Ponieważ powoli kapcaniająca „Krytyka Polityczna” nie gwarantuje ex-frondyście wystarczająco ekscytujących i perwersyjnych doznań twórczych – teraz chciałby on trwale związać się z Januszem Palikotem. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie – Michalski zabiega o spotkania z pomarańczowym wodzem antyklerykałów, chcąc zapewne przedstawić mu swe koncepcje jak twórczo z katolickiego „postępowego tradycjonalisty” przedzierzgnąć się w wojującego ateusza. To jednak Palikot umie chyba sam, ideologa zaś (zwłaszcza tak mało wiarygodnego) raczej nie potrzebuje. Również mało optymistyczne (dla obu zainteresowanych) było też poprzednie wspólne przedsięwzięcie obu panów – książka „Ja, Palikot”, mająca być kołem zamachowym kampanii organizacyjnej Ruchu Poparcia Palikota – okazała się wyjątkowym gniotem. Dowodzi to jedynie, że nawet w Polsce nie zawsze wystarczy mieć nazwisko, niekiedy jeszcze trzeba mieć coś do powiedzenia…
(karo)