Mołdawskie wybory rozstrzygnięte z zewnątrz?

Stawka elekcji jest wysoka – nie tylko na miarę geopolitycznego wyboru między Unią Europejską, a Celną, ale także obejmując przyszłość Gagauzji i Naddniestrza. Jest niemal pewne, że zwycięstwo sił prozachodnich – będzie oznaczać rozpad Mołdawii, a docelowo może i jej zniknięcie z mapy Europy.

Siły eurazjatyckie w wyborach 30 listopada idą pozornie rozproszone, jednak tym razem taktyka wydaje się logiczniejsza, niż skupienie się w ramach partii komunistycznej (która w realiach mołdawskich jest formacją prawosławno-konserwatywną). Partia Komunistów Republiki Mołdawii, której jeszcze wiosną niemal wszystkie sondaże dawały szansę na zdecydowane zwycięstwo i ponad 40 proc. – obecnie w szacunkach sięga jedynie ok. 26 proc. Komuniści oskarżają sondażownie o oszustwa i kreowanie poparcia dla obu rządzącego, faktem jednak jest, że sama osobowość lidera PKRM, Władymira Woronina wpływa na istnienie „szklanego sufitu” dla jego formacji. Tym razem jednak krytycy liberalnych rządów w Kiszyniowie – mają alternatywę. Obok Partii Socjalistów Republiki Mołdawii I. Dodona, odnotowującej w sondażach poparcie ok 8-9 proc. czarnym koniem wyborów może być blok Patria, na czele z charyzmatycznym przywódcą, Renato Usatym (również ok. 9-10 proc.). W sprzyjających warunkach – tzn. bez cudów nad urną, o które opozycja już podejrzewa rząd, te trzy ugrupowania byłyby w stanie sformować rząd, który wypowiedziałby umowę z Brukselą i wprowadził Mołdawię do Unii Celnej. Wg badań opinii – rozwiązanie takie popiera 45 proc. Mołdawian. 43 proc. – opowiada się natomiast za docelowym przystąpieniem kraju do UE. Ok. 27 proc. obywateli chciałoby też zjednoczenia z Rumunią.

Właśnie rumuński premier V. Ponta jest jednym z głównych orędowników atlantyckiego i brukselskiego wyboru Mołdawii, a jego porażka stanowi w wyborach prezydenckich stanowi spore zaskoczenie dla mołdawskich liberałów. Rozstrzygający bój stoczony zostanie na dwóch polach – po pierwsze na wsi, której najmocniej dotykają ograniczenia w handlu z Rosją i dla której reorientacja na rynek europejski praktycznie nie jest możliwa, po drugi zaś wśród imigrantów. Właśnie na temat umożliwienia oddania głosów przez mołdawską emigrację zarobkową w Rosji – rozmawiał I. Dodon z W. Putinem, a także z szefem Federalnej Służby Imigracyjnej Rosji Konstantinem Romodanowskim. Zapowiedziano już „amnestię migracyjną” dla wszystkich nielegałów pracujących na czarno na terytorium Federacji – o ile ujawnią się udając na głosowanie. Chodzić zaś może nawet o 800 tysięcy obywateli republiki.

Ten genialny w swej prostocie ruch liberałowie starają się skontrować m.in. rozdawnictwem żywności (choć trudno dobitniejszy dowód na problemy wynikające właśnie z realizowanej przez obecny rząd polityki). Zresztą właśnie produkcja i zbyt żywności, m.in. owoców jak jabłka, jest jednym z głównych tematów kampanii wyborczej, w której zwłaszcza socjaliści punktują władze, wskazując, iż na nasyconym i zablokowanym rosyjskim embargiem rynku europejskim – mołdawska produkcja nie ma czego szukać. – Nie damy rady polskim jabłkom, dlatego musimy wrócić do rosyjskich konsumentów – powtarza I. Dodon i tym samym staliśmy się mimowolnym bohaterem mołdawskich debat przedwyborczych.

O tym, że Mołdawia będzie kolejnym po Ukrainie polem starcia zachodnio-rosyjskiego, mówi i pisze się już od miesięcy. Pośrednio przyznał to m.in. minister spraw zagranicznych Federacji, Siergiej Ławrow przypominając, że ewentualne kontynuowanie drogi do Unii Europejskiej będzie odebrane w Naddniestrzu jako asumpt do usankcjonowania samostanowienia (co w realiach Tyraspola oznacza dążenie do przyłączenia do Rosji). Oczywiście obserwacja to nie nowa, odebrana została jednak jako sugestia, że tym razem Kreml może wreszcie życzliwie spojrzeć na aspiracje Transdniestrii (o co konsekwentnie zabiega np. wicepremier Dymitr Rogozin).

Jedno wydaje się pewne – Zachód wyborów w Mołdawii przegrać nie może, zrobi więc wszystko, by do tego nie doszło – nawet, jeśli wyborcy zadecydują inaczej. Czy opozycja ma dość siły i determinacji, by zapobiec ewentualnym fałszerstwom, względnie czynnie im się przeciwstawić? Jeśli zaś uzyska ewidentny sukces – czy sama będzie wstanie obronić się przed naciskiem Waszyngtonu, Brukseli i Bukaresztu? Rząd Iuriego Leancy nie cofnie się zapewne przed niczym, aby utrzymać prozachodni kurs Kiszyniowa – co jednak oznaczałoby nową wojnę już nie tylko z Naddniestrzem, ale być może też z Gagauzją. Co ciekawe, mówi już o tym wprost np. Ana Guţu, jedna z liderek Liberalno-Reformatorskiej Partii przyznając, że być może ceną za integrację ze strukturami europejskimi i atlantyckimi (a także – w domyśle – zjednoczenie z Rumunią) – może być uznanie przez Kiszyniów niezależności Tyraspola. Podobne wnioski można też było – zdaniem mołdawskich obserwatorów wysnuć z analizy wystąpień „rumuńskiego Sikorskiego”, czyli byłego już prezydenta Trajana Băsescu.

O tym, czy Mołdawia zostanie jednym państwem, czy w ogóle będzie odrębnym bytem politycznym oraz czy znajdzie się w składzie Unii Europejskiej (o ile ta przetrwa…) czy Unii Celnej – Mołdawianie zadecydują już w najbliższą niedzielę.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *