„Uderz w stół, a odezwą się nożyce” – mówi jedno z przysłów. Tak jak podejrzewałem, mój tekst pt. „Czy <Metallica> jest antychrześcijańskim i satanistycznym zespołem?” wzbudził spore emocje wśród fanów tej grupy wypowiadających się na w komentarzach na portalu Konserwatyzm.pl. Jako, że niektóre z krytycznych względem tego artykułu komentarzy wymagają dłuższej odpowiedzi, postanowiłem to uczynić za pośrednictwem odrębnego, poniższego tekstu.
Cover, nie-covery….
Jednym z powracających wątków w wypowiedziach dyskutantów broniących „Metallici” jest przywołanie okoliczności, iż część z przytaczanych przeze mnie utworów nie jest autorstwa tej grupy, ale stanowi tzw. covery, a więc teksty innych zespołów, tyle, że muzycznie zaaranżowane i grane przez „Metallicę”. Doprawdy nie wiem jednak, co ów argument zmienia w istocie rzeczy??? Jeśli ze swej strony zacznę śpiewać jakieś bluźniercze, wulgarne i sprośne piosenki, tyle, że nieswojego ale cudzego autorstwa, to czy będzie to dla mnie moralnym usprawiedliwieniem? Czy powtarzanie za kimś plotek, oszczerstw albo kłamstw, zmieni coś w moralnej ocenie tego czynu, uzasadniając, iż przecież samemu ich nie wymyśliło, a „jedynie” powtarza się owe za kimś? Oczywiście, że nie. Jeżeli powtarzamy za kimś (w sensie aprobatywnym) jakieś złe słowa, to znaczy, że uznajemy za na tyle wartościowe, cenne, by je przytaczać. I żadnym usprawiedliwieniem nie jest dla nas tłumaczenie „Ależ, ja nie jest autorem tych słów, ja tylko powtarzam je za Jankiem Kowalskim”.
Podobnie „Metallica” decydując się na śpiewanie nie-swego autorstwa satanistycznych („Mercyful Fate”) i sadystycznych („Die, die, die, my Darling”) pieśni, zabawiając nimi publiczność, sprawiając, iż ludzie w takt owych bawią się i cieszą, nadają tym diabelskim wytworom większą rangę, uznając je za na na tyle cenne i wartościowe, by owe jeszcze powielać i upowszechniać. Takich rzeczy chrześcijanie nie powinni po prostu śpiewać. Czy to będą „covery” czy nie-covery. Koniec kropka. Dlaczego, komplikować, to co jest swej istocie proste.
Fakt zaś, iż mimo upływu wielu lat „Metallica” gra takie „covery” pokazuje tylko, iż wciąż jest do nich przywiązana. Ta okoliczność przemawia do mnie bardziej niż ustne deklaracje p. Jamesa Hetfielda, iż wierzy on w Chrystusa oraz umieszczone na jego ciele „chrześcijańskie tatuaże”. Owszem, to nie ja, ale Pan Bóg osądzi członków „Metallici”. Niech nikt jednak nie oczekuje, iż będą pochwalał albo moralnie usprawiedliwiał granie satanistycznych kawałków, gdyż osoba akompaniująca przy nich gitarze powiedziała kiedyś, że wierzy w Jezusa oraz ma kilka religijnych tatuaży. Wśród członków latynoskich gangów znalazłoby się też wielu, którzy przyznają się do wiary w Chrystusa oraz posiadają tatuaże Go przedstawiające …
Zupełnie niedorzeczna jest zaś już uwaga jednego z dyskutantów: „To jest żenujące ,że ma sie pretensję do Metallici o to ,że występują z wrogami chrześcijaństwa! A co robił Jezus ze swoimi wrogami?? Kazał się za nich modlić !!! nikim nie gardził !!! Wybaczał mordercom na krzyżu !!! Ja nie gardzę i nie potępiam żadnego człowieka bo za każdego Chrystus umarł!!!!”. Czy zatem Pan Jezus śpiewał razem ze swymi wrogami bluźniercze albo sprośne piosnki??? A może nasz Pan i Zbawca przygrywał do takowych na cymbałach i lutni??? Doprawdy istnieją jakieś granice uprawnionej analogii. Nie słyszałem by James Hetfield modlił się za Glenna Danziga czy Kinga Diamonda, ale widziałem jak ów przygrywał na gitarze, gdy ci wyśpiewywali piosenki opisujące krwawe, satanistyczne rytuały, wzywające szatana oraz zapowiadające uprawianie seksu z trupem („Mercyful Fate”), a także złorzeczące, bo życzące komuś śmierci („Die, die, die, my Darling”). I miało to miejsce, nie przed 20 czy 30 laty, ale całkiem niedawno, bo 07. 12. 2011 roku, w San Francisco.
„Co autor miał na myśli?”
Jeden z mych oponentów pisze: „Gdybania odnośnie pedofilli i hitleryzmu są po prostu ohydne”, po czym w obronie „Metallici” stosuje właśnie coś co „w owym gdybaniu” nakreśliłem. Tak jak napisałem: gdyby ktoś grał piosenki opisujące orgie seksualne z dziećmi z zadeklarowanymi zwolennikami pedofilii; nagrywał utwory, w których podmiot liryczny wciela się postać pedofila i zachęca do wykorzystywania dzieci; tworzył okładki na których widniałyby wizerunki znanych gwałcicieli dzieci oraz symbole ruchu pedofilskiego; a jeszcze do tego rozprowadzałby w swym sklepie figurki przedstawiające pedofilów; taki człowiek słusznie zostałby uznany za propagatora i sympatyka gwałcenia i molestowania dzieci. Tymczasem, dla wspomnianego wyżej zwolennika „Metallici” granie satanistycznych utworów razem z jawnymi satanistami i wrogami chrześcijaństwa to tylko wyraz „muzycznych inspiracji”, a nie fascynacji satanizmem. Ciekaw zatem jestem, czy w taki sam sposób skwitowałby granie razem z jawnym pedofilem utworów opisujących gwałcenie dzieci??? „Ach, to tylko wyraz muzycznej inspiracji, więc wszystko jest OK”. Utożsamianie się zaś podmiotu lirycznego z szatanem (jak to ma miejsce w utworze „Jump in the Fire”) zwolennik „Metallici” kwituje jako opowieść: „o tym jak diabeł na nas poluje”, po czym dodaje: „Czy to oznacza, że zespół nas namawia do złego: Nie! Po prosty dobry temat na tekst i tyle. Chyba że na nas nie poluje?”. Autor owej interpretacji pomija jednak subtelnie fakt, iż okładka płyty pod tym samym tytułem jest „ozdobiona” wizerunkiem diabła, zaś figurka przedstawiająca owe wyobrażenie księcia ciemności była rozprowadzana przez oficjalny sklep tej grupy. Wyobraźmy sobie więc teraz, że jakaś kapela nagrywa utwór, którego podmiotem lirycznym jest Charles Manson, podobizna owego seryjnego mordercy widnieje na okładce ich płyty, zaś w oficjalnym sklepie zespołu można nabyć T-shirty z wizerunkiem Charlesa Mansona. Ktoś to skwituje słowami: „Charles Manson, to dobry temat na tekst” i już problem z głowy.
Przypatrzmy się innemu wywodowi zwolennika „Metallica”: „Czy według autora śmierć, samójstwo, cierpienie, poczucie bezsensu i zagubienia nie istnieją, czy z jakiegoś dziwnego powodu nie wolno o nich pisać? Co to w ogóle za argument? Mamy wszyscy udawać, że to nas nie dotyczy, a życie jest piękne i kolorowe? O przemocy w tekstach Kiedy powstawala Metallica panował glam metal i agresywna muzyka, okladka z młotkiem we krwi, ponure czy brutalne teksty były wyrazem buntu (wspomniany „Whiplash” i „Seek & Destroy” i w ogóle cała płyta „Kill’em all”). Zespoł chciał grać ostrą muzykę, i wciskać ją innym siłą”. A teraz zastosujmy ten sposób argumentacji do hipotetycznej muzyki opisującej pedofilię: „To prawda, że w tekstach tego zespołu podmiot liryczny wciela się w postać człowieka, który chce gwałcić dzieci. To prawda, że w jego piosenkach zawarte są opisy brutalnego gwałcenia dzieci, a na okładkach ich płyt znajdują się nawet sceny to przedstawiające. I co z tego? Przecież wtedy była moda na taką muzykę, a poza tym, czy mamy udawać, że pedofilia nie istniej i żadne dzieci nie są gwałcone?”. Któż trzeźwo myślący zostałby przekonany tego rodzaju wywodami, iż nie mamy tu do czynienia z promocją pedofilii? A jeśli nie jawną promocją, to przynajmniej niezdrową, chorą i bardzo podejrzaną fascynacją tym zboczeniem?
Poza tym, szczytem naiwności jest twierdzenie, iż „nikt kto używa maloik (gest dłoni polegający na wyciągnięciu palców tak, iż układają się one w charakterystyczne „rogi” – przyp. moje), nie myśli o szatanie”. Faktem jest bowiem, że ów gest jest tradycyjnym pozdrowieniem przeróżnych satanistów i okultystów. „Maloik” był używany m.in. przez założyciela „Kościoła szatana” Anthony’ego Szandora La Veya, a ryciny przedstawiające ów gest można było znaleźć w amerykańskim wydaniu napisanej przez niego „Biblii szatana” (przypomnijmy, że pierwszy raz została ona opublikowana w 1966 roku). Niedługo później owo pozdrowienie zostało rozpropagowane przez rozmaitych rockmanów, często nie kryjących się ze swymi satanistycznymi lub antychrześcijańskimi inklinacjami. Jako jedni z pierwszych, „maloik” pokazywali wszak muzycy z zespołów: „Coven”, „Black Sabbath” oraz John Lennon (z „The Beatles”). Także inne znaczenia, jakie przypisywane są owemu gestowi, najczęściej wyrażają coś złego lub nieprzyzwoitego. I tak np. był on stosowany jako środek ochrony przed urokami, nieszczęściem mającym nadejść wskutek przebiegnięcia drogi przez czarnego kota (co jest zabobonem), łapanie się mężczyzn za jądra, wskazanie człowieka, którego żona jest niewierna. To dość słabe rekomendacje, by chrześcijanie obnosili się z pokazywaniem „maloik”.
Ile zła, a ile dobra w muzyce„Metallici”?
Zwolennicy „Metallici” sugerują, iż złe piosenki stanowią tylko wąski margines muzyki tego zespołu. Cóż, przyznaję szczerze, że nie zbadałem twórczości owej grupy (i granych przez nią „coverów”) pod kątem proporcji pomiędzy ilością złych i dobrych piosenek. Nie kwestionuję, iż utwory z zasadniczo dobrym (albo przynajmniej neutralnym) przesłaniem są grane i śpiewane przez „Metallicę”. Jednak, przykłady dobrych piosenek podawane przez fanów tej grupy w żaden sposób nie przekonują, iż złe ich utwory (lub grane przez nich „covery”) stanowią tylko „margines” ich muzycznej działalności. Oto bowiem, ze swej strony zacytowałem dziewięć satanistycznych, nihilistycznych, bluźnierczych i sadystycznych utworów oraz „coverów” Metallici. Obrońcy odpowiedzieli na to, iż: „głębsze refleksje” zostały „ujęte na późniejszych płytach” „np. utwory „One”, „Ride The Lightning”, Master of Puppers”, czy album „…and Justice for all” podejmujący tematykę państwo vs. obywatel lub „St.Anger” gdzie teksty dotyczą oczyszczenia się z błędów przeszłości”. Cóż, przypatrzmy się bliżej niektórym z kawałków, które mają zawierać „głębsze refleksje” (a więc, sugerując niosą dobre przesłanie). Oto kilka wersów utworu „St. Anger”: „Ogarnia mnie święty gniew/ Nigdy nie zostaje zaspokojony (…) Pier**l to wszystko i niczego, kur*a, nie żałuj (…) Pętla medalionu, wieszam się/ Święty Gniew … wokół mojej szyi I mniej więcej, tak „w kółko Macieju” brzmią słowa całej tej piosenki. Jakie dobre przesłanie można z niej wyciągnąć? Zwolennicy „Metallici” zapewne ponownie zasugerują, iż jestem tępym ignorantem i kulturowym barbarzyńcą, który nie rozumie „głębi artystycznego jej artystycznego przesłania”, ale ja tam widzę, to co jest jasno napisane: nihilizm („Pier…l to wszystko i niczego nie żałuj”); wywody na temat samobójstwa („wieszam się …”), destruktywny gniew, który do niczego nie prowadzi i wulgarną mowę („Pier**l”, „kur**a”). Z kolei w utworze „Some kind of Master” z płyty „St. Anger” słyszymy słowa: „To Bóg, który wcale nie jest czysty/ To Bóg, który wcale nie jest czysty”.
Jak zatem widać, nawet na przykładzie tego wycinku, proporcje pomiędzy złymi i dobrymi utworami granymi przez ów zespół, są zdecydowanie niekorzystne dla tych drugich, a więc w żaden sposób nie uprawdopodabniają sugestii, jakoby fascynacja ciemną stroną rzeczywistości stanowiła tylko margines ich muzyki – wręcz przeciwnie. Oczywiście, nie wątpię w to, iż piosenek z dobrym przesłaniem „Metallica” grała więcej, ale więcej też było w jej wykonaniu złych utworów. Jednym z przykładów takiego niegodziwego (a nie wymienionego przeze mnie w poprzednim artykule) utworu granego przez „Metallicę” jest cover piosenki „So What”, gdzie James Hetfield wyśpiewuje, m.in.; „obciągałem kut***a starego faceta”; „zerżnąłem królową”; „Zerżnąłem kozła, wepchnąłem ch**a w głąb jego gardła”; „Brałem Speed/ Ćpałem, aż krwawiłem” , co kwituje słowami: „Co z tego, ty nudna mała pi***o?”; „Co z tego, ty nudna mała ku***o?”. Jest zatem bardzo wątpliwe, by ewentualne zestawienie dobrych i złych piosenek granych przez tą grupę, dowiodło, iż te te drugie są tylko „wąskim marginesem” w stosunku do tych pierwszych.
Mirosław Salwowski
@Autor Co Pan przez te teksty chce osiągnąć? Albo co udowodnić? Muzyka metalowa obok poważnej jest skierowana do grona ludzi o twardych i niezłomnych poglądach, dla których „prawa człowieka”, pederastyczne slangi oraz lewackie potłuczyny są zjawiskiem pewnej patologii światopoglądowej.
„Doprawdy nie wiem jednak, co ów argument zmienia w istocie rzeczy??? Jeśli ze swej strony zacznę śpiewać jakieś bluźniercze, wulgarne i sprośne piosenki, tyle, że nieswojego ale cudzego autorstwa, to czy będzie to dla mnie moralnym usprawiedliwieniem?” – jeśli nie wie Pan co to zmienia mimo, że zostały zaznaczone dwa elementy – intencje autora i fakt aranżacji muzycznej, to może po prostu ma Pan problem z czytaniem ze zrozumieniem. Do tego analogia między aranżacją a plotką jest po prostu źle zbudowana i jest tanim chwytem retorycznym. I zabawne, że sam Pan nawołuje do granic analogii jednocześnie nie przestrzegając jej zasad. Aby ustalić moralną odpowiedzialność za tekst coveru i jego propagowanie, musieliby się odezwać w tej sprawie sami zainteresowani, a nie wszechwiedzący Pan Salwowski – znawca intencji wszystkich ludzi i tropiciel niekatolików mimo ich deklaracji. No i oczywiście zabawne jest Pana przekonanie, że śpiewanie o samobójstwie jest od razu jego promocją. Tutaj akurat znienawidzony przez Pana Rothbard (choć zna go Pan pobieżnie) mówi, że konsekwentna promocja nieuznawania wartości życia jako nadrzędnej i dyskutowania o tym powoduje, że i tak jest ono uznawane chociażby przez to, że komunikuje się swoje sprzeczne zdanie. Gdyby więc Metallica faktycznie promowała samobójstwo, to nie śpiewałaby o fakcie samobójstwa, tylko popełniła zbiorowe w celu pochwały tegoż. Zresztą śpiewanie o faktach nie wydaje mi się nawoływaniem do pewnych postaw. Co do gestu Maolik – myli Pan dwa podobne gesty – ten z wyciągniętym kciukiem i ten z zaciśniętym (chodzi mi o intencje, bo sam LaVey używał ich zamiennie pewnie dlatego, że po prostu był kretynem). Choć przyznam ponownie, że ostentacyjne za przeproszeniem „olewanie” intencji jest już u Pana chorobliwe. Nie wiem też skąd wziął Pan tytuł piosenki z albumu St. Anger „Some kind of Master” – chyba już Pan totalnie odleciał w próbie przypięcia łatki Metallice – tam jest „Some kind of monster”. Co do interpretacji tekstów przedstawionych przez jednego z użytkowników jako dobre – jednak dobrze jest interpretować tekst w całości i w kontekście. Dziwne, że katolik tego nie wie. No i kwiatek na sam koniec „Nie zbadałem twórczości owej grupy pod kątem proporcji pomiędzy