Lewicki: Autokefalia dla Ukrainy jest, a jakby jej wcale nie było

W polskich mediach, tych od Gazety Wyborczej po Gazetę Polską, od kilku miesięcy, przetacza się kampania, w której w niebywale optymistycznym świetle przedstawia się uzyskanie autokefalii, czyli  tzw. „tomosu”, przez Kościół Prawosławny Ukrainy (PKU). Ma to być jakoby historyczny przełom i zerwanie odwiecznej więzi z Moskwą, co, z  kolei, ma mieć epokowe znaczenie i wskazywać na utratę przez Rosję wpływów na Ukrainie. Czy ten optymizm, wyrażany przez nieprzyjazne Moskwie ośrodki w Polsce, ma jakieś podstawy, czy jest to tylko  myślenie życzeniowe i ich niespełnione marzenia?

Ta autokefalia została nowo powołanej ukraińskiej organizacji kościelnej. nadana przez Patriarchę Konstantynopola Bartłomieja, który rezyduje w dzielnicy Stambułu o nazwie Fanar. Jest to historyczna siedziba patriarchy, ale Turcja cały czas nalega by opuścił on ich kraj. Obecny patriarcha służył też w tureckiej armii i był jej oficerem w niskiej, jak na jego obecną pozycję, randze kapitana.

Od utworzenia owej autokefalicznej Cerkwi ukraińskiej minęło już ponad trzy miesiące, jednak oczekiwanego przełomu nie widać. Po pierwsze, na nastąpił żaden masowy przepływ wiernych do nowej struktury. Z ponad 12 tysięcy parafii przynależących do Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego (UKP PM) przeszło do kościoła autokefalicznego bardzo niewiele. Padają różne liczby, lecz nawet najbardziej optymistyczne i zapewne mocno przesadzone szacunki nie przekraczają pięciuset parafii. Co wskazuje, że pomimo nacisków i przypadków siłowego przejmowania świątyń, nie jest to więcej niż 4 proc. ogólnej liczby parafii. Zatem nie ma żadnego masowego przepływu wiernych. Żadne połączenie kościołów w ten jeden, autokefaliczny, nie nastąpiło i wiele wskazuje, że to  nie nastąpi. Jeszcze gorzej wygląda sprawa jeśli chodzi o uznanie i nawiązanie oficjalnych  stosunków z nowym kościołem przez inne autokefaliczne kościoły prawosławne na świecie. Z istniejących, i uznanych 14 takich kościołów, żaden nie uznał i nawiązał stosunków z PKU, któremu patriarcha Bartłomiej nadał tomos.

Spore nadzieje wiązał stojący na czele PKU metropolita  Epifaniusz (Dumenko) ze stanowiskiem  Kościoła Greckiego, którego sobór właśnie obradował. Ku dużemu rozczarowaniu Kijowa decyzji o uznaniu autokefalii tam nie podjęto i odłożono tę sprawę na czas nieokreślony. Na dodatek, stojący na czele Kościoła Grecji arcybiskup Hieronim II odwiedził w przeddzień soboru rosyjską ambasadę gdzie miał zapewnić o pełnym wzajemnych porozumieniu z Patriarchatem Moskiewskim.

I to wszystko jest w pełni zrozumiałe. Większość kościołów prawosławnych żyje w cieniu rosnącej presji ze strony islamu. Rosja jest dla nich jedynym mocarstwem, które w razie czego może przyjść z pomocą. Tak właśnie stało się niedawno w Syrii,  gdzie Rosja była jedynym państwem, które udzieliło chrześcijanom, w tym prawosławnym, realnej i skutecznej pomocy w obliczu grożącej totalnej zagłady ze strony islamistów różnej maści. Zatem żadni odpowiedzialni przywódcy, stojący na czele poważnych wspólnot prawosławnych nie będą popierać jakiejś awantury na Ukrainie, co może w przyszłości skutkować tym, że jak na nich, z kolei, przyjdzie bieda, to Moskwa się odwróci i pozostanie obojętna na ich los.

Widać, że dla wspólnot prawosławnych to nie Patriarcha Konstantynopola, żyjący na łasce tureckiego, ostatnio wyraźnie islamskiego rządu, jest ważny, ale Patriarcha w Moskwie.

Nie spełniły się także wielkie nadzieje, jakie z nadaniem tomosu wiązał obecny i walczący o reelekcję prezydent Petro Poroszenko. Wielce zaangażował się on w starania o  uzyskanie tomosu, uczestniczył w uroczystości jego nadania i zaraz potem objeżdżał z nim ukraińskie miasta, pokazywał go tam, i prezentował jako swój wielki sukces, oczekując zwiększenia sondażowego poparcia w nadchodzących wyborach. Czynił to na tyle ostentacyjnie, że cała ta kampania została nazwana mianem „tomos-tour”. Nie przyniosła mu ona oczekiwanego wzrostu w sondażach, a naraziła na krytykę ze strony politycznych konkurentów, którzy zarzucają mu „pasożytowanie na tomosie”.

Wiele zatem wskazuje na to, że całe zamieszanie z tomosem nie spełni niczyich nadziei i zamiast stać się epokowym przełomem, będzie tylko mało istotnym epizodem.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 7 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *