Gremium złożone z przedstawicieli organizacji kombatanckich, historyków, historyków sztuki i ludzi kultury jednogłośnie przyjęło nowy tekst napisu na Pomniku, zgodny z intencjami wnioskodawców.
Kto i kiedy mordował
„W hołdzie Polakom z Wołynia i Kresów Południowo–Wschodnich, ofiarom ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1939 – 1947. Matkom i ojcom, dzieciom i starcom, duchowieństwu zgładzonym ze szczególnym okrucieństwem jedynie dlatego, że byli Polakami” – głosić będzie inskrypcja, opatrzona dodatkowo mottem ze św. Jana Pawła II: „Naród, który traci pamięć traci swą tożsamość”. Do ostatniej jednak chwile trwały gorące dyskusje na redakcją tekstu – już nie w kwestii ludobójstwa, na które to pojęcie wcześniej nie chciała się zgodzić wojewoda Jolanta Szołno-Koguc. Tym razem sporne okazało się wskazanie sprawców i zakres czasowy upamiętnienia. – Nie możemy zawężać zbrodni tylko do tych popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię, ani do lat 1943-45. Ludobójstwo zaczęło się od razu we wrześniu 1939 r. kiedy nacjonaliści (i komuniści) ukraińscy przystąpili do mordowania Polaków i innych mieszkańców Kresów, ale także Lubelszczyzny. Mordów dokonywano jeszcze powstaniem UPA, a czynili to Ukraińcy zwerbowani do batalionów SS „Nachtigall” i „Roland”, ukraińska policja pomocnicza i po prostu bandy, niezwiązane z żadnymi organizacjami, a tylko ze zbrodniczą ideologią – tłumaczył dr Leon Popek.
Ze składek społecznych
Również dyrektor oddziału lubelskiego IPN Jacek Welter podkreślał, że prokuratorzy Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu prowadzili siedem śledztw jednoznacznie określających mordy na Polakach jako ludobójstwo. Ostatecznie Komitet przyjął poprawki zgłoszone przed dra Rafała Dobrowolskiego ze Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, co z uznaniem zostało przyjęte przez grupę Kresowiaków, w tym ocalonych z Rzezi Wołyńskiej. Wojewoda Wilk nazwał ten akt „zwycięstwem demokracji”. – To przede wszystkim zwycięstwo prawdy i autentycznego patriotyzmu! – cieszył się przewodniczący Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa na Kresach, Zdzisław Koguciuk.
Pomnik ma stanąć na Skwerze Ofiar Wołynia, u zbiegu ul. Raabego i Głębokiej dokładnie za rok – 11 lipca 2015 r. Powstanie w całości ze składek społecznych. Zanim jednak do tego dojdzie – w Lublinie i Chełmie narodowcy i Kresowianie zorganizowali spotkania i marsze pamięci. – Dla rządzących Polską elit ofiary tej niewyobrażalnej tragedii, jednego z największych ludobójstw w historii ludzkości są wciąż ofiarami drugiej kategorii. Świadczą o tym nie tylko ubiegłorocznej głosowania w Sejmie, ale też haniebna nieobecność decydentów w trakcie corocznych, organizowanych oddolnie uroczystości. Pytam, jakie uroczystości zorganizowały dziś władze Lublina?! „Teoretyczne” państwo również nie dba, aby właściwie upamiętnić Krwawą Niedzielę 11 lipca. Już wiemy, że na polski rząd liczyć nie możemy… Pamiętać musimy zatem sami, jako członkowie tej samej narodowej wspólnoty, co ofiary tych straszliwych mordów, o ich ofierze za Ojczyznę, za Polskość, za Wiarę! – mówił w Lublinie na Skwerze Ofiar Wołynia Z.Koguciuk.
Marsz ze skandalem
Obchody lubelskie przebiegły spokojnie, natomiast w Chełmie władze miasta z SLD i PSL niechętnie przyjęły manifestację narodowców. Chociaż organizatorzy II Marszu Pamięci o Ofiarach Rzezi Wołyńskiej mieli zgodę na przemarsz ulicami Lubelską, Żwirki i Wigury i Stephensona – policja zmusiła prawie 200 manifestantów do spaceru chodnikiem. Gdy ci nie dali się sprowokować – już po rozwiązaniu pochodu jeden z jego członków został zatrzymany. Narodowcy są oburzeni, zapowiadają protesty i obronę swego kolegi.
– Banderowcy precz od Chełma! Rzeź Wołyńską pamiętamy, banderowcom żyć nie damy! Pojednanie tylko w prawdzie! Rząd o zbrodni nie pamięta, dla nas pamięć to rzecz święta! – wołali narodowcy, którzy zjechali do Chełma z południowo-wschodniej części województwa w związku z 71-rocznicą Krwawej Niedzieli, czyli apogeum ludobójstwa dokonanego na ludności polskiej, żydowskiej i innych mieszkańcach Kresów, kiedy w ciągu dwóch dni ukraińscy nacjonaliści zamordowali bestialsko blisko 20 tysięcy ludzi. Obchody pod hasłem Dnia Pamięci Męczeństwa Kresów Wschodnich odbywały się w całym kraju – jednak tylko w Chełmie zostały zakłócone przez policję.
Poszło o flagę z tzw. „Ręką z Mieczem”, potocznie nazywaną „Falangą” (od nazwy przedwojennej organizacji, której była symbolem). Popularny w środowiskach narodowych motyw graficznych stanowi artystyczne nawiązanie do proporca bojowego polskiej marynarki wojennej z czasów przedrozbiorowych. Pilnującym Marszu policjantom skojarzyła się jednak z… „propagowaniem faszyzmu”. – Po zakończeniu marszu do mnie i mojego kolegi podszedł policjant w cywilu. Powiedział, że chce nas spisać. Następnie kazał nam podejść do samochodu, bo twierdził, że chce sprawdzić nasze dane. Wtedy usłyszałem słowa „zawijamy go” i przedstawiono mi za co zostaje zatrzymany. Policjant w cywilu powiedział mi, żebym się nie martwił, bo on chce zrobić tylko raport, a potem mnie wypuści. Pierwszy raz zostałem zatrzymany i bardzo mnie to zestresowało. Jestem tym wszystkim zaskoczony. Nie wiedziałem, że można zostać aresztowanym za niesienie flagi z falangą. Policjanci podczas przesłuchania pytali mnie czy wiem, że ten symbol jest zakazany i wymieniali go między swastyką i znakiem SS. Odpowiedziałem, że nie widziałem o tym, iż falanga jest w Polsce zakazana, bo przecież tak nie jest – mówił zatrzymany, Łukasz Pidek portalowi wMeritum.pl.
Oficer prasowy policji w Chełmie, mł. asp. Ewa Czyż potwierdziła, że 17-letni mieszkaniec Lublina został zatrzymany w związku z podejrzeniem popełnienia przestępstwa wynikającego z art. 256 par. 2 kk. Koledzy z Ruchu Narodowego zapowiedzieli już pomoc prawną, zgłosił się adwokat gotów pro bono podjąć się Pidka, jeśli zostaną mu postawione zarzuty. Narodowcy zapowiadają też protesty i „przyspieszony kurs historii Polski i prawa” dla chełmskiej policji i prokuratury.
Poza tym incydentem chełmski Marsz miał bardzo spokojny i pełen skupienia przebieg, czemu służyła sprawność organizacyjna Młodych Patriotów Chełma. Jak mówiła pod Pomnikiem Wołyńskim przedstawicielka tego środowiska, Monika Wójtowicz – lekcja historii wyniesiona z Rzezi Wołyńskiej brzmi szczególnie na Ziemi Chełmskiej, do której przecież roszczenia terytorialne zgłaszają także współcześni banderowcy. Jedno jednak jest pewne – przy tak zorganizowanej polskiej młodzieży – przez Chełm żaden marsz banderowski nigdy nie przejdzie!
Konrad Rękas
„… przez Chełm żaden marsz banderowski nigdy nie przejdzie …” – przejdzie, przejdzie, i to pewnie w eskorcie „polskiej”, albo np. niemieckiej (po ostatnik uzgodnieniach to już mozliwe) policji, i to pewnie z co najmniej „ekumenicznym” błogoslawieństwem. Jak będzie Befehl z Tel Awiwu czy Waszyngtonu albo Berlina, to przejdzie, i już. A kto będzie przeciw, to faszysta, terrorysta, albo i pedofil.