Miłość – podwójna negacja

Dzisiaj nie będzie o polityce, nie będzie o ekonomii . Nie będzie także o tym, czy Europa uratuje się ze spirali długów. Nie porozmawiamy o geopolityce i o szykującej się wojnie z Iranem i jej podżegaczach.

Nie porozmawiamy o setkach tysięcy spraw, na które przeciętny człowiek nie ma wpływu i na które może jedynie złorzeczyć. Żaden sprzeciw wydaje się nie być w stanie zawrócić rzeki, którą płynie świat.

Porozmawiajmy dzisiaj o tym, co na pewno dotyka każdego z nas i każdy z nas może na to wpłynąć. Jak mawiał prof. Wolniewicz, filozofia ma traktować o rzeczach prostych i ja spróbuję jej po raz pierwszy – w prostym języku. Porozmawiajmy o miłości.

//
Na pewno doświadczyłeś jej Ty, doświadczyłem jej ja, doświadczył jej niemal każdy, a kto nie, słusznie jest człowiekiem wymagającym współczucia. Każdy z nas powinien znać to uczucie, a jednak zapytany, czym jest miłość, jak ją opisać, lub zdefiniować (brzydkie słowo), postawiony byłby w sytuacji podobnej do człowieka zapytanego „kim jesteś?”. Najprostsze pytanie – najmocniejsza „zagwozdka”. Instynktowna, spontaniczna odpowiedź zdaje się zresztą nie odbiegać tak bardzo od prawdy, a brzmi ona „nie wiem”. Przecież jest ona czymś indywidualnym, intymnym, relacją pomiędzy dwojgiem ludzi. A skoro nie da się jej jednoznacznie określić, więc zawiera ona w sobie tajemnicę. Wbrew pozorom, zdawkowe „nie wiem” doskonale to ujmuje.

Podwójna negacja.

Miłość jest tajemnicą dwojga. Jest tym momentem, w którym zapieramy się siebie, odrzucamy własne ego i stajemy na pozycji, w której liczy się tylko dobro drugiej osoby. Nasze własne myśli, uczucia, działania będą skierowane ku niej. Chcemy jej oddać wszystko, od rzeczy najbanalniejszych do najbardziej metafizycznych, jak „duszę” czy „czas” (czyli absolutna miłość będzie oznaczała miłość wieczną – na zawsze – po wsze-czas – jak miłość wierzącego do Boga Ojca). Gdy obie osoby zanegują własne swoje ego, a jedna żyje dla drugiej i vice versa, łączą się one uczuciowym pomostem, w wyniku czego powstaje metafizyczna przestrzeń. Następuje zjednoczenie serc (komunia),  intymna relacja, która jest poza zasięgiem zrozumienia u osób, które w niej nie uczestniczą (i dlaczego osoby niewierzące nie zrozumieją chrześcijanina!).

Określenie miłości jako podwójnej negacji swojego ego może uzmysłowić nam, dlaczego w obecnych czas tak wielu ludzi obecnie myli się w swoich uczuciach. Jednocześnie istota podwójnej negacji uświadamia nam, jak bardzo ułomne jest pojmowanie miłości, gdzie dominuje „poligamia sukcesywna” tudzież pogląd, że przecież uczucia wygasają i wtedy trzeba znaleźć „lepszy/inny model”. Na bazie odstępstwa od podwójnej negacji, czyli na ukazaniu tego, co jest miłością niepełną, niespełnioną bądź niby-miłością łatwiej będzie pojąć nam jej siłę, prawdę i piękno. Każde dobro można opisać i ocenić najlepiej, gdy to dobro znika. Jak pisał św. Tomasz, zło jest brakiem dobra.

1.       Tęsknota platoniczna.

Celowo nie napisałem „miłość platoniczna”, gdyż moim zdaniem taka „miłość” jest jednokierunkowa i przypomina tęsknotę. Tęsknota jest to stan, w której przypominamy sobie coś dobrego, chcąc do tego wrócić, a nie jest to w danym momencie możliwe. Niemożność realizacji czynu nazywamy za św. Tomaszem rozpaczą.

Tęsknota platoniczna jest negacją wyłącznie samego siebie. Nie ma w niej ani metafizycznej przestrzeni, ani komunii (zjednoczenia). Człowiek, który znajduje się w takiej sytuacji, przypomina kogoś zawieszonego w pustce (bardziej pasuje tu angielskie słowo void albo niemieckie das Leere), w próżni, którą się napełnia i w której usilnie się błąka, gdyż podtrzymuje go w tym nadzieja na spełnienie.

Spełnienie jest w tym wypadku pozytywnymwariantem zakończenia tęsknoty. Negatywna opcja oznacza anihilację uczucia, czyli powrót do siebie. Gdy tęsknota platoniczna pozostaje wystarczająco długo nieodwzajemniona, ofiara unikając traumy i dalszego napięcia upada pod ciężarem własnych uczuć. Często po drodze pociąga za sobą wiele zniszczeń, nierzadko ruinę.

Tęsknota platoniczna posiada zatem jasną i ciemną stronę. „Jasna” wynika z zaangażowania się w próbę spełnienia, polegającą na przekonaniu (…do nas) drugiej osoby, aby nauczyła się bądź nabrała miłości do nas i w ten sposób stworzyła warunki do zjednoczenia.

Warto zauważyć, że tęsknota platoniczna jest ideałem rozpowszechnianym przez literatów i poetów. Jasna strona tęsknoty platonicznej polega na determinacji, cierpliwości i altruizmu – stąd jej wartość estetyczna. Związana ona jest oczywiście z tym, że tęsknota platoniczna nie chce „zapłaty” (samo słowo jest problematyczne) i nie dostaje jej. Jest zatem uważa za miłość wręcz idealną, bezkresną, absolutną. Tymczasem jak ten stan tragicznej negacji samego siebie i notorycznego nieodwzajemnienia może być uznawany za ideał? Może dlatego, że częściej opisuje się cudowne jej spełnienia, a nie opisuje tysiąca jej anihilacji, czyli ciemnej strony.

Ciemna strona tęsknoty platonicznej, czyli żal, zagubienie, frustracja, tytułowa „tęsknota” sensu stricte, hodowla kompleksów, złość i niemoc, a wszystko to objawiające się w rosnącej natarczywości wobec osoby lub podmiotu nieodwzajemniającego uczuć. Jak lawina pojawiają się pytania: „Dlaczego nie odpowiadam?”, „co jest ze mną nie tak?”, „czy muszę się zmienić, porzucić siebie?”, „jakie mam wady, co mi przeszkadza?”. Poetycko można to nazwać mgłą pytań, w której błądzi ofiara platonicznej tęsknoty. Mimo wszystko, na tym etapie, można ją determinacją i staraniami przezwyciężyć. Lecz gdy to zawodzi, gdy granica zostanie przekroczona – wtedy czas zaczyna ciążyć nad nami jak deszczowa chmura, niemoc zamienia się wstyd, smutek i żal. Niedowartościowanie, kompleksy – w skrajnym przypadku nawet nienawiści do siebie samego.

Opisana sytuacja nieodwzajemnienia jest brana za słabość, podczas, gdy ona wypływa z naturalnego źródła. Człowiek taki zanegował siebie (pojedyncza negacja), nie dokonał jednakże komunii. Nad taką osobą ciągną się nihilistyczne chmury, a być może i coś gorszego. Anihilacja platonicznej tęsknoty jest tylko naturalną konsekwencją, gdyż jej ofiara potrzebuje w końcu wrócić do siebie, jeśli nie chce pogrążyć się w rozpaczy.

Ideał platonicznej tęsknoty jest szczególnie ceniony i kultywowany głównie przez kobiety. Wynika to ze społecznej konstrukcji i pewnych archetypów. Pierwszym jest rola matki. Matka kocha swoje dzieci, choćby te nie odwdzięczały się uczuciami. Matka będzie do upadłego, niczym lwica lub wilczyca, bronić swojego potomstwa i jest to dla niej nawet nie tyle naturalne, co instynktowne. Drugim, prawdopodobnie związanym z pierwszym powodem jest pewien utarty stereotyp pt. to kobieta powinna zrobić pierwszy krok. Nieodłączną częścią tego stereotypu jest coś w rodzaju zakazu ujawniania swoich uczuć przez kobietę. Musi ona zatem wstrzymać się i używać tylko jakiejś pośredniości (żeby nie wyszła na pierwszą-lepszą) w swojej walce o komunię.

Na tym jednak sprawa się nie kończy, bo kobieta projektuje własną rolę na mężczyznę i domaga się od niego tej samej platoniczności jako swego rodzaju próby. Pomijając, czy nie jest to tanio sprzedany ideał, kolportowany przez literatów wywodzących się z byłej arystokracji, którzy w ten sposób zaimportowali archetyp kobiety posłusznej z czasów feudalnych, kiedy to mężczyzna był panem sytuacji. Ten relikt pokutuje do dzisiaj stając się lejtmotywem w popkulturowych romansidłach.

Ciekawym przypadkiem miłości oraz tęsknoty platonicznej może być stosunek do bytu nieosobowego, np. do własnego kraju. Co prawda, miłość do Ojczyzny (małej i dużej) wymaga samopoświęcenia, to jednak w Polsce niemal od początku epoki nowożytnej jest to tak naprawdę tęsknota. Jakież inne wyjaśnienie mógłby mieć kultywowana u nas martyrologia? A, niemal jako rewers tej samej monety, wieczne narzekanie na własny kraj? Jest to właśnie wręcz książkowy przykład tęsknoty platonicznej, kochanka, którego wybranka nie odpowiada na starania i uczucia.

W przeciętnym Polaku będzie zatem kłębić się zarówno głębokie przywiązanie, jak i żal, gotowość do poświęcenia, jak i poczucie wiecznego niedowartościowania związanego z tym, że owe patetyczne uczucia nie znajdują pokrycia w wartości samej Ojczyzny. „Ziemia to moja, i ja ją uprawiam, mimo, że zatruta i nieżyzna”. Nie wygasa to nawet wśród ludzi, którzy znaleźli się na emigracji. Jak śpiewa wokalista zespołu Coma: „Ziemia przodków ma tę moc, że po nocach nie da im [emigrantom – przyp. KK] spać. Wielka Polska – marzenie nie do realizacji?

2.       Narcyzm, czyli „miłość” własna

Drugim przypadkiem, kiedy brak komunii oraz metafizycznej przestrzeni występuje wtedy, kiedy jedno z kochanków dotkniętych jest „miłością” własną, czyli narcyzmem. W takiej sytuacji domniemany kochający szuka w drugiej osobie nie komunii, a potwierdzenia własnych wartości, realizacji siebie.

W przeciwieństwie do tęsknoty platonicznej, która dotyka głównie ludzi nieśmiałych, z niską samooceną, narcyzm dotyka głównie ludzi mocno dowartościowanych. Mogą oni – szczerze – być i żyć zarówno sami, jak i w związkach bez kompleksów. Nie czynią też, jak w przypadku tęsknoty, projekcji swoich słabości na inne osoby. Ich związki często symulują zdrowie i nie muszą ujawnić swojej ciemnej strony, a co najważniejsze istnieje szansa, że mogą zamienić się w miłość spełnioną, zwłaszcza pod wpływem refleksji lub czasu.

Istota narcyzmu polega na tym, że podmiot kocha nie dlatego, bo np. adresat uczuć jest przystojny, tylko dlatego wybiera przystojnego, ponieważ sam jest na tyle dobrym, że przystojna osoba sama go wybrała. To samo dotyczy wiedzy, mądrości, spontaniczności, ładnej sylwetki, zmysłu towarzyskiego itd. Patrzcie, jaką mam „kobitę”!

W czym tkwią pozory takiego uczucia? Oczywiście w egoizmie. Osoba taka może znudzić się partnerem, jej uczucia zanikają lub pozostają nienasycone. Pojawia się chęć wymiany partnera/partnerki na lepszy model. W czasach, w których dominuje poligamia sukcesywna, pokutuje pogląd, że uczucia wygasają i w związku z tym ideał miłości aż do śmierci zdaje się być niedorzecznym wyjątkiem, a nawet czymś szkodliwym.

