Katastrofa Smoleńska okiem politycznego realisty – artykuł z okazji piątej rocznicy „pięknego samobójstwa”

W sprawie katastrofy smoleńskiej wszystko było dla mnie jasne już od samego początku, gdy tylko pierwszy raz usłyszałem o tym zdarzeniu. Kolejne dni, kolejne miesiące, kolejne lata jedynie potwierdzały moje pierwotne przypuszczenia. Miałem w sobie wówczas wizję zdarzenia charakterystycznego dla Polski i jej krwawej historii; historii czczonej i wysławianej pod niebiosa w formie martyrologicznej traumy. Wydarzenie to było tak typowe dla Polski, że gdyby nie wydarzyło się naprawdę to trzeba by je wymyślić. To połączenie bezsensowego, choć bohaterskiego i ułańskiego rozlewu krwi z filozofią „jakoś to będzie” – pełną niedbalstwa i łamania procedur. Potwierdzają to najnowsze doniesienia mediów, cytujące opinie biegłych, którzy na nowo odczytali zapis rejestratora rozmów w kokpicie prezydenckiego tupolewa. Z nowego zapisu wynika niedwuznacznie, że Dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasiak do końca przebywał w kokpicie lądującego tupolewa, a załodze nieustannie przeszkadzały osoby trzecie.

Od początku także było dla mnie jasne, że katastrofa smoleńska to cios zadany naszym rojeniom insurekcyjno-niepodległościowym, których nośnikiem są w Polsce środowiska Prawa i Sprawiedliwości bowiem pokazuje je w formie uskrajnionej do granic możliwości i niebezpiecznie ocierającej się o własny pastisz. Co nie znaczy, że nie doprowadziły one do wydarzenia najbardziej krwawego z wszystkich innych w dziejach,bowiem wymierzonego w polską elitę polityczną (cytując Ziemkiewicza – „Jakie piękne samobójstwo”).

Nie przewidziałem jednak, że PiS będzie w stanie wykorzystać to w sposób oczywisty świadczący przeciwko niemu wydarzenie we własnych celach, że polskie społeczeństwo będzie aż tak naiwne aby uwierzyć w produkowane na pniu teorie o zamachu, o konieczności dogłębnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy, o konieczności powołania międzynarodowej komisji śledczej itp. Tak jakby wszystko nie było jasne od samego początku, proste i oczywiste jak konstrukcja trepa. A trzeba powiedzieć, że wiele osób (i to skąd inąd rozsądnych) dało się omamić tym bredniom, że kiedy im przedstawiałem własną wersję wypadków – odpowiadano mi z rozbrajającą szczerością: skąd wiesz, że tak było? Czy to możliwe aby tyle osób zginęło bezsensownie? Odpowiadałem im na to: tak to jest możliwe. Zjawiska bezsensowne objawiają się w wielkiej skali… Katastrofa smoleńska idealnie wpisuje się zatem polską narrację insurekcyjną, której nośnikiem jest PiS. Narrację tą można odczytać w trzech płaszczyznach odniesienia.

1) Pierwsza płaszczyzna wyznaczona została przez kontekst wojny polsko-polskiej, wojny pomiędzy PO a PiS-em.Wszystkie zjawiska naszego życia publicznego zostały naznaczone stygmatem tej wojny, tak że niemożliwe jest zabranie głosu w jakiejkolwiek sprawie, który pozostałby względem tego sporu neutralny. Wiedzą to partie, które chciały być siłą niezależną a ich inicjatywy spaliły na panewce, wiedzą to komentatorzy, którzy chcieli być niezależni i jako tacy wypowiadać się np. w sprawie konfliktu na Ukrainie, a ich głos z automatu klasyfikowany był jako zdrada stanu i służalczość wobec Kremla. Wojna jest zatem krwawa, totalna i bezwzględna. Stąd dla każdego obserwatora było jasne, że w samolocie była ogromna presja na wylądowanie, presja wywierana przez głównego pasażera samolotu – prezydenta Lecha Kaczyńskiego na pilotów, gdyż prezydent pragnął z przytupem zainicjować swoją kampanię prezydencką, nośnym medialnie wystąpieniem na grobach pomordowanych przez sowieckich okupantów Polaków. Presja ta była tak wielka gdyż prezydent z tyłu głowy czuł inną presję – swojego brata (którego – co do tego jestem pewny –podświadomie się bał), głównego stratega i inicjatora wojny. W ten sposób ofiary katastrofy smoleńskiej to ofiary wojny polsko-polskiej – setka osób, która oddała swe życie w imię chorobliwej idee fixe Jarosława Kaczyńskiego; są to zatem kolejne (po Barbarze Blidzie i Andrzeju Lepperze) ofiary IV RP. Kolejny wniosek, który nasuwa się z refleksji nad tymi ofiarami dotyczy upolitycznienia idei śmierci, owej politycznej „thanatologii” – sprzecznej z zasadami torującymi życie publiczne w cywilizacji łacińskiej, w której porządek sacrum rozdzielony być winien od porządku profanum. W Polsce doby Kaczyńskiego i Tuska rozdział ten nie występuje. 

2) Druga płaszczyzna wyznaczona jest przez cel niedoszłej podróży związany z chęcią upamiętnienie ofiar NKWD-owskiej zbrodni, zbrodni którą nawet prezydent Bronisław Komorowski nazywa „największą w dziejach”, bo takiego określenia użył podczas obchodów 75-lecia zbrodni smoleńskiej na Grobie Nieznanego Żołnierza. Wszystko jest tu jasne: Rosja jest naszym śmiertelnym wrogiem i głównym ciemiężcom, cała nasza dziejowa walka o niepodległość toczona była z Rosją. Ta ostatnia miała jednak i wciąż ma w Polsce swoich obrońców, owych zdrajców i targowiczan. Istotę ich rozumowania świetnie oddaje Bronisław Wildstein w swoim artykule pożegnalnym z redakcją tygodnika „Do rzeczy”: „Jak zawsze w momencie konfrontacji z Rosją w Polsce uruchomiony został korpus stronników Moskwy. To niestety norma w historii naszego kraju, a targowica nosiła różne imiona. Większości z owych poputczików nie trzeba nawet opłacać. Wystarczy umiejętna gra na tchórzostwie, urazach i głupocie, a w tej dziedzinie rosyjskim organizatorom nie sposób odmówić zręczności. Wielu z tych, którzy powtarzają antyukraińskie frazesy, może nawet deklarować niechęć do Moskwy. Nie zmienia to faktu, że działają w jej interesie”.

3) Trzecia płaszczyzna to już organizacja samej wizyty prezydenta jak też przebieg feralnego lotu. Do złudzenia przypominał on przebieg naszych czynów powstańczych – źle zorganizowanych, całkowicie bez planu i wizji celu ostatecznego. Patrząc z tego punktu widzenia katastrofa smoleńska to parodia naszych powstań zwłaszcza tych wymierzonych w Carat, choć wiele nie było trzeba aby je parodiować, gdyż każde z nich stanowi parodię samego siebie.

Długo by o tym pisać, ale w zasadzie nie ma o czym. Nawet bowiem powierzchowne zetknięcie się z ideą katastrofy smoleńskiej dla osoby znającej polską historię uwypukli pewien narzucający się siłą oczywistości kontekst, który naszkicowałem w niniejszym artykule. Pozostaje jedynie wyrazić nadzieję, że nie jesteśmy aż tak szczelnie zamknięci w tym błędnym kole, jak to się wydaje, że jest jakaś stąd ucieczka; błędnym kole – dodajmy – wyznaczonym przez dynamikę wojny polsko-polskiej, jej ostateczny i determinujący wszystkie zjawiska życia publicznego charakter. Patrząc z tego punktu widzenia na próżno doszukiwać się jaskółek jej zmierzchu bądź choćby przesilenia. Wojna przybiera na sile.Obozu smoleńskiego z pewnością nie osłabią ostatnie doniesienia mediów zainicjowanych publikacją radia RMF FM odczytujących na nowo czarne skrzynki tupolewa, podobnie jak nie osłabiły go afera SKOK-ów i wyrok skazujący dla Mariusza Kamińskiego.
Jedynie dla osób rozumiejących co się dzieje i mających do tego zdrowy dystans wieje stąd jakieś duchowe pokrzepienie, że fakty i najnowsze odkrycia zdaja się jednak świadczyć niezbicie, że tkwimy w jakimś amoku, że wciąż jesteśmy zatopieni w smoleńskiej mgle – stąd dla tych osób wniosek, że potrafią już oddzielić ową ułudę od rzeczywistości. Skoro zatem wiemy już, że śnimy, to może nadszedł czas aby się przebudzić…Nie, nie łudźmy się nic z tego nie wyjdzie – także nasz głos rozsądku zostanie zakwalifikowany jako efektowny wystrzał na wojnie polsko-polskiej; zostaną mu też z pewnością przypisane prokremlowskie inspiracje.

Michał Graban

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *