Niekiedy – zależnie od rangi podejmowanego wątku – możemy słono zapłacić za czyjeś, nazwijmy to łagodnie: „poznawcze niepowodzenie”. Fałsz jest najskuteczniejszą bronią Szatana. Była to zresztą pierwsza broń, jakiej przeciw nam użył. Jak wiemy – z porażającą skutecznością. Czy nie powinniśmy wymagać, żeby publicyści naprawiali błędy, które zostaną im wykazane, i to niezależnie od osobistej winy? Co, jeśli nie zechcą od razu powiedzieć: „w moim tekście jest błąd rzeczowy, zmieniam zdanie i o to samo proszę Czytelników” albo chociaż: „jeszcze to sprawdźmy”? Czy, jeśli tego nie zrobią, powinniśmy ryzykować kładzenie głowy i serca pod topór nieprawdy rozsiewanej lekką ręką? Czy w szczególności nie dotyczy to tematyki Świętej Wiary Katolickiej, która jest nam konieczna do zbawienia? Czy wreszcie dla wierzących osób, zwłaszcza nieorientujących się w szczegółach wiary, logiki, rozumu naturalnego i nauk przyrodniczych, istnieje pewniejsza droga niż zaufanie Nieomylnemu Magisterium Kościoła? Tyle tytułem wstępu, ze szczególną dedykacją dla tych, którzy nie byliby zadowoleni, gdyby jego przedostatnie zdanie, to o Nieomylnym Magisterium Kościoła oraz dwa nieco wcześniejsze – o Szatanie oraz konieczności wiary do zbawienia, zostało potraktowane poważnie jako wyjątkowo opłacalna i zgodna z rozumem przestroga.
Chciałabym przestrzec przed często pojawiającą się ostatnimi czasy na portalu Konserwatyzm.pl publicystyką pana Włodzimierza Kowalika. Od razu zaznaczam, że w stosunkowo nielicznych punktach dotknę walki z ateizmem i herezjami, chociaż poruszane kwestie bez wątpienia wiążą się z tymi zjawiskami. W takiej dyskusji trzeba jednak wszystko zaczynać od Adama i Ewy, a niekiedy nawet udowadniać istnienie prawa moralnego czy rozumu i innych kłopotliwych drzazg w umysłach materialistów, relatywistów, a nieco mniej bezpośrednio, ale również - dysydentów . Powie ktoś, że z tym całym Magisterium to niepewne, z wiarą też, a jeszcze bardziej z Szatanem. Przykro mi, dzisiaj mamy skromniejszego adwersarza niż kolegium wszelkich oskarżycieli Kościoła. Pan Kowalik oczywiście nie uprawia publicystyki ateistycznej i chwała mu za to. Skupię się jedynie na wskazaniu wybranych elementów jakże licznego zbioru niespójności i błędów w jego tekstach, zwłaszcza że określa on swoje poglądy jako katolickie. Krótka i wybiórcza „antologia” wystarczy, bo to błędy fundamentalne. Obawiam się tylko, że muszę dokonać jeszcze jednego wyjaśnienia wstępnego: nie stawiam tezy na temat przynależności pana Kowalika do Kościoła (tak na marginesie: można do Kościoła należeć nawet mimo grzechu ciężkiego lub nieświadomego wyznawania herezji). Mówię o katolickości poglądów. Chodzi o dobro Czytelników, z grona których nie wyłączam też pana Kowalika. Jest to dobro duchowe, a więc najwyższe. Zaprzeczanie Magisterium prowadzi do potępienia. Teksty , z którymi polemizuję, mogą do tego usposobić, szczególnie że explicite negują co najmniej jedno takie orzeczenie. A trzeba pamiętać, że nie pan Kowalik wyznacza normę katolickości poglądów. Mamy w tym względzie nieskończenie wyższy, pewny Autorytet oraz łatwy dostęp do wszystkich Jego tekstów.
Skupmy się teraz na wybranych fragmentach tekstów pana Kowalika i zobaczmy, że nasze głowy nie mogą na niego chwilowo liczyć w sprawach wiary katolickiej czy powiązanej z nią rozumowej spekulacji. To się oczywiście może zmienić. I oby tak się stało.
Pierwsza i fundamentalna sprawa to błędna informacja o treści Magisterium Kościoła. Rzecz do poprawienia od ręki. Nawet ateista po przeczytaniu Konstytucji Dogmatycznej Dei Filius nie powinien się kłócić o to, czy Kościół orzekł pewność poznania istnienia Boga: http://archiwum.konserwatyzm.pl/czytelnia.php/Pozycja/2985/
ze szczególną uwagą skupioną na słowach:
„Gdyby ktoś mówił, że jednego i prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana naszego, nie można poznać ze stworzeń w sposób pewny z pomocą naturalnego światła rozumu ludzkiego – niech będzie wyklęty.”
Poniższe fragmenty Studiorum Ducem Piusa XI precyzują, że chodzi o dowody podane przez św. Tomasza z Akwinu:
„Argumenty, którymi Tomasz DOWODZI, że Bóg istnieje i że On jeden jest Bytem sam przez się i dziś nie straciły swej mocy DOWODOWEJ, którą miały w średnich wiekach; są one głębokim potwierdzeniem DOGMATYCZNEGO STANOWISKA ZAJĘTEGO PRZEZ KOŚCIÓŁ W UROCZYSTYM ORZECZENIU Soboru Watykańskiego [I], które następnie Pius X pięknie wyjaśnił w tych słowach: „Bóg, który jest początkiem i celem wszechrzeczy, może być poznany tak jak przyczyna może być poznana ze skutków przyrodzonym światłem rozumu, a to z rzeczy, które zrobił, to jest z widzialnych dzieł stworzenia; tak dalece, że istnienie Jego może być udowodnione”. Choć więc metafizyka Tomasza nieraz jeszcze spotka się z równie ostrym, jak niesłusznym sprzeciwem, to jednak, jak złoto, którego żaden kwas nie ima, zachowuje ona nadal w całej pełni swą moc i swój blask. Z wielką przeto racją ten sam Nasz Poprzednik ostrzegał: „Odstępować od Akwinaty szczególnie w dziedzinie metafizyki nie może być bez wielkiej szkody.” „dla uniknięcia błędów będących źródłem i początkiem wszystkich nieszczęść naszych czasów, należy wierniej niż kiedykolwiek trzymać się nauk Akwinaty. W samej rzeczy bowiem zwalcza on doskonale we wszystkich dziedzinach błędne mniemania modernistów: w filozofii, broniąc mocy i zdolności inteligencji ludzkiej, DOWODZI [a nie tylko „jest w możności dowieść] nader silnymi argumentami istnienia Boga; w dziedzinie dogmatu, rozróżniając porządek przyrodzony od nadprzyrodzonego, rzuca głębokie światło i na motywy, które do wiary pobudzają, i na same prawdy wiary, przy czym jasno pokazuje, że w ogóle w teologii wszystko, co jest przedmiotem wiary, nie opiera się na jakimś mniemaniu, ale na prawdzie i że w niczym zmienione być nie może (…)”.