Rutyna zabija, to prawda, ale jej motorem jest narcyzm i egoizm. Ludzie nie umieją być ze sobą, stają się sobie obcy i oddalają się. Tutaj tkwi różnica między uczuciami a właściwą miłością. Gdyż te pierwsze są faktycznie przelotne, a ich paliwo nie jest niewyczerpalne, tymczasem miłość często smakuje gorzko, a jej drogą trudności. Chwyć różę za kole / ściśnij mocno / niech wbiją się w dłoń / niech spłynie czerwienią. W powiedzeniu nie ma różny bez kolców bardziej chodzi o to, że wspólna droga naznaczona jest trudnościami, trudnościami zwykłości, tak jak normalne jest, że róża posiada i tę mniej przyjemną „część”.

Ofiarami miłości własnej częściej padają mężczyźni. Najlepiej wyraża to pewna angielska myśl: „Mężczyzna szuka kobiety, która będzie potwierdzeniem jego własnej wartości. Można to ująć też inaczej: Powiedz mi, jakie są twoje ideały, a powiem ci, jakiej kobiety szukasz.

Problemy znudzenia, próby uciekania od odpowiedzialności życiowej, niemożność do zbudowania trwałego związku mają tutaj swoje źródło, zatrute przez samego mężczyznę swoim egoizmem i narcyzmem. Czasami także przez kobietę, czegodowodzi „definicja” miłości podana przez apologetkę egoizmu, Ayn Rand[1].  Generalnie, narcyzm występuje wtedy, kiedy jeden z kochanków symuluje negację ego, krocząc własnym interesem w celu podbicia serca drugiej osoby i mając na celu zaspokojenie siebie.

Mówiąc o relacjach rodzinnych, warto nadmienić, że mężczyźni mogą symulować nie tylko wobec żony, ale także wobec synów. Ojcowskie ideały, by wychować silnego/mądrego syna, tudzież rodzicielskie żądania, mogą mieć źródło nie w miłości, a w narcyzmie, we własnych ambicjach (spełnionych i niespełnionych, obojętnie), wytwarzając presję na swoim adresacie, czyli dziecku, nieraz nie do udźwignięcia.

W przypadku analogii miłości podmiotu do abstrakcji, weźmy znowu państwo, w opozycji do polskiej tęsknoty można postawić jankeski szowinizm. Osiągnięcia własnego kraju i ambicje mocarstwowości pomagają w podbudowaniu własnego poczucia wartości („Jestem członkiem najmądrzejszego/najsilniejszego narodu na świecie) – imieniem narcyzmu w tym wypadku będzie szowinizm.

3.       Połączenie obu ułomności – odwrócony narcyzm

Oczywiście, powyższe przypadki mogą występować łącznie. Szczególnie narażone na nią są osoby niedowartościowane, które w drugiej osobie nie szukają tyle co potwierdzenia własnej wartości, co jakiejkolwiek wartości. Taka osoba szuka w drugiej echa tego, czym chciałaby być, nie będąc nią w rzeczywistości. Projektuje więc nie tylko ideał adresata swoich uczuć, ale całą relację, włącznie z sobą. Ułomne ego projektuje wyimaginowane skrzydła i za ich pomocą próbuje wznieść się ku niebu.

Jeśli adresat/adresatka uczuć takiej chorej osoby odwzajemnił je, powinien/powinna mieć się na baczności. Osoba, która jest ofiarą jednocześnie odwróconego narcyzmu i tęsknoty platonicznej, zawiera w sobie nieustanny strach przed opuszczeniem. Zdając sobie sprawę z własnej słabości, a jednocześnie, po chwilowym otrzymaniu odwzajemnienia, znajdując namiastkę wartości własnej, będzie lawirowała i kluczyła pomiędzy głębokim oddaniem, a głębokim egoizmem. W jednej chwili będzie pokornym barankiem, w drugiej furiatem.

W relacjach rodzinnych występuje sytuacja analogiczna do narcyzmu, wzmocniona mocnym niedowartościowaniem rodzica i dodatkowo niemożnością przekazania adresatowi uczuć, czyli dziecku, pozytywnej drogi. To samo dotyczy „miłości do Ojczyzny”. W tym wypadku wariograf będzie drgał pomiędzy tęsknotą, a szowinizmem, a zazwyczaj poczuciem niemieckiej krzywdy, którą ktoś (źli rządzący, zachodnie „mocarstwo”) wyrządziło „wielkiemu narodowi” i ten naród (a właściwie jego członkowie) czują się zobligowani do wyrównania rachunków i przywrócenia dumy. Imię odwróconego narcyzmu to nacjonalizm.

Mimo wszystko, dla osoby dotkniętej tą patologią, istnieje promyk nadziei, a jest ona związana z ciężką pracą nad sobą – pracą, która powinna polegać przede wszystkim na nieustannym interesowaniu się sprawami innych. Fikcyjna negacja własnego ego urealnia się bądź uświadamia się dotkniętemu problemem. Zalecane jest wyczucie. Mocna dawka szczerości i spontaniczności jest wskazana, ale należy pamiętać, że wywlekanie czyichś obaw na wierzch nie jest czynnością przyjemną i może uwolnić w chorej osobie ładunek wstydu, który zniszczy relację szybciej, niż erozja wskutek tej mieszanki egoizmu i kompleksów. Operacja się udała, tylko pacjent zmarł.
Zakończenie

Miłość jest podwójną negacją, tajemnicą i komunią (zjednoczeniem serc). Powstaje tam, gdzie oboje ludzie rezygnują z własnego ego na rzecz drugiej osoby, tworząc uczuciowy pomost i metafizyczną przestrzeń. W tych określeniach być może tkwi trochę patosu, ale także i nutka racjonalizacji. Zasadę podwójnej negacji lepiej można zrozumieć na tle tego, co miłość próbuje udawać, lub co dopiero domaga się spełnienia.  Ten esej był stworzony z myślą o ciężkich czasach, aby przypomnieć o prawdziwej (bezgranicznie oddanej i wiecznej) miłości i że idąc za jej wołaniem, mimo wszystko jesteśmy w stanie zmieniać i wpływać na nasz los.

Aneks

Zdrową zasadą podwójnej negacji będzie zatem w przypadku obywatel-państwo patriotyzm. Charakteryzuje się on gotowością do pracy na rzecz narodu/państwa, wiedząc, że organizm państwa wyda przy tym dobre owoce. Towarzyszy temu tolerancja dla innych nacji i próba pokojowego istnienia z innymi państwami (bo osoba świadoma swojej wartości nie musi jej na siłę uzewnętrzniać). Chyba najbliższe temu są państwa takie jak Szwajcaria i Finlandia. Nazwijmy to zatem szwajcarską harmonią.

Kamil Kisiel

[1] „(…) prawdziwa miłość jest “wyrazem i potwierdzeniem poczucia własnej godności, odpowiedzią na własne wartości w osobie innego. Doznajemy całkowicie osobistej, egoistycznej radości wskutek samego istnienia osoby, którą kochamy” – cytat za Wikipedią, Cnota egoizmu, Roz. Etyka sytuacji krytycznych.

Za: http://prokapitalizm.pl/milosc-podwojna-negacja.html

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Miłość – podwójna negacja”

  1. Doskonały tekst. Aż dziwne, że wisi tu od paru dni i jak dotąd jeszcze nikt go nie skomentował. Czyżby uczucie miłości było konserwatystom obce, a sam jej temat w związku z tym nadający się jedynie do przemilczenia, czy co? Artykuł jest w zasadzie adresowany do wszystkich grup wiekowych, lecz należałoby go śmiało polecać zwłaszcza nastoletnim czytelnikom, którzy prawdopodobnie po raz pierwszy doświadczają młodzieńczych rozterek sercowych i związanego z nimi weltschmerzu. Dzięki niemu być może znaleźliby rozwiązanie swych problemów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *