Powracający temat skandalicznego wystąpienia Grzegorza Brauna na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w trakcie zeszłorocznego spotkania współorganizowanego przez tamtejsze studenckie Koło Naukowe Historyków i Polonię Christianę skłania do pewnych refleksji o realiach polskiej prawicy katolickiej. Grzegorz Braun bowiem ma, niestety, wielu obrońców wśród ludzi dumnie nazywających się katolickim tradycjonalistami strzegącymi cywilizacji i porządku.
Już dawno na polskiej prawicy, pośród kręgów odwołujących się do Tradycji katolickiej, dało się zauważyć pewną niebezpieczną tendencję. Tendencję objawiającą się zupełnym rozdźwiękiem między głoszonymi zasadami, a działaniem, praktyką i formą. Otóż ludzie tego pokroju chętnie się wypowiadają na tematy eklezjalne. Na różnych blogach, forach czy portalach społecznościowych krytykują reformy soborowe i posoborowe, piętnują wszelkie objawy niesubordynacji wśród duchownych, demaskują liturgiczne ekscesy etc. Krótko mówiąc, prowadzą – nazwijmy to – tradycjonalistyczny aktywizm. Z drugiej jednak strony rozpędzają się i, często nieświadomie, idą o kilka kroków za daleko, by niepostrzeżenie znaleźć się w jednym szeregu z tymi, których w teorii krytykują.
Ten smutny fakt objawia się przede wszystkim poprzez roszczenie sobie prawa do osobistego osądzania duchownych prawowicie sprawujących swój urząd, z powodu ich poglądów teologicznych, politycznych, historycznych, niejasnej przeszłości czy nagannej postawy moralnej. To zaś skutkuje odmawianiem należnego szacunku, przysługującego danej osobie ze względu na urząd jaki sprawuje, jej godność czy tytuł. Emanacją takiej postawy jest karygodne zachowanie pana Brauna, nazywającego śp. abpa Życińskiego „kłamcą i łajdakiem”, a nawet odmawianie mu rzeczywistego biskupstwa. Podnoszone są głosy, że przecież Grzegorz Braun powiedział najczystszą prawdę, że wręcz należą mu się brawa i poparcie ze strony katolików integralnych, bowiem abp Życiński był zapiekłym wrogiem wszelkich objawów integryzmu, zwolennikiem antypolskich kłamstw etc. Wszystkie te opinie o zmarłym metropolicie lubelskim są mniej lub bardziej prawdziwe, jednak nie to stanowi tutaj o meritum.
Istotą sprawy jest atak na hierarchiczność władzy, która przecież jest fundamentem ustroju Kościoła czy cywilizacji łacińskiej. Czyż to nie kolegializm, nadmierny udział wiernych w sprawach Kościoła i jego demokratyzacja jest przedmiotem krytyki wspomnianych „tradycjonalistów”? Wszystko wskazuje na to, że tak. Gdzie tu zatem logika?
Skoro zwykły wierny, jakim jest pan Braun, może sam rozstrzygać kto jest biskupem, a kto nie jest; komu należy się szacunek, a komu nie, to rozumie się przez to, że prawo takie przysługuje każdemu wiernemu. Skoro katolik może nazywać swojego, nawet najgorszego pasterza, „łajdakiem i kłamcą”, nie należy się dziwić, że kilka miesięcy później ateusz, jakim jest Janusz Palikot nazywa czołowego polskiego hierarchę „chamem”. Warto zajrzeć sobie do rachunku sumienia w modlitewnikach i odpowiedzieć sobie na pytania odnoszące się do naszej postawy wobec hierarchii i duchownych.
Nikomu rozsądnemu nie trzeba chyba tłumaczyć się, że o rodzicach, przy obcych, nie mówi się źle, chociażby byli wobec niesprawiedliwi. Podobnie nikt, kto kieruje się miłością bliźniego i zwykła roztropnością, nie krytykuje rodziców w obecności ich dzieci. Przełożonego nie krytykuje się wobec jego podwładnych, bo podważa się tym samym jego władzę. Te same zasady obowiązują w Kościele. Nie mówi się źle o pasterzach przed obcymi. Nie mówi się o nich źle wobec wiernych, bo to podkopuje zasadę hierarchiczności, powagę urzędów i samego Kościoła. Ważniejsze jest zachowanie tej świętej zasady, aniżeli wyrażenie własnego poglądu na temat któregoś z hierarchów. Tego jednak „tradycjonaliści” nie rozumieją.
Podobne tendencje objawiają się w sferze zjawisk politycznych i prawnych. Najczęściej te same osoby w swojej niechęci wobec rzeczywistości demoliberalnej dochodzą do przekonania, że ich samych, zasady tej rzeczywistości nie obowiązują. Odmawiają legalności władzy demokratycznej, powagi instytucji i urzędów państwowych. Przejawiają wręcz nienawiść do państwa jako takiego, to bowiem jest przecież demokratyczne, więc nie należy mieć żadnego szacunku wobec jego najwyższych organów. Idąc dalej, zwolennicy tego typu myślenia, czują się niejako wyjęci spod porządku prawnego ustanowionego w sposób demokratyczny, co w praktyce skutkuje chociażby prowadzeniem organizacji, której przez ponad 20 lat nie zdążono nawet zarejestrować w sądzie (bo przecież demoliberalny, więc nie posiadający właściwej legitymacji) i tak dalej.
Pomijając absurd takiego błogiego bujania poza empiryczną rzeczywistością, jest to postawa antykatolicka, piętnowana chociażby przez św. Piotra, w jego liście, gdzie czytamy „bądźcież tedy poddanie każdej ludzkiej władzy ze względu na Boga: czy to królowi jako najwyższemu zwierzchnikowi, czy namiestnikom jako posłanym przezeń ku pomście złoczyńców, a ku chwale dobrych. Bo taka jest wola Boża, abyście dobrymi uczynkami zamknęli usta głupocie ludzi nierozsądnych jako wolni, ale nie tacy, którzy wolności używają na pokrywkę zła, lecz jako słudzy Boga. Wszystkich szanujcie. Braci miłujcie. Boga się lękajcie. Króla czcijcie. Słudzy, bądźcie poddani panom z wszelką bojaźnią, nie tylko dobrym i skromnym, ale też i przykrym. Bo to jest łaską w Chrystusie Jezusie, Panu naszym”
Co zatem obrażanie biskupa ma wspólnego z tradycjonalizmem? W jaki sposób nasi „tradycjonaliści” chcą odbudować cywilizację i porządek skoro sami działają przeciwko temu porządkowi, hierarchii, ustrojowi Kościoła i kwestionują legalność, i powagę władzy? Piękne hasła weryfikuje rzeczywistość. Ta zaś pokazuje, że obrońcy Pana Brauna są tylko tradycjonalistami treści. Gdy przychodzi zastosować głoszone ideały w praktyce, to okazują się być takimi samymi jakobinami jak redaktorzy „Gazety Polskiej”, którym wydaje się, że posiadają prawo do decydowania o tym, kto zasiądzie na biskupim stolcu. To wszystko przypomina niestety historię pewnego augustiańskiego zakonnika z Wittenbergi, który również oburzał się na nieporządek w Kościele, by następnie – podobnie jak nasi bohaterowie – obrażać biskupów, kwestionować legalność ich władzy, by ostatecznie stać się ojcem nowożytnego sekciarstwa.
Bartłomiej R. Gajos
Przecież sekta Brazylijczyków to nie jest są tradycjonaliści. Oni tylko próbują i podszywają się pod działalność FSSPX których nienawidzą, – we Francji FSSPX zwalcza sekte TFP.
Myślę , że pokora nie może zamykać ust poddanym. Z drugiej strony zgadzam się , że krytykanctwo w stylu p.Brauna jest nadużyciem. Tak samo należy podporządkowywać się prawu demokratycznemu i jednocześnie głupote, zło w tym prawie nazywać w zgodzie z prawdą.
” Co zatem obrażanie biskupa ma wspólnego z tradycjonalizmem?”- Nie wiadomo, ale ma w kazdym razie wiele wspolnego z purytanizmem.Pozniejsi „Founding Fathers”, ktorzy sie w pewnym momencie dziejowym zawieruszyli do Filadelfii, byli potomkami tych, ktorzy jakos nie bardzo chcieli zaakceptowac zasade, ze Krol ( czy Krolowa) moze byc zwierzchnikiem religijnym.Tyle tylko, ze mysleli tak z zupelnie innych przyczyn niz Katolicy. Czyz prorok Samuel nie byl w ogole wrogiem monarchii?To bylo ich rozumowanie.Tak samo jak w przypadku personalizmu, wewnetrzna debata inter-protestancka zaowocowla wybrykami rewolucyjnymi w ramach Nowego Chrzescijanstwa AD 2012.
„Nikomu rozsądnemu nie trzeba chyba tłumaczyć się, że o rodzicach, przy obcych, nie mówi się źle, chociażby byli wobec niesprawiedliwi. Podobnie nikt, kto kieruje się miłością bliźniego i zwykła roztropnością, nie krytykuje rodziców w obecności ich dzieci.”- paranoidalne stwierdzenie, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jak dziecko bite przez ojca idzie z tym na policję, to co? Niszczy instytucje rodziny?
” Jak dziecko bite przez ojca idzie z tym na policję, to co? Niszczy instytucje rodziny?” – Nie ono, ale ci, ktorzy ustanowili rewolucyjne prawo, ze dziecko moze z tym isc na policje. Tak, takie prawa sa celowym niszczeniem instytucji rodziny.