Tymczasem pan Kowalik napisał coś, czego jeszcze nie odwołał, nawet po polemikach podpartych cytatami, zawartych w komentarzach do artykułu pt. „Czy istnieje tomizm klasyczny?”:
„Katolik musi wierzyć, że istnienie Boga można poznać na drodze naturalnego rozumu, gdyż Magisterium tak orzekło (używając zresztą nader ogólnych terminów). Magisterium jednak nie przedstawiło takiego dowodu, ani nie orzekło, aby ktokolwiek takim dowodem dysponował. Możliwość nie jest przecież realizacją.”
Można się zastanawiać, czy słowo „dowód” zostało użyte przez Magisterium w dostatecznie ścisły sposób, czy niepotrzebna byłaby uprzednia formalizacja. Pan Kowalik pisze: „Możliwość nie jest przecież realizacją”. Ustalmy najpierw, że kryje się w tym zarzut, że Magisterium nie stosuje pojęć precyzyjnie. Można by przecież napisać „argument”, „droga”, „prawdopodobna przesłanka do stwierdzenia istnienia Boga”, „najbardziej racjonalne z dostępnych ludzkiej myśli rozumowanie dedukcyjne na temat zasadności teizmu” albo bardziej ezoterycznie: „ścieżka ponadjaźniowego poznania”, „energetyczna i intuicyjnie wyczuwana łaska pewności” lub cokolwiek innego, tylko nie twarde słowo „dowód”. Tymczasem, jeśli już chcemy angażować logikę formalną, powinno nam wystarczyć, że istnieje poprawna formalizacja. Nie warto mieć do św. Tomasza pretensji, że np. nie stosował notacji obecnej w rachunku kwantyfikatorów. Istota sprawy kryje się w tym, że – przykładowo – uznanie nieskończonego ciągu przyczyn prowadzi do absurdu zarówno z punktu widzenia logiki, jak i nauk empirycznych. Św. Tomasz stwierdza w jednym ze swoich dowodów (w słowie „dowód” kryje się twierdzenie, że rozum w sposób poprawny poznał rzeczywistość, a zdania przeciwne i sprzeczne z nim są fałszami), że skoro widzimy, że wszystko ma swoją przyczynę, ale nie możemy założyć, że ciąg przyczyn się nie kończy, koniecznym jest uznanie causa sui, Przyczyny samej Siebie. Jeśli jakiś autorytet z dziedziny nauk przyrodniczych, skazany na metodę indukcyjną w ustalaniu przyczyn wydarzeń, miałby inne zdanie, moglibyśmy powiedzieć: „Niech nam pan pokaże jakiekolwiek doświadczenie empiryczne wykazujące nieskończoność zaktualizowaną lub cokolwiek, co nie ma przyczyny”. To byłoby przyrodnicze science fiction. Także logika formalna nas dyscyplinuje, bo każe zawsze unikać regresu w nieskończoność. Jeśli wiemy, że dowód musi mieć z konieczności matematycznej i praktycznej skończoną ilość kroków, to zdanie, że ciąg przyczyn jest nieskończony, należy uznać za nienaukowe, ponieważ nigdy nie może być dowiedzione. W swoim przywiązaniu do nauki empirycznej i jej metod powiedzmy: nieskończony ciąg przyczyn jest nie do stwierdzenia dla nauki, a w swoim przywiązaniu do logiki powiedzmy po prostu: to jest fałsz, a wiemy to stąd, że kryje się w tym generalny błąd logiczny regressus ad infinitum, coś z konieczności logicznej niemożliwego do ujęcia w procedurze dowodowej. Albo bądźmy wesołymi wyznawcami „nieudowadnialnego i nielogicznego” i budujmy swoje domy już nawet nie na piasku, ale na rzadkim powietrzu. Tak się ponadto składa, że jeśli stawiamy tezę „Teza x jest fałszywa”, to musimy uznać tezę: „Teza sprzeczna z tezą x jest prawdziwa”. U Tomasza naprawdę mamy dowody! Ponadto, jeśli przeczymy, że Magisterium Kościoła ściśle posługuje się terminami, musimy zadać sobie pytanie, czy nadal mamy wiarę katolicką. Kiedy sądzimy, że Kościół się myli czy też mówi rzeczy niepewne, otwarcie przyznajmy się przed sobą, że przestaliśmy wyznawać artykuły wiary. W katolicyzmie mamy jednak ścisłą jej definicję. Dla wielu osób jest to szok, ponieważ zwykło się myśleć, że wiara od strony świadomości człowieka to pewna mgławica zawołań do bliżej nieznanych Osób, jakieś praktyki (chociaż mówi się o nich nie jak o wierze, ale jak o praktykowaniu wiary) uczuć, przeczuć, może tęsknot, słowem – ezoteria, nie wiadomo na jakiej zasadzie konkretna od strony amebowato pojmowanego Boga. Wielu dziwi więc fakt, że Pismo Święte, a także m. in. dyskusja Kościoła z luteranami oddziela wiarę od uczynków. Pytanie więc, czym ona jest w swojej istocie, skoro nawet nie można powiedzieć, że jest „zewnętrznym uczynkiem”. Oto odpowiedź wyjęta z Katechizmu kard. Piotra Gasparriego, czyli z tekstu wydanego z poruszenia najwyższej ambony dla zwykłych zjadaczy chleba:
„515. Co to jest wiara?
Wiara jest to cnota nadprzyrodzona, która pod natchnieniem i z pomocą łaski sprawia, że przyjmujemy za prawdę to, co Bóg objawił, a przez Kościół do wierzenia podaje; przyjmujemy zaś to za prawdę nie dlatego, żebyśmy przyrodzonym światłem rozumu przejrzeli wewnętrzna prawdziwość tych prawd, lecz przez wzgląd na powagę samego Boga, który to objawił, a który się ani mylić nie może ani w błąd wprowadzać.”
Jak widać, chodzi o poglądy i autorytet. Nie można wierzyć po katolicku, mieć katolickie poglądy, ale jednocześnie przeczyć Autorytetowi Kościoła. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza, niech mi pokaże jakiś udokumentowany „swój” katolicyzm, bo ja na obronę mam Katechizm, Magisterium i wszystko, co najkonkretniejsze, łącznie z podpisami, a marketingowo jako intensywny w działaniu dodatek – zdarte skóry świętych męczenników, uzdolnionych do ponadludzkiego zaparcia się siebie w imię doktryny! Dlaczego natomiast miałabym uznawać, że jakiś „myśliciel” wie lepiej i to jeszcze bez szczegółowych wyjaśnień z jego strony, na czym mianowicie polega jego katolickość? Możemy powiedzieć, że katolicyzm to jedyna wiara prawdziwa także dlatego, że wiadomo, co to znaczy. O innych „wiarach” trudno powiedzieć rzecz pewniejszą nad to, że są fałszywe, choć jakoś tam możliwe do zewnętrznego praktykowania. Zapytajmy hinduskiego guru, a będzie miał tylko „swoją prawdę”, niby niekłócącą się z inną „prawdą guru z sąsiedniej uliczki” mówiącego zupełnie przeciwne rzeczy; zapytajmy muzułmanina, a jeśli będzie chciał się pochwalić rzeczywistą lekturą Koranu, wyrzuci z siebie tylko agresywne zalecenia praktyczne i wewnętrznie sprzeczną myśl, że Bóg może dać nową surę, znoszącą surę dawniejszą (Prawdziwy Bóg, o czym też mówi Kościół, nie może sobie zaprzeczyć, Prawda jest wieczna, gdyby tak nie było, dowolne zdanie w dowolnym czasie mogłoby stracić prawdziwość, a po chwili nawet nie dałoby się mówić o prawdziwości sądu, że w momencie czasowym to zdanie „prawda jest zmienna” jest prawdziwe, bo zaraz mogłoby się stać fałszywe); protestant w sensie ścisłym będzie potrafił zdefiniować swoje poglądy tylko przez negację niektórych artykułów Magisterium; buddysta zacznie coś bełkotać o nirwanie, energiach, ale nie poda wykładni tych terminów, a nawet zasugeruje, że osoba pytająca jest czystym złudzeniem, chwilę po tym , jeśli np. uciśniony nieborak wyznaje buddyzm tybetański, pójdzie się modlić do demonów, przy jednoczesnym zaprzeczaniu istnienia Boga i niemożliwym w praktyce nihilizmie. Z katolicyzmem jest inaczej. I proszę się nie dziwić, że Bóg, sam jako Najwyższy Autorytet, nie chce skłamać, nie chce też ukazać się grzesznikom w Swojej przytłaczającej samo-oczywistości i narazić ich na przedwczesne potępienie w Swoim świetle wskazującym najmniejszy nieodpuszczony grzech, daje nam szansę na obcowanie z Nim poprzez ostoję pewności poznawczej w postaci widzialnego Kościoła. Bóg byłby niesprawiedliwy, gdyby ludzkość karał za niezawinioną niewiedzę, czyli mimo braku winy osobistej. „Katolicyzm opinii” byłby poza tym dowolnie utworzonym zbiorem, a nie kategorią zasadzoną na wspólnych cechach. Byłby też taki, jak jego nosiciele: zmienny, niewierny, czułostkowy, niedokształcony etc. Po co pan Kowalik miałby się takim katolicyzmem zajmować? Przecież, jak sam pisze, ma ciągoty analityczne i nie znosi intuicyjności w poznaniu. Jak też bez Magisterium – zawierającego równoprawne co do prawdziwości i pewności twierdzenia – rozumieć Chrystusowe obietnice wobec Apostołów, że Paraklet ich o wszystkim pouczy oraz że będą mieli władzę związywania i rozwiązywania? Zwłaszcza w świetle tego, że przed Piłatem utożsamił się z Prawdą? Szczególnie dla analityków cenna powinna być świadomość, że nie wolno z teorii wyjmować kół zamachowych. Nie bądźmy wybiórczy w uznawaniu orzeczeń Magisterium. Świadome odrzucenie jednego dogmatu to nic innego jak odrzucenie całego Chrystusa. Nie jest on przecież mniej konkretny i spójny w swojej istocie niż umiłowane przez analityków systemy teoretyczne. Decyzja należy do pana Kowalika, ma uznać lub odrzucić nieomylność Magisterium i nie wprowadzać dezorientacji wśród Czytelników. W tym ostatnim przypadku musi jeszcze dla okazania rzetelności obalić rozumowania Tomasza. Nie wszyscy zaglądali do dokumentów Kościoła, nie muszą wiedzieć, co się tam znajduje (nie oznacza to jeszcze braku wiary, o ile nie ma świadomej negacji). Fakty są takie, że Tomaszowe dowody na istnienie Boga zostały przez Magisterium uznane, przy czym słowo „dowód” jest użyte precyzyjnie i odpowiedzialnie. Magisterium nie mówi w przypowieściach i metaforach, ma z definicji funkcję wyjaśniającą wobec wiernych.
Teraz druga, nie mniej ważna sprawa, pokazująca przy okazji, że pan Kowalik tylko z deklaracji lubi analityczność i precyzję. Napisał przecież w swoim tekście pt. „Moje słuszne poglądy na wszystko”, będącym taką jakby globalną, pozbawioną cytatów z wypowiedzi adwersarzy polemiką:
„(…) uważam, że trzy pierwsze drogi są sprawne w dowodzeniu Absolutu. Założywszy pewne twierdzenia z zakresu arystotelesowskiej ontologii można wykazać, że istnieje „Pierwszy Motor”, Pierwsza Przyczyna” i„Byt Konieczny”. Dlaczego jednak pierwsza przyczyna, czy byt konieczny miałyby być Bogiem Jezusa Chrystusa, osobowym, dobrym, miłującym?”
Cudownie, dziękujemy za pouczenie. Tylko… musimy sobie teraz dośpiewać część istotową tych mądrości, a kiedy to robimy, więdną nam one w oczach. Od analityka wymagamy zdefiniowania pojęć. Szczególnie takich niejasnych, jak „Absolut”. Pan Kowalik przyjmuje tylko „pewne twierdzenia z zakresu arystotelesowskiej ontologii”, niestety nie wiemy, które dokładnie. Przecież Arystoteles na bazie swoich założeń doszedł do przekonania, że Pierwszy Poruszyciel jest rozumny i miłujący, chociaż miłuje tylko to, co najbardziej godne miłości – samego siebie. Nie mamy żadnej konkretnej poprawki do Arystotelesa, nie wiemy w końcu z autorytetu pana Kowalika, co to jest Absolut.
Od razu, bez podawania pełnego opisu argumentów Tomaszowych, możemy stwierdzić, że także nasze akty moralne muszą mieć Pierwszego Poruszyciela. Nie znajdziemy przyczyn fizycznych moralności. Powiedzmy sobie nawet, że myśli, intencje i to wszystko, co duchowe, jest tylko grą w klasy impulsów elektrycznych mózgu. Skoro to powiedzieliśmy, pokażmy dowód. O… nie ma. Od wieków nie ma, a tak usilnie jest poszukiwany! Zauważmy przy tym, że nawet zakuci empiryści i analitycy o antyspirytualistycznych gustach dziwnie chętnie powołują się na logikę, chociaż nie ma jej w materii. No dobrze, przecież to materia mówi nam, że jedna i ta sama rzecz pod tym samym względem nie może jednocześnie być i nie być. Czy to oznacza, że logika tkwi w materii? A co z pojęciem sprzeczności, pojęciem koniecznym w logicznym dowodzeniu? Przed chwilą powołaliśmy się na zasadę nie-sprzeczności poznaną obserwacyjnie, ale odniesienia pojęcia sprzeczności nigdzie nie zaobserwujemy. Odwołuje się ono do sfery niematerialnej, która musi istnieć, a jest przy tym konieczne nawet w badaniu materii. Świat jest zorganizowany w sposób rozumny, zresztą cała nauka empiryczna szuka praw ogólnych, nie widząc bezpośrednio nic poza jednostkowymi zdarzeniami. Dlatego coś nie coś możemy powiedzieć o Pierwszym Poruszycielu. Na pewno jest rozumny. Na pewno musi mieć wyższą wartość i lepszy budulec, niż niszczejąca materia, bo żadna przyczyna nie może dać skutkowi więcej niż ma w sobie. Materia jest niżej od osoby. Causa sui musi być Osobą. Dochodzimy do ważnego punktu. Obserwacyjnie stwierdzamy hierarchię doskonałości, co wiąże się z innym dowodem św. Tomasza. Przyczyna dająca wszystkiemu początek musi być najbogatsza, także w intensywność doskonałości. Mówiąc kolokwialnie, ale zrozumiale, jeśli wiem, że doskonalszym jest wyświadczanie miłosierdzia niż bierność, nie powiem, że Pierwszy Poruszyciel nie jest miłosierny! Możliwy, choć oswojony filozoficznie kontrargument mówiący, że na takiej samej zasadzie trzeba by przyznać Pierwszej Przyczynie sprawczość zła, zbija się trafnie nawet już na poziomie rozumu naturalnego. Nie da się pokazać i zdefiniować „czystego zła”. Zło moralne zawsze polega na wyborze mniejszego dobra. Złodziej kradnie dwadzieścia złotych i ma zysk, zysk z natury jest rzeczą dobrą. Zło fizyczne natomiast samo z siebie nie jest złem. Dowolnie trudne doświadczenie fizyczne może się przydać naszej wyższej doskonałości. Nawet dzielne umieranie. Zło fizyczne nie przekłada się na moralne, a i tak określamy je zawsze pod względem naszych interesów. Najwyżej zaś stoi nasz interes duchowy. Niszczenie materii in se to tylko przemiana stanu, wydaje nam się złe, jeśli sprawia ból. Zło jest brakiem dobra. Pierwsza Przyczyna, jak zresztą dowolna inna, w sensie ścisłym nie powoduje braku. Twierdzenie przeciwne jest równie konkretne jak próba dzielenia przez zero.
Niech nas nie dziwi, że sprawy boskie logiczniej było dla Boga objawić osobiście, zgodnie z ich rangą. Chrystus pasuje jak ulał do opisu wszelkich doskonałości. Czy poza katolicyzmem cokolwiek się tak pięknie spaja? Nie ma w tym żadnej zachęty do lenistwa umysłowego.
Pozwalam sobie dodatkowo wyrazić zdziwienie faktem co najmniej kilkukrotnej próby wyważania otwartych drzwi, obecnej w trzech czytanych przeze mnie tekstach pana Kowalika. Artykuł „Czy personalizm jest herezją?” pojawił się niedługo po lubelskim wykładzie Katolickiego Instytutu Apologetycznego im. Św. Tomasza z Akwinu zatytułowanym: „Od personalizmu do liberalizmu. Detronizacja społecznego panowania Chrystusa”. Można podejrzewać, że pan Kowalik poczuł się w obowiązku interweniować. Poświęcił więc swój czas na obronę pojęcia osoby stwierdzając na przykład, że jest obecne u Tomasza i ma ścisły związek z miłością, której nie można nazwać modernizmem. Oczywiście definicja osoby została podana także podczas wykładu. Tak się składa, że nikt nie przeczy temu, że istnieją osoby i że miłość przysługuje osobom oraz nie jest modernizmem. Co więcej, katolicyzm zna dogmat o trzech Osobach Trójcy Świętej. Tak więc pojęcie osoby obecne jest w artykułach wiary. Jednak personalizm to nurt, który nie posługuje się ortodoksyjnym pojęciem. Jacques Maritain, główny bohater wykładu lubelskiego, definiuje osobę tak, że orzeka między innymi jej zakres niezależności w stosunku do prawdy w przestrzeni państwowej, stąd państwo nie może być katolickie, musi akceptować jakieś dziwne „prawo do błędu” w sprawach najważniejszych. Maritain zaprzeczył choćby treści nieomylnego Syllabusa. Jest się więc o co bić z Maritainem, nazywanym przez papieża Pawła VI „mistrzem” w ramach jego prywatnej i destrukcyjnej opinii, nie wchodzącej w skład orzeczeń nieomylnych, które muszą być m. in. oficjalnie zadeklarowane. Należy też walczyć z teologicznym narybkiem Maritaina. Jego oddziaływanie było i jest wielce szkodliwe. Zapraszam do uważnego wysłuchania nagrania wykładu, zawierającego cytaty z Maritaina, który sam objawia swoją antykatolicką pozycję. Wystarczy je porównać z Magisterium.
http://www.youtube.com/watch?v=skXeg3wSvDU
Tylko prawda powinna mieć prawa. Tak to już jest, że różne nieortodoksyjne a wpływowe nurty biorą sobie przyjemne imiona. Na przykład potępienie racjonalizmu jako herezji nie jest ze strony Kościoła potępieniem rozumu, co widać w podanych przeze mnie wcześniej cytatach z Magisterium, a jedynie ukazaniem niższości i zależności rozumu naturalnego wobec Objawienia danego przez samego Boga. Trudno słowa Boga postawić w kontrze do „empirycznej” prawdy. Tego nie należy się spodziewać po Kościele Katolickim. Była o tym mowa w kilku komentarzach do tekstów pana Kowalika. Ale to do niego samego jeszcze chyba nie do końca dotarło, ponieważ w najnowszej odsłonie dyskusji znowu podniósł tę tematykę pisząc:
„Przypuszczam, że odrzucający pojęcie osoby ludzkiej będą mieli jeszcze większe trudności z wykazaniem, iż Pierwsza Przyczyna jest Osobą niż ja, który istnienie specyfiki osobowości uznaję.”
Proszę nam pokazać te osoby. Ja takich nie znam.
Kolejny przypadek wyważania otwartych drzwi kryje się poniżej, a wzięty został także z ostatniego tekstu pana Kowalika:
„Wreszcie po piąte jest kwestia „wykonalności nadziei” na poznanie Boga drogą naturalnego rozumu. Wydaje się, iż udowodnienie istnienia Boga, jako tożsamego z przedmiotem wiary, oznacza zarazem poznanie Jego istoty[2]. Jeśli tak, oznaczałoby to zredukowanie Boga do poziomu operacji naszego intelektu. Nie ważyłbym się, aż tak daleko (w istocie aż do unii hipostatycznej) posunąć w (werbalnym oczywiście) personalizmie”
Do tego pan Kowalik daje przypis o następującej treści:
„Dla tomisty jest truizmem, że istnienie jest istotą Boga.”
Znowu pytam: z kim Pan polemizuje? Z „werbalnymi personalistami”? Kto to? Przecież obrona orzeczenia o tym, ŻE istnienie Boga jest pewne, nie jest tożsama z twierdzeniem o PEŁNYM poznaniu istnienia tożsamego z istotą. Nikt tego drugiego poglądu zdaje się nie bronił.
Chciałabym ponadto sprawdzić działanie jednych tez pana Kowalika przeciwko drugim, także zawartym w tekście „Moje słuszne poglądy na wszystko”:
„(…) są to moje, osobiste, filozoficzne poglądy. Uważam je za zgodne z wiarą katolicką. Ostatnie zdanie jest również moim, rzecz oczywista, osobistym poglądem, do którego prawdziwości, nikt poza samym Panem Bogiem, dostępu na szczęście nie ma.”
Jednak nieco wcześniej pan Kowalik pisze:
„Św. Tomasz kończy swoje drogi rozumowaniem z opinii ogółu: „a to wszyscy nazywają Bogiem”. Może i nazywają tylko, co nas to obchodzi? Ludzie różne rzeczy różnie sobie nazywają.”
Zostawmy już nawet sprawę zasadności odwołania się do uzusu (w miarę możliwości mówmy tak, jak pokazuje nam słownik, budowany na uzusie) i niezbyt eleganckiego sposobu odnoszenia się do tak wielkiego świętego. Spójrzmy za to, ile waży pusta deklaracja, że pan Kowalik przedstawia poglądy „katolickie”, do czego jest osobiście przekonany? Przecież, idąc za panem Kowalikiem, nie powinno nas obchodzić, co i jak liczni ludzie nazywają. A co dopiero jeden człowiek, mówiący że jego poglądy zasługują na etykietkę „katolickie”. Myślę też, że nie ma sensu wobec powyższego orzekać o tym, kto nie ma dostępu do prawdy, jak to pan Kowalik niezbyt grzecznie zrobił wobec pewnej gorliwej w wierze osoby, której przy okazji nie wykazał żadnego błędu. Logicznie byłoby stwierdzić, że pan Kowalik nie może mieć dostępu do prawdziwości czyjejś opinii na temat katolickości poglądów Włodzimierza Kowalika, skoro prawdziwość poglądów ludzkich jest tak skrzętnie ukryta w umyśle Boga? Czy inni nie mają podobnych przywilejów, które przypisuje sobie pan Kowalik? Mogę mieć pogląd o prawdziwości tez pana Kowalika, ale jeśli tylko Pan Bóg wie, czy jest on prawdziwy, to niech pan Kowalik konsekwentnie odstąpi od komentarzy. Bo my mamy nieco inne od niego przekonania na temat ludzkich opinii, zwłaszcza tych dotykających najświętszych spraw. Nie musimy siedzieć cicho, jakbyśmy mieli na koncie deklarację subiektywizmu ze wstępu i zakończenia tekstu „Moje słuszne poglądy na wszystko”, domagającej się od pana Kowalika skrupulatnego milczenia w ocenie prawdziwości naszych poglądów.
Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że ten tekst zostanie uznany za prosty, banalny, nieciekawy, podejmujący tematy, o których wszyscy sporo wiedzą i pozbawiony nowych informacji. Niech będzie za to krytykowany. W takim przypadku cieszyłabym się, że Czytelnicy portalu od razu byli impregnowani na intelektualne kuglarstwo, które było – oby niechcący – co do treści ściśle antykatolickie. Mój tekst miał być przeznaczony dla tych, którzy są dopiero na wstępnym etapie uzgadniania wiary z rozumem i nie chcą poddawać ocenie wytworów wyobraźni z arbitralnie nadaną etykietką „katolicyzm”, ale pragną poznać katolicyzm rzeczywisty, udokumentowany. Pewien zakres tematów poruszyłam, ale to jest oczywiście zakres wąski i ujęty syntetycznie. To taka pierwsza pomoc na poziomie czysto publicystycznym. Portal Konserwatyzm.pl ma wielu bardzo młodych i chłonnych Czytelników. Do nich w szczególności kieruję niniejszy artykuł w nadziei, że Redaktorzy nie zmuszą już nikogo do reakcji w tak fundamentalnych sprawach. Niech nazwa portalu odpowiada jego treści. Niech przynajmniej portal nie daje wolności słowa dla mylnego pojęcia o katolicyzmie i jego dokumentach.
Justyna Kluska
a.me.
Pani Justyna to jest żona Łukasza Kluski?
A można poprosić p. Kowalika, by odniósł się do tych zarzutów? Ciekawy jestem polemiki. Chyba, że administratorzy portalu przypisują sobie posiadanie daru właściwego rozumienia dogmatów Kościoła, które, jak czytamy w liście Świętego Oficjum z 1949 r. do biskupa Bostonu, przynależy tylko Magisterium Kościoła: „W istocie bowiem nie prywatnym osądom powierzył nasz Zbawiciel wyjaśnienie rzeczy zawartych w depozycie wiary, lecz Magisterium Kościelnemu.” Skoro p. Kowalik publikuje teksty nieprawowierne, sugeruję udać się po osąd, przynajmniej do jego biskupa. Ja odniosę się do dowodzenia i jego stosunku do wiary. Św. Tomasz napisał w „De rationibus fidei”: „Najpierw jednak pragnę cię upomnieć, abyś w dyskusjach z niewiernymi o artykułach wiary nie dążył do tego, by wiarę udowodnić racjami koniecznymi. To pomniejszałoby wzniosłość wiary, która przekracza nie tylko umysły ludzi, ale nawet aniołów. Wierzymy zaś, gdyż sam Bóg nam to objawił. Ponieważ jednak to co pochodzi od Najwyższej Prawdy, nie może być fałszem, nie ma takiej racji koniecznej, która mogłaby uchylić twierdzenie, że to nie jest fałszem. Tak jak wiary naszej nie da się udowodnić koniecznymi racjami, gdyż przekracza ona ludzki umysł, tak samo – ze względu na jej prawdę – niemożliwa jest taka racja konieczna, która dowodziłaby niesłuszności wiary. Toteż chrześcijanin dyskutujący na temat artykułów wiary winien zmierzać nie ku temu, by wiarę udowadniać, lecz żeby jej bronić. Toteż błogosławiony Piotr nie mówi: „bądźcie gotowi do przeprowadzenia dowodu”, lecz: „do zadośćuczynienia”, abyśmy mianowicie na drodze rozumowej wykazywali, że to co wyznaje wiara katolicka, nie jest fałszem.”
