy polskości Hajnówki brali pod uwagę, że Bury, Ogień itp. uchodzą w tamtych stronach za bandytów? To, że raz na rok ich sterroryzujecie nie oznacza, że przyjęli wasz punkt widzenia… Jeśli już to zachęcacie ich do hodowania kwiatów dla Armii Czerwonej.

    (…)Nie chodzi tu bowiem tylko o tzw. „historię wydarzeniową”, o której pisał przed laty metodolog historii prof. Topolski, ale także, a może przede wszystkim o wartości i idee, które są niezbędnym elementem w procesie skutecznego dziania.(…)
    Mi też się o to rozchodzi… W powyższej sprawie chodzi o honor munduru polskiego, który miał nieszczęście być noszony przez osoby, które być może na to nie zasługiwały.

    (…)Popełniono też ogromną masę błędów w dziedzinie gospodarczej, które owocowały niszczeniem miejscowych zasobów a co w oczach byłych obywateli Niemiec było nie rzadko odbierane jako synonim „polskich porządków”.(…)
    Po tym jak (nie)idzie użeglownienie rzek trzeba temu synonimowi przyznać sporo prawdy. Warto przy tym zauważyć, że jeśli traktujemy ten projekt na poważnie to CPK powinien być zintegrowanych z tzw. portem feederowym Warszawa, który powinien się mieścić w regionie Legionowo-Nowy Dwór Mazowiecki, który rozpina się na Wiśle i Narwi. Swoją drogą najbliższy sylwester jest ważną cezurą dla powagi projektu CPK… otóż tak się składa, że w tym roku ma ruszyć wykup gruntów pod węzeł Baranów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *