Lewicki: Czy nauczyciele w Polsce są źle opłacani i zbyt obciążeni pracą?

Słuchając tego, co jest przekazywane w mediach można by dojść do przekonania, że nauczyciele są strasznie źle opłacani, wręcz wyzyskiwani i skandalem wielkim jest to, że początkujący nauczyciel zarabia tyle samo, albo i mniej niż jakiś tam kasjer w Lidlu.

A przecież, gdy się zastanowić, to już sam ten sposób argumentowania jest dziwny. Bo cóż niby ma to znaczyć? Czy nauczyciel należy do jakiejś innej wyższej kasty niż kasjer w Lidlu? Czy z definicji powinien zarabiać więcej? Czy posiadanie wyższego wykształcenia daje jakaś gwarancję wyższej płacy? Czy coś takiego jest u nas zapisane w konstytucji?

To jest przecież absurdalne, kastowe myślenie, które było w Polsce  popularne dawno temu i wynikało z tego, że tzw. inteligencja składała się głownie z dawnej, zdeklasowanej, szlachty. I stąd te pretensje i przekonanie o swojej rzekomej wyższości. Owo poczucie elitarności miało jeszcze kiedyś jakieś podstawy, gdyż w czasach PRL wyższe wykształcenie. było trudno dostępne i posiadało je tylko kilka procent społeczeństwa. Dziś stało się ono tak łatwo osiągalne i przez to powszechnie występujące, że oczywistym jest odejście od powiązania wykształcenia i wynagrodzenia.

Zajmijmy się konkretami i ustaleniem czy, w porównaniu do innych krajów o podobnym stopniu rozwoju, nauczyciele w Polsce są rzeczywiście słabo opłacani. Możemy to oceniać na podstawie publikowanego przez OECD raportu Education at a Glance 2018. Na podstawie przedstawionych tam danych można uzyskać informacje na temat tego, ile, w porównaniu z innymi krajami, nauczyciele w Polsce zarabiają i jak długo pracują, oraz w jakich warunkach. Do porównania wziąłem nauczyciela pracującego w szkole podstawowej, gdyż porównywanie takich danych jest bardziej miarodajne, jako że jeśli chodzi o szkoły średnie to mamy różne ich kategorie, zawodowe i ogólne i różne ich systemy, co może czynić porównanie nieadekwatnym.

Czechy i Słowację  wybrałem jako państwa na podobnym do polskiego poziomie rozwoju i zamożności. Na początek porównajmy wynagrodzenie. I tak, nauczyciel mający 15 lat stażu otrzymuje w Polsce różnowartość  25 553 dol., w Czechach 21 007, zaś na Słowacji 20 057. Widać, że polski nauczyciel zarabia zdecydowanie najlepiej i na dodatek jeszcze najmniej pracuje. Ile konkretnie nauczyciel pracuje by otrzymać takie pieniądze? W Polsce wypada 564  godziny pracy wymagane (tzw. tablicowe) w ciągu roku, tymczasem w Czechach jest to 617, a na Słowacji 794. Gdybyśmy przeliczyli płacę na godziny pracy to ta różnica w poziomie płacy będzie jeszcze większa na korzyść polskiego nauczyciela.

Zobaczymy też w jakich warunkach pracują ci nauczyciele, czyli jak liczne są klasy. W Polsce w jednej klasie w szkole podstawowej jest 19 uczniów, zaś średnio w OECD – 21.

Czy nauczycieli jest mało, czy dużo w Polsce? O tym także możemy uzyskać informacje we wspomnianym raporcie. Jest tam wskaźnik ilości uczniów do nauczycieli (Ratio of students to teaching Staff). W Polsce wynosi on 10, czyli na każdych 10 uczniów przypada średnio jeden nauczyciel, zaś dla całości krajów rozwiniętych wskaźnik ten wynosi 13.

Jeśli zatem nauczyciele twierdzą, że zarabiają za mało, to jest proste wyjście by temu zaradzić. Można by zmniejszyć ich liczbę tak, by w stosunku do ilości uczniów wskaźnik wynosił 13, czyli tyle, ile w pozostałych krajach OECD. Proste przeliczenie wskazuje, że aby to osiągnąć należałoby zredukować liczbę nauczycieli o 23 procent. Zaoszczędzone dzięki temu pieniądze pozwoliłyby podnieść płace pozostałym nauczycielom aż o 30 proc. I mieliby oni wtedy takie same warunki pracy, jeśli chodzi o ilość godzin i wielkość klas jak średnio w innych krajach wysoko rozwiniętych. Po takim zabiegu zarabialiby też ponad 50 proc. więcej niż tacy sami nauczyciele w Czechach, czy na Słowacji. Czy takie rozwiązanie poparłyby związki zawodowe nauczycieli?

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 25 Average: 4.4]
Facebook

17 thoughts on “Lewicki: Czy nauczyciele w Polsce są źle opłacani i zbyt obciążeni pracą?”

  1. W cytowanym raporcie w tabelach dotyczących zarobków nauczycieli ze stażem 15 letnim np. w tabeli X24a zarobki w Polsce powinny wynosić ok 48.000 zlp. Skąd się wzięły cytowana u Pana równowartość ca. 25.000 dolarów? Czy się mylę?

  2. Tak się składa, że duża część rad gmin, powiatów i województw to nauczyciele. Mając dużo wolnego czasu bawią się w politykę. Będąc radnymi są zobowiązani opublikować w BIP oświadczenia o dochodach. Przejrzałem w mojej gminie i powiecie. Dochody roczne z tytułu zatrudnienia w szkole wszystkich nauczycieli będących radnymi zawierają się w przedziale od 140.000 PLN do 220.000PLN. Proszę sprawdzić w swoich gminach i powiatach.

  3. Ideologia edukacyjna głosi, że za ciężką prace w szkole należy się nagroda w postaci dobrze płatnej pracy i wyższego poziomu życia. Jeżeli ludziom wmawia się to przez kilkanaście lat to nie można się dziwić, że domagają się benefitów za lata spędzone w szkole. W praktyce obowiązuje zasada popytu i podaży, tzn. wysoki popyt na absolwentów danych specjalności skutkuje wysokimi płacami i odwrotnie. Nauczyciele o tyle mają rację, że po studiach system wymaga nieskończonej liczby kolejnych form kształcenia i zaświadczeń o podwyższaniu kwalifikacji. To się nigdy nie kończy a zajmuje czas. Z punktu widzenia popytu na te kwalifikacje nauczyciele są na straconej pozycji, ponieważ jest ich zbyt wielu. Co innego lekarze, których jest za mało i dlatego cwaniaczą.

    1. 12 lat byłem nauczycielem matematyki. Zaczynałem jeszcze za poprzedniej komuny. Ciągłe przebywanie w tym środowisku skutkowało tym, że sam uwierzyłem w to, iż wykonuję najcięższy zawód świata. Porzuciłem tę pracę i poszedłem w bankowość, potem urzędy, potem własna działalność. I mogę stwierdzić, że to był największy błąd w moim życiu. Nigdy nie miałem lżejszej pracy niż w szkole.
      Co do dokształcania. Jestem matematykiem. Matematyka nauczana dzisiaj w szkole podstawowej i średniej to czasy głębokiej starożytności. Jeszcze kiedy ja chodziłem do liceum zaczepialiśmy rachunkiem różniczkowym o średniowiecze a rachunkiem prawdopodobieństwa o oświecenie. Dzisiaj poszło to w dół. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że moja wiedza wystarczy do nauczania w szkole średniej na co najmniej 10 tys. lat.
      No chyba, że tak ochoczo douczają się z sodomizmu i walenia k……

    2. Panie Lewicki to co równamy w dół, bo przecież nie jest źle jak inni mają gorzej. Takie myślenie zaprowadzi Polskę na skraj przepaści, a Pan pewnie powie – cieszcie się inni wiszą już na krawędzi. Jest super więc o co ci chodzi? A to porównanie z poczuciem wyższości inteligencji wywodzącej się ze szlachty w zestawieniu z wykształceniem wyższym w ogóle jest co najmniej niefortunne, aby nie powiedzieć niedorzeczne, właściwie jest to adekwatne jak krowa do fizyki kwantowej. Meritum jest wynagrodzenie za zawód nauczyciela, zawód a nie wykształcenie. Dalej idąc niech Pan myślą swą sięgnie do okresu międzywojennego i sprawdzi jaka była płaca zwykłego pracownika fizycznego względem nauczyciela. Ważne są proporcje. Teraz, może by tak spojrzeć na kraje lepiej rozwinięte i docenić zawód nauczyciela? „… Aneta Hintermeyer, kiedyś polska, a od 10 lat niemiecka nauczycielka. Kiedyś przez osiem lat uczyła w jednej z wielkopolskich podstawówek i w gimnazjum. Teraz: nauczanie tzw. zintegrowane czyli Gesamtunterricht, Nadrenia-Palatynat, szkoła podstawowa Grundschule obejmująca 4 klasy (dzieci idą do szkoły mając ukończone 6 lat). Pisze także z punktu widzenia matki – starszy syn pani Anety zdał dwa tygodnie temu maturę, młodsza córka jest w piątej klasie.

      „No to wypowiem się z perspektywy pracy niemieckiego nauczyciela, bo w niemieckiej oświacie pracuję od prawie 10 lat. Pensum godzinowe niemieckiego nauczyciela wynosi 39 godzin tygodniowo. Przy czym średnio 20-22 godziny to godziny tzw „tablicowe” (uwaga: do czasu „tablicowego” wlicza się czas dyżurów na przerwach!), cała reszta godzin to PLATNY czas na przygotowanie do zajęć. Nie, nie trzeba spędzać go w szkole i praktycznie nikt tego nie robi. Ferie średnio co 6-8 tygodni. Nie, w ferie nie ma żadnych dyżurów czy opieki nad dziećmi. To obowiązek gminy, nie szkoły. Opieka feryjna jest płatna, gmina zatrudnia do tego personel (nie, nie są to nauczyciele!) i mu za to płaci. Nie ma w ferie rad, posiedzeń, rada jest przeważnie jedna: w ostatni dzień letnich ferii. Nauczyciele nie przygotowują uroczystości, akademii, dyskotek, nie ma „apeli” i tym podobnych. Szkoła ma za zadanie uczyć, od zapewnienia rozrywek są rodzice. Nie ma poprawiania ZADNEJ oceny. Dostałeś niedostateczny, to go masz. Nie ma zabierania dziecka na wczasy w maju lub wrześniu. Nauczyciel ma masę dodatkowych bonusów, np. zniżki w ubezpieczeniach (w tym OC i AC) a nawet preferencje w kredytach. O takich warunkach polski nauczyciel może na razie tylko marzyć.
      Ludzie nie mają pojęcia jak funkcjonują sąsiednie systemy oświaty, zachwycają się nimi i dają je za wzór. W Niemczech matury nie zdaje ok 2-3% uczniów. W Polsce coś około 20%. Z matmy bodajże jeszcze więcej. ALE: segregacja uczniów spełniających wymogi maturalne dokonuje się już na poziomie 4-6 klasy! Jeżeli uczeń na tym poziomie nie ma odpowiednich wyników, odpowiednich ocen z przedmiotów głównych (niemiecki, matematyka, język obcy), to zwyczajnie nie idzie dalej do „liceum”, które u nas zaczyna się od 7 klasy, w niektórych landach już od 5. I nie ma tutaj nic do rzeczy „chcenie” rodziców! Nie każdy musi mieć maturę, co tutaj jest oczywistością. Oceń jest bardzo mało, 2-3 prace klasowe na semestr. Jak już pisałam, nie ma absolutnie żadnej możliwości poprawienia oceny. Ocena za aktywność podczas zajęć stanowi 1/3 oceny ogólnej z przedmiotu. Regulamin szkolny jest bardzo wyśrubowany, wvv odróżnieniu od polskiego, gdzie obowiązki ma praktycznie tylko nauczyciel, uczeń zaś ma tylko prawa. Np. mamy prawo zawiesić ucznia w jego obowiązkach i prawach, tzn. musi na określony czas, zazwyczaj kilka dni, zostać w domu. I to na rodzica spada obowiązek zapewnienia mu opieki. I stosuje się to już od najwcześniejszych klas podstawówki. Jeżeli dziecko źle się zachowuje, przeszkadza innym, pyskuje, to RODZICE mają na nie wpłynąć. Szkoła ma też możliwość ustanowienia dla takiego ucznia opiekuna, np. kogoś z jego rodziny i tylko w obecności tegoż opiekuna uczeń ten ma prawo uczestniczyć w zajęciach szkolnych. Podpisując zgodę na wycieczkę, podpisuję również zobowiązanie, by NATYCHMIAST i bezzwłocznie odebrać moje potomstwo (nawet jeżeli są na wycieczce nad Morzem Północnym, 700 km od nas!), gdyby ono odpowiednio do oczekiwań się nie zachowywało, np. spożywało alkohol. Jeżeli uczeń niepełnoletni konsumuje alkohol, wówczas jest odstawiamy do szpitala albo na policyjną izbę dziecka i tam czeka na odbiór. Proste. Kropka. I NIKT z tym nie dyskutuje! Nie ma dzienników elektronicznych, wywiadówka raz na rok i trzeba się na nią jako rodzic zapisać. Dlatego w polskiej oświacie już chyba bym się nie umiała odnaleźć.
      U nas są ogromne braki w kadrze nauczycielskiej. Mimo świetnych warunków f pracy, wysokiego uposażenia, młodzi ludzie nie garną się do tego zawodu. Mamy ogromne problemy z ogarnięciem zastępstw. Całe klasy muszą zostawać w domu, bo nie ma zwyczajnie kto pójść do tych klas na zastępstwo.
      Gdyby więc tak jeden polski rodzic z drugim choćby na pół roku wysłali swoje pociechy do niemieckiej szkoły publicznej (prywatne to wyjątki i kosztują majątki!), to szok gwarantowany. Pozdrawiam z perspektywą prawie 3 wolnych tygodni z okazji Wielkanocy, bez rad, dyżurów, półkolonii itd. A jakby mnie jednak ochota przemożna dopadła, by popracować w murach mojej „firmy”, to każdy z nas ma do niej klucz i może nawet w nocy o północy z niego skorzystać i poromansować z ksero, maszyną do cięcia papieru albo maszynami do laminowania, a co!
      I jeszcze jedno: jeżeli jako nauczyciel ma się w Niemczech miano urzędnika państwowego (Beamte), to automatycznie nie ma się prawa do strajku. ALE państwo zapobiega temu płacąc wysokie uposażenie, coby urzędnik był niezależny, nie musiał brać łapówek i korzystał ze strajków. Nauczyciel gimnazjalny z paroletnim doświadczeniem zarabia ok 3500-4500 Euro na rękę. Podstawówkowy ok tysiąc mniej, ale wymagania i obowiązki są nieco inne. Czy nauczyciel ma funkcję urzędnika czy też funkcjonariusza publicznego, zależy od danego landu. Za publiczne znieważanie obu grup są kary pieniężne! Tak samo jak za znieważenie policjanta, więc takich paskudnych wpisów, jakie pojawiają się o nas w polski Internecie, to że świeczką szukać.”

      1. Pozwolę sobie nie tylko wyrazić swoje zdanie, ale również obronić nieco tekst red. Lewickiego.

        „A to porównanie z poczuciem wyższości inteligencji wywodzącej się ze szlachty w zestawieniu z wykształceniem wyższym w ogóle jest co najmniej niefortunne, aby nie powiedzieć niedorzeczne” – to porównanie jest jak najbardziej fortunne i sensowne. Wystarczy tylko mieć odrobinę do czynienia z systemem edukacji w Polsce żeby wiedzieć jakie mniemanie ma o sobie duża część nauczycieli czy pracowników uczelni wyższych. I to mniemanie nie jest absolutnie niczym uzasadnione, bo w większości przypadków mamy do czynienia z partaczami a nie fachowcami.

        „Meritum jest wynagrodzenie za zawód nauczyciela, zawód a nie wykształcenie.” – meritum szanowny Panie jest wynagrodzenie za kompetencje. Pieniądze dostaje się za pracę a pracę wykonuje się dobrze jeśli ma się odpowiednie kompetencje. Nie papier (wykształcenie) czy zawód decyduje o wynagrodzeniu ale kompetencje i zapotrzebowanie na te kompetencje. Jak prawnik jest mizerny to nawet będąc prawnikiem będzie mizernie zarabiał – nie ma znaczenia jego wykonywany zawód. Jeśli społeczeństwo tego nie zrozumie to będziemy się pogrążali w „bylejakości” i nadal będzie słychać narzekanie na otaczającą rzeczywistość. Szczęśliwie rynek ma świadomość tego dlatego partaczom trudniej o pracę – w sektorze prywatnym wygląda to tak, że jeden dobrze zrobiony projekt = kolejne kilka zleceń dzięki „poczcie pantoflowej” a jeden spartaczony projekt = mniej zleceń i słaba opinia również dzięki „poczcie pantoflowej”. W przypadku nauczycieli placówek państwowych rodzice nie mają realnego wpływu na wyrzucenie ze szkoły kiepskiego nauczyciela i to jest problem, a nie rzekomo niskie zarobki.

        „niech Pan myślą swą sięgnie do okresu międzywojennego i sprawdzi jaka była płaca zwykłego pracownika fizycznego względem nauczyciela. Ważne są proporcje.” – a zdaje Pan sobie sprawę, że rynek powinien kierować się wyżej wspomnianymi kompetencjami? Po prostu w okresie międzywojennym nauczyciele byli bardziej kompetentni niż dzisiaj. Ja doskonale pamiętam dziesiątki „kwiatków” moich belfrów. Dla przykładu – nauczycielka Wiedzy o kulturze w moim liceum, która ukończyła dwa kierunki studiów (Akademia Muzyczna w Łodzi i filologia niemiecka tamże) wmawiała mi, że jestem zmyślaczem twierdząc, że istnieje coś takiego jak szkic Leonarda da Vinci „Człowiek witruwiański”. Osoba prowadząca informatykę uczyła i wymagała HTMLa w wordzie. Historyk nie słyszał o pracach prof. Tazbira ani o samym naukowcu. Paweł Jasienica też tylko lekko świtał, ale bez lepszych rezultatów. Polonista robiąc lekcje z filozofii powoływał się na podręcznik Tatarkiewicza, którego nawet nie przeczytał i utożsamiał platońską koncepcję idei z niemieckim idealizmem Kanta. Naprawdę mam masę takich historii i proszę sobie wyobrazić jak wyglądałyby na przykład domy, gdyby murarze popełniali tak fundamentalne błędy. Z tego proszę wyciągnąć wniosek dlaczego solidny murarz zarabia więcej od nauczyciela-partacza. Zresztą sam zawód nauczyciela nie pociąga z konieczności za sobą wyższych zarobków niż zawody fizyczne – to jest myślenie życzeniowe.

        Co do wypowiedzi pani Hintermeyer – być może duża część z tego, co Pan wkleił jest prawdą, ale część jest po prostu nie na temat. Niektóre zaś kwestie są zwyczajnym kłamstwem albo koloryzowaniem rzeczywistości. Na przykład:

        „Nauczyciel ma masę dodatkowych bonusów, np. zniżki w ubezpieczeniach (w tym OC i AC) a nawet preferencje w kredytach. O takich warunkach polski nauczyciel może na razie tylko marzyć.” – i tutaj jest zwyczajne kłamstwo. Jako nauczyciel korzystałem ze zniżek OC w firmie AXA (10%).

        albo:

        „Jeżeli uczeń niepełnoletni konsumuje alkohol, wówczas jest odstawiamy do szpitala albo na policyjną izbę dziecka i tam czeka na odbiór.” – w liceum byłem na wymianie w Niemczech (okolice Frankfurtu nad Menem). Picie piwa przez 17-latków przy nauczycielach w trakcie posiłków będących przerwą w aktywnościach wynikających z programu wymiany było zupełną normą.

        Ogólnie to czerpanie wzorca z jakiegokolwiek kraju, w którym szkoły są państwowe zawsze będzie się kończyło jakąś formą patologii. Po raz kolejny prywatne placówki udowodniły, że po prostu lepiej sobie radzą niż państwowe. Dalsze utrzymywanie państwowej edukacji/służby zdrowia/systemu emerytalnego to po prostu zaklinanie rzeczywistości twierdzeniem „to jest dobre”.

      2. Bardzo smutne… Ale niestety Polska to nie Niemcy, w Polsce większość pracujących zarabia tyle, ile szacowni nauczyciele dyplomowani chcą podwyżki(czyli 1800 PLN). W prawdziwej biedzie żyją nauczyciele, wystarczy podjechać pod pierwszą lepszą szkołę i zobaczyć jakie tam stoją samochody? Golfy III, Astry F, Fiaty Cinquacento, inne odrapane 30letnie graty? Niestety nie, samochody prawie nowe, roczniki 2008 wzwyż, kosztujące powyżej 20 000 PLN. Ale cóż, jak im nie pasuje, niech zmienią pracę. Niech pan nauczyciel idzie sobie do fabryki pracować, niech pani nauczycielka idzie sobie na kasę. Niech zobaczą, jak muszą ludzie tyrać na ich „biedne” pensje, wyzyskiwani i oszukiwani przez kierownictwo i właścicieli zakładów. Biedni nauczyciele, muszą siedzieć po nocach i poprawiać prace, ale kto te prace układał i zadawał uczniom? Zapewne krasnoludcy, PiS albo o. Rydzyk. No ale jak woli się dać uczniom czterokartkowy test ze strony wydawnictwa zamiast samemu ułożyć np. 5 konkretnych pytań, to trzeba sobie posiedzieć. Owszem, powinno być równanie w dół, aby klasy próżniacze(bo taką są obecnie nauczyciele) poznały co to praca. A jak podwyżki, to pod warunkiem, że zlikwidowana zostanie Karta Nauczyciela, nauczyciel będzie pracował zgodnie z Kodeksem Pracy 8 godzin dziennie, 40 godzin w tygodniu, otrzymując stawkę godzinową plus ewentualną premię uznaniową, cały ten czas spędzając w szkole, zarówno przy tablicy, jak i przy poprawie prac i przygotowywaniu się do lekcji. Ciekawe czy to tym za przeproszeniem darmozjadom by się spodobało… P.S. Najlepszym sposobem na ukrócenie takich postaw roszczeniowych u tzw. inteligencji byłoby wprowadzenie dla każdego kandydata na studia wyższe obowiązku przepracowania roku na stanowisku fizycznym(na firmie z listy dla danej uczelni, dobieranej tak aby praca była jak najcięższa, np. nie jakiś stary zakład gdzie pracuje się jeszcze normalnie, bo stara załoga sobie nie pozwoli na niewolnictwo, ale nowa fabryka gdzie rypie się na akord po 10 godzin mając płacone za 8, z zusem tylko od minimalnej, gdzie kierownik stoi ze stoperem w ręku i mierzy czy pracownik wyrabia się w niemal niemożliwą do wyrobienia normę), może wtedy niektórym, którzy mieli w życiu za dobrze w głowach by się poustawiało…

  4. Moja żona po 30 latach pracy zarabia niewiele ponad połowę tego co Pan napisał. Brutto. Podstawówka, duże miasto. Wstyd mi portal który zawsze szanowałem.

    1. @K – podane powyżej kwoty raczej też są kwotami brutto więc wychodzi na to, że przy obecnym kursie dolara nauczyciel ze stażem 15-letnim dostaje jakieś 8000 zł miesięcznie brutto. Netto wyjdzie więc około 6000 zł. Zważywszy na fakt, że nauczyciele dostają 13-ki i dodatki wszelkiej maści, których łącznie może się uzbierać 15 to jest to jak najbardziej realna kwota i mówię to z doświadczenia jako szczęśliwie były nauczyciel. Twierdzi Pan, że po 30 latach pracy Pana żona dostaje mniej niż 3000 zł na rękę a to świadczy albo o tym, że nie jest to nauczyciel dyplomowany, więc nie ma żadnych powodów dla których osoba, której przez 30 lat nie potrafiła awansować miałaby więcej zarabiać albo że zwyczajnie pisze Pan nieprawdę.

      Tak czy siak (i będzie z mojej strony nieco ostrzej niż zwykle, bo osobiście mnie dotyka ta hucpa) – jest skandaliczne, że w świetle obniżającego się od wielu lat poziomu edukacji (i to nie jest wina uczniów i rodziców) nauczyciele, którzy bodaj jako jedyna grupa zawodowa mają blisko 3 miesiące pełnopłatnego urlopu w roku, szereg dodatków, urlopy zdrowotne na cały rok, mogą udzielać dodatkowo korepetycji i wyrabiają śmieszną ilość godzin (i proszę bez żenujących argumentów o sprawdzaniu prac, bo to zakrawa na kpinę – student filozofii czyta tygodniowo więcej niż nauczyciel kwartalnie nie mówiąc już o pracownikach w IT, którzy codziennie przekopują się przez dokumentację techniczną i to najczęściej w języku obcym) śmieją żądać podwyżek i to aż takich. To świadczy tylko o zwykłym braku przyzwoitości, bo nauczyciele doskonale zdają sobie sprawę, że większość z nich jest mało kompetentna i zwyczajnie nie nadaje się do tego zawodu. Jeśli komuś nie odpowiada praca to po prostu niech się przekwalifikuje (zaręczam, że to nie jest niemożliwe) i zmieni zawód. Tyle tylko, że nauczyciele równie dobrze wiedzą, że w normalnych realiach rynkowych zostaliby bardzo szybko zweryfikowani.

      A co do wstydu – wstydzić to się powinni wszyscy, którzy przystąpili do tego strajku krzywdząc dzieci. Jako podatnik i ojciec dziecka w wieku szkolnym jestem zażenowany roszczeniową postawą i bezczelnością tego środowiska. Nie dość, że nauczyciele nie wypełniają swoich obowiązków zawodowych wobec Bogu ducha winnych dzieci to dodatkowo chyba zapomnieli dzięki komu mają pensje. To może przypomnę, że dzięki podatnikom – rodzicom dzieci, które uczą i wypadałoby swoje metody wymuszania podwyżek skonsultować przede wszystkim z tymi, którzy wam płacą, bo konsekwencje ponieśliśmy my – rodzice. A ja po tym strajku wcale nie mam ochoty nawet złotówki płacić obibokom, którzy nie potrafią podnosić swoich kompetencji i jedynie wykorzystują swoją możliwość szantażowania do walki politycznej i wymuszenia pieniędzy, które zwyczajnie im się nie należą.

    2. Dodam kilka słów do uwag Pana Marcina Sułkowskiego – w swoim poprzednim komentarzu napisałem prawdę. Żona jest nauczycielem dyplomowanym, może uczyć 3 przedmiotów ścisłych. Na rozliczeniu PIT 2018r. w pozycji „przychód” jest wartość niecałe 60 tys. zł. Tyle że ok. 20% to nadgodziny (taka akurat była sytuacja kadrowa). Żona ma szczęście bo uczy tylko w jednej szkole, co powoli przestaje być standardem w przypadku niektórych przedmiotów. Co głupich uwag typu „mogą zmienić pracę” – zgadzam się, proponowałem jej to wiele razy – tylko że to przypadek beznadziejny – nauczyciel z powołania który lubi uczyć – i proszę mi wierzyć – nie jest to w tym środowisku przypadek odosobniony. A ma wiele talentów i spokojnie odnalazła by się w innym zawodzie. I chyba trudno też wyobrazić sobie że nagle zdolniejsza czy bardziej mobilna połowa nauczycieli rezygnuje z zawodu. Co do urlopów – myślę że wielu nauczycieli wolałoby normalny urlop do wybrania w dowolnym terminie niż narzucone z góry najdroższy sezon i największy ruch turystyczny. W jej szkole jest zresztą jest tak że nauczyciel pozostaje do dyspozycji dyrektora w pierwszym i ostatnim tygodniu wakacji – i z reguły ten czas spędza w pracy. A propos godzin pracy – każdy nauczyciel chciałby pewnie pracować tylko to tzw. pensum tablicowe jak lubią przeliczać osoby udające że do szkoły nie chodziły – tyle że w szkole dzieje się więcej a nauczyciel nie jest wolontariuszem tylko jest wtedy w pracy. Najnowszym pożeraczem czasu jest Librus – elektroniczny dziennik i sposób komunikacji szkoły z otoczeniem – tylko że ktoś musi te oceny itd. wpisać. To oczywiście fajne narzędzie – ale też PRACA. Nie utożsamiajmy też poziomu nauczycieli bezpośrednio z systemem oświaty bo ten w oczywisty sposób generuje ignorantów umiejących wypełniać testy i wołać liberum veto. Poziom systemu dobrze oddaje – proszę poszukać w necie – dowcip „pokoloruj drwala”. Jestem z pokolenia 50+ i do dziś nie potrafię np. zrozumieć po co komu egzaminy gimnazjalne i licealne. Jako ojciec dwojga dzieci rozumiem też problem rodziców ale nie dyskutujemy czy strajk jest dobry czy nie – autor podał moim zdaniem niewłaściwe dane i do tego się odniosłem. Reasumując – może są szkoły branżowe gdzie zarobki są wyższe – ale w podstawówce i (jeszcze) gimnazjum jest jak napisałem. A obecny konflikt właśnie tego dotyczy. W innym przypadku „człowiek i pies mają średnio 3 nogi. Pozdrawiam.

      1. @K – dziękuję za odpowiedź i podjęcie dyskusji.

        Co do zarobków – zupełnie niepojęte jest dla mnie w jaki sposób Pana żona będąc nauczycielem dyplomowanym z takim stażem, z możliwością nauczania 3 przedmiotów ścisłych zarabia mniej niż wynika to nawet ze statystyk i zwykłego doświadczenia innych nauczycieli. Ja sam będąc nauczycielem na najgorszych warunkach kilka lat temu zarabiałem całkiem niezłe pieniądze biorąc pod uwagę stosunek czasu pracy do zarobków – bynajmniej nie był on taki, o jakim Pan pisze. A rozejrzenie się czy to pod szkołą mojego dziecka czy pod tą, którą uczyłem na parking nauczycielski dawało mi dość klarowną informację, że nauczycielom żyje się całkiem nieźle (zauważył to jeden z komentujących powyżej).

        Uwaga o zmianie pracy jeśli jest traktowana jako głupia, to proszę wybaczyć, ale tylko potwierdza moją opinię o głupocie i niczym nie popartym mniemaniu o sobie nauczycieli. Tak wygląda życie, że należy ponosić odpowiedzialność własnych wyborów. Jeśli chce się poświęcić powołaniu to na warunkach, jakie istnieją, a nie po to aby wymuszać od społeczeństwa podwyżki dla wszystkich nauczycieli. Szczególnie gdy większość to po prostu partacze. Szczęśliwie mogę się wypowiadać na ten temat jako praktyk i nie uważam siebie za głupka gdy podjąłem decyzję o tym, aby nie uczyć w szkole ani na uczelni. Jestem bardzo zadowolony ze swojej decyzji o zajęciu się czymś innym, bo mam świadomość, że praca ma służyć przede wszystkim zapewnieniu komfortowej sytuacji materialnej. Może Pana żona żyje w błędnym przeświadczeniu, że pracę trzeba uwielbiać – niestety życie wygląda zupełnie inaczej i robi się najczęściej to, w czym jest się dobrym aby maksymalizować zyski i zapewnić odpowiedni byt rodzinie. Tak przynajmniej robi odpowiedzialny dorosły człowiek a nie marzyciel z roszczeniami do społeczeństwa.

        Co do urlopów – argument z najdroższego sezonu przewinął się w dyskusji żony mojego przyjaciela z nauczycielami i nie chciało mi się wierzyć, że nauczyciele targną się na tak idiotyczny argument. Niestety wyprowadził mnie Pan z błędu. Może w końcu nauczyciele się obudzą i zauważą, że rodzice dzieci, które chodzą do szkoły również muszą brać urlop w terminach wakacyjnych i feryjnych? Widzi Pan gdzieś strajk rodziców o dodatki do pensji z tego powodu? Nie, bo wiedzą, że decyzja o dzieciach była ich odpowiedzialną decyzją i z wielu rzeczy będzie trzeba zrezygnować aby te dzieci porządnie wychować. W tym z urlopów w innych terminach niż wakacyjne. Naprawdę to jest skandal, żeby nauczyciele wysuwali taki argument. Ale z tego co widzę, to nauczyciele lubią w przypadku tego strajku targać się na bezczelność. Wmawiają na przykład, że strajk jest dla dobra uczniów. To ja się pytam – gdzie były strajki gdy rząd wprowadzał darmowy podręcznik pisany na kolanie w dwa miesiące i który z tego powodu musi być mizerny jakościowo (i w rzeczy samej jest)? Dzieci do tej pory korzystają z tej „pomocy naukowej” i jakoś szkoły nie były zamykane, egzaminy odwoływane etc. Gdzie były strajki gdy matematyka przestała być obowiązkowym przedmiotem na maturze, a jest to przedmiot fundamentalny dla nauki logicznego myślenia a co za tym idzie zbudowania świadomego społeczeństwa? Nie było żadnych, bo nauczycielom chodzi tylko o własne kieszenie a twierdzenie, że nie jest zwykłym łganiem w żywe oczy. Zresztą gdyby było inaczej to od lat negocjowaliby zmiany programowe aby podwyższyć poziom nauczania. Ale przecież łatwiej jest prowadzić lekcje coraz mniej wymagające merytorycznie, prawda? Dlatego twierdzenie aby nie utożsamiać poziomu nauczycieli z systemem oświaty jest zwyczajnie bezpodstawne, bo to nauczyciele wyrazili zgodę na taką degrengoladę systemu. Gdyby środowisko zrobiło takie larum aby w końcu realnie wpłynąć na poziom nauczania to sam rzuciłbym swoje obowiązki i bił im brawo w miejscu protestu.

        Co do godzin – jeśli Pan chce stawiać Librus jako problem, to Pan naprawdę jest przesiąknięty narracją środowiska nauczycielskiego. Niedługo nauczyciele będą narzekali, że muszą do szkoły dojechać a to im czas zajmuje i zatankować samochód trzeba albo bilet miesięczny kupić, więc poświęcają swoje środki na pracę. Żenujące, że trzeba to tłumaczyć, ale w większości branż następuje komunikacja na linii wykonawca-klient. Może to dla nauczycieli trudne do zrozumienia (i to świadczy o ich poziomie), ale oni są wykonawcami a rodzice klientami, którzy oczekują, że zadanie w postaci edukowania dziecka będzie wykonane jak najlepiej i zgodnie z ich oczekiwaniami. Dlatego właśnie konieczny jest system komunikacji i naprawdę proszę nie sugerować, że Librus zajmuje wiele czasu.

        Podsumowując – potwierdza Pan tylko moją opinię o nauczycielach jako grupie skrajnie nieodpowiedzialnej i roszczeniowej. Tacy typowi homo sovieticus niczym taksówkarze strajkujący w Warszawie o zablokowanie ubera. Mentalność będąca reliktem poprzedniego systemu zakorzeniła się na tyle dobrze, że w tej sferze można śmiało mówić o komunie-bis. Przykre, bo jak zwykle odpowiedzialność za głupotę tych środowisk muszą ponosić wszyscy dookoła. Ale widzi Pan – tak jak problem taksówkarzy rozwiąże się w przeciągu kilkunastu lat sam poprzez wprowadzenie taksówek autonomicznych, tak też i w końcu rozwiąże się problem niewydolnej państwowej edukacji. Oby tylko jak najszybciej.

        1. Już chyba nikt tego nie czyta ale tym argumentem o samochodach na parkingu prawie mnie Pan przekonał… Faktycznie żona jeździ prawie nowym autem. Mój natomiast ma 15 lat i jak czasem nim przyjadę na służbowy parking to jest to jeden z najstarszych wozów. Tyle że ja zarabiam w tej firmie najwięcej. Na parkingu dla pracowników pełno jest za to prawie nówek – takich nadmuchanych jeżdżących tabletów – kupionych na raty przez młodych gniewnych. Ewidentny wyznacznik statusu, widać niektórzy tak mają (W. Buffet, M. Zuckerberg ale najstarszy miał I. Kamprad). Urlopy – dziecko w wieku szkolnym ma się 8-10 lat, potem to jest prawie dorosły bezobsługowy człowiek – a nauczyciel ma taki system urlopowy w całym życiu zawodowym. Zresztą w tym nowoczesnym świecie może dzieci nie muszą mieć wakacji – proszę taką reformę promować, wtedy problem zawistnego spoglądania na urlopy nauczycieli zniknie. Homo sovieticus… zostawiam bez komentarza. A ponieważ na tej fali powszechnego hejtu Pana też poniosły emocje a nie logika co jest zarzutem wobec zdolniejszych nauczycieli życzę Panu jak najszybszego spełnienia 2 marzeń – niech najlepsi nauczyciele z pasją odejdą z zawodu a w szkołach zostanie trochę lewusów (a tacy są w każdej profesji) i będzie mógł Pan swoje dziecko w wieku szkolnym zapisać na ich zajęcia (ale nie codziennie bo będzie ich za mało chyba że klasy będą ogromne – bo nowi młodzi z pasją zdolni ale gniewni znajdą inną robotę). I drugie życzenie – niech po drogach po których się Pan porusza jeżdżą same samochody autonomiczne. Pasjonującym doznaniem będzie pojechać takim zrobionym na jednej drukarce 3D jak setki pozostałych sunących obok siebie samochodów dla ludu.

          1. Z tymi samochodami to ja też nie upieram się, że wszystkie są za gotówkę. Niemniej rata również kosztuje i mimo, że radzę sobie lepiej niż rzekomo radzą sobie nauczyciele (przynajmniej tak wynika z ich płaczu), to nie targnąłbym się na zakup nowego auta a tym bardziej auta na raty.

            Co do urlopów – Pan chyba zapomina, że niektórzy nie mają tylko jednego dziecka i że często różnica wieku między dziećmi jest całkiem spora. Toteż naprawdę czasami bite 25 lat jest się również w takim systemie urlopowym i żaden rodzic nie podnosi głupiego postulatu podwyżek z tego powodu. Ale sedno leży gdzieś indziej – człowiek przed podjęciem danego zawodu zdaje sobie sprawę jakie warunki w tym zawodzie są tak samo jak rodzic zdaje sobie sprawę, że przez kilka lat będzie miał dziecko w wieku szkolnym. Podejmuje świadomą decyzję i powinien ponosić odpowiedzialność. Nauczyciele nie chcą tej odpowiedzialności ponieść i co więcej, chcą ją przerzucić na innych. A to już jest zwykła bezczelność.

            Nie zamierzam promować tego typu reformy, bo nie jest to istotą problemu. Nie ma też mowy o zawistnym spoglądaniu na urlopy. Nie mam pretensji, że ktoś ma więcej urlopu ode mnie. To nauczyciele mają pretensje, że zarabiają mniej od innych. Nie zwracając jednocześnie uwagi, że przepracowują o wiele mniej niż inni a jakość ich usług jest mizerna i są jedną z głównych przyczyn powszechnej bylejakości.

            Może Pan zostawić homo sovieticus bez komentarza. Faktem jednak pozostaje, że nauczyciele zachowują się modelowo niczym homo sovieticus opisywany np. przez Turowicza, który akurat w tym przypadku miał całkiem celne intuicje (można je znaleźć nawet na polskiej wikipedii) – nauczyciele w rzeczy samej są pozbawieni ducha inicjatywy, są roszczeniowi i oczekują od państwa (czyli de facto obywateli) rozwiązania problemów będących efektami ich wolnych wyborów.

            Nie kieruję się emocjami tylko trzeźwo oceniam sytuację jako były nauczyciel, który zmienił zawód i rodzic. Ja wiem, że dla nauczycieli brak zgody z ich postulatami to hejt, ale mało interesuje mnie zdanie osób, które są terrorystami. Tak, tak i całkowicie poważnie to piszę, bo kierując się logiką, której brak mi Pan niesłusznie zarzuca, będzie Pan w stanie per analogiam wywnioskować, że jeśli jakaś grupa (tu nauczyciele) ma żądania wobec innej grupy (tu państwo/rząd) i aby wyegzekwować te żądania krzywdzi inną grupę (tu uczniów i rodziców) to mamy do czynienia tak naprawdę z terroryzmem. Od razu uprzedzam – nie każdy terrorysta musi zabijać – w terroryzmie chodzi o pewną metodę.

            Co do Pana życzeń – Pan nie zauważa, że jednak duża część nauczycieli to „lewusy” a nie „trochę”. Mówię to jako osoba, która przez 20 lat była w państwowym systemie edukacji a i obecnie ma z nim sporą styczność, choć już nie jako uczeń czy pracownik. I mówię to też jako rodzic, który musi uzupełniać wiedzę dziecka, bo nauczyciele merytorycznie nie domagają. Moim szczęściem jest, że wespół z małżonką jesteśmy całkiem kompetentni, ale wiem doskonale, że rówieśnicy naszej córki nie mają takiego szczęścia. Co zabawne – moje kompetencje te efekt nie państwowej edukacji ale zajęć prywatnych a później samodzielnej pracy nad sobą. Gdybym był „czystym” efektem polskiego szkolnictwa to nie byłbym w stanie solidnie wesprzeć merytorycznie swojej pociechy. Co zaś się tyczy samochodów z drukarki – czuję się jakbym czytał marksistę narzekającego na ujednolicenie produktów wychodzących z kapitalistycznych fabryk. Może to Pana zdziwi, ale zaręczam Panu, że tak jak obecnie jest sporo modeli na rynku, tak i po zmianie sposobu produkcji tak pozostanie, więc proszę na siłę nie demonizować.

            Ogólnie to uroczo pomija Pan sedno problemu i fakty, które podałem wcześniej. W ogóle nie odniósł się Pan do tego, że nauczyciele kłamią w żywe oczy mówiąc o dobru uczniów w świetle poruszanych przeze mnie kwestii podręczników, braku matematyki czy pikującego poziomu nauczania. Ale przecież wygodniej jest usprawiedliwiać siebie i swoje środowisko niż stanąć przed lustrem i przyznać się do błędów i zaniechań.

  5. Za to zbyt wysokie zarobki mas wielu naukowców – profesorów, których prac praktycznie nikt nie czyta. Bawią się oni w analizę metafor w wierszach X-a, czy Y-ka. Gdyby Korwin-Mikke doszedł do władzy, to ww. wylecieliby z hukiem z uczelni i musieliby szukać pracy na wolnym rynku. Ofert jest mnóstwo – od smażenia hamburgerów w McDonald’s po pracę przy reklamach Coca-Coli.

    1. Gdyby Korwin doszedł do władzy, to skasowałby 500 plus i Unię Europejską wraz z emeryturami dla ex-posłów i ZUS. W efekcie przymierałby sam głodem 🙂

    2. Za wysokie zarobki mają zazwyczaj samodzielni pracownicy nauki, którzy uprawiają naukę. Uczelnia to instytucja, której funkcjonowanie jest bardziej skomplikowane niż prace naukowe, których prawie nikt nie czyta. Ktoś całą tę robotę musi wykonać a są to doktorzy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *