Wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia, o czym tradycyjnie informują nas reklamy Coca-Coli oraz przystrojone centra handlowe. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że stało się to dominującą, czy wręcz jedyną treścią tych kilku dni. Zwłaszcza dzisiaj, w okresie, kiedy cywilizacja zachodnia cuchnie strachem i nazywa te święta Zimowym Festiwalem.
W wielu pozornie chrześcijańskich domach w ogóle nie wspomina się o narodzeniu Jezusa Chrystusa, obiecanego przez Boga Odkupiciela. Za ten stan rzeczy odpowiada wiele czynników, lecz nie można zrzucać winy na propagandę, samemu niczego nie czyniąc w kwestii odnowy życia duchowego. Żyjemy w kraju, którego kultura została w olbrzymiej mierze ukształtowana przez chrześcijaństwo (w przypadku Polski jest to przeważnie katolicyzm), więc chcąc zachować tożsamość, a w konsekwencji wolność i suwerenność, nie możemy dalej tkwić w tym marazmie i musimy rozpocząć pracę nad potrzebnym nam renesansem. Jest to ciężkie zadanie, które na swoje barki muszą wziąć i kler, i laikat.
Sam nie czuję się dostatecznie kompetentny, by proponować drogę jaką Kościół w Polsce powinien podążyć, mam jednak drobne sugestie, które mogą okazać się pomocne.
Istotą świąt stały się prezenty, które z roli sympatycznego dodatku do pamiątki narodzin Chrystusa stały się zapłonem konsumpcjonizmu, któremu rodzice coraz bardziej nie potrafią się oprzeć. Dzieci życzą sobie tabletów, telefonów za minimum 1000 złotych czy najdroższych lalek, które w dodatku uczą dziewczęta, jak się ubierać[1]. Proponuję sprawiać tańsze, aczkolwiek użyteczne upominki, które nie będą pochodziły ze świata reklam, seriali, w których uczy się dzieci buty czy technologii, które odrywają je od wspólnoty rodzinnej. Myślę, że lepszym prezentem może być zestaw składający się z trzech elementów: nauki, ubioru, zabawy.
Pierwszym prezentem niech będzie słownik biograficzny zawierający krótkie biogramy znanych wynalazców, odkrywców, monarchów i sportowców. Miejmy przy tym nadzieję, jak i przy każdej lekturze którą by Państwo wybrali, że pobudzi ona nowe zainteresowania. Nie wnikajmy, czy będzie to kinematografia, literatura czy grafika komputerowa – najważniejsze będzie to, że czas wolny zostanie spożytkowany na zdobywanie wiedzy i umiejętności. Ów pierwszy upominek powinien zostać wręczony przez rodziców, gdyż to oni powinni być w oczach dzieci tymi ludźmi w ich życiu, którzy wymagają dyscypliny oraz są pierwszym autorytetem.
Następnym podarkiem niech będzie jakiś element garderoby. To z kolei może wręczyć wujek bądź starsza siostra. Niech te spodnie albo golf dadzą do zrozumienia, że prezentem może być coś, czego się nie reklamuje ani nie wręcza w bogatych serialowych rodzinach.
Ostatni prezent należy do dziadków, którzy traktują wnuki jak oczko w głowie i przy każdej wizycie obsypują cukierkami. W nagrodę za dobre zachowanie, a także na zachętę, niech położą pod choinką grę. Te nie są takie drogie jak wymarzone prezenty, a przy tym łatwiej będzie rodzicom czuwać nad tym, czy nie poświęcają temu zbyt wiele czasu. Ze swojego doświadczenia proponuję grę strategiczną lub RPG. Kierowanie obroną miasta czy planowanie rozwoju kierowanej postaci zmusi dziecko to bardziej zaawansowanego myślenia niż przewidywalny symulator piłki nożnej, zatem jest szansa na połączenie przyjemnego z pożytecznym.
Druga sugestia dotyczy nazewnictwa osoby, na którą wszystkie dzieci czekają. Proponuję wprowadzić małą innowację w naszej kulturze świątecznej i nazwać popularnego św. Mikołaja Dziadkiem Mrozem. Tradycja prawosławna nie zastąpiła biskupa Miry postacią komercyjną, w odróżnieniu od katolickiego Zachodu, który bezpowrotnie stracił jednego ze swoich świętych. Pomijając fakt, że Polacy na ogół nie wiedzą, kim jest prawdziwy święty Mikołaj, chcąc ratować Boże Narodzenie nie wolno zapominać także o takich szczegółach. Biskup Miry powinien na powrót stać się tym, który podarował pieniądze na posag dla córek podłego bogacza, ratując je przy tym od pracy w burdelu oraz tym, który wstawił się za trzech oficerów u cesarza Konstantyna, czym zapobiegł niesprawiedliwemu wykonaniu wyroków śmierci.
Nazywanie miłego staruszka, roznoszącego grzecznym dzieciom podarki, świętym Mikołajem jest deprecjonowaniem rzeczywistej postaci oraz spłycaniem chrześcijaństwa. Może więc tak od tego roku prezenty będzie roznosił Dziadek Mróz albo znany (niestety coraz mniej) w Wielkopolsce i na Pomorzu Gwiazdor?
Norbert Lewandowski
/ame/
[1]Mam na myśli serię Monster High. Szczerze odradzam dopuszczania dziewcząt do tego serialu i wszystkich gadżetów z nim związanych.
Gratuluje Sz. Autorowi udanego debiutu.
Dziękuję za pierwszy komentarz oraz za pomoc p. Ratnika. Mam nadzieję, że otrzymam kolejne komentarze. Nieważne czy przyjemnie czy nie.