Konserwatyzm integralny – jak go rozumieć?

Na naszym portalu pojawił się ostatnio tekst p. Antoine Ratnika, poświęcony ogólnym uwagom na temat istoty konserwatyzmu. Tekst ten, jakkolwiek zajmujący, pozostawił mi kilka przemyśleń, które pozwalam sobie zamieścić poniżej.  Z częścią wniosków Autora zgadzam się bowiem jak najbardziej, ale kilka z nich pozostaje w sprzeczności z moją własną wizją konserwatyzmu i tego, co winien on wyrażać. Dotyczą one bowiem samej zasady konserwatywnej, a poza tym wymagają odpowiedzi na nierozerwalne z nią pytanie: co zachowywać?

Ma rację p. Ratnik pisząc, że konserwatyzm nie jest ideą zależną od twórczości doktrynerów. Ale nie może on również być rozpatrywany jako „trafne odczytanie struktury bytu społecznego”. Jest to podstawowy błąd, jakże często popełniany przez tych, którzy nazywają się dziś konserwatystami, ale tkwią zakorzenieni w demokratycznej pustce, poza którą nie dostrzegają nic więcej – a zatem taki właśnie, demokratyczny i poddany dyktaturze bieżących sporów, pozostaje ich konserwatyzm.

A przecież konserwatyzm nie może stanowić efektu odczytania struktury społecznej, ani też innej rzeczywistości zastanej, a jego esencją jest nierozerwalny związek ze sferą metapolityczną oraz sacrum. Konserwatyzm nie dokonuje „odczytania” – jego zadaniem jest formowanie i przywracanie prawidłowego, naturalnego, zgodnego z Bożą hierarchią porządku społecznego, politycznego i moralnego. Zachowawca ma przechować nie to, co wydaje mu się warte uwagi w tym, co widzi wokół siebie.  Ma on przede wszystkim skupić się na czterech filarach swojego światopoglądu i swojej politycznej postawy, tymi zaś niezmiennie są Wiara, Etyka, Tradycja, a także Autorytet. To te święte dla siebie zasady zachowuje, wspiera je wiernością wobec Rzymu i Cywilizacji Łacińskiej, z której wyrasta, to wreszcie poprzez pryzmat tych pojęć ocenia, wartościuje i wyznacza drogę, którą podąża. Nie wolno mu odczytywać porządku społecznego, ale porządek wieczny, którego ziemskie państwo ma być odzwierciedleniem.

Nie może zatem mieć racji bytu stwierdzenie, że „mechaniczna próba naciągnięcia współczesnego społeczeństwa do jakichś wyczytanych w pracach wybitnych teoretyków kontrrewolucji standardów skończyła by się całkowitym niepowodzeniem akcji politycznej, prowadzonej przez środowiska działające według powyższego schematu, skończyła by się również paraliżem intelektualnym jego członków, zainstalowaniem się w postawie aspołecznej, skazaniem się na chroniczne bezrobocie, a w przypadku dojścia do władzy dzięki jakimś niezwykle szczęśliwym okolicznościom, skończyłaby się koniecznością otworzenia obozów koncentracyjnych dla przeciwników politycznych”. 

Tym, co w swojej istocie oznacza przytoczone tu stwierdzenie, jest konieczność rozważenia jakiegoś politycznego aggiornamento, dostosowania konserwatyzmu do świata i zastąpienia jego odwiecznych haseł czymś nieco bardziej zrozumiałym dla współczesnego człowieka. Twierdzę, iż to, że ktoś nie chce przyjąć Prawdy i zasad, jakie ona wytycza, nie oznacza konieczności modyfikacji samej Prawdy. Hieronim Tarnowski pisał: „W zasadach stanowiących podstawy konserwatyzmu jest prawda, a prawda jest nieśmiertelna. I dlatego konserwatyzm można zwalczać, można mu przeczyć, ale wymazać go z powierzchni ziemi nie podobna. Jedno tylko może go zabić: jeżeli dla celów oportunistycznych zboczy od swojej ideologii i wejdzie w kompromis co do tych zasad, które stanowią jego rację bytu. Wtedy popełni samobójstwo”. Jest to kwestia owego – jak pisze Davilla – wiecznego sporu; „albo jest Bóg, a w takim razie Jego prawo obowiązuje narody i państwa tak jak ludzi i musi wykonywać się coraz lepiej w różnych stosunkach ludzkich, a to jego lepsze, pełniejsze wykonanie jest postępem, doskonaleniem i zarazem uszczęśliwieniem ludzkiego rodu; albo Boga nie ma, świat jest niewiadomą, a zapewne bezcelową zagadką, a w takim razie środkiem ciężkości świata jest ta (znowu zapewne przypadkowa i niewiadoma) zagadka, która się nazywa człowiekiem, która choć sama siebie nieświadoma, świadoma jest, że ma wolę i żądzę, i ta wola czy żądza jest jedynym, rzeczywistym prawem, ograniczonym jedynie mocą wykonania wszystkiego, co wola zechce, a żądza zapragnie. Pomiędzy tymi dwiema zasadami toczy się sprawa od wieków; walka miedzy myślą i wolą Boga a naturą i żądzą człowieka” (Stanisław Tarnowski). 

W tym właśnie sedno – w wyborze między myślą i wolą Boga” z jednej strony, a „naturą i żądzą człowieka” – z drugiej. Problem dzisiejszych czasów to strach przed jakąkolwiek polaryzacją, ale niestety jest ona konieczna. Konserwatysta albo staje całym swoim umysłem, sercem i siłami po stronie wartości, jakie ma zachować, albo też staje się – jak pisze Kazimierz Marian Morawski – „konserwatystą nicości moralnej”, kimś, kto strzępy idei bezprawnie wszywa w swój lepki od demokratycznego błota wyborczy sztandar. Komuś wychowanemu w dobie nieustannej wali wyborczej, szybkiej i nastawionej na doraźny sukces, niełatwo zrozumieć, że zwycięstwo za naszego życia nie jest najważniejsze, ważne natomiast jest, by ideę przekazać nieskalaną.

Czy konserwatyzm jest czymś, co bazuje na przeszłości i stara się ją odtworzyć? W żadnym wypadku. Czerpie to, co wartościowe, ale dostrzega też konieczność rozwoju. Jeżeli uznajemy monarchię za ustrój najlepszy z dotychczas istniejących, to dlatego, że stwarza on większe od innych form rządów możliwości zachowania tego, o czym pisałem wyżej; daje możliwość pełnego związku sacrum ze sferą doczesną, ponadto zaś pozwala domniemywać, że hierarchia i ład zgodny z prawem naturalnym zyska oparcie oraz ochronę. Nie jest prawdą, „że myśl konserwatywna obecna wyłącznie u doktrynerów kontrrewolucji jest politycznie szkodliwa, gdyż autorzy ci tylko starali się dokonać restytucji życia takiego, jakim było przed Rewolucja”. Ci, którzy pisali o kontrrewolucji i stworzyli coś, co możemy dziś określić mianem jej zrębów ideowych, bazowali na owym wiecznym porządku, o którym cały czas piszemy. Nie jest prawdą, że idąc drogą, jaką wytyczyli, nie da się wnieść nic nowego.

Nikt nie starał się odbudować życia takim, jakie było dawniej – i my również tego nie robimy. Zawsze chodziło jednak o przywrócenie naturalnego porządku świata; kontrrewolucja to odbudowa, a nie tylko właściwe rewolucji puste niszczenie tego, co zastano. W żadnym wypadku nie chodziło o przywiązanie do instytucji i form, ważne jest natomiast to, co one sobą wyrażają. To trochę tak, jak z Kościołem: nie można mówić, że jest się dobrym katolikiem nie uznającym Kościoła w jego formie instytucjonalnej. Został on powołany przez Zbawiciela w określonym celu i jako taki – niezależnie od faktu, że wielu jego pasterzy dalekich jest od ideału, pozostaje przede wszystkim reprezentantem Chrystusa – na czele ze Świętym Piotrem i Jego następcami. Innymi słowy – przywiązanie do instytucji wynika z przywiązania do tego, co za nią stoi. Ileż to razy w ciągu wieków powtarzano, że owszem – może i król jest kanalią, ale zdrada lub wypowiedzenie posłuszeństwa nie wchodziło w grę nawet przez mgnienie oka; służono nie określonemu panującemu jako osobie, lecz dochowywano wierności Tronowi.

By przedstawić rzecz jeszcze inaczej: używamy słów idea tak, by pomimo niedoskonałości ludzkiego języka opisać pewien system zależności, prawd i zasad, które składają się na konserwatyzm. W rzeczywistości jednak osobiście jestem zdania, że działając tak z konieczności przedstawiamy obraz nieco nieostry. Konserwatyzm nie jest bowiem ideologią – jest pewną rzeczywistością. Jak pisze Georg Quabbe: „Dla konserwatysty refleksja nad podstawami własnego światopoglądu jest rodzajem profanacji tak samo jak konieczność udowadniania egzystencji Boga jest estetycznym zgorszeniem dla każdego prawdziwie wierzącego; jest wyprowadzaniem irracjonalnej wartości na poziom racjonalny, desakralizacją boskości, której odebrany zostaje urok tajemniczości, bez której nie można pewnie stawić czoła lewicowym czcicielom diabła na ich polach bitewnych rozumu”. A. E. Gunther dodaje: „Konserwatyzm nie jest przywracaniem tego, co było, ani trzymaniem się tego, co jest, lecz życiem z tego, co obowiązuje zawsze”.

Co do kwestii sojuszy – oczywiście zgadzam się, że należy ich szukać wśród tych, którzy podobnie jak my chcą odbudować wspólny gmach cywilizacji Europejskiej i dążą do tego, by Polska zajęła w nim należną jej pozycję. Sugeruję jednak ostrożność. Nie jest zasadne ujmowanie wszystkich środowisk nacjonalistycznych jako pewnej zwartej całości, podobnie jak błędem jest określanie mianem potencjalnych sprzymierzeńców wszystkich tych, którzy kreują się na reprezentantów prawicy. Jakiś czas temu pisałem już, że konserwatyzm nigdy nie może iść w parze z faszyzmem. Dziś dodam, że to samo dotyczy pewnych fantastycznych dla mnie tworów pokroju systemu głoszonego przez prof. Dugina – a więc udającej obrońcę cywilizacji jakiejś gnostyckiej wersji bolszewizmu, a także innych ideologii stawiających w centrum człowieka lub państwo, które to elementy zajmują w nich pozycję wyższą od rzeczywistości transcendentnej, której państwo winno wszak stanowić emanację. Chciałbym uniknąć zarzutu o ogólnikowość tej wypowiedzi, w związku z tym w odpowiedzi na pytanie o to, gdzie szukać politycznych i ideowych sojuszy, osobiście wskazałbym przede wszystkim ruch narodowo-radykalny, reprezentowany przede wszystkim przez ONR. Jest katolicki, w 80-90% postulatów jesteśmy zgodni, a energii i siły przebicia możemy im tylko pozazdrościć. Dodam, że powyższy pogląd wynika rzecz jasna wyłącznie z osobistej refleksji piszącego te słowa, nie jest natomiast oficjalnym stanowiskiem KZM lub portalu, który mam zaszczyt reprezentować.

Na zakończenie sprawa poruszona w ostatnim zdaniu fragmentu, który przytoczyłem powyżej. Nie ma oczywiście mowy o dosłownie rozumianych obozach koncentracyjnych dla przeciwników politycznych, ale owszem – w razie zaistnienia takiej możliwości należy zrobić wszystko, by masoneria, ateizm, ruchy gejowskie i inne plagi współczesnego świata nie wyrwały już więcej do piekła ani jednej duszy. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Konserwatyzm integralny – jak go rozumieć?”

  1. Miedzy Panskim a moim stanowiskiem nie ma wiekszej roznicy, bo obydwaj troszczymy sie o los Civitas.Roznimy sie co do wyboru srodkow.Linia podzialu jest z tymi, ktorzy uwazaja, ze nalezy poswiecic sie wylacznie obronie interesow Katolickiej Wspolnoty Wyznaniowej, a Civitas spisac na straty.Ta druga postawa prowadzi do protestantyzacji ich samych i do protestantyzacji spolecznej samej KWW.Co do nacjonalistow, to roznia sie miedzy soba” swietymi ksiegami”, ktorych uzywaja, ale w praktyce sa coraz bardziej zblizeni do siebie jako ruch w obronie cnoty.W obecnej wojnie chodzi o to, zeby nam system nie narzucil grzechu jako normy zycia spoleczno-politycznego.Zamkniecie sie w kregu spraw czysto wspolnotowych szybko prowadzi do calkowitej ucieczki w prywatnosc i w karieryzm.Z nacjonalistami trzeba wspolpracowac w ten sposob, zeby im dostarczac wiedzy o pryncypiach polityki.

  2. @Antoine Ratnik: Mam pytanie do Pana (bez cienia złośliwosci!): Gdzie, w obecnych czasach, doszukować się resztek owej Civitas [Christiana?] ? Co tymi szczątkami jest a co de facto nie jest? Które, z tych, co jeszcze są, konserwować, bo na to zasługują, a które poświecic jako nieistotne ornamenty? Jakie komponenty owej Civitas juz nie istnieją, a nalezałoby próbowac je odbudować? Ja osobiscie uważam, ze Civitas, jako struktury politycznej i cywilizacyjnej ułatwiającej ludziom osiagniecie Nieba, juz nie ma. Tzn. struktura cywilizacyjna, techniczna, czyniaca zycie łatwiejszym i dajaca szanse poswiecenia wiekszej uwagi sprawom duchowym, oczywiscie istnieje. Natomiast struktura polityczna nie sprzyja pielegnowaniu cnót. Moze troska o obecnę „państwo-draństwo” sprzyja przetrwaniu potwora? Może lepiej faktycznie koncentrowac sie na tym, co jest do uratowania / zbudowania w małych wspólnotach, traktujac „państwo” jako de facto wrogi aparat przymusu w rekach „elyty” (Marx!), który trzeba tolerowac jak wrzód na dupie.

  3. @Piotr Kozaczewski To jest wlasnie jeden z problemow NDcji. „Dieu se rit des hommes qui se plaignent des conséquences alors qu’ils en chérissent les causes”.

  4. Konstytucja 3 Maja nijak się ma do konserwatyzmu. Chociaż trudno nie zauważyć, że pewni „prawdziwi patrioci” potrafią śmiertelnie obrazić się za brak zachwytów nad nią czy nie branie udziału w lokalnych obchodach tego dnia. Ad Antoine Ratnik – trafny cytat. To Bossuet?

  5. Do Autora: myślę, że kol. Ratnik ma rację pisząc o groźbiie konstruktywizmu politycznego o charakterze kontrrewolucyjnym. Weź prof. Bartyzela. Przecież jego koncepcja kontrrewolucji to próba dość mechanicznego zaaplikowania legitymizmu hiszpańskiego z XIX wieku w polskie realia wieku XXI. Przecież to ni w pięć, ni w dziesięć. Taka próba autentycznie musiałaby się skończyć obozami koncentracyjnymi dla przeciwników politycznych. To jest czysty leninizm-robespierryzm. A właściwie to dlaczego z XIX wieku mamy brać akurat legitymizm hiszpański, a nie rosyjską „obszcinę” – ta nie jest tradycjonalistyczna?. Konserwatysta winien tradycję widzieć jako źródło odkrywania prawa naturalnego o (socjologicznej) strukturze społeczeństwa, która jest konieczna aby społeczeństwo istniało (hierarchiczność świata). Nie może jednak być niewolnikiem starych form, nazw i ozdobników – bo tych już nie ma i nigdy nie będzie.

  6. Szanowni Panowie, rozumiem, iż masońska K3M jest Apage i nie można z takimi, poronionymi płodami mieć nic wspólnego, ale czy to oznacza, że gdyby nie Ona, to nie byłoby wojny z Rosją roku 1792 i dziś mielibyśmy Rzeczypospolitą, a nie kadłubowe państewko, urządzone według kolejnej mutacji stalinowskiej konstytucji z roku 1952, w której Konserwatyści AD 2012 roku „łatają”, ale za to „zachowawczo” państwo prawa? Czy to są meandry drogi do Civitas Christiana? Z należytym poważaniem Marek Stefan Szmidt. PS. Niechcący skasowałem mój poprzedni wpis – przepraszam.

  7. Bardzo dobry tekst (p. Matuszewskiego), zgadzam się z przedstawionym stanowiskiem. Nie rozumiem tylko, jak można twierdzić, że różnica między nim a stanowiskiem p. Ratnika zasadza się ma doborze środków. Tu mamy pochwałę i zachętę do przywracania prawdziwego porządku, a u p. Ratnika naganę pod adresem kontrrewolucyjnych działań.

  8. Dobry tekst, zgadzam się z autorem szczególnie z tym „albo jest Bóg, a w takim razie Jego prawo obowiązuje narody i państwa tak jak ludzi (..) W tym właśnie sedno – w wyborze między „myślą i wolą Boga” z jednej strony, a „naturą i żądzą człowieka” – z drugiej.” Problem w tym, że konserwatyści w ocenie rzeczywistości popełniają również błędy natury ludzkiej. Pewien Białorusin powiedział mi przysłowie „praktika jebut teoriu” i konserwatyści.pl powinni o tym pamiętać. Teoretycznie można bajać w obłokach grzesząc pychą nieomylności, praktycznie tylko cnota nieomylność w przestrzeganiu I zasady Dekalogu daje pewność prawdy.Konserwatysta nie powinien też być kojarzony z profesorem fizyki jądrowej który nie potrafi naprawić kontaktu w domu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *