Zachowując osobistą życzliwość i sympatię do Jarosława Gowina, powiem szczerze – jestem zdziwiony jego politycznymi ruchami. Pisałem już o tym, że ogłaszanie najpierw, iż buduje on ruch bez rozpoznawalnych politycznych twarzy, by następnie wybrać polityczną współpracę z Pawłem Kowalem i Przemysławem Wiplerem jest czymś zdumiewającym. Zdumiewającym nie tylko dlatego, że jest oczywistym zaprzeczeniem pierwotnej deklaracji. Także dlatego, że decydując się ostatecznie na wzięcie polityków bierze on to co akurat się z polityką najgorzej kojarzy. Bierze on sobie na pokład – przepraszam obu wziętych nań panów za szczerość – przedstawicieli typowych, politycznych, prawicowych kanap. To jest – moim zdaniem – Jarosława Gowina błąd pierwszy…
Jest jednak i błąd drugi. Otóż nie trzeba było długo czekać by wśród sygnatariuszy nowego porozumienia pojawił się istotny rozdźwięk. Rozdźwięk dotyczący wspólnej linii wobec pierwszego politycznego faktu, przed jakim przyszło im stanąć. Rozdźwięk, gdy idzie o stanowisko wobec warszawskiego referendum. Otóż Jarosław Gowin Hanny Gronkiewicz – Waltz bronił, gdy Przemysław Wipler był jej radykalnym krytykiem.
Być może mało kto ten rozdźwięk dostrzegł, ale to jest sprawa niezwykle istotna dla każdej – zwłaszcza rodzącej się – inicjatywy politycznej. Tą istotną rzeczą jest jednolitość przekazu. I każda partia naprawdę mocno go pilnuje. Pilnuje, by nie zdarzyła jej się rzecz naprawdę najgorsza – kakofonia politycznego przekazu rodząca podejrzenia o towarzyszący jej chaos politycznych działań. Otóż w sprawie warszawskiego referendum taka polityczna kakofonia się zdarzyła. To jest naprawdę poważny błąd. To źle wróży…
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw