Kiedy bliżej poznajesz życie polityczne Mołdawii – odnosisz wrażenie, że czytasz książkę O. Henry`ego «Królowie i kapusta». Głównym bohaterem tego utworu jest łajdak, którego nijak nie można ukarać i w ogóle nie wiadomo czy kiedykolwiek zostanie ukarany czy nie – tak bezczelnie się zachowuje.
Oligarcha Władimir Płachotniuk jest najbogatszym człowiekiem w Mołdawii. Początki jego biznesu sięgają lat 90-tych, kiedy zdobywanie kapitału zawsze wiązało się z działalnością kryminalną. Dlatego wszystkie negatywy mołdawskiej polityki zwykłym obywatelom kojarzą się z imieniem Płachotniuka. I zdaje się, że nie bez podstaw. Dziennikarze europejscy patrzą na niego sceptycznie. Kenneth Rapoza, felietonista «Forbe»s niejednokrotnie publikował materiały demaskujące Płachotniuka. W swojej sierpniowej publikacji zauważył, że jego artykuły na temat Mołdawii zwróciły na siebie uwagę Waszyngtonu – ale polityczne elity Zachodu nadal nie chcą zwracać uwagę na niebezpieczeństwo wynikające z działalności politycznej gospodarza Mołdawii. Czemu? Odpowiedzi znajdują się w artykule dyrektora Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych Marka Leongarda.
– Głównym celem zagranicznej polityki UE w stosunku do Gruzji, Ukrainy i Mołdawii musi być wsparcie dla stabilnych i przewidywalnych rządów – pisze M. Leongard. Na majowym forum pt. «Mołdawia w nowym regionalnym kontekscie» Płachotniuk obiecał europejskim politykom spełnienie wszystkich ich żądań: «Moim podstawowym zadaniem jest wzmocnienie praworządności. Wspólnym celem jest zasada szanowania prawa. Ja zobowiązuję się do zapewnienia stabilności politycznej w Mołdawii. Układ polityczny kraju można zmienić tylko przez reformowanie wszystkich instytucji państwowych. Korupcja w Mołdawii powstała nie dzisiaj i nie wczoraj. Ona jest głęboko ukorzeniona w układzie politycznym. Układu nie da się zmienić tylko przez reformowanie wszystkich instytucji w kraju. My zapewnimy wsparcie parlamentarne wszystkim inicjatywom w tym kierunku” – podkreślił Płachotniuk.
Ale jak jest z tym w rzeczywistości? Od chwili rozpadu ZSRR Mołdawia znajduje się na krawędzi wielkiej wojny domowej. W latach 90-tych w jej wyniku utraciła Naddniestrze i musiała się zgodzić z autonomią Gagauzji. Prawie otwarcie prowadzona przez Płachotniuka polityka zastraszania, szantażu i przekupstwa nie sprzyja konsolidacji społeczeństwa, lecz powoduje nienawiść, wzajemną nieufność i niedowierzanie obywateli wobec polityków. Właśnie podobne nastroje panują zwykle w każdym kraju znajdującym się na krawędzi wojny domowej.
Polityka Płachotniuka uznaje w Mołdawii tylko jeden etnos – rumuński. To prowokuje wojnę etniczną w kraju. Płachotniuk jest rumuńskim nacjonalistą i nie uznaje odrębności etnosu mołdawskiego – na co kategorycznie nie zgadzają się Mołdawianie bynajmniej nie pragnący przemieniać się w Rumunów. Tego samego obawiają się Gagauzi, Cyganie, Rosjanie i Ukraińcy.
Płachotniuk obieca europejskim politykom, że tyko on potrafi bez żadnych kłopotów dla Europy przekształcić Mołdawię w rumuńską prowincję. Ale tląca się w kraju wojna domowa, która może dla Mołdawian stać się wojną narodowowyzwoleńczą, znajduje sobie pożywkę w totalnym zubożaniu obywateli i zrujnowaniu gospodarki. Polityka Płachotniuka może zresztą przynieść katastrofę dla całej Europy w przypadku przyłączenia Mołdawii do Rumunii.
W tak skomplikowanych warunkach parlament Mołdawii przy poparciu kontrolowanej przez Płachotniuka Partii Demokratycznej uchwalił w pierwszym czytaniu nowelizację Prawa o telewizji i radiofonii zabraniającą nadawania telewizji rosyjskiej. W myśl tej zmiany, 80 proc. informacji ma być przedstawiane w języku państwowym. W pierwszej kolejności ograniczenie będzie dotyczyło popularnych rosyjskich programów telewizyjnych. Oczywistym jest, że jeżeli w Gagauzji zabraknie rosyjskiej telewizji – to będzie to faktycznie oznaczało blokadę informacyjną regionu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nawet OBWE skrytykowało wprowadzone zmiany, dostrzegając w nich zagrożenie dla wolności słowa i praw mniejszości narodowych.
Okazuje się, że Płachotniuk walczący przeciwko „rosyjskiej propagandzie” stara się dogodzić rusofobicznie nastawionemu Zachodowi, żeby otrzymać wsparcie finansowe z Brukseli. Jednak tabu na rosyjską telewizję automatycznie spowoduje protesty w kraju, co będzie przecież sprzecznie z obiecaniami Płachotniuka „zapewnienia stabilności politycznej Mołdawii”. W ten sposób Płachotniuk oraz polityczna elita Mołdawii usiłują przedostać się do Unii Europejskiej i poszerzyć skalę swojego awanturniczego wzbogacenia handlując swoim geopolitycznym położeniem w warunkach konfrontacji między Zachodem a Rosją, stwarzając jednocześnie poważne zagrożenie dla UE.
Nadchodzące wybory w Mołdawii będą decydowały nie tylko o losach republiki, ale i całej Europy. Jednak nie wszystko układa się pomyśli dla Płachotniuka i jego popleczników. Mołdawski polityk Igor Dodon – główny oponent Płachotniuka według ostatnich sondaży wyprzedza go pod względem popularności. Płachotniuk nie dokłada najmniejszych nawet starań, aby uniknąć wojny domowej i zacząć dialog z opozycją. Zamiast tego okłamuje europejskich polityków i udaje, że wszystko idzie po jego myśli. Będąc głównym łajdakiem tej politycznej powieści, Płachotniuk spodziewa się, że jemu jak zawsze uda wszystkich albo zastraszyć albo przekupić. Kto jednak może wiedziec, jakie siły zechcą tu rozbić bank wykorzystując dogodny moment… Z pewnością można powiedzieć, że po 30 listopada w naszej Europie powstanie nowe ognisko zapalne, jeszcze jeden strumień uchodźców i jeszcze jedno źródło terrorystów.
Siergiej Karyj
historyk, Nieżyn, obwód Czernihowski, Ukraina