Wstęp
Nie myślałbym o publikowaniu wykładu wygłoszonego przeze mnie 2 marca 1953 roku w audytorium Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego, gdybym nie został do tego zmuszony dużą liczbą próśb, jakie otrzymałem od autorów i profesorów różnych wyższych uczelni. Wszyscy oni nalegali na opublikowanie tego, co wygłosiłem przed tak imponującym zgromadzeniem. „Już zbyt długo”, pisali do mnie różni duchowni, „publiczne prawo Kościoła jest omawiane wyłącznie w salach wykładowych instytucji kościelnych, podczas gdy istnieje nagląca potrzeba zapoznania się z nim przez wszystkie klasy społecznie, a szczególnie te najwyższe”.
Ottaviani
„Prasa, kierowana przez ludzi, którzy miłują wolność bardziej niż prawdę, nigdy o tym nie mówi. Szeroko rozpowszechniony zamęt, w obliczu którego się znajdujemy, zakłopotanie polityków, oraz straszliwe błędy popełniane przez hybrydowe sojusze pomiędzy państwami i partiami czynią koniecznym, aby wszystkie istotne zagadnienia dotyczące relacji pomiędzy Kościołem i Państwem zostały wyłożone za pomocą jednoznacznych sformułowań, aby potraktowano je całościowo, z największą jasnością, i przede wszystkim bez strachu”.
„Chrześcijańska odwaga jest cnotą kardynalną, zwaną hartem ducha”.
Wszystkie te naglące głosy przekonały mnie, że dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, każdy ksiądz i każdy świecki współpracujący w apostolacie z duchowieństwem, powinien naśladować wedle swoich możliwości przykład naszego Boskiego Mistrza, który mówiąc o sobie, powiedział: „Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie” (J 18,37).
Ktoś może się pokusić o skomentowanie faktu, że nie wymieniłem w tym tekście nazwisk autorów, nawet jeśli zacytowałem wyjątki z ich pism. Nie zrobiłem tego z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że mało istotna jest wiedza o tym, kto konkretnie broni pewnych idei, kiedy są one tak szeroko rozpowszechnione, że nie mogą być traktowane jako wyłączna własność konkretnych osób, a po drugie dlatego, że chciałem podążać za regułą podaną przez św. Augustyna, który namawia nas do zwalczania błędów, ale nie tych, którzy je popełniają. Chciałem również podążać za przykładem czcigodnie nam panującego Ojca Świętego [Piusa XII], który obrał sobie za motto swojego pontyfikatu wezwanie „Czynić prawdę w miłości”.
Rzym, 25 marca 1953 roku
Obowiązki państwa katolickiego względem religii
Nie może dziwić, że wrogowie Kościoła zawsze starali się hamować Jego misję, odmawiając uznanie niektórych, a nawet wszystkich, Jego Boskich prerogatyw i uprawnień.
Ten wściekły atak pod fałszywym pretekstem został przypuszczony już wobec Boskiego Założyciela tej dwutysiącletniej – a ciągle młodzieńczej – Instytucji. Przeciwko Niemu podniesiony został krzyk, ten sam, który jest podnoszony dzisiaj: „Nie chcemy, żeby ten królował nad nami”. (1) A z cierpliwością i spokojem, który pochodzi od bezpiecznego fundamentu obiecanego losu i pewności swojej Boskiej misji, Kościół przez wieki śpiewa: „Ten, który daje niebieskie królestwa, nie odbiera ziemskich”.
Jesteśmy jednak zdumieni, a nasze zdumienie rośnie w oszołomienie i obraca się w smutek, kiedy próba pozbawienia naszej wspaniałomyślnej Matki Kościoła duchowych ramion sprawiedliwości i prawdy odbywa się rękami Jej własnych dzieci. Jest to szczególny powód do smutku jeśli chodzi o Jej dzieci zamieszkujące państwa wieloreligijne, więc pozostające w ciągłym kontakcie ze swoimi niekatolickimi braćmi, ponieważ one bardziej niż jakiekolwiek inne powinny doświadczać wdzięczności wobec tej Matki, która zawsze korzystała z przysługujących Jej praw, by bronić, chronić i zabezpieczać swoich wiernych.
Kościół charyzmatyczny i Kościół jurydyczny
Niektórzy twierdzą dziś, że w Kościele istnieje wyłącznie porządek duchowy, a z tego wyciągają wniosek, że charakter prawa kościelnego stoi w sprzeczności z naturą samego Kościoła. Według tych ludzi pierwotny element sakramentalny stale słabł, ustępując miejsca elementowi jurydycznemu, który stanowi teraz moc Kościoła. Według protestanckiego prawnika Sohma należy w końcu uznać, że Kościół Boży jest ukonstytuowany jak państwo.
Ale kanon 108 § 3, który traktuje o istnieniu w Kościele władzy święceń i władzy jurysdykcji, odwołuje się do Prawa Bożego. A o tym, że to odwołanie jest uzasadnione świadczą Ewangelie, Dzieje i Listy Apostolskie, które są często cytowane przez autorów rozpraw na temat prawa kościelnego w celu dowiedzenia Boskiego pochodzenia wyżej wspomnianych uprawnień i mocy Kościoła.
W swojej encyklice Mystici Corporis chwalebnie nam panujący Ojciec Święty pisze o tej kwestii następująco: „Dlatego też bolejemy nad nieszczęsnym błędem i potępiamy go, mianowicie tych, co sobie wyśnili jakiś kościół jako społeczność żyjącą i utrzymującą się z miłości, ale zarazem nie bez pogardy przeciwstawiają mu inny kościół tzw. jurydyczny. Zupełnie błędnie wprowadzają taką różnicę. Nie rozumieją bowiem tego, że Boski Odkupiciel z tego samego powodu chciał, aby stworzony przez Niego zespół ludzi stanowił społeczność doskonałą, z natury swojej opatrzoną we wszystkie pierwiastki jurydyczne i socjalne, aby zbawienne dzieło Odkupienia przetrwało na ziemi przez wieki i dla osiągnięcia tego właśnie celu chciał je mieć ubogacone przez Ducha św. darami i łaskami niebieskimi”. (2)
Dlatego też Kościół nie chce być państwem, ale Jego Boski Założyciel ustanowił Kościół społecznością doskonałą, wzbogaconą o wszystkie uprawnienia wynikające z takiego stanu prawnego w celu realizacji swoich zadań w każdym państwie, bez konfliktów pomiędzy dwoma społecznościami, których jest – choć w różny sposób – stworzycielem i oparciem.
Przylgnięcie do magisterium zwyczajnego
W tym miejscu pojawia się problem w jaki sposób Kościół i państwo powinny razem żyć. Niektórzy katolicy propagują w odniesieniu do tej kwestii błędne poglądy. Wielu z nich niewątpliwie kocha Kościół i prawidłowo szuka sposobu ewentualnego dostosowania się do okoliczności nowych czasów. Ale jest też prawdą, że ich pozycja przypomina tchórzliwego żołnierza, który zamierza zwyciężyć bez walki, albo prostoduszną i niczego nie podejrzewającą osobę akceptującą podstępnie wyciągniętą do niej rękę bez uwzględnienia tego, że ręka ta przeciągnie ją przez Rubikon w kierunku błędu i niesprawiedliwości.
Pierwszym błędem tych osób jest właśnie brak pełnej akceptacji dla „broni prawdy” i nauczania, jakie w ciągu ostatniego stulecia, a w szczególności podczas pontyfikatu Piusa XII zostało przedstawione katolikom poprzez encykliki, allokucje i wszelkiego rodzaju instrukcje.
Ludzie ci usprawiedliwiają się stwierdzając, że należy odróżnić w nauczaniu Kościoła to co stałe i to co przemijające, co znajduje się pod wpływem szczególnych przemijających okoliczności. Niestety zaliczają oni do tej drugiej grupy kwestie zawarte w dokumentach papieskich, kwestie co do których nauczanie Kościoła nie uległo zmianie, ponieważ stanowią one część dziedzictwa doktryny katolickiej.
W tej sprawie teoria wahadła, opracowana przez niektórych pisarzy w celu przesiania nauczania przedstawionego w encyklikach w różnych czasach, nie może być zastosowana. „Kościół uwzględnia rytm historii na wzór wahadła, które pragnąc zachować właściwą miarę podtrzymuje swój ruch odwracając go, kiedy uzna, że poszło już tak daleko jak mogło (…). Z tego punktu widzenia należałoby napisać całą historię encyklik. I tak w dziedzinie studiów biblijnych encyklika Divino Afflante Spiritu przychodzi po encyklikach Paraclitus i Providentissimus. W dziedzinie teologii czy polityki encykliki Summi Pontificatus, Non abbiamo bisogno i Ubi Arcano Deo przychodzą po encyklice Immortale Dei”. (3)
Jeśli przez to rozumiałoby się, że ogólne i podstawowe zasady prawa kościelnego uroczyście potwierdzone w encyklice Immortale Dei są tylko odzwierciedleniem historycznych momentów z przeszłości, a ruch wahadła przeszedł od encyklik Piusa XI i Piusa XII w przeciwnym kierunku, ku innym pozycjom, takie stwierdzenie musiałoby zostać uznane za całkowicie błędne, nie tylko dlatego, że nie oddaje ono nauczania samych encyklik, ale także dlatego, że jest ono teoretycznie niedopuszczalne. W encyklice Humani Generis panujący Papież uczy nas, że musimy uznać encykliki za zwyczajne magisterium Kościoła: „Nie trzeba też sądzić, że pouczenia w encyklikach zawarte nie wymagają same przez się wewnętrznego poddania dlatego tylko, że papieże nie występują co do nich z najwyższą nauczycielską powagą. Albowiem i te rzeczy są przedmiotem tego zwyczajnego Nauczycielstwa, do którego także odnoszą się słowa: „Kto was słucha, mnie słucha”, a nadto, co w encyklikach wykłada się i z naciskiem podkreśla, to zazwyczaj już skądinąd do nauki katolickiej należy”. (4)
Ponieważ boją się oskarżeń o chęć powrotu do średniowiecza, niektórzy nasi pisarze nie mają tyle odwagi by trzymać się pozycji doktrynalnych, które są stale potwierdzane w encyklikach jako należące do życia i prawa Kościoła w każdym wieku. To do nich odnosi się ostrzeżenie papieża Leona XIII, który – zalecając zgodę i jedność w walce z błędem – dodaje, że „strzec się należy, by nikt w pobłażaniu błędnym zdaniom lub zbyt oględnym ich odpieraniu nie szedł dalej niż prawda na to pozwala”. (5)
Obowiązki katolickiego państwa
Po tym jak omówiliśmy w zwięzły sposób wstępną kwestię akceptacji należnej nauczaniu Kościoła, zawartej nawet w zwyczajnym Magisterium, pozwólcie, że przejdę teraz do praktycznych kwestii, które w popularnej frazeologii nazywa się „palącymi” – a mianowicie do kwestii ułożenia państwa katolickiego i konsekwencji, które z niego wynikają dla niekatolickich form kultu.
Wiadomym jest, że w niektórych krajach, których bezwzględna większość populacji jest katolicka, nasza religia jest uznawana w konstytucjach za religię państwa. Jako przykład podam najbardziej typowy przypadek – hiszpański. W art. 6 Fuero de los Espanoles, podstawowej Karcie praw i obowiązków hiszpańskich obywateli, ustanowiono następujące przepisy:
„Wyznawanie i praktykowanie religii katolickiej, która jest religią państwa hiszpańskiego, cieszy się oficjalną ochroną. Nikt nie może być prześladowany ani za swoje przekonania religijne, ani za prywatne praktykowanie kultu. Nie są dozwolone żadne ceremonie i zewnętrzne manifestacje religii innej niż państwowa”.
Te przepisy wywołały nie tylko protesty ze strony wielu niekatolików i niewierzących, ale również, co jeszcze mniej może się podobać, są one przez niektórych katolików uznawane za niedzisiejsze, staroświeckie. Ci ludzie myślą, że Kościół może – w państwie laickim, nawet jeśli składa się ono z katolików – żyć spokojnie i posiadać wszystkie przysługujące mu prawa.
Powszechnie znany jest spór pomiędzy dwoma autorami zza Atlantyku, którzy mają na ten temat przeciwne poglądy. Jeden z dyskutujących bronił tezy, którą właśnie wspomniałem i dowodził, że:
Państwo, w zasadzie, nie jest zdolne do wyznawania religii (jest symbolem lub zbiorem instytucji).
„Dialektycznie niedopuszczalne jest wyciąganie bezpośrednich wniosków z porządku etycznego oraz teologicznej prawdy i stosowanie ich do prawa konstytucyjnego”. Oznacza to, że państwowy obowiązek wielbienia Boga nie powinien nigdy wejść w sferę prawa konstytucyjnego.
Wreszcie, nawet dla państwa złożonego z katolików, nie ma obowiązku wyznawania religii katolickiej. Jeśli zaś chodzi o obowiązek ochrony religii, nie jest on konieczny do zastosowania poza określonymi okolicznościami i jedynie wtedy, gdy wolność Kościoła nie może być zapewniona w żaden inny sposób.
W tego typu zasadach źródło mają ataki skierowane przeciwko nauczaniu wykładanemu w podręcznikach publicznego prawa kościelnego, bez uwzględniania faktu, że takie nauczanie bazuje, w większości, na doktrynie wyjaśnionej w papieskich dokumentach.
A więc, jeśli pośród ogólnych zasad publicznego prawa kościelnego są jakieś pewne i niepodważalne prawdy to jest nią na pewno obowiązek spoczywający na rządzących w państwie złożonym prawie wyłącznie z katolików do tego, żeby umożliwili katolikom uregulować je w sposób zgodny z ich religią, żeby kształtowali ustawodawstwo państwowe w sposób katolicki.
Trzy konsekwencje wynikają bezpośrednio z tego obowiązku:
Społeczne, a nie jedynie prywatne, wyznawanie wiary ludzi.
Ustawodawstwo inspirowane koncepcją wspólnoty z Chrystusem.
Obrona religijnego dziedzictwa ludu przeciwko każdemu atakowi mającemu na celu pozbawienie ich skarbu ich wiary i religijnego pokoju.
Na początek wymieniłem, że państwo ma obowiązek wyznawać swoją religię nawet społecznie.
Ludzie żyjący wspólnie w społeczeństwie nie stają się przez to mniej zależni od Boga, niż gdy traktuje się ich indywidualnie, a społeczność cywilna, nie mniej niż indywidualna ludzka istota, jest podległa Bogu, „któremu zawdzięcza swój początek, pod którego opieką trwa i za którego łaską niezliczone dobra ustawicznie odbiera”. (6)
W związku z powyższym, tak jak dla osoby indywidualnej nie jest uprawnione zaniedbywanie swoich obowiązków wobec Boga i religii, tak samo „państwa nie mogą bez zbrodni tak sobie postępować, jak gdyby Boga zupełnie nie było, lub odrzucać od siebie troskę o religię, jako niepotrzebną i do niczego nieprzydatną”. (7)
Pius XII wzmocnił to nauczanie potępiając „błąd polegający na nierozumnym usiłowaniu zebrania wszelkiej zależności władzy państwowej od Istoty Odwiecznej, od której przecież zależą zarówno jednostki, jak i społeczności z racji tej, że jest ich Stwórcą i najwyższym Zwierzchnikiem. Usiłowania te są tym groźniejsze, że zwalniają władzę państwową z obowiązku kierowania się normami wyższego rzędu, pochodzącymi od Boga jako ich pierwszego źródła, i przyznają jej nieograniczoną swobodę działania zależnego wyłącznie od dowolnego, a więc zmiennego i płynnego sądu własnego oraz od decyzji dostosowanych do okoliczności i korzyści, jakie w danej chwili państwo chce osiągnąć”. (8)
W dalszej części papież pokazuje równie wyraźnie, jakie ten błąd przynosi katastrofalne konsekwencje dla wolności i praw ludzi: „W wyniku odrzucenia autorytetu Boskiego i obowiązującej mocy jego prawa, władza państwowa z konieczności uzurpuje sobie uprawnienia absolutne i nikomu nie podlegające, które należą się tylko i wyłącznie Najwyższemu Stwórcy. Skoro zaś państwo zajmie miejsce Stwórcy, stawia jako cel całości życia człowieka i jako najwyższą i ostateczną normę ustawodawstwa i moralności dobro publiczne lub społeczeństwo”. (9)
W drugiej kolejności powiedziałem, że jest obowiązkiem rządzących dbać o to, żeby zasady moralne prawdziwej religii inspirowały tak społeczną aktywność państwa, jak i jego ustawodawstwo.
Ten obowiązek po stronie rządzących jest konsekwencją zobowiązań religijnych i podległości Bogu, nie tylko jako osób indywidualnych, ale również jako członków społeczeństwa, a jego realizacja na pewno przyczyni się dla pomyślności ludzi.
W opozycji wobec moralnego i religijnego agnostycyzmu państwa i jego praw, w swoim wspaniałym liście z okazji XIX-tego Tygodnia Społecznego katolików włoskich (19 października 1945 roku), w czasie którego badano problem nowej konstytucji, papież Pius XII trwał przy koncepcji państwa chrześcijańskiego.
„Zastanawiając się poważnie nad szkodliwymi konsekwencjami, które Konstytucja porzucająca „kamień węgielny” chrześcijańskiej koncepcji życia i próbująca oprzeć życie społeczne na moralnym i religijnym agnostycyzmie wprowadza na łono społeczeństwa i do jego efemerycznej historii, każdy katolik łatwo pojmie, że kwestią, która przed wszystkimi innymi powinna przyciągać jego uwagę i pobudzać go do działania, jest zabezpieczenie dla tej i przyszłych generacji korzyści fundamentalnego prawa państwowego, które nie sprzeciwia się przyjętym zasadom religijnym i moralnym, ale które raczej czerpie z nich energicznie inspirację i realizuje swoje wzniosłe cele”. (10)
W związku z tym, papież „chwali ze względu na ich mądrość tych rządzących, którzy albo zawsze faworyzują wartości chrześcijańskiej cywilizacji albo dążą do przywrócenia ich uznania, poprzez ustanawianie dobrych relacji pomiędzy Kościołem i państwem, poprzez ochronę świętości małżeństwa i poprzez religijną edukację młodych”. (11)
Na trzecim miejscu wymieniłem obowiązek rządzących państwem katolickim odpierania wszystkiego, co prowadzi do podzielenia lub osłabienia religijnej jedności ludu, który ma jednomyślne przekonanie, że jest w posiadaniu religijnej prawdy. W odniesieniu do tego punktu istnieje mnóstwo dokumentów w których Ojciec Święty potwierdza zasady głoszone przez Jego poprzedników, a w szczególności przez Leona XIII.
Gdy papież Leon XIII potępia religijny indyferentyzm państwa odwołuje się do boskiego prawa (jak w encyklice Immortale Dei), ale również do zasad sprawiedliwości i ludzkiego rozumu (jak w encyklice Libertas). W Immortale Dei dowodzi, że oczywistym jest, że rządzący nie mogą „dobierać sobie z wielu religii tego, co się właśnie podoba”, (12) ponieważ, jak wyjaśnia, w kulcie bożym są zobowiązani do przestrzegania praw i form wiary, które sam Bóg kazał stosować, ponieważ „mają ścisły obowiązek w ten sposób Boga czcić, w jaki sam Bóg nauczył, iż chce być czczony”. (13) Natomiast w Libertas zdecydowanie podkreśla to samo odwołując się do sprawiedliwości i do rozumu: „Zabrania zatem sprawiedliwość, zabrania rozum, iżby państwo miało być bez Boga, lub co by się ateizmowi równało, w równej mierze usposobionym było względem przeróżnych, jak je zwą religii, i każdej tych samych praw użyczało”. (14)
Papież apeluje do sprawiedliwości i do rozumu, ponieważ nie jest sprawiedliwym przypisywać te same prawa dobru i złu, prawdzie i błędowi. Rozum natomiast buntuje się przeciwko temu, żeby z szacunku dla potrzeb niewielkich mniejszości, prawa, wiara i sumienie prawie całości ludu było wzgardzone i, żeby ten lud zdradzono, poprzez zezwolenie wrogom jego wiary na wprowadzanie podziału między jego członków ze wszystkimi konsekwencjami konfliktów religijnych.
Niezmienność zasad
Zasady te [sprawiedliwości i ludzkiego rozumu – od Red.] są stałe i niezmienne. Były ważne w dniach Innocentego III oraz Bonifacego VIII. Są one ważne w czasach Leona XIII i Piusa XII, który reafirmował je w więcej niż jednym ze swych dokumentów. Dlatego, z niewzruszoną konsekwencją, przywołał on władców do ich obowiązków, poprzez odwołanie do ostrzeżenia Ducha Świętego, ostrzeżenia, które stosuje się do wszystkich czasów. W encyklice Mystici Corporis, najwyższy kapłan Pius XII, mówi jak następuje: „Musimy błagać Boga, aby wszyscy, którzy sprawują rządy nad ludami, kochali mądrość (15), tak iż nigdy nie spadnie na nich trwożliwy wyrok Ducha Świętego. […] Najwyższy osądzi wasze czyny i zbada wasze myśli, ponieważ będąc ministrami w jego królestwie, ani nie sądziliście sprawiedliwie, ani nie zachowywaliście sprawiedliwego prawa, ani nie postępowaliście zgodnie z wolą Boga. Strasznie i prędko ukaże się On wam, bowiem najostrzejszy osąd będzie dla tych, którzy dzierżą władzę. Bowiem Bóg ani nie wyklucza żadnej osoby ludzkiej, ani nie będzie podziwiał wielkości żadnego z nich, ponieważ stworzył on małych i wielkich i troszczy się o nich jednakowo”. (16)
Wracając więc do tego co powiedziałem odnośnie do ciągłości nauczania zawartego w encyklikach, które zostało poddane w wątpliwość, jestem pewien, że nikt nie może wykazać, że kiedykolwiek zaszła jakaś zmiana, w czymś co dotyczyłoby tych zasad, pomiędzy encykliką Summi Pontificatus Piusa XII, encyklikami Piusa XI, Divini Redemptoris, przeciwko komunizmowi, Mit brennender Sorge, przeciwko nazizmowi i Non abbiamo bisogno przeciwko monopolowi państwowemu faszyzmu, z jednej strony, a wcześniejszymi encyklikami Leona XIII: Immortale Dei, Libertas i Sapientiae Christianae, z drugiej strony. Ostateczne i najwyższe normy społeczne, które są jego fundamentami, jak deklaruje Najwyższy Kapłan w przesłaniu radiowym na święta Bożego Narodzenia 1942 r., nie mogą być ani zaburzone, ani osłabione przez inwencje ludzkich umysłów. Mogą być odrzucone, ignorowane, pogardzane, przekraczane, ale nie mogą być nigdy uchylone w skuteczny sposób. (17)
Prawa przysługujące Prawdzie
Może być koniecznym, by odpowiedzieć na następne pytanie, albo raczej wątpliwość, tak zawiłą, że na pierwszy rzut oka może wydawać się nierozwiązalna. Wysuwa nam się zastrzeżenie: utrzymujecie dwa różne standardy, lub normy postępowania, według tego, jak wam pasuje. Z jednej strony, w państwie katolickim utrzymujecie doktrynę „państwa wyznaniowego” z obowiązkiem ekskluzywnej ochrony religii katolickiej. Z drugiej strony, kiedy jesteście w mniejszości odwołujecie się do prawa do tolerancji lub wręcz równości form kultu. Z tego powodu macie dwie różne skale miary. Rezultatem jest budząca zakłopotanie dwoistość, od której katolicy, biorący pod uwagę obecny rozwój cywilizacji, woleliby być uwolnieni.
Szczerze powiedziawszy: Dwa standardy powinny być stosowane: jeden dla prawdy, drugi dla błędu. Ludzie, którzy mają pewność, że dysponują prawdą i sprawiedliwością, nie pójdą na kompromisy. Domagają się pełnego poszanowania swoich praw. Jednak jak mogą ci, co nie dysponują taką pewnością, domagać się wyłączności, bez dzielenia się z człowiekiem domagającym się praw w oparciu o odmienne zasady?
Koncepcje równości form kultu i tolerancji wynikają z doktryny prywatnego osądu i z wielości wyznań. Jest logiczną konsekwencją opinii zgodnie z którymi, na polu religijnym, nie ma miejsca na dogmaty, zgodnie z którymi indywidualne sumienie jest jedynym kryterium i wyłączną normą wyznania wiary i praktykowania kultu. W związku z tym, czy można się dziwić, że w krajach w których takie teorie kwitną, Kościół katolicki stara się osiągnąć pozycję, która pozwoli mu rozwijać swoją boską misję i uzyskać uznanie dla praw, o które się ubiega, jako logiczną konsekwencję zasad przyjętych przez ciała ustawodawcze tych krajów?
Kościół wolałby przedstawić swoje dążenia w imieniu Boga. Ale pośród tych ludów ekskluzywna natura Jego misji nie jest uznawana. Zatem powołuje się On na tę tolerancję, tę równość i wspólne gwarancje, które inspirują prawa i prawodawców tych krajów.
Gdy w 1949 roku odbył się w Amsterdamie zjazd różnorodnych ciał heterodoksyjnych w związku z powiększaniem się ruchu ekumenicznego, reprezentowano w tym zgromadzeniu nie mniej niż 143 różne Kościoły i wyznania. Delegaci tam obecni należeli do ok. 50 narodowości. Byli tam kalwiniści, luteranie, kopci, starokatolicy, baptyści, waldensi, metodyści, episkopaliści, prezbiterianie, chrześcijanie malabarscy, adwentyści dnia siódmego i tym podobni.
Kościół katolicki, przekonany o tym, że jest w posiadaniu prawdy i jedności Mistycznego Ciała Chrystusa, nie mógł, co jest logiczne, wziąć udziału w zgromadzeniu, które poszukiwało jedności, której inne wyznania nie posiadają.
Po długich dyskusjach członkowie zgromadzenia nie doszli nawet do zgody w kwestii końcowej, wspólnej celebracji uczty eucharystycznej, która byłaby symbolem ich jedności, jeśli nie w wierze to przynajmniej w miłosierdziu. Brak jedności był tak znaczący, że na sesji plenarnej 23 września 1949 roku, doktor Kraemer, holenderski kalwinista, który został dyrektorem nowego ekumenicznego Instytutu Celigny (Szwajcaria), zauważył, że byłoby wskazane pominięcie wspólnej uczty eucharystycznej, która przez wielość celebracji podkreślałaby brak jedności.
Czy w opisanych przeze mnie warunkach wyznania te mogłyby ze sobą współegzystować, nawet jeśli jedno z nich byłoby przeważające, w jednym i tym samym państwie, zdominowanym przez katolików, które przyjęłoby nieprzejednane roszczenia, których oczekuje od niego Kościół katolicki?
Nie powinno zatem dziwić, że Kościół apeluje i domaga się uznania praw ludzkich dopiero po tym, jak zostaną potwierdzone prawa boskie. To samo robił Kościół w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, gdy stawał naprzeciwko Rzymskiego Imperium i pogańskiego świata. Kontynuuje to do dnia dzisiejszego, szczególnie w tych miejscach, w których jakiekolwiek prawa religijne są odrzucane, jak ma to miejsce w państwach zdominowanych przez Związek Sowiecki.
W obliczu prześladowań, którym poddawani są wszyscy chrześcijanie, a przede wszystkim katolicy, jak rządzący papież mógłby nie odwoływać się do praw człowieka, do tolerancji, do wolności sumienia, gdy są one tak strasznie niszczone?
Te prawa człowieka, dotyczące sfery indywidualnej i życia społecznego, potwierdził On w swoim bożonarodzeniowym przesłaniu w 1942 roku, a ostatnio, w związku z cierpieniem „milczącego Kościoła“, w analogicznym przesłaniu z roku 1952.
Jest zatem jasne, jak błędną jest próba stworzenia wrażenia, że uznanie praw Boga i Kościoła, które istniały w przeszłości, jest nie do pogodzenia ze współczesną cywilizacją, jakby fakt przyjęcia tego, co jest sprawiedliwe i prawdziwe we wszystkich czasach, stanowił o regresie.
Dla przykładu, znany autor nawiązuje do Średniowiecza w ten sposób: „Kościół katolicki twierdzi, że prawda powinna mieć pierwszeństwo przed błędem, że, gdy prawdziwa religia jest znana należy pomagać w jej duchowej misji – a nie robić tego w odniesieniu do religii w których błąd jest pomieszany z prawdą. To po prostu konsekwencja wynikająca z obowiązków człowieka wobec prawdy. Byłoby jednak kłamliwe twierdzić na tej podstawie, że ta zasada mogłaby być zastosowana jedynie poprzez żądanie od absolutnej władzy przywilejów dla prawdziwej religii lub, że Kościół katolicki żąda od współczesnych społeczeństw przywilejów, którymi cieszył się w cywilizacji typu ‚sakralnego’, podobnej do średniowiecznej”.
W celu wykonywania swoich obowiązków katolicki władca katolickiego państwa nie musi być ani monarchą absolutnym, ani zwykłym policjantem, ani kościelnym i nie potrzebuje wrócić do całej organizacji średniowiecznej.
Inny autor protestuje: „Prawie wszyscy Ci, którzy aż do dziś, próbowali zastanawiać się i rozwikłać problem religijnego pluralizmu doszli do sprzeciwu wobec niebezpiecznego aksjomatu, że jedynie prawda ma prawa, podczas gdy błąd nie ma ich wcale. W kwestii faktów, wszyscy widzimy dziś, że ten aksjomat jest fałszywy, nie tylko dlatego, że chcemy przyznawać prawo do błędu, ale przede wszystkim dlatego, że zdajemy sobie sprawę z oczywistej prawdy, że ani błąd, ani prawda, które są abstrakcjami, nie są podmiotami praw, nie są zdolne do posiadania praw – praw, które rodzą wzajemne obowiązki między dwiema osobami”.
Mi natomiast wydaje się inaczej, że oczywista prawda polega raczej na tym, że prawa w tej kwestii powinny zostać przyznane osobom, które posiadają prawdę. Inne osoby nie powinny żądać dla siebie równych praw z powodu swoich błędów.
W encyklikach, które cytowaliśmy wyrażono jasno, że pierwszym podmiotem tych praw jest sam Pan Bóg. Z tego wynika, że jedynie Ci, którzy podlegają Jego przykazaniom i, którzy posiadają Jego prawdę oraz sprawiedliwość mają słuszne prawa.
Podsumowując, synteza doktryn Kościoła w tej kwestii została przedstawiona w najbardziej jednoznaczny sposób wielokrotnie – nawet w naszych dniach, w liście, który Święta Kongregacja Studiów na Seminariach i Uniwersytetach przesłała biskupom Brazylii 7 marca 1950 roku. Ten list, który stale odnosi się do nauczania Piusa XII, pośród innych ostrzeżeń, zawiera to dotyczące błędów odradzającego się katolicyzmu liberalnego, który „przyznaje i zachęca do rozdzielenia dwóch władz i neguje, że Kościół posiada jakąkolwiek bezpośrednią władzę w sprawach mieszanych. To potwierdza, że państwo winno pozostać obojętnym na kwestie religijne i przyznawać te same prawa prawdzie i błędom. Uznają też, że Kościół nie powinien cieszyć się żadnymi przywilejami, czy prawami wyższymi od tych, które przyznano innym ciałom religijnym w innych krajach katolickich i tak dalej.“
Porównanie typów prawodawstwa
Przebadawszy omawianą kwestię z doktrynalnego i prawnego punktu widzenia, prosiłbym o pozwolenie na krótką wycieczkę w sferę praktyczną. Mam na myśli różnicę i dysproporcję pomiędzy protestami skierowanymi przeciw zasadom podkreślonym wyżej, gdy są faktycznie realizowane w hiszpańskiej konstytucji, i niewyraźnym sprzeciwem okazanym z drugiej strony przez cały zeświecczony świat wobec sowieckiego systemu prawnego, represyjnego wobec religii jako takiej. A rezultatem tego systemu są niezliczone ofiary cierpiące w łagrach, na stepach Syberii, w więzieniach, nie wspominając już o legionach tych, którzy najbardziej odczuli niegodziwość sowieckiego prawodawstwa, płacąc za to życiem i krwią.
124. artykuł stalinowskiej konstytucji, opublikowanej w 1936 roku, ściśle wiążący się z prawami odnośnie do związków wyznaniowych z lat 1929 i 1932, głosi:
„W celu ochrony wolności sumienia obywateli, Kościół jest oddzielony od Państwa, a szkoła od Kościoła. Uznaje się wolność do uprawiania kapłaństwa i wolność głoszenia antyreligijnej propagandy dla wszystkich obywateli”.
Pomijając rozważania odnośnie do obrazy skierowanej przeciwko Bogu, przeciwko religii jako takiej i przeciwko sumieniu wiernych, przez fakt, iż konstytucja w najbardziej ohydny sposób gwarantuje całkowitą wolność uprawiania antyreligijnej propagandy, musimy wyraźnie nakreślić, czym charakteryzuje się słynna wolność religijna gwarantowana przez bolszewickie prawo.
Istniejące zasady regulujące wykonywanie form kultu zebrane są w ustawie z 18 maja 1929 roku, która daje interpretację powiązanego artykułu konstytucji z 1918 roku i w duchu którego napisano artykuł 124. obecnej konstytucji. Wykluczona jest wszelka możliwość propagowania religii, a gwarantuje się jedynie wolność uprawiania antyreligijnej propagandy. Jeśli chodzi o sam kult, dopuszczalny jest jedynie wewnątrz kościołów. Wszelka możliwość formacji religijnej jest zabroniona, czy to w formie wystąpień publicznych, czy poprzez prasę, czasopisma, książki, ulotki itp. Wykluczone są wszelkie formy inicjatyw społecznych i charytatywnych, a organizacje chcące je podejmować są pozbawione fundamentalnego prawa do poświęcenia się na rzecz dobra swojej wspólnoty.
Wystarczającym dowodem na to wszystko jest opis istniejącego stanu rzeczy dokonany przez Orleańskiego w jego pracy Prawo odnośnie do związków wyznaniowych w Rosyjskiej Federacyjnej Republice Sowieckiej.
„Wolność głoszenia religii oznacza, że działanie wiernych w głoszeniu ich konkretnych dogmatów religijnych jest ograniczone do środowiska tychże wiernych i uznawane jest za ściśle związane z czynnościami kultowymi jednej z religii tolerowanych w naszym państwie. W konsekwencji każdy rodzaj propagandy i jakakolwiek forma działalności rekrutacyjnej ze strony kapłanów i wiernych – i a fortiori misjonarzy – nie mogą być uznane za formę aktywności, jaką dopuszcza prawo odnośnie do związków wyznaniowych, lecz należy stwierdzić, iż przekraczają one granice wolności religijnej chronionej przez prawo. W związku z tym stają się traktowane przez prawo cywilne i karne w taki sposób, jakby je łamały”. (18)
Dodatkowo walka z religią jest prowadzona przez państwo we wszystkich sferach życia, których dotyczy praktykowanie nauki Chrystusa, zarówno moralności, jak i relacji społecznych pomiędzy ludźmi. Sowieccy przywódcy mają świadomość faktu, że religia jest ściśle związana z życiem indywidualnych członków społeczeństwa oraz z życiem społeczeństwa samego w sobie. W związku z tym dążą do zniszczenia wszelkich form aktywności religijnej w edukacji, moralności i życiu społecznym. Przedstawiam zeznanie sowieckiego pisarza (19) odnośnie do tej kwestii. Jak twierdzi, „antyreligijny propagandysta musi pamiętać, że choć sowieckie prawo pozwala każdemu obywatelowi na udział w obrzędach religijnych, to jednocześnie ogranicza działalność organizacji religijnych, które nie mają prawa ingerować w życie społeczno-polityczne ZSRS. Grupy religijne mogą zajmować się wyłącznie sprawami dotyczącymi wykonywania obrzędów i żadnymi innymi. Kapłani nie mają prawa do wydawania obskuranckich publikacji, ani propagowania ich reakcyjnych i antynaukowych idei w fabrykach, warsztatach, kołchozach, sowchozach, klubach i szkołach. W duchu ustawy z 8 kwietnia 1929 roku, grupom religijnym zabrania się zakładać stowarzyszenia wzajemnej pomocy, spółdzielnie, grupy produkcyjne i generalnie nie mają one prawa używania dostępnych im dóbr dla innych celów, niż ściśle związanych z potrzebami religijnymi”.
W związku z powyższym obrońcy „praw człowieka”, zanim zaczną atakować katolickich władców, którzy wypełniają swój święty obowiązek wobec religii i swoich poddanych, powinni zapoznać się z sytuacją w niesamowitym stopniu uwłaczającą ludzkiej godności, niezależnie od tego, jakiego jest się wyznania, zwłaszcza, że pod tym jarzmem cierpi trzecia część światowej populacji!
Tolerowane formy kultu
Kościół uznaje konieczność tolerowania innych form kultu przez władców krajów katolickich z ważnych powodów. Jak naucza papież Leon XIII: „Bo jakkolwiek Kościół uważa za niedozwolone stawianie na równi z prawdziwą religią różnego rodzaju wyznań, to bynajmniej tym samym nie potępia jeszcze owych kierowników rzeczypospolitych, którzy dla dopięcia jakiegoś wielkiego dobra, albo w celu przeszkodzenia złemu, pozwalają, by te wyznania spokojnie w państwie istniały”. (20)
Ale tolerancja nie oznacza wolności dla siania propagandy podburzającej do waśni religijnych i przeszkadza w niezmąconym i jednomyślnym trwaniu przy prawdzie oraz wytrwałości w praktykowaniu religii, w krajach takich jak Hiszpania, Włochy i inne.
Nawiązując do włoskiej ustawy o uznanych formach pobożności, Pius XI napisał: „Formy pobożności tolerowane, zezwolone, uznane; Nie jest naszym życzeniem podnosić wątpliwości odnośnie zastosowanych terminów. Kwestia może być zgrabnie rozwiązana poprzez rozróżnienie pomiędzy konstytucją państwa, a państwowym prawodawstwem. Ta pierwsza sama w sobie jest bardziej teoretyczna – doktrynalna – i słowo ‚tolerowany’ jest tu bardziej pasujące; to drugie ma być zastosowane do życia praktycznego i w tym kontekście można użyć tu słów ‚zezwolony’ czy ‚uznany’, pod warunkiem, że będą rozumiane jednoznacznie. Dlatego należy jasno i wyraźnie przyznać, że wedle Statutu i Traktatów, tylko i wyłącznie religia katolicka jest religią państwową, wraz z logicznymi i prawnymi konsekwencjami takiej sytuacji odnośnie do prawa konstytucyjnego, szczególnie w przypadku propagandy. (…) Niedopuszczalnym jest, by te słowa były rozumiane w sensie całkowitej wolności dyskusji, czy ściślej mówiąc, wolności obejmującej te formy dyskusji, które mogą w podstępny sposób wykorzystać dobre intencje nieobeznanych słuchaczy i zdegenerować się w zakamuflowane formy propagandy, stając się szkodliwymi dla religii państwowej i w związku z tym dla samego państwa, szczególnie odnośnie do kwestii, którą tradycja ludu włoskiego uznaje za najświętszą, a jej jedność za najważniejszą”. (21)
Ale niekatolicy, którzy chcieliby prowadzić ewangelizację w krajach, z których wyszło światło wiary i oświetliło także ich, nie są usatysfakcjonowani przyznanymi im prawami. Sprzeciwiając się prawu i unikając spełnienia wymaganych formalności, chcieliby mieć nieograniczoną możliwość niszczenia jedności religijnej katolików. Mają pretensje, kiedy władze zamykają kaplice, otwarte bez wymaganego zezwolenia albo wydalają tzw. „misjonarzy”, którzy przybyli do kraju w innym celu niż zadeklarowanym w podaniu o możliwość przyjazdu. Warto zauważyć, że w tej kampanii wśród ich najzagorzalszych sojuszników i obrońców są komuniści. Zatem ci, którzy zabronili w Rosji głoszenia jakiejkolwiek religii i włączyli tę zasadę do konstytucji RSFRS, którą cytowaliśmy, są z drugiej strony pełni zapału w pomaganiu każdej formie protestanckiej propagandy w krajach katolickich.
Niestety w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie wielu niekatolickich braci jest nieświadomych zarówno sytuacji, jak i prawa obowiązującego w naszych krajach, łatwo znajdują się imitatorzy komunistycznej gorliwości w protestowaniu przeciwko przypisywanej nam nietolerancji wobec misjonarzy wysłanych, by nas „nawracać”.
Ale dlaczego niby należałoby zabronić włoskim władzom robienia w swoim kraju tego, co rząd amerykański robi u siebie, kiedy nieugięcie i stanowczo uchwala prawa, które wyraźnie mają na celu uniemożliwienie wejścia na swoje terytorium czy wydalenia z niego tych, którzy z powodu wyznawanej ideologii zostaną uznani za niebezpiecznych i zagrażających wolnościowym tradycjom i instytucjom kraju?
Z drugiej strony jestem przekonany, że gdyby wierni zza Atlantyku, zbierający fundusze dla swoich misjonarzy i neofitów przez nich przekonanych, byli świadomi, że większość tych „konwertytów” to faktyczni komuniści, którzy nie przejmują się zbytnio kwestiami religijnymi poza kwestią obrażania katolicyzmu, choć bardzo interesują ich hojne dary obficie spływające zza oceanu, pomyśleliby dwa razy przed wysłaniem środków służących jedynie wspieraniu komunizmu.
W świątyni i poza nią
Jest jeszcze jedna kwestia, która często wpływa na przedmiot współczesnych dyskusji. Dotyczy ona roszczeń tych, którzy, odwołując się do ich własnego osądu i poglądów, chcieliby określić sferę działań Kościoła i ograniczenia jego kompetencji, by móc oskarżać go o „mieszanie się do polityki” w przypadku przekroczenia tych granic.
Są to roszczenia tych wszystkich, którzy chcieliby zamknąć Kościół w czterech ścianach świątyni poprzez oddzielenie religii od życia społecznego, a Kościoła od świata.
Lecz Kościół powinien słuchać przykazań Boga, a nie ludzkich wymagań. „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (22) A Ewangelia zawiera w sobie całość Objawienia z całą konsekwencją, jaką niesie za sobą dla moralnego postępowania człowieka w jego życiu prywatnym, w życiu rodzinnym i z punktu widzenia dobra wspólnoty lub miasta (polis).
Jak naucza Papież: „Religia i moralność w swym ścisłym związku tworzą niepodzielną całość. Porządek moralny i przykazania Boże są równie wiążące na każdym polu aktywności ludzkiej bez żadnych wyjątków. I tam, gdzie one sięgają, tam rozciąga się też misja Kościoła, a zatem i słowo kapłana, jego nauczanie, jego upomnienia i jego rady dla wiernych znajdujących pod jego opieką. Kościół Katolicki nigdy nie pozwoli się zamknąć w czterech ścianach świątyni. Oddzielenie religii od życia społecznego i Kościoła od świata jest przeciwne ideałom chrześcijaństwa i katolicyzmu”.
Ojciec Święty kontynuuje z apostolską stanowczością:
„Korzystanie z prawa głosu jest aktem moralnej odpowiedzialności, przynajmniej tam, gdzie dotyczy wyboru osób, które będą miały za zadanie nadać krajowi konstytucję i ustawy, w szczególności te ustawy, które będą dotyczyły np. świąt kościelnych, małżeństwa, rodziny, szkoły i regulowały rozmaite warunki życia zgodnie z zasadami sprawiedliwości. Kościół powinien zatem wyjaśniać wiernym moralne obowiązki wypływające z posiadania prawa głosu”. (23)
I Kościół podejmuje się tego zadania ani nie z pożądania dóbr ziemskich, ani nie z powodu chęci pozbawienia rządów władzy, do której Kościół nie powinien i nie może aspirować – „ten kto nadaje królestwa niebiańskie, nie zabiera królestw ziemskich” (24) – ale dla panowania Chrystusa, aby mógł być zrealizowany „pokój Chrystusowy w Królestwie Chrystusowym”. To jest powód, dla którego Kościół nie ustaje w głoszeniu Słowa, nauczaniu i wywalcza sobie drogę do zwycięstwa.
Z tego samego powodu cierpi, płacze i wykrwawia się. Ale ścieżka poświęcenia jest dokładnie tą, poprzez którą Kościół wielokrotnie odnosił triumfy. Pius XII przypomniał o tym w swoim wystąpieniu radiowym z okresu świąt Bożego Narodzenia w 1941 roku:
„Oglądamy teraz, ukochani synowie, Boga-człowieka, urodzonego w żłobie, aby mógł wznieść człowieka do wielkości, z której ten upadł ze swojej własnej winy i posadzić go na nowo na tronie wolności, sprawiedliwości i honoru, którego fałszywi bogowie odmawiali mu przez stulecia. Fundamentem tego tronu będzie Kalwaria. Jego ozdobą nie będzie złoto czy srebro, ale Krew Chrystusa, Boska Krew, która dwadzieścia wieków płynie przez świat i barwi na czerwono lice jego Oblubienicy, Kościoła oraz oczyszcza, uświęca i wysławia dzieci Kościoła, staje się niebiańską jasnością. O chrześcijański Rzymie, ta Krew jest Życiem”. (25)
Kard. Alfredo Ottaviani
za: Xportal.pl i myslkonserwatywna.pl