W odpowiedzi na izraelski atak na konsulat irański w Damaszku w dniu 1 kwietnia, w którym śmierć ponieśli ważni irańscy funkcjonariusze, w tym generał Zahedi, oczekiwano zapowiadanego odwetu. Władze Iranu uważały, że mają do tego prawo zgodnie z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych.
Odwetowy atak rozpoczął się w dniu 13 kwietnia z użyciem około 300 pocisków, w tym 170 dronów, 110 rakiet balistycznych i 30 rakiet manewrujących.
Według oświadczeń izraelskich aż 99 procent tych pocisków została przechwycona i zniszczona w powietrzu przed osiągnięciem celów. Wydawać by się mogło, w takim razie, że irański atak był porażką i potwierdził tylko duże możliwości izraelskiej obrony powietrznej.
Trzeba jednak na to wydarzenie potrzeć w szerszym kontekście regionalnego konfliktu i dostrzec tu wiele nowych aspektów, które dotychczas się nie pojawiały, a mogą one wskazywać na zasadnicze zmiany jakościowe dla układu sił.
Najważniejszym z nich wydaje się to, że był to pierwszy bezpośredni atak Iranu na terytorium Izraela. Do tej pory to się nie zdarzało i państwa te, Izrael i Iran, konfrontowały się najczęściej poprzez uczestników zastępczych, czyli organizacje takie jak Hezbollah lub Hamas, zaś nie było bezpośredniej wymiany ciosów.
Teraz to się zmieniło i Iran uderzył na terytorium Izraela. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niewiele znaczy, bo irańskie rakiety, w ogromnej większości zostały strącone. Tak nie jest, gdyż, jak pokazują już wstępne oceny potwierdzone przez amerykańską agencja ABC News, 9 irańskich rakiet balistycznych osiągnęło cele uderzając w izraelskie bazy lotnicze na Synaju: Nevatim i Ramon. Miały one uszkodzić jeden samolot transportowy C-130 oraz elementy infrastruktury tych baz.
Inną oznaką istotnej zmiany jest to, że po raz pierwszy w historii Izraela, atak na ten kraj był odpierany przy istotnym udziale państw trzecich, czyli USA, Wielkiej Brytanii, Jordanii i Francji. Szczególnie ważny był udział USA, których siły powietrzne i morskie, według oficjalnych oświadczeń, strąciły 80 dronów i co najmniej 6 rakiet balistycznych przy pomocy systemu Aegis.
Dotychczas Izrael, od swojego początku w roku 1948, przynajmniej oficjalnie, sam radził sobie w zapewnianiu bezpieczeństwa, korzystając jedynie z zewnętrznego wsparcia w kwestii dostaw broni i amunicji. Przez całe dziesięciolecia, ta zdolność do samodzielnej obrony przez wszystkimi wrogami była przedmiotem szczególnej dumy dla Izraela.
Teraz ta samowystarczalność Izraela w sferze bezpieczeństwa jakby się skończyła i wygląda na to, że Izrael staje się wprost zależy od działań sił zbrojnych USA, a tym samym utracił także faktycznie niezależność odnośnie planowania i samodzielnego przeprowadzania operacji zbrojnych. Już teraz mówi się, że Netanyahu miał zrezygnować z eskalacyjnej odpowiedzi na atak Iranu po rozmowie z Bidenem.
Następnym, źle rokującym dla Izraela, elementem będzie zmiana w postrzeganiu działań państw zachodnich w krajach Bliskiego Wschodu. Dotychczas oficjalnie przedstawiano, że celem stacjonowania tam sił zbrojnych państw zachodnich jest zwalczanie terroryzmu ISIS i zapewnienie stabilności i bezpieczeństwa w tym regionie. Teraz wygląda na to, że siły USA oraz Wielkiej Brytanii są tam głównie po to, by zbrojnie bronić Izraela.
Wśród lokalnych reżimów wydaje się to być akceptowane chyba tylko w Jordanii, której autorytarny władca ma już teraz coraz więcej problemów z utrzymaniem władzy w swoim kraju, gdzie bardzo duży odsetek ludności to Palestyńczycy i jest oczywistym, że mało im się podoba król, którego lotnictwo, w tym własna córka, będąca pilotem myśliwskim, broni państwa żydowskiego w czasie gdy ludność Gazy doświadcza ataków ze strony Izraela.
Kolejnym składnikiem, mającym istotny wpływ na sytuację w całym regionie, jest to, że Iran, poprzez swoją bezpośrednią konfrontację z Izraelem, uwiarygodnił się jako autentyczny obrońca Palestyńczyków i wierzących muzułmanów, którzy przecież są przez Izrael pozbawiani dostępu do swoich miejsc świętych w Jerozolimie.
Dotychczas ważne kraje muzułmańskie regionu tylko werbalnie potępiały Izrael, zaś obecnie Iran przebił wszystkich, gdyż przeprowadził działania zbrojne, wyznaczył Izraelowi czerwone linie i pokazał, że jego reakcja jest nieuchronna i nie da się on zastraszyć, nie tylko Izraelowi, ale nawet USA.
To paradoksalnie, w dłuższym okresie, może mieć pozytywny wpływ na rozwój sytuacji politycznej w regionie, gdyż jeśli Izrael zobaczy, że pojawił się poważny gracz to zacznie w końcu realnie oceniać swoje położenie i możliwości, oraz odpowiednio adaptować się do nowej sytuacji, której nie da się dalej kontrolować tylko za pomocą środków militarnych.
Iran, przechodząc od „strategicznej cierpliwości” do aktywnego odstraszania, zmienił dziś, dla Izraela, parametry kalkulacji ryzyka w podejmowaniu działań militarnych na Bliskim Wschodzie.
Ostatnim już, choć może i nie najmniej ważnym, czynnikiem wpływającym na zasady gry, jest kalkulacja kosztów finansowych. Okazało się, co przedstawił na portalu Ynet były doradca finansowy szefa sztabu izraelskiej armii, generał Reem Aminoach, że Izrael wydał na obronę przed irańskim atakiem sumę 4–5 miliardów szekli, czyli do 1,3 mld dolarów.
Tymczasem koszt po stronie irańskiej miał być nawet dziesięciokrotnie niższy, gdyż użył on, za pewnymi wyjątkami, najtańszych, najprostszych i dość przestarzałych dronów i rakiet.
Należy zauważyć, że cały izraelski budżet wojskowy wynosił ostatnio 23,4 mld dolarów, czyli istotna jego cześć została dosłownie wystrzelona w ciągu tych kilku godzin obrony przed dwoma falami irańskich rakiet.
Pokazuje to, że przy takich parametrach Izrael nie jest w stanie iść na długotrwałą wojnę z Iranem tym bardziej, że już operacja w Gazie mocno nadwerężyła możliwości tego kraju. Według wspomnianego izraelskiego portalu Ynet, tylko trzy pierwsze miesiące operacji wojskowej w Gazie kosztowały 217 mld szekli (54 mld dolarów), a żaden z wyznaczonych celów nie został zrealizowany.
Oceniając to wszystko razem, można z dużą dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że Izrael nie będzie dalej poważnie eskalował konfliktu z Iranem i nie podejmie próby otwartego ataku na ten kraj, tym bardziej, że zarówno USA jak i europejscy patroni Izraela już zapowiedzieli odmowę wspierania ofensywnych izraelskich działań. Bez tego zaś, jest wątpliwe by Izrael był samodzielnie zdolny zaatakować terytorium Iranu.
Pewne działanie odstraszające może mieć także zapowiedź władz Iranu, że w przypadku, gdyby Izrael znowu „popełnił błąd” to spotka się z bardziej zdecydowaną odpowiedzią i to z użyciem broni której „wcześniej nie używali”. Nikt nie jest do końca pewien jaka to miałaby być broń, ale można przypuszczać, że mogłyby to być rakiety hipersoniczne, jakich posiadaniem Iran się już chwalił, lub nawet broń jądrowa, gdyż Iran znajduje się na progu jej uzyskania.
Stanisław Lewicki
„…przed dwoma falami irańskich rakiet.” — DWIEMA, nie „dwoma”.