MSZ usprawiedliwia kult UPA na Ukrainie

3 lutego Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało na interpelację posła Roberta Winnickiego w sprawie stanowiska polskiej dyplomacji wobec rozwoju kultu OUN-UPA na Ukrainie[1]. W odpowiedzi tej na wstępie stwierdza się, że MSZ i polskie placówki dyplomatyczne na Ukrainie „z największą uwagą śledzą – i gdy jest to konieczne – reagują na wszelkie przejawy antypolskich stereotypów i tendencji nacjonalistycznych, interweniując u stosownych władz ukraińskich”. Dalej stwierdza się, że z negatywną oceną MSZ spotykają się również wypowiedzi ukraińskich polityków gloryfikujące OUN-UPA, co ma być podnoszone w oficjalnych relacjach ze stroną ukraińską. Po uchwaleniu przez parlament Ukrainy 9 kwietnia 2015 roku ustawy „O statusie prawnym i uczczeniu pamięci uczestników walk o niezależność Ukrainy w XX wieku” MSZ miał wyrazić swoją dezaprobatę u władz ukraińskich i apelować o „zmianę tych zapisów ustawy, zgodnie z którymi statusem bojowników o niepodległość objęte są także osoby popełniające przestępstwa przeciwko ludności cywilnej”. MSZ także postuluje (ale bynajmniej nie żąda) „usunięcie zapisu wprowadzającego zasadę odpowiedzialności karnej za oceny odchodzące od oficjalnej narracji”.

Tyle z oficjalnej odpowiedzi na poselską interpelację możemy się dowiedzieć na temat działań podejmowanych przez polski MSZ wobec państwowego kultu UPA na Ukrainie. Działania te polegają głównie na apelowaniu i postulowaniu. W dalszej części oficjalnego stanowiska MSZ został przedstawiony punkt widzenia, którego nie można określić inaczej jak pełne empatii usprawiedliwianie państwowego kultu UPA na Ukrainie przed polską opinią publiczną.

„Należy podkreślić – stwierdza MSZ – że w świadomości historycznej Ukraińców, szczególnie w centralnej i wschodniej części kraju, odwoływanie się do tradycji UPA jest związane z upowszechnianiem wiedzy o działaniach UPA, jako jedynej antysowieckiej partyzantki w ZSRR po drugiej wojnie światowej”. Mamy tu więc stanowisko, wielokrotnie wyrażane m.in. przez ukrainofilskie środowisko „Gazety Polskiej”, że jakoby kult UPA na Ukrainie ma charakter wyłącznie antysowiecki i antyrosyjski – co w tym środowisku jest oceniane pozytywnie – a nie neonazistowski i antypolski. Skrajnym przykładem tego stanowiska jest znana wypowiedź Ewy Stankiewicz – gwiazdy TV Republika i animatorki ruchu smoleńskiego – wedle której „kult Bandery na Ukrainie nie jest antypolski. Współczesny kult UPA i Bandery jest antysowiecki, antyrosyjski. UPA Ukraińcom nie kojarzy się z antypolonizmem, tylko z walką z sowiecką okupacją. Skrajni ukraińscy nacjonaliści demonstrują ogromną sympatię dla Polaków. Dlatego pamiętając o historii, należy wspierać Ukraińców”[2].

Niestety pani Stankiewicz nie podała przykładów „ogromnej sympatii do Polaków” ze strony skrajnych nacjonalistów ukraińskich. Ta pani, identycznie jak resort dyplomacji PiS-owskiego rządu, nie rozumie lub udaje, że nie rozumie, iż pamięć o historii i wspieranie władzy w Kijowie, która heroizuje OUN-UPA wzajemnie się wykluczają. Tak naprawdę pani Stankiewicz, środowisko „Gazety Polskiej” i PiS-owski rząd o tej historii nie chcą pamiętać.

MSZ przyznaje, że wśród Ukraińców „wiedza o udziale UPA w eksterminacji cywilnej ludności polskiej na Wołyniu, Lwowszczyźnie i Podolu zachodnim jest rzeczywiście niewielka”. Czyja to wina? Zdaniem MSZ, oczywiście Rosji. Naprawdę zdziwiłbym się, gdyby wedle resortu dyplomacji PiS-owskiego rządu nie była to wina Rosji.

„Obecna propaganda rosyjska – pisze MSZ – przedstawiająca ukraińskich patriotów jako banderowców i faszystów, sprzyja utrwaleniu pozytywnego wizerunku UPA. Nie bez znaczenia jest także fakt, że przyjęcie przez parlament Ukrainy pakietu ustaw historycznych wpisuje się w szerszy proces desowietyzacji i dekomunizacji oraz próby poszukiwania nowej obywatelskiej tożsamości narodowej przez naszego wschodniego sąsiada”.

A więc jesteśmy w domu. Resort ministra Waszczykowskiego z jednej strony rzekomo z największą uwagą śledzi i reaguje na przejawy odradzania się nacjonalizmu ukraińskiego, a z drugiej strony rozumie, że kult tego nacjonalizmu jest wschodniemu sąsiadowi niezbędny jako narzędzie desowietyzacji i dekomunizacji. Za pozytywny wizerunek UPA wśród Ukraińców odpowiada – zdaniem polskiego MSZ – propaganda rosyjska, a bynajmniej nie administracja panów Poroszenki i Jaceniuka, która poprzez gloryfikację UPA desowietyzuje i dekomunizuje Ukrainę. Współcześni epigoni UPA są dla polskiego MSZ bynajmniej nie banderowcami i faszystami, ale „patriotami”. Chyba tylko przez brak większej szczerości nie powiedziano, że są także pożądanymi dla PiS-owskiego rządu sojusznikami. Czy resort ministra Waszczykowskiego i szerzej kierownictwo polityczne PiS naprawdę nie dostrzegają niebezpieczeństwa budowania przez Ukrainę „obywatelskiej tożsamości narodowej” na tradycji OUN-UPA, czy też jest im to po prostu najzupełniej obojętne?

Także „Koncepcja narodowo-patriotycznego wychowania dzieci i młodzieży” ukraińskiego Ministerstwa Oświaty i Nauki – wprowadzająca kult zafałszowanej historii OUN-UPA jako element wychowania i edukacji szkolnej oraz uniwersyteckiej – zasłużyła na głęboką empatię resortu ministra Waszczykowskiego. „W poszukiwaniu wzorców patriotyzmu – pisze polski MSZ – Ministerstwo Oświaty i Nauki odwołuje się do istniejących – w niespełna 25-letniej historii niepodległej Ukrainy – przykładów patriotycznych postaw zdeterminowanych do obrony ukraińskiej niezależności. „Koncepcja” została przygotowana w czasie agresji Rosji na terytorium Ukrainy, zagrożenia niepodległości państwa i toczonych działań zbrojnych. W takich okolicznościach nie można odmawiać Ukrainie prawa do odwoływania się do przykładów patriotycznych postaw ze stosunkowo krótkiej historii tego kraju. Niemniej jednak, MSZ będzie monitorować praktyczne wykorzystanie założeń rzeczonej „Koncepcji” w kontekście funkcjonowania polskich szkół i placówek oświatowych na Ukrainie. Będziemy także uważnie śledzić sposób praktycznego wprowadzenia w życie założeń „Koncepcji”, przede wszystkim pod kątem jej ewentualnych konsekwencji dla mniejszości polskiej i relacji polsko-ukraińskich”.

Tego, przyznam, już całkowicie nie rozumiem. O jakie przykłady patriotycznych postaw w 25-letniej historii niepodległej Ukrainy chodzi? Przecież tam jest mowa o indoktrynowaniu dzieci i młodzieży spreparowaną historią OUN i UPA[3]. To w końcu gloryfikacja na Ukrainie zbrodniarzy spod szyldu OUN-UPA jest dla resortu ministra Waszczykowskiego „przejawem antypolskich stereotypów i tendencji nacjonalistycznych” – jak to się pisze na początku omawianego dokumentu – czy przykładem „patriotycznych postaw zdeterminowanych do obrony ukraińskiej niezależności” – jak to zostało ujęte w zacytowanym fragmencie? Czy dla polskiej dyplomacji OUN i UPA są to formacje zbrodnicze i antypolskie czy zasługujący na empatię ukraińscy patrioci – z położeniem nacisku na ten drugi element? Jeśli jedno i drugie, to punkt widzenia polskiego MSZ jest zbieżny nie tyle nawet ze stanowiskiem panów Poroszenki i Jaceniuka, co z poglądami Ogólnoukraińskiego Zjednoczenia „Swoboda”, Prawego Sektora, Partii Radykalnej, Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów i UNA-UNSO.

Polski MSZ po raz kolejny usprawiedliwia rozwijanie kultu OUN-UPA na pomajdanowej Ukrainie domniemaną „agresją Rosji”. Objaśnianie zawiłości tego świata „agresją Rosji” przypomina znane z historii równie nieskomplikowane powoływanie się na „spisek żydowski” i „walkę klas”. Zdaniem polskiego MSZ winę za gloryfikację OUN-UPA na Ukrainie ponosi nie pomajdanowa władza, ale właśnie Rosja. Może to także Rosja zorganizowała Majdan i wysłała tam pierwszy garnitur polskich polityków, by razem ze skrajnymi nacjonalistami i neonazistami podjudzali tłum do obalenia legalnej władzy?

Jeżeli Ukrainie nie można odmówić „prawa do odwoływania się do przykładów patriotycznych postaw ze stosunkowo krótkiej historii tego kraju”, czyli kultu OUN-UPA, to jaki sens mają zapewnienia kierownictwa polskiej dyplomacji o monitorowaniu antypolonizmu na Ukrainie i rzekomo wyrażanej w dwustronnych rozmowach dezaprobacie wobec gloryfikacji zbrodniczych wzorców politycznych w tym kraju? Natomiast obietnicę, że polski MSZ będzie monitorował szerzenie banderowskiej propagandy historyczno-politycznej w polskich szkołach i placówkach oświatowych na Ukrainie należy potraktować humorystycznie zważywszy, że polska dyplomacja nie potrafiła doprowadzić do usunięcia popiersia Romana Szuchewycza z elewacji polskiej szkoły we Lwowie, ani nawet tego zresztą nie próbowała uczynić. Tak samo bałamutnie – w kontekście jawnego usprawiedliwiania ukraińskiej polityki historycznej i oświatowej – brzmi stwierdzenie, że polski MSZ będzie śledził „sposób praktycznego wprowadzenia w życie” banderowskiej propagandy pod kątem jej konsekwencji dla mniejszości polskiej.

Minister Wszczykowski i jego współpracownicy mają jakieś wątpliwości jak to praktyczne wprowadzanie w życie kultu OUN-UPA wygląda i jakie to ma konsekwencje dla resztek polskiego żywiołu na Ukrainie? Jeśli tak, to proponuję, żeby obejrzeli dostępne na You Tube filmy przedstawiające powszechny udział ukraińskiej młodzieży szkolnej i studenckiej w marszach ku czci Bandery czy dywizji SS-Galizien oraz uroczystych akademiach szkolnych, na których śpiewa się piosenki w stylu „My banderowcy” itp. Proponuję przestudiować treści nie tylko ukraińskich podręczników szkolnych i akademickich, ale nawet elementarzy do edukacji wczesnoszkolnej. Konsekwencje są takie, że młodych Ukraińców wychowuje się w kulcie zbrodni i nienawiści oraz – wbrew temu co twierdzi pani Stankiewicz – także antypolonizmu, a żyjący na Ukrainie Polacy – jeśli chcą spokoju – muszą to akceptować.

Zresztą troska MSZ w Warszawie o mniejszość polską na Ukrainie wygląda identycznie jak troska o znacznie liczniejszą mniejszość polską na Litwie. Dał temu wyraz wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański, przyznając otwarcie w odpowiedzi na inną interpelację wspomnianego posła R. Winnickiego, że stosunki z Litwą nie ulegną zmianie mimo dyskryminacji, jakiej doświadcza ze strony władz tego państwa mniejszość polska na Wileńszczyźnie. Jako powód wiceminister Szymański podał „wiele wspólnych interesów, jakie łączą Polskę, a ściślej obecną ekipę rządzącą, z Litwą”. Te wspólne interesy to przede wszystkim walka z domniemanym zagrożeniem rosyjskim, czyli prowadzenie polityki antyrosyjskiej w interesie i pod dyktando USA. „W projektowaniu polskiej polityki wobec Litwy – napisał wiceminister Szymański – Ministerstwo Spraw Zagranicznych musi uwzględniać szerszy kontekst geopolityczny, a także wyraźne pogorszenie się sytuacji bezpieczeństwa, wywołane agresją Rosji na Ukrainę”[4].

Losy polskiej mniejszości narodowej na dawnych Kresach Wschodnich zostają tym samym złożone na ołtarzu globalnej polityki amerykańskiej. W interesie tej polityki rząd w Warszawie nie będzie się sprzeciwiał depolonizacji Wileńszczyzny i tych rejonów Ukrainy, gdzie jeszcze żyją Polacy. Depolonizację tę – co należy podkreślić – rozpoczęli podczas drugiej wojny światowej litewscy faszyści (szaulisi) oraz ich ukraińscy odpowiednicy z OUN-UPA, przeprowadzając ją metodami ludobójczych czystek etnicznych (zbrodnia ponarska, ludobójstwo wołyńsko-małopolskie).

W końcowej części odpowiedzi na interpelację poselską w sprawie rozwoju kultu OUN-UPA na Ukrainie resort spraw zagranicznych RP uchylił się od zakwalifikowania zbrodni banderowskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej jako ludobójstwa. „Ministerstwo Spraw Zagranicznych – czytamy – nie dokonywało kwalifikacji prawnej zbrodni popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię wobec obywateli Rzeczypospolitej Polskiej”. Na koniec polski MSZ ponownie usprawiedliwia stronę ukraińską twierdząc, że jakoby na przestrzeni ostatnich lat „postrzeganie Zbrodni Wołyńskiej na Ukrainie uległo znaczącej ewolucji”. Kwintesencją stanowiska resortu ministra Waszczykowskiego są dwa ostatnie zdania, w których szczerze podsumowano jego stosunek do krzewienia kultu OUN-UPA na Ukrainie.

„Wydaje się, że w sytuacji trwającego w Donbasie konfliktu zbrojnego – stwierdza polski MSZ – radykalne zaostrzenie retoryki wobec Zbrodni Wołyńskiej i udziału formacji OUN-UPA nie przyniesie zamierzonych efektów, a wręcz może doprowadzić do zahamowania prowadzonego dialogu z Ukrainą. Obecne działania na rzecz obrony terytorium przed agresją zewnętrzną są w ukraińskiej narracji przedstawiane jako bezpośrednia kontynuacja wysiłku walki niepodległościowej UPA. Podważanie heroizmu UPA jest odbierane jako działanie antyukraińskie, zgodne z duchem rosyjskiej propagandy”.

Tłumacząc to na język polski: nie będziemy się sprzeciwiać gloryfikacji OUN-UPA na Ukrainie, bo szkodziłoby to polityce antyrosyjskiej, którą prowadzimy i chcemy nadal prowadzić razem z pomajdanową Ukrainą. Wystarczyło tylko tyle napisać zamiast redagować tak zawiły, pokrętny i zakłamany dokument.

Znamienne jest to sformułowanie o „duchu rosyjskiej propagandy”, bo znalazło się ono także w skandalicznym artykule Mirosława Czecha – działacza kolejnych wcieleń Unii Wolności i członka władz krajowych Związku Ukraińców w Polsce – opublikowanym w „Gazecie Wyborczej”. Poza generalnym atakiem na rząd PiS, któremu m.in. zarzuca, że jakoby ocieplił relacje z Rosją i wzmocnił rosyjską agenturę w Polsce (sic!), Czech pozwolił sobie na następujące stwierdzenie: „Na wschodzie jedyny niezagrożony odcinek granicy to sąsiedztwo z Ukrainą, stąd wysiłki rosyjskiej V kolumny, tzw. środowisk kresowych i nacjonalistów, żeby symbolicznie zapłonęła. Z pomocą sporów o przeszłość, świątynie i pomniki, rekonstrukcji rzezi wołyńskiej i propozycji stawiania płotu przed „wzmożoną falą imigrantów” z Ukrainy”[5]. Jakże to współbrzmi ze znaną wypowiedzią doradcy MSZ, dr. hab. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, na temat Kresowian i pokazuje, że mimo oficjalnej wrogości dwóch głównych obozów politycznych w Polsce Czech i Żurawski vel Grajewski to jednak awers i rewers tego samego medalu[6].

Chociaż pod omówionym dokumentem MSZ podpisała się podsekretarz stanu Katarzyna Kacperczyk, widzę w nim znane od dawna poglądy wspomnianego Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego. Nawet jeżeli nie napisał on tego dokumentu osobiście, to niewątpliwie musiał mieć niemały wpływ na jego zredagowanie.

Z treści odpowiedzi udzielonej przez MSZ na interpelację posła Winnickiego w sprawie stanowiska polskiej dyplomacji wobec kultu OUN-UPA na Ukrainie można wyciągnąć trzy wnioski. Po pierwsze, nadzieje środowisk kresowych na zmianę dotychczasowej polityki wobec Ukrainy po przejęciu władzy przez PiS okazały się nierealne. Po drugie, niemożliwość dokonania korekty w polityce wschodniej, polegającej na uzależnieniu dalszego wspierania Ukrainy od zaprzestania przez jej władze gloryfikacji OUN-UPA, pokazuje daleko idący brak suwerenności rządu PiS wobec zewnętrznych ośrodków politycznych (Waszyngton, lobby ukraińskie). Po trzecie, traktowanie Ukrainy jako państwa, od którego zależy strategiczne bezpieczeństwo Polski i w związku z tym nie można mu się narażać – jeżeli naprawdę obóz politycznej rusofobii w to wierzy – świadczy już nie tylko o braku realizmu tego obozu, ale o całkowitym rozminięciu się z rzeczywistością.

Mam na myśli nie tylko wrogość do Polski ze strony nacjonalizmu ukraińskiego – który wbrew rojeniom pani Stankiewicz zawsze był przede wszystkim antypolski, a nie antyrosyjski – ale chociażby niedawne głosowanie w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy w sprawie debaty na temat funkcjonowania instytucji demokratycznych w Polsce. Za wnioskiem popierającym taką debatę – będącą tak jak identyczna debata w Parlamencie Europejskim formą zewnętrznego dyktatu wobec Polski – głosował m.in. przedstawiciel Ukrainy w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy, przywódca Tatarów krymskich Mustafa Dżemilew[7] – wielokrotnie fetowany w Polsce przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, „Gazetę Polską”, Gazetę Wyborczą” i salony warszawsko-krakowskie[8]. Tak właśnie Ukraina broni strategicznego bezpieczeństwa Polski.

Bohdan Piętka


[1] Odpowiedź na interpelację nr 384 w sprawie stanowiska MSZ wobec rozwoju kultu OUN-UPA na Ukrainie, www.sejm.gov.pl, 3.02.2016; Rząd PiS-usprawiedliwia kult UPA na Ukrainie, www.kresy.pl, 7.02.2016.

[2] Ewa Stankiewicz: kult Bandery nie jest antypolski, tylko antyrosyjski, www.prawy.pl, 17.02.2014.

[3] Moralna klęska! Władze Ukrainy oficjalnie wprowadzają kult UPA do szkół, www.dziennik-polityczny.com, 3.02.2015.

[4] Odpowiedź na interpelację nr 383 w sprawie egzekwowania praw Polaków mieszkających w Republice Litewskiej, www.sejm.gov.pl, 2.02.2016; Litwa prześladuje Polaków, ale nasze relacje się nie zmienią – zapowiada MSZ, www.kresy.pl, 9.02.2016.

[5] M. Czech, Polityka zagraniczna bez sojuszników, „Gazeta Wyborcza” nr 23 (8660), 29.01.2015, s. 10.

[6] A. Wiejak, Doradca MSZ pogardliwie o Kresowianach: głupich pod dostatkiem, www.prawy.pl, 16.01.2016.

[7] A. Gajcy, Kto i jak głosował w RE ws. debaty o Polsce, www.rp.pl (strona internetowa dziennika „Rzeczpospolita”), 25.01.2016.

[8] M. Dżemilew został m.in. pierwszym laureatem Nagrody Solidarności, którą w porozumieniu z MSZ przyznała mu kapituła w składzie: Jan Krzysztof Bielecki, Henryka Krzywonos, Jacek Michałowski Janina Ochojska, Radosław Sikorski i Lech Wałęsa. Nagrodę o wartości miliona euro M. Dżemilew odebrał 3.06.2014 r. na Zamku Królewskim w Warszawie z rąk prezydenta Bronisława Komorowskiego. Por. Mustafa Dżemilew, lider Tatarów krymskich, laureatem Nagrody Solidarności, www.dziennik.pl (strona internetowa „Dziennika-Gazety Prawnej”), 7.05.2014; T. Baliszewski, Mustafa Dżemilew z Nagrodą Solidarności. Radosław Sikorski przedstawił pierwszego laureata, www.natemat.pl, dostęp 11.02.2016.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *