Lewacka restituta

Tymczasem niemiecka opinia publiczna nie dostrzega zagrożenia. Uwaga społeczeństwa kierowana jest na prawicowy ekstremizm. Ludzie się go boją, ponieważ mają w pamięci Adolfa Hitlera i jego obłąkańczą ideologię. Jednocześnie raz po raz media donoszą o istnieniu Narodowosocjalistycznego Podziemia, które odpowiada za morderstwa dokonywane na imigrantach. Jeśli do tego dodamy marsze skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec oraz jej odezwy do narodu, obawa przed powtórką z historii nie powinna dziwić. Zwłaszcza, że spiralę strachu nakręca sama kanclerz. Ostatnio Angela Merkel stwierdziła, że: „Terroryzm pochodzący z kręgów skrajnej prawicy to hańba i wstyd dla Niemiec”.

Prawicowa restituta jest kwestią niepokojącą, to nie ulega wątpliwości. Warto jednak zauważyć, że rocznie Berlin na zwalczanie prawicowego ekstremizmu wydaje 24 mln euro, pięć razy więcej niż na monitoring lewicowych bojówek. Czym się to tłumaczy? Ano tym, że lewacki terroryzm odszedł do lamusa. Teoretycznie można się z tym zgodzić. Wszak 20 kwietnia 1998 roku Rote Armie Fraktion poinformowała, że „kończy projekt”. Zapomniano jednak dodać, że „Rewolucja mówi: byłam, jestem, powrócę znowu”.

Wrogiem są wszyscy

Dziś wspomniany powrót widać nad wyraz dobrze. Zbrodnicza działalność RAF (67 zabitych, 230 rannych, 500 mln marek strat materialnych)wciąż stanowi natchnienie dla wielu młodych Niemców. Statystyki nie pozostawiają wątpliwości. Według Urzędu Ochrony Konstytucji, lewackie akty przemocy przybierają na sile. I nie chodzi tu tylko o ataki na komisariaty i policjantów. Bandytyzm dotyczy również podpaleń samochodów, niszczenia witryn sklepowych, ataków na mienie wojskowe, agresji wobec inaczej myślących.

Na celowniku jest także system wolnorynkowy. Antyfaszystowska Radykalna Akcja Berlin tłumaczy to tak: „Nazizm polega na niesprawiedliwie ukształtowanych stosunkach ekonomicznych, stąd nasze wystąpienie przeciwko nazistom jest w sposób nierozdzielny związane z walką przeciwko kapitalizmowi”.

Podobne zdanie prezentuje Komórka Antyimperialistyczna oraz skrajnie lewicowa grupa „Hekla”. Niedawno lewacy spod jej sztandaru umieścili bomby zapalające na torach kolejowych w Berlinie. Ładunki, które planowano zdetonować między stacjami Suedkreuz i Priesterweg, miały na celu pokazać berlińczykom siłę rewolucjonistów i być wyrazem sprzeciwu wobec obecności niemieckich wojsk w Afganistanie.

Naśladowców takich zachowań nie brakuje. Od lat Militante Gruppe zarzuca się niszczenie mienia państwowo-prywatnego. Niedawno rozpoczął się proces paru aktywistów, których prokuratura oskarża o liczne podpalenia samochodów. Każda rozprawa mobilizuje przed sądem rzeszę lewaków. Nie brak wśród nich byłych członków RAF.

Bandycka awangarda

Najbardziej antysystemowa jest Radykalna Akcja Antyfaszystowska (Radikale Aktion Antifaschistische – RAAF). Antifę popiera blisko siedem tysięcy Niemców. Gros z nich odpowiada w ostatnim czasie za 541 naruszeń nietykalności cielesnej, 81 podpaleń, 5 zamachów bombowych i 5 prób zabójstwa.

Młodzi bandyci wywodzą się z dużych aglomeracji, jak również z małych miasteczek uniwersyteckich. Wszędzie są negatywnie nastawieni do państwa a ich główne motto brzmi: „Zmiana społeczeństwa zawsze oznacza przekraczanie reguł”. Więcej podobnych teorii można przeczytać w „Prismie” – organie prasowym niemieckiego lewactwa. To na łamach tego pisma padły słynne już słowa: „Lewicowo-radykalna praktyka walki oznacza wszystkie bezpośrednie akcje przeciwko instytucjom państwa, prawicowym strukturom, odpowiedzialnym za społeczny rasizm, seksizm lub kapitalistyczny wyzysk. Interweniujemy za pomocą środków, jakie uznajemy za słuszne, bez względu na to, jakie państwo wyznacza granice”.

Jak widać, idea RAF wciąż jest popularna wśród niemieckiego lewactwa. Skąd bierze się chora fascynacja złem, dlaczego zwolennicy gangu Baader-Meinhof z dumą noszą koszulki przedstawiające karabin marki Heckler&Koch nałożony na pięcioramienną gwiazdę? Podziękowania należą się wszelkiej maści gloryfikatorom RAF.

Rozjaśnianie mroku

Od lat ludzie ci skutecznie przedstawiają lewackich reakcjonistów jako politycznych idealistów. Prekursorem historycznego relatywizmu okazał się prozaik Heinrich Böll. Jego książka „Utracona część Katarzyny Bloom” stała się inspiracją dla reżyseraVolkera Schlöndorffa, który nakręcił film „Legenda Rity”. Następnie mieliśmy Stefana Austa  z książką „Der Baader Meinhof Komplex”, a ostatnio film pod tym samym tytułem wyreżyserowany przez Uliego Edela. Obraz, który miał być obiektywny, zamienił się w pochwałę „rewolucyjnego romantyzmu”. Do tego stopnia, że zareagowała córka Ulrike Meinhof, publicystka Bettina Roehl. Jej zdaniem, „film okazał się całkowitą gloryfikacją bohaterów i uczynił z Baadera i Meinhof ikony”.

W tym miejscu warto odnotować, że przywódców RAF nie tylko przedstawia się jako idoli, ale również jako ofiary. Kilka lat temu w berlińskiej galerii Kunstwerke miała miejsce wystawa „Mit RAF”. Jej celem było znalezienie odpowiedzi na pytanie: „Które ideały RAF zachowały do dziś swoją wartość?”. Nie trzeba być wnikliwym znawcą tematu, by uświadomić sobie, że było to otwarcie furtki dla relatywizacji kwestii odpowiedzialności.

Dziś współtwórca wystawy, Hans-Peter Feldmann, ma godnych naśladowców, chociażby pisarza – Johna von Düffela czy reżysera Christophera Rotha. Dzięki nim młode pokolenie Niemców nie uważa, że terroryzm RAF był skrajnym wynaturzeniem buntu. Wręcz przeciwnie, wielu jest zdania, że lewaccy bojówkarze są ludźmi godnymi szacunku.

Ryba psuje się od głowy

Omawiając temat niemieckiego lewactwa, nie sposób nie umieścić go w szerszym kontekście ogólnopaństwowej polityki. Wszak co bardziej dociekliwi mogą dotrzeć do zdjęć, na których Joschka Fischer uczestniczył w „kongresie antysyjonistycznym” lub bił się z policją. Niechlubną kartę mają również Jurgen Trittin, Rudolf Scharping, Otto Schily, Antje Vollmer, Oskar Lafontaine i Gerhard Schroeder – nie tak dawno berlińscy decydenci.

Bez wątpienia lewackość kładzie się cieniem na niemiecką politykę. Przykład? Proszę bardzo. Kilka lat temu wyszła na jaw niechlubna przeszłość przewodniczącej młodzieżówki Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Okazało się, że Franziska Drochsel jest członkinią „Czerwonej Pomocy” – organizacji, która prawnie pomaga lewakom.

Krzysztof Głowacki

Dodał Stanisław A. Niewiński

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Zobacz infografikę  fot. Monolith Plus

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Lewacka restituta”

  1. Konserwatystom czy chadekom nie udało się rozwalić demoliberalizmu, jesli uda sie to maoistom/polpotowcom/nazbolom/muzułmanom/neonazistom – why not?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *