Obecność najrozmaitszych dziwactw w filozofii nie jest rzeczą nową, gdyż już w starożytnej Grecji, obok głębokich, poważnych, uczciwych i odpowiedzialnych systemów myśli, jak Sokratesa, Platona czy Arystotelesa, pojawiają się także systemy „frywolne”; obok żmudnego wysiłku poszukiwania prawdy istnieją sofiści, oddający się wypracowaniu usłużnych formułek dla pokonywania przeciwnika w dyskusji. Jednakże ludzie poważni cenią tylko tych pierwszych, tych co szukają prawdy, a tymi drugimi, sofistami, pogardzają; chociaż nieraz ich słuchają dla rozrywki. Przedchrześcijańska filozofia grecka idzie drogą wytyczoną przez Sokratesa i wyraża swą godność w określeniu Arystotelesa: „filozofia jest nauką o prawdzie”, czyli że jest metodycznym, systematycznym, krytycznym i uczciwym studium rzeczywistości metafizycznej, a więc tej, która znajduje się poza zasięgiem fizyki, meta-physika. U jej podstaw znajduje się przekonanie, że rzeczywistość przedmiotowa, a więc ta co istnieje poza człowiekiem, poza umysłem, jest poznawalna i to ta rzeczywistość zewnętrzna jest przedmiotem ludzkiego poznania.
Cynicy, sofiści i wszyscy inni im podobni nie przejmowali się zagadnieniem, czy ta rzeczywistość zewnętrzna jest czy nie jest poznawalna, gdyż ta sprawa ich nie obchodziła, byli bowiem zajęci jedynie własnymi poglądami i pojęciami, być może nawet czasami rygorystycznie logicznymi, ale zawsze nie związanymi z przedmiotową rzeczywistością zewnętrzną; byli więc subiektywistami.
Chrześcijaństwo jest religią „intelektualną” par excellence, gdyż nie tylko żąda od człowieka, by wierzył całym swym jestestwem, a więc przede wszystkim zobowiązał swój umysł, swoje władze intelektualne, swoją wolę i swe „serce” (w znaczeniu jakie daje temu słowu Błażej Pascal), ale także i dlatego, że jest religią daną przez Chrystusa Pana i że to Chrystus, Bóg-Człowiek jest jej istotą, treścią i to „intelektualną, bo jest absolutną Prawdą, jako iż mówi o sobie Ego sum Veritas (J. 14,6). W miarę więc, jak „świat” się nawraca na chrześcijańską wiarę, zaczyna się także i panowanie zdrowej i autentycznej filozofii, tej której już w starożytności Przedchrześcijańskiej głównymi przedstawicielami byli Sokrates, Platon i Arystoteles, a więc filozofii pojętej jako nauka o prawdzie, filozofii, która szuka prawdy i jest na usługach Prawdy absolutnej, czyli Chrystusa Pana. I to ta autentyczna filozofia, zdając sobie sprawę z faktu, iż rozum ludzki jest ograniczony i że nie może przeniknąć i zgłębić wszystkich tajemnic, z radością przyjmuje światło nadprzyrodzone, czyli Objawienie Boże, zwłaszcza to, które tryska z nauki Chrystusa Pana.
Ten dorobek wysiłku myślicieli chrześcijańskich, oddanych poszukiwaniu prawdy naturalnej i prawdy nadprzyrodzonej, staje się powoli podstawą systemu filozofii, który przyjmuje nazwę philosophia parennis i to ta filozofia ma także szczególną wartość praktyczną jako instrument, którym posługuje się teologia chrześcijańska.
Już pierwsze pokolenie chrześcijan rozumie, że Wiara (Credo) musi przeniknąć całe życie człowieka, a więc także i jego życie intelektualne i że nawet jej tajemnice powinny być zgłębione rozumem, czyli że powinny być przedmiotem ludzkiego poznania, tak naturalnego jak i nadprzyrodzonego, a więc rozważane w świetle rozumu i Objawienia, oraz z pomocą Łaski. święty Paweł, w swych Listach, stał się przykładem chrześcijanina-teologa, a więc chrześcijanina, który pragnie „zrozumieć” nie tylko naukę moralną Chrystusa Pana, ale także i tajemnice dogmatów, a przede wszystkim tajemnicę Trójcy Przenajświętszej i tajemnicę Chrystusa Pana, Boga-Człowieka.
Zapewne pierwsi chrześcijanie znali także powiedzenie starożytnych Rzymian: „ignoti nulla cupido�, czego człowiek nie zna, tego też i nie pożąda, nie miłuje, a przecież główne przykazanie Boże wymaga miłości Boga „z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił”, a więc, aby Boga kochać, trzeba Go poznać, poznać umysłem i „sercem” w świetle przyrodzonym i w świetle nadprzyrodzonym, przez naukę i wiarę, siłami ludzkimi i z pomocą Bożą, czyli Laską. Stąd też, już w pierwszych wiekach, Kościół potępiał tzw. fideizm, a więc typ wiary wyłącznie sentymentalnej, uczuciowej, angażującej tylko wolę, lecz bez udziału rozumu, bez wysiłku intelektualnego.
Wyrazem tej postawy chrześcijan pierwszych wieków jest formuła, przypisywana świętemu Augustynowi (gdyż on ją używa, co jeszcze nie dowodzi, że jest jej autorem), fides quaerens intellectum, wiara szukająca zrozumienia, wiara wymagająca zaangażowania rozumu, wiara domagająca się zgłębienia jej przez intelekt. Ze swej strony, rozum ludzki, zdając sobie sprawę ze swych ograniczeń. także ucieka się do pomocy Wiary, do tajemnic Objawienia, do światła nadprzyrodzonego i do Łaski, a więc przybiera pokorną postawę: intellectitus quaerens fidem. Ten wymóg ze strony rozumu, ta ucieczka intelektu do szukania pomocy ze strony Wiary, staje się niezbędny, gdy chodzi o poznanie Prawdy nadprzyrodzonej, którą jest sam Chrystus Pan, a Jego tajemnica teantryczna jest zarazem tajemnicą trinitarną, czyli odnoszącą się do Trójcy Przenajświętszej. Tak to wiara chrześcijańska, wymagając głębokiego zaangażowania ze strony człowieka wierzącego, jest ze swej natury czynnikiem rozwoju duchowego, wewnętrznego, a więc przyczynia się do rozwoju osobowości człowieka i jego kultury osobistej, czyli podmiotowej, jak i zewnętrznej czyli przedmiotowej, a więc Chrześcijaństwo, będąc religią/w excellence intelektualną, z konieczności przyczynia się do rozwoju kultury.
Nie znaczy to jednak wcale, że Chrześcijaństwo jest wyłącznie religią intelektualną, gdyż jest zarazem religią miłości, tak naturalnej jak i nadprzyrodzonej, bo Deus caritas est. Ale do tej Miłości, którą jest Bóg, droga prowadzi przez poznanie (ignoti nulla cupido), a ono, z natury swej jest intelektualne.
Przez tysiąc lat apogeum Chrześcijaństwa, a więc w okresie wieków, mniej więcej, od czwartego do czternastego, panuje wspomniana philosophia perennis i dzięki niej kwitnie kultura prawdy metafizycznej, a przede wszystkim kult religijny Prawdy nadprzyrodzonej, czyli Chrystusa Pana. Z nadejściem Odrodzenia, które jest przede wszystkim odrodzeniem pogańskiej kultury greckiej, zaczyna się także powrót do frywolnych systemów pseudo-filozoficznych sofistów, a to prowadzi do swawoli intelektualnej i często nawet do gardzenia prawdą. Wolnomyśliciele, czyli różni niedowiarkowie, przez „wolność” myślenia rozumieją wyzwolenie od wymagań moralnych i etycznych, czyli zaniechania szukania prawdy i mówienia prawdy, tak iż często miejsce prawdy zaczyna zajmować kłamstwo lub bajeczka.
Po Odrodzeniu przychodzi racjonalizm, który ma pretensje do bronienia „rozumu”, ale w rzeczywistości chodzi głównie o przeciwstawienie rozumu ludzkiego rozumowi Boga. Tak Odrodzenie, jak i racjonalizm przyczyniają się do powrotu przedchrześcijańskiego antropocentryzmu, jako przeciwieństwa wobec chrześcijańskiego teocentryzmu. Chrześcijaństwo, osłabione w owym czasie przez pojawienie się protestantyzmu, który odebrał Kościołowi znaczną część wiernych, zwłaszcza w krajach germańskich, czuje się zmuszone do tolerowania najrozmaitszych kierunków odrodzonego poganizmu, zarówno tego starogreckiego, jak i dawnych wierzeń pogańskich nawróconych ludów europejskich, a zwłaszcza germańskich, a które to wierzenia, w większości wypadków, są przesiąknięte panteizmem lub immanentyzmem. Zresztą, jeszcze przed Odrodzeniem, a pod koniec średniowiecza, ukazują się też myśliciele bałamutni, jak np. słynny „mistrz” Eckhardt (1260-1327), którzy sieją zamieszanie w filozofii. Także, już w Xlii wieku pojawia się nominalizm Duns Szkota (1265-1308) i Ockhama (1280-1349), nawiązujący, być może nieświadomie, do nominalizmu stoików. Początkowo był uważany przez wielu jako myśl oryginalna i nieszkodliwa, lecz wkrótce okazał się czynnikiem negatywnym, oraz przyczyną wielu bałamuctw i odchyleń nawet w philosophia perennis. Najważniejsze jednak jest to, że nominalizm przyczynił się do utwierdzenia się subiektywizmu.
Kant, Fichte i Hegel wprowadzają do filozofii wątpliwość co do możliwości poznania rzeczywistości, będąc przekonanymi, że podmiot poznający „uporządkowuje” rzeczywistość zewnętrzną, dzięki czemu przestaje ona być chaosem, czyli nie-bytem. Zresztą, idą oni tylko drogą już uprzednio wskazaną przez Deskartesa.
Jean Jacques Rousseau, którego także nie obchodziła rzeczywistość zewnętrzna, dodaje sił indywidualizmowi i subiektywizmowi. zaprzeczając, iż człowiek, z natury swej, jest istotą społeczną, uważa bowiem, że jednostka jest całością doskonałą i samotną: „l’individu est par luimeme un tout parfait et solitaire, czyli że człowiek nie potrzebuje współżyć z innymi ludźmi, ani też żyć w społeczeństwie. Indywidualizm i subiektywizm otrzymują w ten sposób silne wsparcie ze strony modnych w owym czasie nauk społecznych.
Podważa się także podstawy epistemologii, a to w miarę jak się porzuca starą zasadę odnośnie prawdy pojętej jako adaequatio rei et intellectus, co ułatwia panowanie subiektywizmu i otwiera drogę dla idealizmu.
Idealizm Holbacha (1723-89) ma już charakter praktyczny: zwalczanie religii, zwłaszcza chrześcijańskiej. Idealizm ma ją nawet zastąpić, czyli że „filozofia” idealistyczna ma zająć miejsce religii, sama stając się „religią”. Jaką? -Religią kultu człowieka, jak to sformułuje Volney (1757-1820): „najwyższym bytem dla człowieka jest sam człowiek”. W pięćdziesiąt lat później, Karl Marks (1818-83) zaproponuje tę formułkę jako własną. Voltaire (1694-1778), który przyczynił się do zniszczenia ustroju tradycyjnego przez Rewolucję Francuską (1789-99), lecz zmarł przed jej wybuchem, staje się „mistrzem” i autorytetem dla wolnomyślicieli i „idealistów”. Fichte (1762-1814), wstrząśnięty do głębi przez Rewolucję Francuską, wprowadza temat „rewolucji” jako obowiązkowy w rozważaniach filozoficznych subiektywizmu i idealizmu. Condorcet (1743-94) rzuca hasło „postępu”, a Comte (1798-1857) hasło „przemian”, oba jako przymioty istotne „społeczeństwa”, które staje się przedmiotem studiów modnej w owym czasie socjologii, a to pozwoli, aby Rewolucja, która dotąd była jedynie przedmiotem studiów politycznych i historycznych, nabrała wymiarów filozoficznych, a nawet teologicznych.
Jednak, subiektywizm i idealizm, jako rozkład filozofii, dochodzą do szczytu w systemie Hegla (1770-1831). Jego myśl, głęboko immanentna, utożsamiająca się z panteizmem, posługując się tematyką religijną czerpaną z Biblii, jest właściwie zlaicyzowanym Chrześcijaństwem, co słusznie zauważył L. Feuerbach (1804-72). Hegla „filozofia” historii jest przedstawiona w ramach jego dialektycznej dynamiki, w której Trójca Przenajświętsza została bluźnierczo i świętokradzko sprowadzona do permanentnego procesu dialektycznego następujących po sobie bez końca: tezy, antytezy i syntezy, w którym to procesie Idea czy Duch (Geist), urzeczywistnia się poprzez alienację (wyobcowanie). Tak to, historia przestaje być czymś właściwym dla ludzkości, zajmując pierwsze miejsce w świecie idealistycznym Hegla. Skoro, wg Hegla, wszystko co racjonalne jest rzeczywiście (realne), a co rzeczywiste (realne) jest racjonalne, w ramach jego systemu, usprawiedliwiają się zarówno postawy realistyczne, jak i idealistyczne. Jego samowystarczalny immanentny subiektywizm, który może być też rozumiany jako panteizm, umieszczając Ducha (Geist) w świadomości człowieka (jak zresztą i całość podmiotu myślenia), a zatem utożsamiający go zatem ze „światem”, którego człowiek jest cząstką najważniejszą, pozwala na nadawanie
„historii” zupełnie nowego znaczenia przez sugerowanie, iż utożsamia się ona z Bogiem (panteistycznym). Stąd też, w światopoglądzie Hegla, protagonistą wydarzeń nie jest ani Bóg-osoba, ani człowiek-osoba, lecz Historia, jako permanentne stawanie się, która w nurt swych wydarzeń porywa sobą także człowieka (ludzkość), sama będąc manifestacją Ducha, który, można przypuszczać, utożsamia się z Bogiem (panteistycznym).
Przypomnijmy, że w historii świętej, a więc w tej, którą opisuje Biblia, głównym protagonistą jest Bóg (osobowy), a człowiek działa jakby w Jego cieniu, będąc figurą drugorzędną. Wszystko zaczyna się od aktu stworzenia wszechświata przez Boga, ale ten „wszechświat” jest jakby „sceną” dla umieszczenia w niej człowieka i jego przeznaczenia, zawsze najściślej związanego z Bogiem, gdyż człowiek nie tylko jest stworzony przez Boga z miłości i dla podzielenia Bożego szczęścia wiecznego, lecz także, w osobie Chrystusa Pana, Boga-Człowieka, jest wyniesiony na poziom życia Bożego. Nadto, historia święta zapowiada Sąd Ostateczny i ponowne przyjście Chrystusa Pana, jako Sędziego i Króla Nowej Ziemi i Nowego Nieba, a więc historia przedłuża się w wieczność, co życiu ludzkiemu nadaje szczególniejszy sens, godność i wartość, gdyż życie człowieka nie kończy się ze śmiercią, lecz, wręcz przeciwnie, śmierć jest przejściem do nowego życia, które nie ma końca, będąc albo wieczną szczęśliwością w Niebie, albo wiecznym cierpieniem w Piekle i ten los człowieka zależy od niego samego. Z tej biblijnej wizji historii nic nie pozostaje w ubogim, nędznym i śmiesznym systemie Hegla, gdzie wszystko jest tylko sprowadzone do „mechanicznej” i nie kończącej się dialektyki przemian tezy, antytezy i syntezy. Wizja historii Hegla jest beznadziejna, więc nic dziwnego, iż jej zwolennicy przeważnie kończą życie samobójstwem.
Feuerbach „poprawił” system Hegla, wprowadzając Materię w miejsce Idei-Ducha i w ten sposób ów „poprawiony” (a właściwie pogorszony) heglizm, nie przestając być idealistycznym (a więc czystym wytworem wyobraźni), stał się materialistycznym (ale nie realistycznym), a więc atrakcyjnym dla materialistów, głównie dla Marksa i jego zwolenników. To w ramach tego „poprawionego” (pogorszonego) heglizmu, Marks wypracowuje swój „materializm dialektyczny”, „materializm historyczny” i „determinizm gospodarczy, a więc system materializmu całkowicie idealistycznego. Marks także wprowadza radykalną rewolucję w filozofii, proponując swoją formułkę rewolucyjną „alle Verhaltnisse umzuwerfen” (wywrócić wszelkie stosunki) i sam daje przykład jej realizacji, umieszczając człowieka w miejsce Boga, nienawiść w miejsce miłości, walkę klas w miejsce braterskiego współżycia itd. Odkąd, rewolucja-przewrót w filozofii staje się radykalną, totalną, powszechną i permanentną, bo takie są cztery charakterystyki marksistowskiej rewolucji. Ta krótka synteza głównych i negatywnych nurtów w filozofii – w której. z braku miejsca, trzeba było opuścić wiele poważnych systemów – byłaby jednak niezupełną, jeśli nie wspomni się przynajmniej jeszcze Henri Bergsona i Benedetto Croce. Bergson (1859-1941), wprowadzając biologię do wspomnianego wyżej procesu nieustannych zmian ewolucyjnych i metafizycznych oraz socjologicznych, nadaje nowe wymiary abstrakcyjnej i zawikłanej myśli Kanta-Hegla-Feuerbacha-Marksa. Odkąd, Historia (pisana już z dużej litery), jako jedyny protagonista wszelkich wydarzeń, w swym nieustannym i nieskończonym procesie dialektycznych i socjologicznych zmian, dzięki Bergsonowi przybiera także wymiary bardziej skonkretyzowane biologicznej ewolucji, co pozwala subiektywistom na wprowadzenie doń także idei zmiany „natury”, tak w sensie ogólnym, jak też i w sensie „natury człowieka, w wyniku czego zaczyna się twierdzić za Hieraklitem, że nie ma nic stałego we wszechświecie i że człowiek, jako przedmiot nauk przyrodniczych i humanistycznych, z konieczności nieustannie ewolucjonuje, będąc ten ewolucjonizm totalnym i nieskończonym.
Benedetto Croce (1866-1952) wyciąga z tego wszystkiego wnioski logiczne i praktyczne. Historia, ubóstwiona przez Hegla i jego uczniów, staje się u Croce „historyzmem”, czyli światopoglądem pełnym i całkowitym, przybierając nadto charakter religijny.
Dzięki tym ostatnim wkładom do myśli subiektywizmu (idealizmu), kierunki neomarksistowskie, zwłaszcza Gramsci i szkoła z Frankfurtu, a więc Adorno (1903-69), Horkheimer (1895-1973), Benjamin (1892-1940) i wielu innych mieli ułatwioną sytuację dla zaktualizowania mętnej i niekonsekwentnej myśli Karola Marksa i dla przedstawienia jej w sposób nieco bardziej logiczny i pociągający przynajmniej dla dzisiejszych subiektywistów (idealistów), a przede wszystkim dla dodania im ducha i nadziei, że marksistowski komunizm, prędzej czy później, dojdzie wszędzie do władzy i zapanuje nad całym światem, wybierając drogę rewolucji-przewrotu w świecie kultury, i tak jak to prorokował już Engels, który twierdził, iż „komunizm jest konsekwencją logiczną filozofii neoheglowskiej�
Podsumowując, można stwierdzić, że rozkład filozofii polega przede wszystkim na porzuceniu troski o poznanie rzeczywistości i na wypracowaniu systemów myśli nie związanych z rzeczywistością, a więc bezpodstawnych, dowolnych, arbitralnych, zwanych subiektywizmem, idealizmem, immanentyzmem, monizmem, nominalizmem itd., których przedmiotem jest wytwór chorej wyobraźni, umieszczony wyłącznie w „świadomości” do której Freud (1856-1939) dodał jeszcze „podświadomość”.
ks.prof.Michał Poradowski