Lewicki: Klęska polskiej polityki wschodniej na Białorusi, widziana z bliska

Na majówkę wybrałem się na pięć dni na Białoruś. Wycieczka wiodła głównie szlakiem sentymentalnych kresowych pamiątek. Od Grodna i wspaniałej katedry katolickiej, domu i grobu Elizy Orzeszkowej, Nowogródka, Zaosia i jeziora Świteź, związanych z Adamem Mickiewiczem, jak też i  Starych Wasiliszek, skąd pochodził Czesław Niemien, aż po zrekonstruowane wielkie kompleksy pałacowe po Radziwiłłach w Nieświeżu i Mirze, czy też Sapiehów w Różanie, miejsce narodzin Kościuszki w Mereczowszczyźnie, jak i wiele, wiele innych. Ale nie o tym chciałem pisać, a podzielić się spostrzeżeniami o współczesnej Białorusi i o tym jaka narracja tam wygrywa i jakie efekty dała polska polityka wobec tego kraju.

Polskie władze od początku rządów prezydenta Łukaszenki próbowały działać przeciwko niemu, wzmacniać opozycję i używać w tym celu nawet polską mniejszość na Białorusi, co ewidentnie musiało zaszkodzić jej interesom i możliwościom zachowania polskości na  tych ziemiach. Musiały na to iść także poważne środki materialne i  wysiłek organizacyjny. Wielkie nadzieje łączono, w tym względzie, z działającą od 2007 roku telewizją Biełsat. Na ten projekt wydano już razem grube setki milionów złotych, zaś efektu jak nie ma, tak nie ma i nie będzie. Szukałem na Białorusi jakichkolwiek oznak, że ktoś tam ogląda przekaz Biełsatu i się nim przejmuje. Na nic takiego nie natrafiłem. Nie tylko, że żaden z napotkanych mieszkańców nie wspomniał o Biełsacie, to nigdzie też nie napotkałem nawet najmniejszego śladu, choćby małego napisu w  toalecie, że Biełsat jest oglądany i ma znaczenie. Prezydent Łukaszenka nazwał od początku ten projekt „głupim i nieprzyjaznym”, i teraz, po 11 latach od jego startu, przyjdzie mu zapewne przyznać rację, gdyż władze polskie oficjalnie zaprosiły Łukaszenkę do Polski na uroczystości 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej. Dla samego Łukaszenki będzie do także szczególna okazja do satysfakcji, gdyż wtedy będzie on krótko po 25 rocznicy objęcia urzędu prezydenta na Białorusi.

Oto okazało się, że zwalczający go dotychczas polski rząd musiał ustąpić i uznać jego pozycję i znaczenie, a jednocześnie spisać na straty własne wysiłki nakierowane na pozbawienie go władzy.  Będzie to niejako symboliczny trumf Łukaszenki nad giedrojcizmem i całą polską polityką wschodnią. Znając jego dotychczasowe występy, to  nie omieszka on zapewne dać publicznie temu wyraz by dodatkowo upokorzyć swoich przeciwników. Muszą oni przecież teraz przyznać, że całe to rycie pod Łukaszenką okazało się strzałem w stopę, gdyż obecnie to właśnie on wydaje się być ostatnią już chyba zaporą przed ostateczną integracją Rosji i Białorusi.

Dotychczas, od 1998 do 2016 roku, Łukaszenka był objęty zachodnimi sankcjami i  nie mógł odwiedzać krajów europejskich z powodu oskarżeń o naruszanie praw człowieka i łamanie demokracji. Nie słyszałem by w ostatnim roku jakoś szczególnie poprawiła się sytuacja na Białorusi w zakresie owych praw człowieka i demokracji, ale stosunek Zachodu do Łukaszenki się jednak zmienił. Okazało się zatem, że owe prawa człowieka i demokracja nie są żadnymi tam bezwzględnymi wartościami a ocena ich przestrzegania jest względna i zależy od aktualnej sytuacji politycznej i potrzeb w tym zakresie. To wszystko tylko pozór i propaganda. Teraz to Łukaszenka odgrywa się na Zachodzie i co rusz odrzuca kierowane do niego zaproszenia na różne ważne imprezy. Ostatnio odrzucił zaproszenie na 10-lecie tzw. Partnerstwa Wschodniego do Brukseli. Podobnie w lutym, w ostatniej chwili, zrezygnował z już zaplanowanego uczestnictwa w konferencji bezpieczeństwa w Monachium a udał się na spotkanie z prezydentem Putinem do Soczi. Teraz to Zachód wszędzie zaprasza Łukaszenkę, a on te zaproszenia pogardliwie odrzuca. Zapewne traktuje to wyłącznie jako element gry, który pozwoli mu wytargować coś od Rosji. Do Polski to jednak być może Łukaszenka przyjedzie, gdyż jak już wspomniałem, będzie to dla niego możliwość by pokazać swoją przewagę nad tymi polskimi politykami, którzy go do tej pory lekceważyli i zwalczali, a z drugiej strony, może to być okazja do spotkania z Trumpem, który ma być także obecny, i do podbicia w ten sposób swojej ceny u Putina. Do żadnej zaś poważnej gry z Zachodem Łukaszenka nie przystąpi.  Widać, że efekty polityki Polski i Zachodu wobec Białorusi to pełna klęska. O to jednak niech się martwią ci, którzy tę politykę, bez żadnego skutku, usiłowali dotąd realizować.

Tymczasem, jak wygląda pozycja i obecność Rosji na Białorusi? Jest ona wyjątkowo silna. Na ulicach, w sklepach, w instytucjach i urzędach, słuchać głównie język rosyjski, widać wszędzie rosyjskie napisy i wydawnictwa tylko po rosyjsku. Jest też mnóstwo turystów z Rosji. Ale nie tylko tego rodzaju obecność jest zauważalna. Na Białorusi są także widoczne  silne ośrodki propagowania związków tego kraju z Rosją, czyli mówiąc wprost imperialnej Rosji. Dam jeden przykład. W miejscowości Mir odbudowano wielki zamek Radziwiłłów. Odwiedziłem cały ten kompleks, który, trudno tego nie zauważyć, jest też ważnym elementem propagowania rosyjskiej polityki historycznej i idei rosyjskiego imperium. Zamek zbudował w XVI wieku ród Illiniczów a potem przejęli go Radziwiłłowie. Hetmani, pochodzący z tego rodu, dowodzili wojskami Wielkiego Księstwa Litewskiego w licznych wojnach z Rosją. Jednak informacje o tym są, na prezentowanych tam muzealnych  wystawach, zdawkowe bądź nie ma ich wcale. Jest za to wyeksponowany ród Światopełk-Mirskich, właścicieli zamku od końca XIX stulecia. Ród ten był szczególnie zasłużony w służbie rosyjskiego imperium i dał mu licznych ministrów, generałów, czy atamanów wojsk kozackich. Te związki elit tych ziem z Rosją są tu szczególnie podkreślone. Także i historia zamku i okolic jest prezentowana obszerniej, o ile miała związek z Rosją. I tak, na przykład, szczególnie pokreślono znaczenie Bitwy pod Mirem w roku 1812, gdzie wojska rosyjskie rozgromiły pułki ułanów Księstwa Warszawskiego. Bitwa ta była, jak wskazano, pierwszym istotnym zwycięstwem Rosji nad wojskami Napoleona w Wojnie Ojczyźnianej roku 1812 i przyczyniła się do ostatecznego zwycięstwa Rosji nad Napoleonem. Rangę tego kompleksu zamkowego podkreśla wpisanie go na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. To sprawia, że jest on licznie odwiedzany przez turystów. Tylko w 2018 roku było tu  320 tysięcy turystów. Duża część to turyści z Rosji i na olbrzymim parkingu przez pałacem stoją głównie samochody z rosyjską rejestracją. Podobnie to wygląda w pobliskim pałacu Radziwiłłów w Nieświeżu. Są tam atrakcje także dla dzieci i dla całej rodziny. Dla uatrakcyjnienia przekazu ciągle występują rekonstruktorzy w strojach historycznych. A efektem tego są setki tysięcy osób rocznie przyswajający historię według wersji właściwej dla rosyjskich celów politycznych.

W ten oto  sposób mieszkańcy Białorusi, ale też  przybysze z Rosji są utwierdzani w przekonaniu, że Białoruś, także ta środkowa i zachodnia, to są ziemie nierozerwalnie związane z Rosją. Ktoś o to zadbał, realizuje to z żelazną konsekwencją, na wielka skalę i to ma duże polityczne znaczenie. Jakże odmiennie wygląda sytuacja w Polsce gdzie muzea i obiekty, szczególnie na Ziemiach Odzyskanych, bardziej prezentują historię Prus, niż Polski. Widziałem to wielokrotnie na Dolnym Śląsku. A są jeszcze takie placówki jak Muzeum Polin, czy też Muzeum Auschwitz, na których funkcjonowanie i prezentowaną tam narrację, często wręcz antypolską propagandę, państwo polskie ma wpływ niewielki, bądź żaden.

Pomimo tego, nie tracą dobrego samopoczucia przedstawiciele rządzącej w Polsce partii. Pan Ryszard Czarnecki buńczucznie ogłasza w Radiu WNET: „Białoruś jest częścią polskiej strefy wpływów. Myślę, że nasz kraj ma szczególną rolę jeśli chodzi o westernizację tego państwa”. Byłem i zobaczyłem. Żadnej polskiej strefy wpływów tam nie ma i nie ma też warunków by ona powstała. Są za to Polacy których ojczyzna opuściła i nie wspiera należycie, a to głównie z powodu pokutowania jeszcze w Polsce szkodliwej doktryny Giedroycia, która przyczynia się tylko do osłabiania polskości na Kresach. Pora to zmienić bo nigdzie lepiej, niż na Białorusi, nie widać tego, że ta doktryna i ta cała polska polityka wschodnia to było nieporozumienie od samego początku, to była koncepcja oparta na nierealistycznych przesłankach i na kompletnym nieuwzględnianiu rzeczywistości. Kto nie wierzy, niech pojedzie na Białoruś  i sam się przekona. Ludzie, których tam spotkałem, odnoszą się do Polaków przyjaźnie lub co najmniej neutralnie. To zupełnie co innego niż to z czym można się spotkać na Ukrainie, szczególnie zachodniej, gdzie są sytuacje kiedy lepiej nie dać poznać, że jest się z Polski.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 12 Average: 4.7]
Facebook

17 thoughts on “Lewicki: Klęska polskiej polityki wschodniej na Białorusi, widziana z bliska”

  1. I teraz wśród różnej maści „łowców dezinformacji” rodzi się pytanie – tekst ten został napisany przez „pożytecznego idiotę”, „ruskiego agenta” czy „bota z fabryki trolli pod Petersburgiem” 🙂

    Z myśleń o alternatywnych historiach – ciekawe, czy żywioł białoruski byłby bardziej energiczny, gdyby tak nie zwalczano Łukaszenki, nie nakładano sankcji itd.

  2. Index od Economic Freedom 2019:
    1. Hong Kong – 90.2

    24. Germany – 73.5

    46. Poland – 67.8

    104. Belarus – 57.9

    180. North Korea – 5.9

    PKB per capita:
    Niemcy – $ 50 842
    Polska – $ 16 180
    Białoruś – $ 5 760

    1. No i co z tego wynika? To że na Białorusi drogi są płaskie a w Polsce dziurawe. Wynika też z tego że Białorusin za 5760 dol. może u siebie kupić dużo więcej niż Polak za tyle samo, o Niemcu już nie mówiąc. Wynika także to, że malutkiej Białorusi muszą kłaniać się zarówno Rosjanie jak i Zachód, a Polska sama płaszczy się przed Niemcami, będąc od nich całkowicie zależna gospodarczo. Tyle są warte indeksy opracowywane przez jakieś agencje-krzak

    2. Gruzja – 75 punktów i 4 tys. USD na głowę

      Czyli kraj, gdzie jest więcej wolności niż w Niemczech, jest biedniejszy niż Białoruś.
      To oznacza jedno – są cechy ważniejsze niż pozycja w indeksie wolności gospodarczej 🙂 Jak np. kumulacja kapitału, drenaż zewnętrznych gospodarek itd. Polska, Białorus czy Gruzja skumulowany kapitał mają tylko jako spadek po komunizmie, przy czym w czasach transformacji zostali wydrenowani i na nowo trzeba było wpierw odtwarzać kapitał wcześniej wygenerowany. Nie mają też takich mocy by wypierać niemieckie koncerny, zatem zawsze będą w tyle. Nie mogą też dokonywać rabunkowych akcji z innych gospodarek, zabierać innym potencjał ludzki (tak intelektualny jak i roboczy) zatem jest co jest.

      Nawet gdyby Polska osiągnęła 1 miejsce w tym indeksie – 100 lat nie wystarczyłoby do pokonania gospodarczego Niemiec (bez robienia chaosu, zniszczenia czy wojny na terenie tejże federacji).

      1. Gdyby Polska osiągnęła wynik Hong-Kongu w/g IEF, to dogoniłaby Niemcy pod względem PKB per capita w ciągu 40 lat. Sęk w tym, że im wyższy dane państwo ma IEF (im więcej wolności gospodarczej) tym większą notuje roczną stopę wzrostu PKB pc (tym szybszy wzrost). Nie mylić tego z samym PKB pc, bo na nie trzeba trochę popracować, ale jak się rozwija szybko, to i szybciej to PKB pc się a kumuluje. Prawda jest taka, że roczna stopa wzrostu PKB pc, oznaczana dalej jako r, jest funkcją ściśle rosnącą IEF, czyli dr/dIEF > 0. Klasyczny przykład to Wielka Brytania od czasów rządów Margaret Thatcher. Po eksperymentach laburzystów zdziadziała i wśród czwórki największych gospodarek Europy Zachodniej – wylądowała na końcu. Reformy Thatcher spowodowały, że UK rozwijało się najszybciej spośród wielkiej czwórki – przeganiając Włochy, Francję i praktycznie zrównując się z Niemcami pod względem PKB pc. Co prawda teraz mamy zamęt, brexity, echa globalnego kryzysu i takie tam, co dobrze Brytyjczykom nie wróży.

        1. A skąd Pan wziął te 40 lat? W chwili obecnej szacuje się zrównanie gospodarki Niemiec i Polski (przy zachowanie obecnych wskaźników inflacji i wzrostu PKB) od 80 do 113 lat. Problem w tym schemacie jest ten, że długotrwały wyższy wzrost PKB w obecnych gospodarkach występować może tylko w gospodarkach nie-nowoczesnych. Dlatego „azjatyckie tygrysy” mogły być tygrysami, bo szybkim nadrabianiem zaległości cywilizacyjnych mogły osiągać względnie gigantyczny wzrost. Podobne zjawisko dużego wzrostu poprzez modernizację i cywilizowanie gospodarki występuje w np. Armenii czy Etiopii. Kiedy jednak osiągnie się pewien poziom rozwoju trudniej jest rozkręcić gospodarkę, by znów miała duże wskaźniki wzrostu. Tu jest podobnie jak z wspinaczkami wysokogórskimi – im wyżej tym więcej energii i kombinacji trzeba by pokonać kolejny metr. W przypadku Niemiec najłatwiejszym manewrem ku zwiększenia gospodarki byłoby lepsze zarządzanie byłym enerdówkiem, co by wymagało elementów totalitaryzmu (np. ograniczenie swobody przemieszczenia się, by była możliwa ich eksploatacja – inaczej uciekną do Niemiec zachodnich i tam będą szukać lepiej płatnej pracy). By móc doprowadzić do wysokiego wzrostu w bardziej rozwiniętych regionach Niemiec to konieczne byłoby wprowadzenie nowych, wysokich technologii. Patenty na naprawdę zaawansowane technologie pewnie są trzymane przez wielkie koncerny (BASF, Bayer itd) w szufladach, bo wpierw muszą odpowiednio dużo zarobić na obecnych technologiach (każdy pamięta, jak poparzył się Sony, gdy wypuścił technologię CD nim VHS zarobiło odpowiednią wartość).

          Jak tymczasem wypada Polska? Na razie wzrost Polski bazowany jest na modernizacji gospodarki po-prlowskiej (np. rolnictwo) oraz uzupełnianiu luk (głównie usługi). Z zakładów, zdolnych do wytworzenia oraz wdrożenia bardziej zaawansowanych technologii, można wymienić znacznie mniej niż te w Niemczech, oraz są one znacznie mniejsze (Grupa Azoty – kapitał własny 495 mln złotych; BASF 36 mld euro). Do tego Polska gospodarka ma problem z wprowadzeniem i zarobkowaniem na własnych patentach (najbardziej znany przypadek to grafen, ale były i inne przypadki, które nawet przy bierności władz trafiły do innych rąk, przynosząc zyski w krajach gdzie prawo patentowe się omija lub relatywizuje). Generalnie polska gospodarka jest sprzężona z gospodarką niemiecką (eksport i import ok. 1/3 całości). Do tego ma miejsce drenaż mózgów z Polski w kierunku zachodnim (m.in. wykup wykształconych oraz fachowców). Zatem kiedy w końcu Polska stanie się bardziej nowoczesną gospodarką to osiągnie ten szklany sufit, przez którego nie będzie w stanie się przebić. Nie mówiąc o tym, że polscy przedsiębiorcy są w mniejszym stopniu zainteresowani poszukiwaniem nowych technologii, marek itd. a bardziej zainteresowani są sprowadzeniem tańszej siły roboczej z orientalnych krajów. Zatem brakuje u głównej klasy chęci unowocześnienia.

          A podałem problemy związane tylko z faktem różnic wzrostu PKB w krajach poprzez sam etap rozwoju oraz charakterystyk głównego rdzenia. A czynników, dlaczego Polska nigdy nie prześcignie Niemiec w warunkach pokojowych, jest znacznie więcej

          1. Ale ja się oczywiście z tym zgadzam, że gospodarkom nowoczesnym (o wysokim PKB pc), znacznie trudniej jest osiągnąć wysoki wzrost. Wzrost nie może być cały czas „maltuzjański”, czyli wykładniczy – w postępie geometrycznym. To niewykonalne. Chinom dość łatwo było zwiększać PKB pc w tempie 8% rocznie, bo startowali z niskiego PKB pc – sporo niższego od Rosji. Co ciekawe – Chiny rozwijały się dość szybko w porównaniu z Rosją, choć poziom wolności gospodarczej był tam zbliżony do rosyjskiego. Jakim cudem zatem Rosja nie rozwjała się tak szybko jak Chiny? Odpowiedź tkwi właśnie w tym, że miała wyższy poziom życia a w takich warunkach chińskie rozwiązania nie są już wystarczające. Zbyt mało wolności. Chińczyków też czeka ten szklany sufit, gdy dobiją z poziomem bogactwa do PKB pc rosyjskiego. Wtedy albo zmądrzeją i zwiększą IEF, albo pożegnają się z wizją dogonienia USA. PRL w latach 50′ też się rozwijała szybko, bo była to gospodarka oparta mocno o eksploatację rezerw prostych (surowce naturalne). W takich warunkach wpływ wolności gospodarczej na wzrost nie jest aż tak widoczny, choć występuje. Dlatego też pierwsi sekretarze mogli się nabijać z zachodnich imperialistów. Jednaj im później, tym gorzej dla gospodarek mało wolnościowych. Tu już proste kopanie węgla nie pomoże, natomiast coraz większym atutem staje się wysoki IEF. Dlatego też, im głębiej w PRL, tym pierwsi sekretarze mieli miny coraz bardziej minorowe. Ja tam w Chińczyków wierzę, choć na Ruskich dawno lachę położyłem. Oni nie uczą się na błędach.

            1. weźmie Pan jeszcze korektę, że taka potężna pozycja gospodarki Chin (która przerosła rosyjską, chociaż zaczynała z poziomu niższego) w swoich źródłach miała też wielkie inwestycje zagraniczne (podczas gdy w postsowieckiej Rosji miał miejsce drenaż kapitału przez kapitał zagraniczny), brak poszanowania dla własności intelektualnej (w postsowieckiej Rosji początkowo też takich praw nie przestrzegano, dlatego wszystkie „pirackie programy/gry” były legalne, ale to uregulowano i względnie przestrzegano jak w IIIRP), kradzież technologii (personel techniczny średniego i niskiego szczebla wyciągał świadomie schematy, metody itd. z firm zachodnich do organizacji partyjnych oraz inne tego typu akcje) itd. Jednak aktualnie zebrany kapitał finansowy i kapitał intelektualny dał im rozruch, którego bezwładność pozwala im się dalej kręcić bez już tak mocnego impulsu zewnętrznego (co pokazał ostatni duży kryzys, z którego gospodarka Chin wyszła z wieloma dodatnimi wskaźnikami).
              Jeżeli chodzi o możliwość jeszcze większego „suchego PKB” to jest to samo co w przypadku RFN. Czyli mogą doprowadzić do zagospodarowania terenów, które nie są rozwinięte (aktualnie, w zależności od źródeł, 70-90% produkowanego PKB jest ulokowana wzdłuż wybrzeża). Jeżeli w regionach, gdzie ma miejsce gospodarka tradycyjna, zintensyfikują urbanizację i wprowadzą nowoczesne rolnictwo, to będą w stanie Chiny uzyskać jeszcze sporo dolarów w PKB. Jednak podobnie jak RFN tak i ChRL będzie musiała po wzrost pójść w nowoczesne technologie. Z różnych przecieków wynika, że państwowe i prywatne instytuty bawią się w dziedzinach, które zostały odrzucone przez Zachód (np. grzebanie w biologii człowieka). Jeżeli wytworzy nowoczesne technologie – możliwy będzie dalszy wzrost. Dla wzrostu Chin potrzebna jest nie wolność gospodarcza, ale jeszcze bardziej rygorystyczne traktowanie klasy pracującej miast i wsi (ograniczenie migracji w stronę wybrzeża, by „zacofane regiony” miały kapitał ludzki do pracy i budowy bogactwa; przymusowa urbanizacja itd) oraz łut szczęścia podczas badań nad nowoczesnymi technologiami.

              W przypadku Rosji to już wymieniłem co było. W czasie Jelcynowskiej Smuty ograbiono kapitał poradziecki (tak materialny jak i intelektualny) przez zachodni kapitał, podczas gdy ten jednocześnie nie chciał zainwestować w Rosji. Jednocześnie też po upadku ZSRR rozkradana była technologia, schematy itp. zatem nawet jak Związek Radziecki miał patenty które mogłyby dać impuls do rozwoju dla nowych, prywatnych przedsiębiorstw, to zostały przejęte przez zewnętrzny kapitał i budowały bogactwo gdzieś indziej (podobnie jak wcześniej pisałem o Polsce, tylko w Polsce jest problem „nie umiemy spieniężyć naszą myśl” a tam „zabrani naszą myśl”). Gospodarka wpadła w ręce oligarchów, co przyniosło wewnętrzne wojny gospodarcze, praktyki firm na pograniczu mafijnym, gospodarkę rabunkową oraz gigantyczną szarą strefę (nielegalny wyrąb lasów jest tak duży, że zagraża ekosystemowi). Nawet po uregulowaniu systemu w Rosji (część oligarchów się dogadała i dali Putina jako swego człowieka) te problemy nadal istnieją. Udało się jedynie wprowadzić elementy protekcjonizmu, co uchroniło przemysł rosyjski przed kolejnymi wrogimi przejęciami. Jako-tako gospodarka wychodziła na prostą, jednak kolejne krachy w relacjach dyplomatycznych przynosiły negatywne oddziaływanie w gospodarce. Z nich jakieś lekcje wyciągnięto, co dało m.in. wzrost produkcji własnej żywności (np. Rosja zaczęła eksportować zboże, zamiast je importować), chociaż kosztem spadku jakości (produkcja na eksport ma jakość dobrą, ale na rynek wewnętrzny – mierną; odwrotnie niż w Niemczech, gdzie np. chemię dobrą sprzedaje się u siebie a „te gorszej jakości lecz tej samej marki” sprzedaje się do Polski, Czech itd). Z ostatniego kryzysu gospodarczego w Rosji doszedł jeszcze kolejny problem – monopolizacja rynku. Niektóre przedsiębiorstwa mają taką supremację w swojej dziedzinie gospodarki, że mogą robić właściwie co chcą a konkurencji brak. Jeżeli chodzi o dziedzinę intelektualną to są trzy problemy. Jeden szkoły wyższe stały się głównie producentami dyplomów (coś jak obecnie w Polsce). Dwa, najzdolniejsi są przejmowani albo przez kapitał zewnętrzny albo przez wojsko i wywiad. Trzy, że sporo zdolnych trafia pod skrzydła fundacji i grup, zajmujących się „technologią alternatywą” (np. pamięć wody). By tutaj coś zrobić to trzeba wpierw rozwalić układ oligarchiczny oraz rozdzielić ich spółki na kilka mniejszych. Następnie zwalczyć szarą strefę (głównie tą z gospodarki leśnej i górniczej, bo ta najbardziej niszczy ekosystem) oraz poprawić szkolnictwo wyższe. To umożliwi powrót do zdrowej gospodarki industrialnej, a dopiero potem będzie możliwe wejście w gospodarkę postindustrialną oraz uwolnienie rynku.

              W obu przypadkach uwolnienie gospodarki nie może rozwiązać tych problemów. Pomijam też problemy demograficzne i ekologiczne, które będą jeszcze bardziej rujnowane przy uwolnieniu gospodarki (nawet na Zachodzie, gdzie gospodarka jest bardzo uwolniona, chęć do rodzenia dzieci jest niska a walka z odpadami polega na ich wysyłce do Indii czy Indonezji a to tylko dwa problemy z całej gamy). Zatem pańska recepta jest na obecną chwilę szkodliwa dla obu przypadków.

              Jeżeli zaś chodzi o gospodarki sterowane bloku wschodniego. Pamiętaj, że wykorzystywały one własny kapitał ludnościowy i intelektualny, podczas gdy kraje Zachodnie dokonywały drenażu tegoż kapitału z państw 3 świata. Ściągana też była siła robocza z byłych kolonii (np. Algeria) oraz państw zaprzyjaźnionych (np. Turcja), która nawet jak nie obniżała drastycznie kosztów pracy, to zawsze były kolejne tysiące pracowników mogących być zatrudnieni przez przedsiębiorców. Gospodarki planowe miały też bzika na punkcie „unikania nadprodukcji” dlatego też świadomie nie zaspokajały potrzeb własnych (bądź w wątpliwej jakości). Ważniejsze były inne cele niż wzrost gospodarczy (równość, militaryzm, nowe technologie itd.). Potem było wejście na grunt populizmu, gdzie wykresy i wskaźniki zeszły na plan dalszy (w PRL – epoka gierkowska), zatem popadywały one w długi (za Wiesława dług był ekstremalnie mały, możliwy błyskawicznie do spłaty; za Gierka to wiadomo) które w pewnym momencie przyniosły krach a ten wtłoczył ich na równię pochylnią. Są przypadku szczególne (np. Rumunia), ale schemat się powielał w innym sposób. Gdyby polityka funkcjonowania jak za Wiesława trwała to by prawdopodobnie system byłby wydolny dłużej, zaś dobra cywilne bardziej zdolne do konkurowania z zachodnimi (raczej ze średnią półką, ale). Gdyby gospodarki Zachodnie z okresu zimnej wojny musiały funkcjonować bez siły roboczej z krajów 3 świata, oraz bez drenowania umysłów z nich, to prawdopodobnie tak przyzwoitego wyniku nie byłyby w stanie osiągnąć (ci, którzy w naszej historii stali się przedsiębiorcami czy kadrą techniczną/intelektualną musieliby być klasą pracującą – mniej osób zajmowałoby się usługami, przemysłem niepodstawowym czy nowszymi technologiami, zatem i prędkość wzrostu jakości np. elektroniki nie byłby tak imponujący).

              Całkowicie osobnym przypadkiem jest Japonia. Pod koniec II Wojny Światowej Japonia wpadła w etap gospodarki przed-przemysłowej (zniszczenia przez bombardowania). Pod protekcją USA dawne wielkie rodziny biznesowe (często dawni błękitnokrwiści) wróciły do gospodarki, przemysłu i technologii. Sytuacja w Japonii to też forma oligarchii, jednak rywalizacja klanów czy rodzin była rywalizacją zdrową, jednocześnie zachowując wysoki stopień empatii wewnętrznej (nie doprowadzać rywala do ryzyka upadłości). Japonia wyprzedziła kolejne kraje zachodu, pomimo tego iż tamte miały „więcej wolności gospodarczej”. Było wiele powodów, jak np. prędka modernizacja rolnictwa, wysoka modernizacja przemysłu, inwestycje w nowoczesne technologie. To wszystko przy wysokiej dozie interwencjonizmu. Podobne przypadki miały miejsce w innych krajach jak np. Korea Południowa (rząd wojskowy zmuszał przedsiębiorstwa w inwestycje w przemysł oraz elektronikę; LG chciało wejść w tekstylia, ale rząd zagroził im że jak nie wejdą w elektronikę to doprowadzą ich do bankructwa). „Uwolnienie gospodarki” zostało dokonane dopiero po tym, jak wytworzono wydajny przemysł, zabezpieczono patenty oraz posiadano już wyższe technologie oraz specjalistyczne kadry.

              Ergo? Wolność gospodarcza nie jest panaceum.

      1. Hong Kong nie podbije świata, ale jeśli Chiny będą miały IEF na poziomie Hong Kongu, to zmasakrują USA dość szybko. Cały problem w tym, że Chiny mają IEF taki, jaki mają i nic sobie z tego nie robią. Przyjdzie im za to zapłacić – będą dłużej gonić USA zarówno pod względem PKB, jak i PKB pc. Pod względem PKB pewnie przegonią USA, ale będzie to triumf ilości nad jakością – mają 4,5 raza więcej ludzi. Pod względem PKB pc mogą nigdy nie dogonić USA.

  3. Rosja mocno trzymała łapę na Bałorusi po 1991 r. i nie dziwi, że historia dla Białorusinów zaczęła się od roku 1772 i trwa do dzisiaj, z krótką przerwą w latach 1918-1939. Pan Autor jednak nie ma racji odnośnie „doktryny Giedrojcia”. Spoglądając na mapę Europy widzimy dziś państwa Białoruś, Litwę i Ukrainę, a istnienie tych państw jest dziejowym zwycięstwem Pierwszej Rzeczpospolitej nad państwem carów, gdyż te państwa nigdy by nie powstały, gdyby przez prawie 500 lat nie byłyby obszarem cywilizacyjnym państwa Obojga Narodów.
    Indoktrynacja na Białorusi jest wszechpotężna. Zapytałem kiedyś na Majorce recepcjonistkę z Białorusi jak jest po białorusku „do widzenia”. Spojrzała na mnie jak na marsjanina – bo nie wiedziała ! Czy można o bardziej jaskrawy przykład rusyfikacji ?
    Dla Pana Redaktora i wszystkich rusofilów do sztambucha:
    http://www.polskietradycje.pl/artykuly/widok/138

    1. ’Spoglądając na mapę Europy widzimy dziś państwa Białoruś, Litwę i Ukrainę, a istnienie tych państw jest dziejowym zwycięstwem Pierwszej Rzeczpospolitej nad państwem carów, gdyż te państwa nigdy by nie powstały, gdyby przez prawie 500 lat nie byłyby obszarem cywilizacyjnym państwa Obojga Narodów.’

      Na Małopolsce Wschodniej żywioł ukraiński był promowany przez władze austriackie/austro-węgierskie też by osłabić żywioł polski. „Eksport” ich na ziemie rosyjskie był bardzo słaby, zaś rusyfikacja prowadzona przez władze carskie – skuteczna. W przededniu I Wojny Światowej w Rosji ukraińskiej czy białoruskiej tożsamości niemalże nie było. To polityka korienizacji prowadzona przez władze radzieckich uratowały te tożsamości. Jednym z celów tej praktyki było osłabienie Polski na jej wschodnich terenach. Ponieważ na Białorusi i na Ukrainie polskość została skrajnie zmarginalizowana, to jest świadectwo porażki pierwszej Rzeczpospolitej.
      Tożsamość litewska zaś została wytworzona w sporej mierze przez Niemców i Rosjan niż przez Rzeczpospolitą. Jeszcze w czasach daleko przedrozbiorowych tożsamość litewska była podporządkowana tożsamości polskiej – niczym tożsamość Mazowszanina. Fakt, że istnieje państwo litewskie jest porażką polskiej myśli a zwycięstwem niemieckiej i rosyjskiej – inaczej w miejsce Litwy byłaby Polska, a zamiast Litwinów byliby Polacy.

      Mówienie o jakichkolwiek sukcesach, uzasadnianych przez istnienie Litwy, Białorusi czy Ukrainy, jest kompletnym niezrozumieniem historii. Na terenach, gdzie elita miała się za Polaków i większość klasy średniej też się miała za Polaków, są teraz Litwini, Białorusini i Ukraińcy. Te tożsamości nie powstały dzięki polskim działaniom, ba Polska nawet je zwalczała (tak w czasach sarmackich, rozbiorowych jak i II RP). Fakt, że one powstały i istnieją tak silne do tej pory, jest porażką Polski. To tak, jakby świętować istnienie niepodległego państwa mazowieckiego, śląskiego, pomorskiego, podkarpackiego itd. Polskość się skurczyła a wszystkich dookoła na tym zależało – by polskość się skurczyła.

      Celem Polski i Polaków winna być ekspansja swojej tożsamości a nie kurczenie. A to, co Pan przedstawia jako sukces, jest porażką. Gdyby był tutaj jakikolwiek sukces to po rozpadzie ZSRR naturalnym winno być przyłączenie do Polski zachodnich ziem ZSRR, gdyż tak zdecydowaną większością byliby Polacy, a Litwinów czy Białorusinów w ogóle by nie było. To jest klęska i porażka, by Polskość z grup tożsamości dokonujących ekspansji skurczyła się do grup, na których rosną inne (niczym grzyby czy pleśń na martwym ciele).
      Gdyby teraz Polskość straciła Śląsk, Mazowsze i Pomorze na rzecz 3 nowych narodowości – też głosiłby Pan sukces?

      1. Co nieco Szanowny Pan odlatuje.. przez to porównanie potencjału polskiego i rosyjskiego. Pomocnicze pytania: po 1945 r. kto miał granice na linii Łaby: Rosja czy Polska ? W latach 1772-1991 kto miał dłużej te kraje w swoim posiadaniu, Rosja czy Polska ? Przyjmij Pan do wiadomości, że Białoruś i Ukraina są niesłabnącą raną na ciele Wielkorusów, a w szczególności prof. Dugina. Więc skończ się Pan samobiczować.

        1. Na linii Łaby od 1945 roku granice miała Radziecka Strefa Okupacyjna, a później NRD. Rosyjska Federacyjna SRR miała granicę jak dziś, w 1956r. tracąc Krym. Niestety, przypisywanie Rzeczypospolitej tego, że na terytorium Białorusi i Ukrainy jest znaczna rzesza ludzi nie uważających się za Rosjan jest polską pychą, gdyż zarówno „naród białoruski” jak i „naród ukraiński” to twory sztuczne, mające nadać szerszą tożsamość „tutejszym”, oczywiście tożsamość wrogą Polakom. Twory te upadłyby śmiercią naturalną wskutek rusyfikacji na Białorusi i upadku Austro-Węgier gdyby nie Włodzimierz Uljanow ps. Lenin, który celem zwalczenia nacjonalizmu większości rosyjskiej w z założenia beznarodowym Związku Radzieckim stwierdził że należy rozbudzić tożsamość narodową ludów nierosyjskich(tzw. „korienizacja”). Gdyby nie to to języki białoruski i ukraiński byłyby uznawane najwyżej za gwarę rosyjskiego a różnica między Rosjaninem a Ukraińcem byłaby jak między Polakiem a Ślązakiem. Przeciętny Białorusin ucieszyłby się gdyby Białoruś stała się jedną z republik Federacji, po wschodniej stronie Dniepru też nikt by nie miał pretensji gdyby rosyjskie czołgi uwolniły ich przed złodziejami i oligarchami z Kijowa. Jedyne ziemie rusińskie gdzie ktoś ma coś przeciw Rosjanom to Zachodnia Ukraina, ziemie które były pod zaborem austriackim…

        2. Pan patrzy na mapę a ja na umysły. Tym się różnimy ale Pańska metoda prowadzi w złą stronę. Patrzmy jakie były cele i efekty.
          Celem Pierwszej Rzeczpospolitej (co do tych ziem) była polonizacja, katolizacja, zagospodarowanie pustych ziem Wielkiego Księstwa. Cele te były takie same niemalże przez cały okres monarchii elekcyjnej. Prawdopodobnie w okresie saskim już tożsamość polska była całkowicie dominująca. Nie-katolickie były tam głównie masy, zaś elity prawdopodobnie mniej niż połowa (nie mogę przypomnieć książki, z której podaję te źródła, ale tam tematem przewodnim była sytuacja Żydów w wieku XVIII i podane statystyki o strukturze religijnej w Rzeczpospolitej i innych państw regionu). Zagospodarowanie szło kiepsko, z powodu zniszczeń wojennych, ale po upadku Chanatu Krymskiego oraz Siczy Zaporoskiej sieć wsi i miasteczek się zagęszczała powoli zaś wygenerowane bogactwo szło na korzyść Polski i Polaków. Polonizacja padła, ponieważ niemalże sztucznie utworzono tożsamość litewską, białoruską i ukraińską (wszystkie trzy były stworzone przeciwko sile polskiego żywiołu przez wszystkich zaborców). Katolicyzacja okazała się szybko powierzchniowa i koniunkturalna, co szybko przyniosło de-katolicyzację (Litwini jako swoisty wyjątek, lecz i tu nie jest do końca poprawnie z tym katolicyzmem). Zagospodarowanie na swój pożytek? Relacje podupadały i teraz Polska nie zgarnia znacznego kapitału z tamtejszych ziem.
          A jakie były cele Rosji? Za czasów Rurykowiczów było po prostu odbicie dziedzictwa swoich kuzynów. Pierwsi Romanowowie nie mieli tutaj jakiś konkretnych celów. Później cel był jeden zasadniczy – całkowicie osłabić lokalny żywioł polski. Dlatego m.in. strefa osiedlenia. Cel ten utrzymywany był potem przez władze czerwone. Cel został zrealizowany – polskość na tych terenach jest ekstremalnie słaba. Za czasów Romanowów nie mogę znaleźć jakiś notatek co by dawały wizje „co oni na Zachodnich Guberniach chcieli jeszcze” ale za czasów czerwonych to mamy m.in. lepsze zintegrowanie z resztą ZSRR. I to się trzyma – dalej Litwa, Białoruś i Ukraina są mocno związane z Rosją.

          Co do 1945. Celem wówczas ZSRR był właściwie podbój świata. Nijak to ma się do kwestii polskości, Ukrainy, Litwy czy Białorusi. Warto zaznaczyć że głównymi członami w ZSRR była Rosja, Ukraina, Białoruś i Zakaukazie (ZSRR powstało poprzez unię tych trzech republik i zgodnie z literą prawa były one równoważne; wykorzystano tą literę by potem rozwiązać Związek w Białowieży), zatem cele ZSRR i cele Ukrainy, Białorusi i Rosji w tym okresie były tożsame. Ze względu na charakter państwa nie można mówić o rozbieżności interesów części składowych (takie coś może mieć miejsce w np. państwie feudalnym, plemiennym).

          Użył Pan też terminu „Wielkorusowie”. Nie wiem czy Pan ma świadomość jaka jest geneza tego słowa. Źródło wychodzi z greckiego systemu, gdzie była „Mała Grecja” (czyli ta „właściwa”) i „Wielka Grecja” (struktury greckie w południowej Italii) a to związane było z układem stary-nowy niż lepszy-gorszy. Pierwszy o „Wielkiej Rusi” napisał jakiś patriarcha Konstantynopola jeszcze w trakcie Niewoli Mongolskiej. I nie wynika to z jakiejś megalomanii.

          Nie ma co też patrzeć na Dugina czy innych wariatów. W Polsce mamy np. Wielkolechitów i też będzie Pan mówić, że ktoś jest cierniem w oku Wielkolechity i że to coś znaczy? To nic nie znaczy.

    2. No, ale przecież
      „ruska monarchia + chiński kapitalizm = prawica,
      amerykańska d***kracja + eurosocjalizm = lewica”.

      To by było na tyle.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *