.
Polskie władze po raz drugi odmówiły prawa przejazdu przez nasz kraj Nocnym Wilkom, czyli rosyjskim motocyklistom znanym ze swojego pozytywnego stosunku do rosyjskiej tradycji imperialnej, a także z sympatii dla Prezydenta Rosji Władmira Putina. Oficjalnie podano, że Polska nie jest zdolna zagwarantować porządku i bezpieczeństwa w związku z tym przejazdem.
Gdyby argument oficjalny był prawdziwy, to jego następstwem winna być dymisja Pani Premier oraz szefów MSW i policji. Jeśli czterdziestomilionowe państwo nie jest zdolne zagwarantować porządku i bezpieczeństwa kilkudziesięciu osobom jadącym na motorach po Autostradzie A2 („Autostrada Wolności”), to jego władze natychmiast powinny podać się do dymisji po tak otwartej deklaracji absolutnej bezradności. Oczywiście wiemy, że tak nie jest. Nie jest także przypadkiem, że najpierw rząd PO, a teraz rząd PiS nie chce Nocnych Wilków wpuścić do Polski.
Jakie by nie były podawane przez polityków i media powody, nie chodzi o względy bezpieczeństwa. Zresztą proces straszenia „względami bezpieczeństwa” ma wygląd bardzo charakterystyczny: najpierw przez kilka tygodni solidarnościowe media straszą Polaków najazdem setek brodatych i pijanych putinowskich zbirów, nawołują do organizowania się, aby przejazd zablokować, wytwarzają atmosferę na pograniczu linczu, a potem solidarnościowe partie rządzące – najpierw PO, teraz PiS – rozkładają ręce i „ze względów bezpieczeństwa” rosyjskich motocyklistów nie wpuszczają do Polski.
O cóż więc chodzi? Wcale nie chodziło o przejazd przez Polskę, lecz o cel do którego rosyjski rajd motocyklowy zmierzał: chodziło o Berlin! Nocne Wilki jadą przecież trasą, którą 70 lat temu przemierzyły sowieckie czołgi w pogoni za czołgami narodowo-socjalistycznych Niemiec z wymalowanymi na nich swastykami. Cały problem polega na tym, że Nocne Wilki powtarzają zwycięską trasę Armii Czerwonej, aby dojechać do Berlina – stolicy III Rzeszy w maju 1945 roku zdobytej przez czerwonoarmistów. Niemcy robią co mogą, aby do tego nie dopuścić, ponieważ traktują ten rajd jako swoje upokorzenie. Niemcy nie chcą pamiętać, że nad wypalonymi ruinami Berlina – stolicy zjednoczonych przez Bismarcka Niemiec – zawisła kiedykolwiek sowiecka flaga. Niemcy nie chcą patrzeć jak przez Berlin przejeżdża pełen dumy korowód rosyjskich motocyklistów, z rosyjskimi flagami. Niemcy nie mogą znieść widoku, że po berlińskich ulicach przejedzie motocyklowa defilada wnuków i prawnuków rosyjskich żołnierzy i oficerów, których łupem w 1945 roku padła stolica III Rzeszy!
To dlaczego to Polska zablokowała przejazd Nocnych Wilków? Odpowiedź jest banalnie prosta. Z powodów historycznych rząd Angeli Merkel nie śmie samemu zablokować wjazdu Nocnych Wilków. Rząd Angeli Merkel nie śmie odmówić rosyjskim motocyklistom wiz wjazdowych. Jeśli bowiem odmówi, to cały świat zrozumie niemieckie przesłanie: my Niemcy, nie wstydzimy się III Rzeszy, my wstydzimy się, że przegraliśmy z Rosjanami w 1945 roku. A przecież RFN, jak nas wielokrotnie zapewniano, w sposób wzorcowy „rozliczyła się z nazistowską przeszłością”. Doprawdy nie sposób odcinać się od epoki hitleryzmu, równocześnie nie pozwalając wnukom i prawnukom rosyjskich żołnierzy przedefilować przez Berlin w kolejną rocznicę zdobycia miasta i upadku hitlerowskich Niemiec. Rząd Angeli Merkel nie jest tak głupi, aby – na oczach całego świata – powiedzieć, że III Rzesza była formą niemieckiej państwowości.
Zresztą po co rząd Niemiec miałby stawać w trudnej sytuacji, skoro na wschód od Odry mieszka takie mało kumate politycznie plemię, które nazywa się Polacy? Od tego jest niemiecka agentura wpływu w Polsce, od tego są beneficjenci niemieckich stypendiów, od tego są dziennikarze w polskojęzycznych mediach należących do niemieckich spółek, aby zatrzymać rosyjskich motocyklistów nad Wisłą. Niestety, Niemcy już dawno zorientowali się, że Polacy nie grzeszą specjalnie wysoką racjonalnością polityczną, gdyż w polityce nie kierują się racjami, ale namiętnościami. Wystarczyło uruchomić niemiecką agenturę wpływu, aby polskojęzyczne media dosłownie zalać antyrosyjską fobią. Wystarczyć przycisnąć guzik z napisem „Rosja” i drugi guzik z napisem „Putin” i po kilku wstępnych wypowiedziach agentów, fala rusofobii rusza niczym kula śnieżna. Kolejne artykuły i wypowiedzi nie są już autorstwa agentury wpływu. Dzięki wieloletniej propagandzie Polacy są już wytresowani antyrosyjsko niczym pies Pawłowa. Niemiec naciska przycisk „Rosja” i Polacy sami, chętnie, za darmo, z przyjemnością wykonają zadanie. Trzeba było zatrzymać Nocne Wielki na przedpolach Warszawy, aby nie wjechały triumfalnie do Berlina? Nic prostszego.
Niemcy dopięli swego i to Polska wzięła na siebie dobrowolnie zadanie zatrzymania spadkobierców Armii Czerwonej, tak jak gdyby celem rosyjskich motocyklistów było uczczenie sowieckiej agresji z 17 września lub Rzezi Pragi. To Polska ośmiesza się na arenie międzynarodowej; to Polska bierze na siebie zaostrzający się konflikt z Rosją. W tym czasie niemiecka dyplomacja mówi „to nie my”, a niemiecki biznes zawiera korzystne kontrakty w Rosji.
Teraz polskim politykom i mediom postsolidarnościowym (czy są z PiS, PO czy Nowoczesnej nie ma tu znaczenia – każdy solidaruch jest taki sam) chodzi o to, aby konflikt „motocyklowy” z Rosją rozgrzać do czerwoności. Dzięki filmowi Agnieszki Piwar „Rajd Katyński” – który jest dostępny w internecie – już tysiące Polaków zobaczyły jak polscy motocykliści entuzjastycznie i gościnnie witani są w Rosji. Celem polskich ośrodków decyzyjnych było tak obrazić Rosjan, aby w tym roku nie wpuścili polskich motocyklistów, aby nie złożyli kwiatów w Katyniu i w innych miejscach kaźni. Gdy wreszcie polskie ośrodki polityczne i medialne ten cel osiągną, to będzie można publicznie ogłosić: „Putinowska Rosja nie wpuściła polskich motocyklistów”. To byłby już ostateczny triumf polskiej polityki sponsorowanej przez Berlin.
Adam Wielomski
Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!
Ciekawi mnie ile Rosjanie płacą od słowa? Kilku autorów musiało tu zbić pewien kapitał. Może zgłosiłbym się na agenta. Człowiek robi wszystko bezinteresownie i nic z tego nie ma.