@Anawim 1. nie wpadajmy w przesadę, że dogmat nie jest jasno stwierdzony. Nie musimy mieć ciągu dodatkowych instancji, które będą orzekały właściwe rozumienie rozumienia dogmatu itd. Kościół w sprawach, które poruszył pan Kowalik wypowiedział się dostatecznie jasno – uznał rangę dowodową argumentów Tomasza. Stąd w tekście pana Kowalika jest błąd rzeczowy, który można stwierdzić bez wiary katolickiej, po samej lekturze orzeczeń. Nie jest tak, że wierni są zupełnie spętani przez formalności w ich szczerych próbach ratowania ortodoksyjnego rozumienia Magisterium. W przypadku błędu w opisie – chętnie się wycofam i zadośćuczynię zgodnie z nakazem spowiednika, choć mój błąd nie byłby zamierzony. 2. ad. wypowiedzi:”jak czytamy w liście Świętego Oficjum z 1949 r. do biskupa Bostonu, przynależy tylko Magisterium Kościoła: „W istocie bowiem nie prywatnym osądom powierzył nasz Zbawiciel wyjaśnienie rzeczy zawartych w depozycie wiary, lecz Magisterium Kościelnemu.” No… właśnie się na to Magisterium powołaliśmy… uff Depozyt wiary to prawda, którą wyjaśnia Magisterium, nie zgrzeszyliśmy cytując oficjalne dokumenty Kościoła. Proszę nie mylić Magisterium np. z kolegium biskupim :). Nawet papież nie jest tożsamy z Magisterium, chociaż ma z nim szczególny związek. Reszta w artykule to omówienie – jeśli coś napisane jest niejasno, bardzo chętnie się poprawię pod nakazem prawowitej władzy kościelnej lub kompetentnego znawcy 3. w sprawie osądu biskupa – jeśli jakiś biskup zechciałby sprawę zanalizować dla powszechnego dobra Czytelników i pana Kowalika, żeby upewnić się, jakich wyjaśnień jeszcze potrzeba, to oczywiście. Nikt tu nikomu nie chce robić krzywdy 4. W sprawie nieudowadniania wiary z konieczności – przecież właśnie to jest w tekście. Odsyłam do podanej katechizmowej definicji wiary. Nigdzie w artykule nie ma twierdzenia, że dowody Tomasza wykazują konieczność Objawienia w Chrystusie, ale istnienia Boga i – wtórnie – część Jego przymiotów. Zresztą, encyklika Humani Generis potępia twierdzenie, że Bóg daje nam łaski z konieczności, a zatem i Objawienia, które jest bez wątpienia wielką łaską, nie musiał nam dać. Co do św. Piotra i konieczności zadośćuczynienia – umiejętność przeprowadzenia dowodu nie jest warunkiem koniecznym zbawienia. Wiara – rozumiana dokładnie tak jak mówi wymieniony w artykule cytat z Katechizmu, a więc jako przylgnięcie do prawd dla autorytegu a nie pewności rozumu naturalnego – to taka wiara jest konieczna do zbawienia. Niewykształcone osoby, albo takie jak ja, nie-genialne, też mogą być zbawione. Nie można jednak mówić, ze swoboda poglądów jest katolicka, a tym bardziej nie można zaprzeczać faktom jakiegoś orzeczenia. Zarzuty z komentarza nie dotykają więc tekstu. Jeszcze raz: w tekście jest oddzielona wiara od rozumu naturalnego. Co innego to brak zaprzeczania jednego przez drugie. tak przez kulawą analogię: jeśli nie kłócę się z mężem i jesteśmy ogólnie zgodni, to nie dlatego, że jesteśmy numerycznie i jakościowo tym samym 🙂
Wszystko pięknie błędy wykazane…..jednak coś tutaj chyba nie pasuje. Pytanie: Czy istnieje Bóg ? Odpowiedź: oczywiście, że istnieje stwierdziło tak nieomylne Magisterium! Pytanie 2 : Dlaczego Magisterium jest nieomylne ? Odpowiedź 2: dlatego, że istnieje Bóg, który to zagwarantował…..i tak w kółko….Dobrze by było unikać budowania tego typu konstrukcji!
@Oebf: cały tekst oparty jest wprawdzie głównie na wykazaniu błędów rzeczowych dotyczących podejścia pana Kowalika do Magisterium Kościoła Katolickiego, bo to dyskusja katolika z katolikiem i dla katolików jak zaznaczyłan na początku, ale proszę zauważyć, że rozdzielony jest tu rozum naturalny i wiara. Nie jest to pełne omówienie tomaszowych dowodów na istnienie Boga, tylko przykładowe z przyczynowości i – wtórnie – wykazanie, że Pierwsza Przyczyna musi mieć w sobie wszelkie doskonałości, aby dać początek choćby doskonałościom moralnym. Takie rozumowanie nie wymaga objawienia (Arystoteles zresztą nim nie dysponował, a jednak doszedł do zbliżonych wniosków). Proszę więc nie mówić o błędnym kole, bo tu wyraźnie są dwa oddzielne źródła poznania, dające zgodne wyniki. Naturalnie z Pierwszej Przyczyny nie wynika konkretnie Chrystus ukrzyżowany, ale jest zgodność pod względem doskonałości między wynikami rozumu naturalnego i Objawienia katolickiego. Żadna inna religia nie pasuje jak ulał do danych rozumowych. Wydaje mi się, że jest to bardzo wyraźnie wyartykułowane w tekście.
@Oebf Nie ma blednego kola.Pisalismy juz o tym.Prawdziwosc Magisterium gwaratnuja zewnetrzne wobec niego dowody wiarygodnosci Wiary.Bledne kolo jest natomiast w protestantyzmie.