ilością złych i dobrych piosenek” a kilka linijek dalej „Jak zatem widać, nawet na przykładzie tego wycinku, proporcje pomiędzy złymi i dobrymi utworami granymi przez ów zespół, są zdecydowanie niekorzystne dla tych drugich (…)” – zasada sprzeczności podobnie jak intencje zostały przez Pana totalnie zlekceważone. Mnie osobiście nie chodzi już o obronę Metallici jako takiej – lubię ten zespół, mam świadomość ich grzechów młodości, ale wciskanie thrashowej (a nie rockowej Panie Mirosławie) grupie, która składa się z typowych rock n’rollowców, czyli chłopaków od bitki i popitki, propagowania (i to świadomego) satanizmu jest po prostu zdewociałym przegięciem. Pan niestety ma tendencje do wyciągania pewnych faktów czy zdań z kontekstu, nie bierze Pan pod uwagę możliwości naprawy, intencji i całego szeregu czynników, które stanowią istotę problemów. Ja rozumiem chęć bycia dobrym katolikiem, ale co raz bardziej utwierdza mnie Pan w przekonaniu (po dyskusji na temat tańców, boksu i libertarianizmu), że odleciał Pan w swoją rzeczywistość, ubraną w wór pokutny, gdzie utożsamia się potencjalność grzechu z samym grzechem. Nie tędy droga.
So What również nie jest utworem Metallici a znalazł się na albumie „Garage” na którym grali tylko i wyłącznie covery, to tak dla pańskiej wiedzy z którą jak widzę jest bardzo krucho. Warto dodać ,że nagrali ten album jeszcze przed nawróceniem Jamesa choć to dla Pana nie jest żadnym argumentem. Bo przecież dalej pokazuje się w towarzystwie grzeszników a nie broni krzyża na Krakowskim Przedmieściu Człowieku zrozum jedną rzecz która może dla Ciebie być paradoksem: to ,że coś śpiewają to nie znaczy ,że namawiają do czynienia tego dosłownie. Mam rozumieć ,że twórca „Upioru w Operze” to również satanista wszak wspominał o upiorach. Album St.Anger powstał tylko i wyłącznie po to żeby Metallica mogła dalej grać, w chwili obecnej utwory z tego albumu nie są prawie w ogóle grane na koncertach, a gniew który bije z tego albumu był spowodowany a) odejściem basisty b) odwykiem Jamesa c) załamaniem nerwowym całej grupy. Patrzysz na tytuły patrzysz na słowa, nie patrzysz na genezę, nie patrzysz na znaczenie, nie starasz się zrozumieć co przysłowiowy artysta miał na myśli. Nie potrafisz poprawnie napisać nazwiska perkusisty, przekręcasz tytuły piosenek a bierzesz sie za ocenianie. Nie znasz historii zespołu, nie znasz okoliczności w jaki powstawały albumy, nie patrzysz jak często i czy wogóle grają te złe złe utwory, nie patrzysz jakimi są ludźmi, nie patrzysz kim są na codzień a wyciągasz wnioski wnioski, oceniasz ich na podstawie kilku nielicznych utworów które jeśli nawet gdzieś grają to dzieje sie to ultra rzadko. To prawda Jezus nie grał sprośnych piosenek ale Metallica nawet kiedy gra te utwory to nie traktuje tych tekstów dosłownie chociaż wiem że Pan w to nie uwierzy a na dowód swoich racji przytoczy Pan kilka inny utworów w których poprzekręca Pan tytuły.
Określenie Metaliki mianem kapeli satanistycznej to mniej więcej tak, jakby przyrównać samochód do czołgu. I to jeździ i tamto też… Metalika jest mroczna, ale nie jest zespołem satanistów. Też nie do końca rozumiem co Autor chce osiągnąć tym tekstem.
Przeraża mnie zaślepienie niektórych komentatorów artykułu. Jeżeli coś jest z gruntu złe i niemoralne (np. słowa piosenki) to zdrowy rozsądek podpowiada mi żeby tego nie promować i nie rozpowszechniać. Natomiast przeciwnicy p. Salwowskiego usiłują dowieść, że przecież to nic takiego, że wokalista śpiewa „obciągałem kut***a starego faceta” – przecież ważne są „intencje autora i fakt aranżacji muzycznej”. Dobrymi intencjami to panowie wiedzą jakie miejsce jest wybrukowane…