Na początek przedstawiam końcowe prognozy podziału mandatów oparte o dotychczasowe moje podejście, czyli średnią dla sondaży z ostatniego miesiąca
Zjednoczona Prawica 36,6 proc.
KO 30,0 proc.
Lewica 10,0 proc.
Trzecia Droga (PSL+Polska 2050) 10,2 proc.
Konfederacja 9,4 proc.
Bezpartyjni Samorządowcy 2,4 proc.
Przy takich wynikach można oczekiwać, że poszczególne komitety uzyskają ilości mandatów zawarte w przedziałach
Zjednoczona Prawica 196-201
KO 145-151
Lewica 27-42
Trzecia Droga (PSL+Polska 2050) 36-46
Konfederacja 32-40
Taki wynik, w praktyce, może oznaczać pat powyborczy i wielkie trudności w sformowaniu i utrzymaniu się rządu.
Jednak im dłużej przyglądam się różnym obecnym sondażom, analizuję i poszukuję ewentualnych podobieństw do sytuacji z poprzednich wyborów, tym bardziej jestem przekonany, że te wybory będą w sposób istotny różnić się od poprzednich. Wpłynąć może na to jeden istotny czynnik, który nie był poprzednio obserwowany w tak silnym natężeniu. Chodzi mi o duży odsetek respondentów, którzy odmawiają wskazania konkretnej partii, na która będą głosować.
Są badania sondażowe, i to wykonywane całkiem blisko terminu wyborów, gdzie liczba takich respondentów wynosi około 20 procent, a nawet, w skrajnym przypadku, aż 24 procent wszystkich badanych.
To nie wydaje się normalne, żeby aż tylu ludzi, i to blisko wyborów, nadal nie wiedziało na kogo głosować. Raczej można domniemywać, że z jakichś względów nie chcą oni ujawnić swoich preferencji i obawiają się tego czynić.
Wiąże się z tym zaraz pytanie, zwolennicy jakich partii nie chcę ujawniać swoich prawdziwych sympatii, a może nawet, deklarują poparcie na jakąś partię, a faktycznie będą głosować na inną. Można oczekiwać, że główna przyczyną takiego zachowania, jest presja środowiskowa, kreowana przez media, która wskazuje pewne partie jako godne poparcia, a inne są wyśmiewane jako obciachowe, nazywane faszystowskimi i przypisywane są im najgorsze czyny i intencje, a ich działacze poniżani.
Nie będziemy mieli dużych trudności by wskazać te partie, których medialny mainstream nie toleruje. To oczywiście PiS i Konfederacja. I można oczekiwać, że to właśnie zwolennicy tych partii, nie będą skorzy do publicznego chwalenia się swoim wyborem, także podczas sondażowego badania.
W Polsce, nie tylko media, ale i kampania wyborcza, szczególnie totalnej opozycji, kreuje atmosferę wprost nietolerancji wobec elektoratu PiS, czy Konfederacji.
Przykładów na to jest zbyt dużo, a jeden bardziej szokujący od drugiego. Nawet niektórzy ludzie ze statusem akademickim, od których należałoby oczekiwać jakieś powściągliwości i kultury, zdają się wprost przejawiać jakieś zachowania anormalne. Pan profesor Markowski, dla przykładu, chwalił się w mediach społecznościowych następującym zachowaniem: „W moim domu na dwóch przyjęciach posprawdzałem wszystkim portfele i wszystkich, którzy mieli kartą Vitay w portfelach wyrzuciłem z domu”. (karta, czy konto, Vitay, pozwala korzystać z usług Orlenu).
Z kolei, najważniejsi politycy PO posuwali się do gróźb i straszyli, że pojawią się silni ludzie i będą wchodzić do różnych instytucji i wyprowadzać stamtąd osoby, które im się nie podobają. Aktywowana przez KO akcja „silni razem” posuwa się do straszenia wszystkich, nawet tzw. symetrystów, którzy tylko czasem i nieśmiało zauważali, że obecny rząd może nie wszystko zrobił źle. Wszyscy oni, w tzw. „wolnej Polsce” mają pójść „siedzieć”.
Wobec takiej atmosfery, wręcz nagonki, nie można się dziwić, że cześć ludzi będzie ukrywać swoje preferencje, lub nawet podawać nieprawdziwe.
Problemem jest oszacowanie skali tego zjawiska i jego wpływu na wynik wyborów. Aby tego dokonać, należało się na czymś oprzeć.
Pewnym wyjściem dla oceny może być sytuacja podczas ostatnich wyborów na Węgrzech i Słowacji, gdzie to zjawisko, różnicy miedzy wskazaniami sondażowymi a wynikami wyborów, także mocno zaobserwowano. Tam wyniki rzeczywiste partii liberalnych okazały się sporo słabsze od wskazań sondażowych, zaś partie tzw. populistyczne, uzyskały o wiele więcej niż dawały im sondaże.
Bardziej odpowiedni dla nas wydaje się przypadek Węgier, gdzie wprost zaistniało duże podobieństwo do wyborów w Polsce, a wiele pomysłów na kampanię i konkretne rozwiązania, jak referendum, zostały potem zastosowane w Polsce.
Na Węgrzech wyniki wyborów różniły się następująco względem średniej sondażowej z ostatniego miesiąca. Partia Viktora Orbana – Fidesz, czyli jakby u nas PiS, uzyskała 4,7 proc. głosów więcej niż wskazywały sondaże. Z kolei opozycyjny blok „Zjednoczeni dla Węgier”, stanowiący u nas odpowiednik trzech partii deklarujących stworzenie rządu po wyborach, czyli KO, Lewicy i Trzeciej Drogi, otrzymał w sumie aż 9,3 proc mniej głosów niż dawały mu sondaże, zaś „Ruch Naszej Ojczyzny”, który, z pewnymi zastrzeżeniami, można by porównać do naszej Konfederacji, uzyskał 2,4 proc. więcej głosów. Resztą nadwyżki podzieliły się mniejsze partie.
Jeśli dziś zastosować podobną korektę dla warunków polskich i doliczyć, bądź odliczyć, odpowiednią poprawkę, analogicznej wielkości jak na Węgrzech, uzyskamy następujące wyniki
Zjednoczona Prawica 41,3 proc.
KO 24,5 proc.
Lewica 8,2 proc.
Trzecia Droga (PSL+Polska 2050) 8,3 proc.
Konfederacja 11,8 proc.
Bezpartyjni Samorządowcy 3,5 proc.
Wtedy rozkład mandatów po wyborach byłby następujący
Zjednoczona Prawica 232
KO 122
Lewica 26
Trzecia Droga (PSL+Polska 2050) 28
Konfederacja 51
Gdyby zaś Trzecia Droga nie osiągnęła progu, co tutaj wygląda dość prawdopodobnie (TD tylko 0,3 proc. ponad progiem), to wówczas rozkład mandatów byłby jeszcze bardziej asymetryczny na korzyść Zjednoczonej Prawicy i wyglądałby tak
Zjednoczona Prawica 246
KO 132
Lewica 27
Konfederacja 54
Widzimy, że w warunkach dużej niepewności wskazań sondażowych związanych z niechęcią do ujawniania preferencji wyborczych bardzo trudno jest prognozować wynik wyborów. Widać to było na Węgrzech, gdzie jeszcze bezpośrednio przed wyborami opozycja miała wielką nadzieję osłabienia Orbana i przynajmniej odebrania mu większości konstytucyjnej, a faktycznie uzyskał on swoje największe dotychczasowe zwycięstwo i pozbawił opozycję wszelkich rojeń. U nas podobnie może się stać i widzę spore prawdopodobieństwo realizacji jakiejś wersji scenariusza węgierskiego, choć pewnie nie tak drastycznej jak ta pokazana na końcu.
Stanisław Lewicki
Co to jest?? Już jest po wyborach przecież!!!
jaka jest 'wartość dodana’ z tego pisania poza tym, że jesteśmy w ciemnej dupie i teraz wszyscy – o zawodzie 'polityk’ lub 'dziennikarz’ – na wyprzódki dbają aby się pourządzać (i gwoli przypomnienia to cytat z Kisielewskiego z czasów 'komuny’ ale patrzcie – jak aktualne)
No i jak się okazało, Polska to nie Węgry. Wynik wyborów z grubsza pokrywał się z sondażami, a jedyną partią, która miała istotnie inne (większe niż granica błędu) poparcie niż podawały sondaży była Trzecia Droga.
Zgodnie z logiką powyższego artykułu, to właśnie Trzecia Droga skupia zatem na sobie nienawiść mainstreamu (owszem, bo polski mainstream to przecież PIS i żywiołowo nienawidzi on wszystkiego poza PIS), a jej wyborcy boją się przyznać że popierają tę partię. 🙂
W rzeczywistości jednak zadziałał inny mechanizm. Wyborcy do końca niezdecydowani musieli się decydować w ostatniej chwili – już w momencie wyborów i odrzucając zarówno PIS, jak i KO, zagłosowali właśnie na 3D