Antoine Ratnik o jej! Proszę jeszcze raz przeczytać ..tym razem z większym zrozumieniem. To błędne koło niestety się pojawia w części tekstów. Druga sprawa to te „dowody wiarygodności Wiary”. Trochę dziwaczne sformułowanie, ale niech będzie. Gdyby sprawa była taka prosta jak się panu wydaje nie byłoby w ogóle żadnych ateistów i innych. Niestety nawet najlepsze rozumowanie, które ma wspierać wiarę jest tylko pewnym sposobem jej uprawdopodobnienia. Nie jest to w żadnym wypadku nic pewnego. Miłego dnia 🙂
@Oebf: naprawdę proszę nie wyrzucać innym braku zdolności rozumienia tekstu, jeśli się myli oczywistość i prostotę z poprawnością 🙂 oczywiście, że sprawa nie jest łatwa. Sw. Tomasz zresztą pisze „Wydaje się, ze nie ma Boga” a sprawy nie uważa za oczywistość (gdyby tak było, nie trzeba by bylo niczego dowodzić). Fakt istnienia ateistów nie dowodzi, że mają oni poprawne rozumowania w głowie. Naprawdę w głowach ludzkich mogą się znajdować jednym czasie rzeczy nie do pogodzenia w świecie zewnętrznym. Przykładowo materialiści chcą się nagle powoływać na logikę. Nie wybuchają od tego i nadal chodzą sobie po swiecie, choć nie mają racji, że istnieje tylko materia. Zresztą ludzie często nie chcą być konsekwentni. Ile to razy w rozmowie na coś przystaną, a zaraz potem mówią, ze nie wierzą w Boga, bo nie akceptują rezygnacji z jakiegoś swojego grzechu, nie chcą nawet wiedzieć, ze to jest grzech. Błędnego koła nie ma. W jednym momencie faktycznie w pośpiechu napisałam o „zależności” rozumu naturalnego od Objawienia i faktycznie jest to nieścisłe. Natomiast źródła poznania Boga są dwa niezależne. Jeszcze raz przypominam, że Arystoteles nie znał Chrystusa ani Magisterium, a jednak doszedł do wniosków w sprawach generalnych zgodnych z Objawieniem. Uzasadnienia z konieczności istnienia Causa sui jest dostępne dla tych, którzy chcą się ściśle trzymać nauk empirycznych i logiki, a mogliby w ręku nie mieć orzeczeń Magisterium. Jednak to trudne i wymagające, nie jest więc rzeczą rozsądną szukać dowodu w powszechności uznania jakiegoś twierdzenia. Poza tym, jeśli już Pan proponuje ponowną i pogłębioną lekturę, to niech się Pan ujawni z konkretnym argumentem, a nie tylko strzela ogólnikiem. Ja przyznaję się do jednego źle zastosowanego słowa, bo niestety narzucono mi straszne tempo pisania. Ale błąd w tekście nie obala podstaw zagadnienia. Proszę przenieść swoją krytykę z tematu na mnie i powiedzieć: „fatalnie pisze ta pani”. Może Pan nawet dodać: „jest brzydka i głupia”. Tak będzie lepiej, nikomu to nie przyniesie szkody, a ja się w kąciku wypłaczę i zapomnę :).
@jk Ad.1 Chciałem wyrazić przekonanie, że nie uważam, jakoby Nieomylne Magisterium powodowało nieomylność jego interpretatorów, a tym samym nieomylność sądów nt. czyichś poglądów. Nie podzielam poglądu Kartezjusza, że poznajemy w sposób jasny i oczywisty. Sugeruje Pani, że teza p. Kowalika przeczy Nieomylnemu Magisterium. Z postanowieniami Soboru p. Kowalik się zgodził, wyraził wątpliwość co do faktycznego posiadania przez kogoś „dowodu” istnienia Boga. Temu przeczy encyklika, która wskazuje, że dowodem nieomylnej tezy z Soboru są tezy św. Tomasza (wszystkie?). Wydaje mi się to być nieścisłe rozumowanie z Pani strony, chyba, że tekst encykliki ma cechy nieomylności. P. Kowalik sprzeciwił się nieomylnemu nauczaniu, czy zwyczajnemu (jeśli w ogóle)? Myślę, że ocena, którą Pani postawiła jest nazbyt ostra. Akcentuje Pani słowo „dowód” w odniesieniu do rozumowania św. Tomasza. Uważa Pani, że zgodnie z Magisterium: 1. Poznajemy Boga w sposób pewny; 2. Istnieją dowody istnienia Boga (w sensie ścisłym, którego nie należy rozmywać) 3. Tymi dowodami są tzw. drogi św. Tomasza. Zwracam uwagę, że sam Katechizm rozmywa to słowo, szukając odpowiedników (droga, argument), które Pani zdaje się negować, jako nie dość ścisłe i nieodpowiadające nauczaniu z encykliki. Słowa z Katechizmu: „Człowiek stworzony na obraz Boga, powołany, by Go poznawać i miłować, szukając Boga, odkrywa pewne „drogi” wiodące do Jego poznania. Nazywa się je także „dowodami na istnienie Boga”; nie chodzi tu jednak o dowody, jakich poszukują nauki przyrodnicze, ale o „spójne i przekonujące argumenty”, które pozwalają osiągnąć prawdziwą pewność.” Abstrahuję tutaj od tego, że w tekstach p. Kowalika widziałem raczej nacisk na zdrowy sceptycyzm w poznaniu Boga, a nie negację postanowień Soboru. Choć istnienia Boga dowodzimy idąc od stworzeń, to jednak stwierdzamy, że nasze rozumienie Boga jest bardziej odległe od Jego istoty niż bliskie temu, Kim Bóg jest. Św. Tomasz napisał: „(…) żadna forma naszej myśli nie zdoła objąć Boga: jakąkolwiek by bowiem formę nasza myśl poczęła, forma ta nie dotrze do treści Bożej istoty. Stąd to Bóg nie może być dostępny dla naszej myśli. W życiu doczesnym najdoskonalsze poznanie Boga polega na tym, że wiemy, iż On jest ponad wszystkim, co nasza myśl może pojąć: i w ten też sposób łączymy się z Nim jako nieznanym. Natomiast w niebie będziemy tego samego Boga widzieć poprzez formę, którą jest Jego istota, i połączymy się z Nim jako znanym.” Moim zdaniem jakiekolwiek rozważania o prawdziwości sądów nt. Boga (także te, które czytamy w Magisterium) powinny brać powyższe pod uwagę. Tak odczytałem zamiary p. Kowalika. No ale nie mam nieomylnego poznania jego zamiarów 🙂 Pozdrawiam.
@Oebf Motywy ( dowody) wiarygodnosci:1.Wypelnienie sie w Jezusie-Chrystusie proroctw ST 2.Swietosc Jezusa – Chrystusa, Jego cuda i proroctwa 3.Doskonalosc i swietosc Jego doktryny 4.Szybkie i spektakularne nawrocenie sie ludzi na chrzescijanstwo 5.Splendor Christianitatis 6.Stalosc, wytrwalosc i sila swiadectw milionow meczennikow za Wiare7.Swietosc Kosciola,o ktorej swiadcza cnoty heroiczne tylu Swietych i cuda, ktore sie w Kosciele dokonaly 8.Cudowne trwanie Kosciola w swiecie calkowicie Kosciolowi wrogim.
@Anawim: chce Pan powiedzieć, że nie wszyscy potrafią zrozumieć tekst pisany. Tak jest w istocie. Jednak proszę zauważyć, że Magisterium z założenia nie zawiera tekstów literackich i takich „do interpretowania”, ale jak najjaśniejsze stwierdzenia, które trzeba traktować wprost. Chrystus mówił często w przypowieściach, a Kościół ma eksplikować. Zostało użyte słowo „dowód” i nie zmienia tego również fakt, że użyto także synonimy. Tekst Magisterium nie może być interpretowany tak, jakby dawał sprzeczne komunikaty. Dowód może być, a nawet jest, także argumentem. Droga to z kolei określenie w kulturze filozoficznej często stosowane w odniesieniu do dowodów Tomasza i tutaj widać na przykład praktyczną mądrość Kościoła – jest w tym dodatkowe potwierdzenie, o jakie argumenty chodzi, znana powszechnie etykietka, zeby nie było wątpliwości, o czym mowa. Proszę się tego nie czepiać. Poza tym Kościół nie wyłączył żadnego argumentu, a gdyby któryś nie został uznany za dowód, dla jasności musiałby to zrobić. Co ja mogę jeszcze dla Pana zrobić poza ponownym zacytowaniem orzeczenia? Jeśli chodzi o encyklikę – proszę sprawdzić, także jest w zbiorze dogmatycznych wypowiedzi Kościoła. Nie tylko teksty soborowe mają glejt nieomylności. Jeśli papież zadeklaruje wolę korzystania z daru nieomylności i dokonuje publcznego aktu, może dać orzeczenie nieomylne inną drogą niż soborowa. Pan Kowalik po pierwsze napisał, ze takiego orzeczenia nie było, a po drugie, ze tylko trzy pierwsze dowody wykazują Absolut, ale już nie Boga. Czy mam po raz kolejny cytować wypowiedzi pana Kowalika? Sam to napisał. To jest sprzeczne z orzeczeniem Magisterium. Koniec. Kropka. Ciekawe dlaczego nie rząda Pan precyzji od pana Kowalika? Przecież on tyle tez postawił bez uzasadnienia, przykład z Pierwszym Poruszycielem i terminem „Absolut” podałam w tekście. To nazywa Pan „zdrowym sceptycyzmem”? Tam się niczego nie dowodzi, tylko się coś tam twierdzi bez analizy. Niech Pan już da spokój. Kolejna sprawa, także już wyjaśniona: ja nie twierdzę, ze mamy pełnię poznania. Ale to co poznajemy, możemy poznać skutecznie. Przykładowo: poznaję wynik działania 2+2, ale nie znam wszystkich rozwinięć tego działania (dwójkę mogę rozpisać na działania), jest ich nieskończenie wiele. W tym samym sensie możemy coś o Bogu poznać skutecznie, ale nie poznamy Go w całości. Chrystus nie kłamał mówiąć „Paraklet was o wszystkim pouczy” (oczywiście o tym, co potrzebne do zbawienia). Proszę nie wpadać w nurt teologii negatywnej do tego stopnia, żeby nie uznawać choćby słów Boga. Wiadomo, ze zawsze będzie większy zakres niewiedzy niż wiedzy, ale Bóg nie zawiera w Sobie sprzeczności, a więc to, co wiemy z Magisterium wiemy skutecznie. Pan się powołuje na nowy katechizm? niestety nie słynie ze ścisłości. Dlatego radzę zajrzeć albo do starych katechizmów, gdzie już czas sprawdził wszelkie błędy, ponadto radzę pamiętać, że Magisterium jest nieomylne, a nowy katechizm nie. Proszę mi wybaczyć, przez dwa dni nie będę miała dostępu do komputera. Chętnie w miarę swoich możliwości odpowiem na wszystkie Pana wątpliwości. Zaznaczam też, że dałam tekst to dodatkowej ekspertyzy kilku kompetentnym osobom, nie wyłączając duchowieństwa spoza FSSPX. W tej grupie jest nawet jeden skotysta:)
@Anawim: w zasadzie to muszę jeszcze podnieść pewną wątpliwość. Pyta Pan, czy tekst z encykliki jest nieomylny, wcześniej mówi Pan o tym, żeby świeccy nie interpretowali Magisterium, a kiedy papież w encyklice precyzuje dokładnie o które dowody chodzi, to broni Pan pana Kowalika? Nawet gdyby encyklika nie zawierała nieomylnego orzeczenia – chociaż w istocie zawiera – powinien Pan uznać, ze papież ma większe prawo wyjaśniać orzeczenia Magisterium niż pan Kowalik. Sam Pan do tego dążył. Uprasza się o konsekwencję.
jk…no przyznam się szczerze, że bardzo mnie pani rozbawiła. Nie mam w sumie zamiaru za bardzo krytykować pani. Nie pisze pani fatalnie. Mimo, że mam zastrzeżenia do niejednego to podoba mi się pani dynamizm. „Fakt istnienia ateistów nie dowodzi, że mają oni poprawne rozumowania w głowie.” ??? Nigdzie nie stwierdziłem, że sam fakt istnienia ateistów świadczy o tym, że mają rację. „Poza tym, jeśli już Pan proponuje ponowną i pogłębioną lekturę, to niech się Pan ujawni z konkretnym argumentem, a nie tylko strzela ogólnikiem.” Szczerze mówiąc boję się, że każdy argument jaki przedstawię zostanie przez panią odrzucony, ponieważ cała polemikę traktuje pani niezwykle ambicjonalnie. Na koniec powtórzę to co już napisałem: Niestety nawet najlepsze rozumowanie, które ma wspierać wiarę jest tylko pewnym sposobem jej uprawdopodobnienia. Rozum naturalny (cokolwiek to oznacza!) nie dostarcza żadnych pewnych argumentów za tym, że istnieje Bóg. Pozdrawiam serdecznie:)
Antoine Ratnik….Mogą to by pewne argumenty wzmacniające wiarę, którą już się ma. Tylko tyle. 1,2 Ma to moc dowodową tylko dla tych, którzy wierzą, że Pismo Święte mówi prawdę. 3. takie same uwagi jak do dwóch poprzednich. Dodatkowo w rozumieniu „doktryny Jezusa” występują często duże rozbieżności, co jeszcze osłabia sile przekonywania tego dowodu. 4. Nie jestem pewien jak rozumieć to. Co to znaczy szybkie i spektakularne ?? Na dodatek nie wynika z tego, że chrześcijaństwo jest prawdziwe. 5.Splendor Christianitatis – ??? z całym szacunkiem, ale tutaj chciał się pan chyba popisać znajomością takiego określenia. 6. Dobra rada (szerze i bez ironii) : Proszę używać tego „dowodu” z wielką ostrożnością! Muzułmańscy zamachowcy-samobójcy też mają wielką wytrwałość i też giną za swoją wiarę i co z tego wynika?? 7. Znowu „dowód wewnętrzny” ważny tylko w obrębie tych, którzy już wierzą. Na dodatek z tymi cudami rożnie bywa. Zakładam, że zna pan pewnie zarzuty jakie są podnoszone przez rożnych sceptyków. Dlatego nie będę się tutaj powtarzał. 8. Naprawdę pan uważa, że świat jest całkowicie kościołowi wrogi ? Duża polemiczna przesada.
@Oebf: gdyby chodziło o moją ambicję, sprawa nie była by w ogóle poważna. Rzecz w tym, że coś może być naprawdę dowiedzione, ale przez ludzi nie przyjęte. Naprawdę mimo prawdziwości dowodu na istnienie Boga dalej będą ateiści, angostycy itp. Wśród nich nie tylko ci, który nie poznają dowodu lub uwierzą panu Kowalikowi, ale także ci, których rozum ma dostęp do dowodu, ale wola odtrąca możliwość przylgnięcia do prawdy. Redakcja postanowiła dać ostatnie słowo panu Kowalikowi, więc ze swojej strony raczej jestem zmuszona kończyć dyskusję, bez względu na możliwe dalsze wyjaśnienia.