O szkockiej miłości

Czy w pracy senatorskiej zdarzają się niespodzianki? Oczywiście, że tak. Czy można podczas niej poznać romantyczną historię? Okazuje się, że to możliwe. Otóż wczoraj byłem w gminie Oborniki Wielkopolskie, a konkretnie w miejscowości Chrustowo. Tu odbyły się uroczystości z okazji oddania do użytku nowej szkoły. Szkoły, która nosi imię naszego znanego olimpijczyka Bronisława Malinowskiego.

Na uroczystość przybył brat biegacza, prezydent Grudziądza, Robert Malinowski. I to właśnie on opowiedział mi tę romantyczną historię.

Okazuje się bowiem, że wybitny sportowiec i pięcioro jego rodzeństwa są dziećmi byłego żołnierza generała Maczka i szkockiej dziewczyny. Pomimo namów kolegów i dowódców Malinowski senior wrócił do Polski w 1947 roku. Rok później przyjechała za nim jego 21-letnia szkocka narzeczona.

Przeprowadzka do Polski młodej Szkotki w latach 40tych ubiegłego wieku to coś nieprawdopodobnego. I nie chodzi tu tylko o ustrój, który sprawił, że obywatelka brytyjska znalazła się w zupełnie innym świecie. Jakby na innej planecie. Idzie o to, że symbolem tego innego świata były i bardziej prozaiczne zagadnienia. Choćby to, że jak opowiadał mi wczoraj prezydent Grudziądza, dla pochodzącej z Edynburga jego matki posiadanie lokalu z łazienką było czymś oczywistym. Tymczasem w powojennych polskich warunkach takie wygody były rzadko spotykanym dobrem.

Pani Malinowska po raz pierwszy odwiedziła swą szkocką rodzinę po 14 latach, a więc w 1962 roku. Oboje rodzice tragicznie zmarłego olimpijczyka mają dziś odpowiednio 88 i 84 lata. Historia to rzeczywiście fascynująca. Nie tylko dlatego, że jeden z najbardziej znanych polskich medalistów olimpijskich był po części Szkotem. Także dlatego, że pokazuje ona kolejny raz, iż prawdziwe uczucie nie zna granic. Że aby je pielęgnować można zdecydować się nawet na coś co wydaje się skokiem w przepaść. Komunistyczną przepaść.

Dla mnie od dziś  prawdziwa miłość będzie już chyba na zawsze kojarzyć się ze Szkocją.

www.facebook.com/flibicki

Jan Filip Libicki

-asd

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “O szkockiej miłości”

  1. Zaintrygowal mnie wstep: „Czy w pracy senatorskiej zdarzają się niespodzianki?”. Chodzilo oczywiscie o „prace senatorska”. Niestety z ponizszych akapitow ciezko wysnuc jak wyglada owa praca senatorska „konserwatysty” Libickiego. Bo chyba nie jest nia sluchanie opowiesci o Szkotkach?

  2. @Student – eee tam, czepia się Pan. Trzeba docenić ten wyjątkowy fakt, że senator choć raz napisał o czymś innym niż o PiS-ie. A i obyło się bez wazeliny wobec nowych panów. W granicach możliwości – jest super.

  3. @Tomasz Dalecki – oczywiscie doceniam to, ze sen. Libicki nie napisal nic o PiS-ie (gwoli scislosci, to juz drugi jego tekst – z jego obfitej tworczosci – w ktorym nie pisze na temat swojej poprzedniej jaczejki). Czuje sie wszakze rozczarowany niniejszym wpisem, bo – jak zapowiadal wstep – mialo byc cos o pracy senatorskiej, vulgo „czynnej polityce”, ktora to mial uprawiac w parlamencie, jak epatowali nas tutejsi Ludzie Rozumni przed wyborami parlamentarnymi. A tu … ech.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *