Interes Polski na Ukrainie

„Nie ma niepodległej Polski bez niepodległej Ukrainy”  to nieprawdziwe (pod względem formalnym) i zblazowane (propagandowo) hasło łączy wszystkich post-solidarnościowych polskich wschodnich mesjanistów politycznych. Wszyscy oni wychowali się na paryskiej „Kulturze” Giedroycia i wszyscy też, bezrefleksyjnie, powtarzają ten nonsens od kilkudziesięciu lat.

Dlaczego nonsens? Po pierwsze dlatego, że Giedroyć pisał to w kompletnie odmiennej konstelacji międzynarodowej, gdy nad Europą ciążył złowrogi czerwony cień Związku Radzieckiego i wielkiego więzienia jakim była Europa Wschodnia w latach 1945-1989. W sytuacji faktycznego uzależnienia od bolszewickiego Kremla każde działanie zmierzające do osłabienia komunistycznej Rosji mogło wydawać się sensowne. Oczywiście, wpływ Polaków na PRL był skromny, a na podległość czy niepodległość Ukrainy kompletnie zerowy. W tej sytuacji szczytem marzeń była polityczna wywrotka sowieckiego imperium, a oddzielenie się od komunistycznej Rosji „kordonem sanitarnym” w postaci niepodległej Ukrainy wielu mogło wydawać się szczytem politycznych marzeń. Ale tego świata sprzed 1989 roku już nie ma. Żadne „kordony sanitarne” i „strefy buforowe” nie są już nam do niczego potrzebne. Rosyjskich żołnierzy w Polsce już dawno nie ma, a armia rosyjska  wbrew temu, co twierdzi amerykańska i neokońska agentura w Polsce nie zagraża naszemu krajowi militarnie w żaden sposób. W tej chwili Polsce bardziej zagraża banderowska w formie, a chyląca się ku upadkowi w praktyce, tzw. niepodległa Ukraina. U naszych wschodnich granic problemem nie są sowieckie czołgi, lecz ukraińska anarchia.

Po drugie, miraż naszych idealistycznych giedroyciowców i płatnych neokonów łączy koniecznie niepodległość Polski z Ukrainą rządzoną przez banderowców i innych pogrobowców UPA. Jest paradoksem, że sfery rządowe na Ukrainie hołdują takim wizjom ideologicznym i symbolom historycznym, których propagowanie w Polsce jest prawnie zabronione, jako propagowanie „ustroju totalitarnego”, czyli faszyzmu. Ostatnia eskapada Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego do Kijowa pokazała to aż nazbyt wyraziście. Gdy Prezydent Komorowski mówił o pojednaniu i zapomnieniu historycznych sporów, oddając cześć walczącym o niepodległość Ukrainy, to zaraz potem deputowani kijowscy  widocznie biorąc sobie te słowa do serca – uchwalili ustawę przyznającą bandytom z UPA status „kombatantów” i penalizującą tezy, jakoby nie walczyli oni o niepodległą Ukrainę, zajmując się raczej mordowaniem bezbronnej ludności cywilnej. Osobiście bardzo wątpię, aby niepodległość Polski w ogóle była ściśle połączona z niepodległością Ukrainy jako taką. Jednak jeszcze bardziej wątpię, aby niepodległość Polski miała cokolwiek wspólnego z pogrobowcami ludzi, którzy kilkadziesiąt lat temu sprawili Polakom na Wołyniu krwawą rzeźnię.

Kto jest więc żywotnie zainteresowany utrzymaniem niepodległości przez Ukrainę i sprawowaniem na niej rządów przez ugrupowania post-banderowskie? Odpowiedź jest tutaj raczej jasna: Stany Zjednoczone i Niemcy. Amerykanie, przeciągając to państwo na stronę zachodnią, próbują radykalnie odmienić światową sytuację geopolityczną, wyrzucając Rosję z Europy. Przede wszystkim zaś marzą o bazach wojskowych na Krymie, pod Donieckiem i Charkowem, czyli u wrót Rosji, w pobliżu Moskwy. Spowodowałoby to radykalne przechylenie sił na arenie międzynarodowej na korzyść Waszyngtonu. Z kolei Niemcy interesują się surowcami ukraińskimi i tymi resztkami tamtejszej gospodarki państwowej, której nie rozkradli jeszcze oligarchowie. Innymi słowy, Niemcy chcą prywatyzować i tanio wykupić, a Amerykanie pobudować tam bazy.

Jaki jest więc rzeczywisty interes Polski na Ukrainie? Polskie (nieistniejące) koncerny nie wykupią ukraińskiej gospodarki, ani tamtejszych złóż węgla czy żelaza. Polska armia nie pobuduje baz u wrót Rosji. Nie mamy tam ani wielkich interesów ekonomicznych, ani militarnych. Realizujemy obecnie, w Kijowie, politykę korzystną dla Berlina i Waszyngtonu. W najlepszym wypadku świadczy to o niesamodzielności politycznej warszawskich elit politycznych, w najgorszym razie zaś o ich agenturalnym charakterze. Dajmy więc po środku: stosunek kliencki do Berlina i Waszyngtonu, gdzie własna racja stanu nie odgrywa żadnej roli. 

Interes Polski na Ukrainie jest prosty. Po pierwsze, jesteśmy zainteresowani istnieniem ukraińskiej państwowości, gdyż nie jest w naszym interesie graniczenie z neo-imperialną Rosją. Ten problem jednak nie istnieje, gdyż Władimir Putin nie dąży do aneksji całości tego kraju, zadowalając się co najwyżej nadgryzieniem go o Krym, Donieck i Ługańsk. Gdyby miał wjechać czołgami do Kijowa, to już dawno by to zrobił. Po drugie, jesteśmy zainteresowani Ukrainą nieszkodliwą, a więc słabą. Neobanderowski szowinizm zawsze potencjalnie jest niebezpieczny dla Polski i zawsze skłonny do antypolskiego sojuszu z Niemcami. Skoro nie mamy  podobnie jak Putin  w jaki sposób odsunąć od władzy w Kijowie neobanderowców, to powinniśmy być zainteresowani tym, aby przekształcić Ukrainę w luźną federację szowinistycznej części zachodniej i rosyjskojęzycznej części wschodniej, dzięki czemu całość będzie politycznie mało decyzyjna. Po trzecie, jesteśmy zainteresowani nie tylko decentralizacją polityczną Ukrainy, lecz także kulturową, przyjmując zasady autonomii kulturowej poszczególnych narodów zajmujących te tereny, ponieważ jest wśród obywateli tego państwa przynajmniej kilkaset tysięcy naszych rodaków, jak i setki zabytków naszej kultury. Państwo słabe nie jest zdolne do prowadzenia polityki nacjonalistycznej, rusinizacji swoich obywateli innego pochodzenia etc. Znakomicie rozumie to Budapeszt popierający Rusinów i Węgrów z Ukrainy Zakarpackiej. Nijak nie rozumie tego, zapatrzona w Berlin i Waszyngton, Warszawa.

Mniej czytać makulatury Giedroycia, a więcej przemówień Orbana  tak można by podsumować recepturę dla polskich elit w sprawie ukraińskiej.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Interes Polski na Ukrainie”

  1. „…gdyż Władimir Putin nie dąży do aneksji całości tego kraju, zadowalając się co najwyżej nadgryzieniem go o Krym, Donieck i Ługańsk. …” – nie tak do końca. Biorąc pod uwagę NATOwskie osaczanie Rosji i plany zainstalowania amerykańskich rakiet na Ukrainie, Putin jest raczej zainteresowany zamianą Ukrainy w ropiejący wrzód, w którym nikt poważny nie zechce zainstalować żadnej strategicznej broni.

  2. Jeśli Putin nie chce całej Ukrainy, to nie chce zbudować imperium, a tylko minimalnie zwiększyć zasięg swego państwa narodowego. Po co w takim razie portal go popiera? Skoro nie chce całej Ukrainy, to tym bardziej nie chce Polski, a zatem was nie wyzwoli 😉

  3. @Alek Dlaczego popiera Putina? Myślę, ze to tylko taka „regionalna specyfika”. Inna mentalność jest na zachodzie Polski, inna na wschodzie, widać to choćby po wynikach głosowań. Na wschodzie bliższa rosyjskiej zapewne. A tutaj wszystkie główne postacie są z terenu b. zaboru rosyjskiego: A. Wielomski – Siedlce, K. Rękas – Lublin. JKM (zapewne pomysłodawca) – z Warszawy. Nie mówię, że Korwin (ten pewnie przeprowadził jakieś socjocybernetyczne kalkulacje w głowie i możliwe, że się przeliczył, jak to nieraz bywało), ale pozostali pewnie raczej wczuli się w lokalną mentalność i im wyszło, że bliżej jest do Rosji. Co nie znaczy, że kupi ten pomysł reszta Polski (ta z terenów pozostałych zaborów).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *