Nie inaczej jest w głośnej ostatnio sprawie referendum na temat zniesienia autonomii Krymu. W swym wystąpieniu 9 grudnia Tiahybok zapowiedział, że SWOBODA w żaden sposób nie rezygnuje z tych elementów swojego programu, w których bezwzględnie żąda przywrócenia pełnej unitarności państwa, a więc także zniesienia specjalnego statusu Autonomicznej Republiki Krymu. Jeszcze latem władze autonomii podjęły inicjatywę zmierzającą do zrównania pozycji prawnej miejscowej ustawy zasadniczej – z konstytucją Ukrainy. Swobodowcy (i inni przeciwnicy federalizmu) uznali, że jest to pierwszy krok do odłączenia półwyspu od reszty państwa. Środkiem przeciwdziałania miałoby być ogólnonarodowe referendum. Mechanizm ten stał się z kolei możliwy w związku z podpisaniem 27 listopada br. przez prezydenta Janukowycza ustawy № 5475-VI o wszechukraińskim referendum.
Paradoksalnie, działania SWOBODY mogą pomóc w realizacji postulatów przeciwników tej formacji z Partii Regionów. Dyskusja o federalizacji Ukrainy, jako jedynym lekarstwie na groźbę jej rozpadu – trwa nad Dnieprem od dłuższego czasu. Jednocześnie jednak regionalistom ani nie wypadało, ani nie było politycznie zręcznie stawiać tych kwestii wprost w debacie politycznej, właśnie choćby ze względu na oskarżenia przeciwników federacji, Wywołanie tematu przez neo-banderowców – debatę jednak otwiera samo przez się. Co więcej, jeśli w referendum większość opowie się przeciw odbieraniu mieszkańcom Krymu ich praw nabytych – może też pojawić się kwestia podobnych oczekiwań w innych regionach, zwłaszcza na Zakarpaciu, ale także na obszarach małorosyjskich, a nawet… w samej Małopolsce Wschodniej, stanowiącej domenę SWOBODY. Chcąc więc czy nie – podnosząc kwestię krymską nacjonaliści mogą dopomóc w urzeczywistnieniu swego czarnego snu. Gdyby jednak udało się zmobilizować większość przeciw autonomii – wówczas trudno byłoby zapewne oczekiwać, że Krym zniesie spokojnie taki zamach na uzyskane przed blisko 14 laty uprawnienia. To zaś może być prosta droga do faktycznego rozpadu kraju. Tak czy siak więc – wyjdzie dokładnie przeciwnie, niż sobie swobodowcy oficjalnie życzą.
Konrad Rękas
Artykuł ukazał się również na Geopolityka.org
A może o to im chodzi? Po polaryzacji na tle narodowościowym i bez Krymu, Ukraina byłaby bardziej „swobodna”.
To możliwe, Panie Alku, ale nie możemy myśleć o terytoriach historycznych, tylko o Polakach mieszkających na Ukrainie. Niech więc powstanie swobodowska Hałyczyna, ale wtedy Polacy (mieszkający na Podolu) będą poza jej władzą. A o interesy naszych w Żółkwi trzeba będzie zadbać – jak już na naszym terytorium zaprowadzi się porządek…
Jeśli na „Okroinie” zapanowałaby „swoboda”, to na Podolu raczej też. Myśląc w kategoriach mieszkających tam Polaków, to nie byłoby dobre.
Panie Alku, niech Pan zerknie na wyniki ostatnich wyborów na Ukrainie, zwłaszcza w okręgach jednomandatowych.
Ja pociągnąłem luźną spekulację na wypadek przyszłego okrojenia Ukrainy, a Pan o ostatnich wyborach. To są różne rzeczy. Mój komentarz był niesporny i nie ma sensu, na siłę sporu tworzyć.
Toteż nie zamierzam się spierać 🙂 Po prostu „regionalistom” udało się w ostatnich wyborach nieco posunąć na Zachód ze swoją strefą wpływów, przy czym akurat na Podolu w jednomandatowych okręgach sukcesy odnieśli kandydaci „niezależni”, tak związani z PR, jak i umiarkowanie opozycyjni, ale jednak nie „swobodowcy”. Jeśli zaś o poparcie dla opozycji – to jednak jest to teren działań raczej „Batkiwszczyzny”, a nie tiahybokowców. Ich twierdzami pozostają bowiem Lwów, Tarnopol, Stanisławów i zachodni Wołyń, a więc tereny dawnej II RP.