Marian Hajdasz: CrossFit – kompleks Edypa naszych czasów

Ostatnimi czasy w Polsce furorę robi nowa forma wysiłku fizycznego pod tajemniczą nazwą CrossFit. Cechą tego zjawiska jest to, że „młodzi, wykształceni z wielkich miast” przed lub po godzinach pracy udają się do hangarów, które nazywają „BOXami”, a które z wyglądu przypominają skłoty lub opuszczone przez Boga, ludzi i zwierzęta pustostany. I w tychże piwnicach, pod bacznym okiem wymierzającego czas cyferblatu, a to rzucają ciężarami, a to dźwigają i podrzucają sztangi, innym razem poskaczą, a jeszcze innym razem porobią ćwiczenia gimnastyczne. Co komu fantazja do głowy przyniesie. „Instruktorzy” mamią adeptów CrossFitu, że zgłębiają tajniki najskuteczniejszego treningu na świecie, wykonywanego przez MI6, FBI, CIA, SPECNAZ, MOSAD i co tam jeszcze istnieje.

Nikt, no może poza „instruktorami CrossFitu”, nie wie, po co i dlaczego i jaka jest strategia doboru ćwiczeń. Instruktor CF równie dobrze może jednego dnia zalecić rwanie sztangi na ilość, a następnego taniec na rurze lub stanie na głowie. Nie przeszkadza to jednak fanatykom CF w bezrefleksyjnym słuchaniu poleceń swojego guru.

Przeciętna osoba trenująca CrossFit przypomina karykaturę Schwarzeneggerycznego archetypuüber-żołdaka z filmu Commando. Jednym uderzeniem przebija na wylot pancerne ściany, jego płuca są jak kevlarowe bukłaki o nieograniczonej pojemności zaś ogólna krzepkość i sprawność ma wymiar quasi-heroiczny. Po latach spędzanych na siłowni przeciętny amerykański John zapragnął być jak Rambo, sprawdzający się w każdej możliwej dyscyplinie i każdych warunkach. Jego marzeniem jest zamienić się w ludzką wersję szwajcarskiego scyzoryka. CrossFit jest traktowany jak treningowe perpetuum mobile dobre dla zawodnika MMA, boksera, gimnastyka, mundurowego, maratończyka, konduktora lub amatora ekstremalnej żonglerki podwodnej.

 
Aury tajemniczości, mistycyzmu, elitarności powoduje, że do CrossFitu ludzie lgną jak muchy do miodu. Potrzebę poczucia prestiżu i duchowego spełnienia znakomicie wypełniają nieortodoksyjne wersje pompek, przysiadów i brzuszków, a wszystkie ćwiczenia zaś okryte są uroczystą warstwą dźwięcznych neologizmów. Mamy tak ezoteryczne nazwy, jak: Box Jumps, Lunges, Muscle-ups, Air Squat.

Pokusiłbym się nawet o interpretację, że większość ludzi podnoszących bardzo duże ciężary zmaga się z kompleksem wózka widłowego. Jednym z najbardziej perwersyjnych objawów kultu CF jest interpretowanie podnoszenia ciężarów jako odpowiednika przezwyciężania problemów. Walka z obciążeniem staje się czysto symboliczną akcją, którą doskonale obrazują wszelkiej maści slogany wykrzykiwane przez CrossFitowe guru. Hasła w stylu „przezwycięż siebie”, „zrób coś ze sobą”, „zmień swoje życie”, „nie poddawaj się” i tak dalej. Wysiłek fizyczny staje się nie tylko ersatzem walki z realnymi problemami, ale też siłą nadającą sens egzystencji. Jeśli dla Sartre sens istnieniu nadaje czynność, akcja i decyzja, metafizyka CrossFiciarza to wiecznie wirująca konstelacja karkołomnych wygibasów z użyciem obciążenia.

CrossFitowy neofita bez reszty oddaje się iluzji, że wykonując martwy ciąg, osiąga coś ważnego. Jeśli podnoszenie ciężkich rzeczy jest sensem życia, to absolutnym królem tego życia jest wózek widłowy. Człowiek nigdy nie jest w stanie pokonać sztaplarki. Jest ona absolutną mistrzynią, władczynią, jej witalność jest nieskończona, jej siła zawsze przewyższa siłę największego ludzkiego siłacza. Tym samym wyznawca kultu CF zapada na swoisty maszynowy kompleks Edypa.

 
Podświadomie zdaje sobie sprawę z niemożności pokonania nemesis w postaci sztaplarki, ale mimo to próbuje, tym samym zamykając siebie w beznadziejnym kręgu neurotycznych zachowań i projekcji własnych fobii na hantle, sztangi, wyciągi i inne przedmioty wyposażenia siłowni.

W symbolicznej sferze CF istnieje dziwny obraz w postaci „Wujka Rhabdo” (Uncle Rhabdo). Występuje on pod postacią klauna, który stoi obok bieżni w kałuży własnej krwi i wylewających się zeń trzewi. Co stoi za tą groteskową ikonografią? Okazuje się, że osoby ćwiczące CF często zmagają się z problemem rabdomiolizy. To stan chorobowy, w którym uszkodzona tkanka mięśniowa poprzecznie prążkowana doprowadza do pojawienia się krwi w mioglobinie pochodzenia mięśniowego, która jest filtrowana przez kłębuszki nerwowe. Bezpośrednim efektem tego stanu jest ostra niewydolność nerek, którą objawia się pojawieniem krwi w moczu.

Ciekawe jest, że miłośnicy CrossFit nie ukrywają występowania tego problemu – wręcz przeciwnie, poważne schorzenie wynikające z psychodelicznych form treningowych staje się podstawą do wytworzenia satyrycznej ikonografii. Nie odstrasza ona potencjalnych CrossFiciarzy od wykonywania 10000 powtórzeń martwego ciągu. Paradoksalnie owa satyryczna ikonografia tylko utwierdza wyznawców Crossfit w przekonaniu, że ich ideologia jest słuszna. To właśnie tutaj zachodzi klasyczny paradoks, tak często opisywany przez Slavoja Žižka: deologia zostaje wyśmiana, ale samo jej wyśmianie tylko umacnia jej status. „Wujek Rhabdo” jest zainicjowany budzącym grozę wydarzeniem w postaci ostrej niewydolności nerek. Tym samym jednak ten dyszący, podłączony do aparatury medycznej klaun odgrywa rolę symbolicznego strywializowania tego poważnego problemu. Sikanie krwią zostaje zredukowane do żartu, zabawnej ikonografii.

Z pomocą przychodzi nam Lacan. „Wyobrażeniowe” dla crossficiarza to Schwarzeneggerycznego archetyp wielofunkcyjnego nadczłowieka. „Symboliczne” to śmieszny wujek Rhabdo i cały arsenał ezoterycznych nazw (boxy, lunges, air squats). „Realne” zaś to ta smutna chwila, w której crossficiarz odkrywa, że odczuwa nieopisany strach przed sikaniem krwią i walczy z gargantuicznymi kompleksami. Czy można stwierdzić, że Crossfit to kompleks Edypa naszych czasów?

Marian Hajdasz

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Marian Hajdasz: CrossFit – kompleks Edypa naszych czasów”

  1. Crossfit, w postaci nie-karykaturalnej, a więc: bez monitorów, czujników etc. to rzecz stara jak świat. Kryje sie pod tą nazwą mieszanka nastepujacych skadników: 1/ trening interwałowy, a więc serie ćwiczeń bez przerw na ustabilizowanie tętna i oddechu 2/ krótkie serie ćwiczeń 3/ obciążenia poszczególnych powtórzeń zbliżone do maksymalnych. Celem crossfitu jest zbudowanie wysokiej siły maksymalnej, zwlaszcza w impulsie, bez nadmiernej rozbudowy muskulatury. Takie podejscie jest faktycznie potrzebne żołnierzom sił specjalnych, którzy są i zazwyczaj muszą byc drobni lecz bardzo silni. Aby krótkie serie wykonywane w crossfitcie miały sens, muszą byc perfekcyjne techniczne, co, w warunkach siłowni i tzw. „trenerów personalnych” rzadko ma miejsce. Zaprzyjaźnieni akrobaci i żołnierze drą przysłowiowego łacha z crossficiarzy i ich „osiągnięc”. Znam przypadek osiłka, chwalacego się wykonywaniem 30 podciągnięć na drążku. Akrobata pokazał mu, jak wygląda poprawne technicznie podciągnięcie. W tempie zwykłym, osiłek wykonał takich poprawnych podciągnięć niespełna 10. Podobnie ma się sprawa z pompkami, martwym ciągiem, czy ćwiczeniami z odważnikami kulowymi. Crossfitowców notorycznie trapią kontuzje, wynikające z nędzy technicznej.

  2. cd. Profesjonalny trener podnoszenia ciężarów (wychowawca zawodników na poziomie mistrzostw Europy juniorów) zaproponował znajomemu crossfitowcowi ćwiczenie z kijem od miotły przy ścianie, zanim „wpuści go pod sztangę”. po 3 miesiącach przysiadów pod ścianą z kijem od miotły delikwent dostał do dźwigania 20 kg gryf od sztangi. Poprzednio chwalił sie, że robi przysiady ze 130 kg sztangą. Tyle na ten temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *