Przypomnę dwa ogóle uwagi wobec Pańskiego tekstu o Bolingbroke’u.
Po pierwsze, pisałem że korzystał Pan z książki, która została wydana w czasach kiedy, w Polsce wybuchło powstanie styczniowe. Książka Macknighta jest wartościową pozycją, jednak warto ją weryfikować z racji choćby jej wiekowości. Nie dezawuuję tej pracy jako źródła, sam z niej korzystałem, ale zastrzeżenie budzi jedynie posiłkowanie się wyłącznie tą biografią. Z takich samych względów nie miałem powodów odrzucać wartości pracy Plumba, która wciąż pozostaje pozycją o charakterze fundamentalnym.
Po drugie, napisałem że tekst jest nie na temat, gdyż porusza Pan szerzej jedynie kwestię polityki zagranicznej. Gdyby dał Pan tytuł, np. „Bolingbroke wobec polityki zagranicznej rządu Walpole’a” to byłaby inna sprawa, ale nie, dał Pan tytuł: „Działalności i myśl polityczna …”, i w tym tekście nie podjął Pan najważniejszych zagadnień dorobku tego autora. To trochę tak, jakby pisałby Pan o de Maistrze pomijając jego poglądy na monarchię czy papieża.
Mniejsze lub większe uwagi miały za zadanie wyjaśnić pewne fakty, a nie urazić Pana dumę. Nikt nie jest nieomylny i proszę o tym pamiętać, ja nie pretenduje do miana wszechwiedzącego.
Odnośnie szczegółowych uwag:
– właściwe miejsce urodzenia można znaleźć nawet na angielskiej wikipedii i nie ma tu dwóch teorii, gdyż po Dickinsonie nikt nie podjął się udowodnienia tezy przemawiającej za Battersea, aczkolwiek opinieo Batersea są powtarzane
– odnośnie Eton odsyłam wciąż ponownie do Dickinsona, tu również nikt nie podważył stanowiska tego autora, acz pogląd o Eton jest powtarzany, jako ilustracja dla antagonizmu pomiędzy Walpolem a Bolingbroke’iem, jest to jednak zabieg publicystyczny, a nie naukowy.
– odnośnie daty małżeństwa, kwestii marginalnej, odpowiedź udzielona: według moich źródeł, bez ich podania jest wielce wymowna.
– w tekście napisał Pan, że w latach 1698-1699 Bolingbroke podróżował po Francji, nie napisał Pan, że podróżował między innymi, ale cały okres jego podróży kontynentalnej umieścił Pan we Francji. Kwestia ta oczywiście nie jest arcyważna, ale jak prostujemy, to wszystko.
– informacje odnośnie Occasional Conformity Bill znajdzie Pan choćby w pracy F. O’Gorman, The Long Eighteenth Century, s. 47, K. Feiling, History of Tory Party …, s. 368-377, 444-449, H.T. Dickinson, Bolingbroke, s. 33-34, 38, J.H. Plumb, Sir Robert Walpole. The Making of A Statesman, s. 177 (aczkolwiek wkradła się literówka i zamiast 1714 r. miało być 1711 r.).
– pytanie było: jaki historyk uważa, że Marlborough w 1704 r. był wigiem ? Nie w 1710 r., 1714 r., czy 1717 r.
– „kazanie” Bolingbroke’a wobec Marlborough ma się nijak do surowości i nie jest kwestią gustu, zważywszy, że w tych czasach wrogowie polityczni zazwyczaj lądowali w Tower lub przynajmniej stawiano wniosek o impeachment (Walpole, potem Harley).
– Bolingbroke oczywiście odgrywał ogromną rolę w rządzie torysowskim, ale to Harley był Lordem Skarbnikiem i to on jest główną postacią rządu, Bolingbroke cały czas próbował zająć jego miejsce. Poza tym w tekście zasugerował Pan, że było coś takiego jak rząd Bolingbroke’a, który miał upaść. Twierdzi Pan w odpowiedzi, że w 1714 r., upadł rząd Harley’a- Bolingbroke’a, tylko zastanawia fakt, że to Bolingbroke doprowadził do przesilenia i upadku tego rządu.
– podział na Court i Country Party był podziałem niezwykle aktualnym od połowy lat 90. XVII wieku do połowy XVIII w., acz występował z różnym natężeniem i jest mocno dyskutowany w literaturze (odsyłam do prac Walcotta, Namiera, Plumba i Dickinsona).
– w tekście napisał Pan, że Bolingbroke uzyskał zgodę na powrót w 1725 r., a nie że wrócił w 1725 r. Zgoda na powrót, a rzeczywisty powrót to dwie różne sprawy, Pan je pomylił.
– w czasie wygnania Bolingbroke nie zajmował się sprawą ustroju, gdyż w tekstach napisanych w tym czasie nie odnajdujemy szerszych odniesień do tej tematyki, wiele wtedy pisał o kwestiach filozofii, a nie ustroju. Nie ma śladu, aby wysuwać tezę odwrotną. Stwierdzenie, że były minister zajmował się tą kwestią, bo czym innym miałby się zajmować jest wątpliwe.
– wciąż upieram się, że to poglądy deistyczne były główną przyczyną sceptycyzmu torysów wobec Bolingbroke’a. Oczywiście można wymienić szereg powodów natury politycznej, np. powiązania jakobickie, czy wspomniany przez profesora Tulejskiego postulat upamiętnienia Orańczyka, ale nie ma śladu, aby traktat o królu-patriocie wzbudził niechęć torysów. Jeśli były jakieś krytyki z prawej strony, to odnosiły się jedynie do powierzchowności, a nie samej idei.
– Pańskie stwierdzenie odnośnie Dysertacji o partiach budzą we mnie wątpliwość czy Pan widział kiedykolwiek ten tekst na oczy. Po pierwsze nie jest to list, jak Pan twierdzi, ale dziewiętnaście listów. Będących, jak wspomniałem, zbiorem esejów publikowanych w latach 1733-1734 i stanowiących jedno z najmocniejszych oskarżeń wobec Walpole’a i jego systemu. Bolingbroke miał taką chęć, że swoje eseje pisał zawsze w formie listów, wprawdzie zbiorowe wydanie Dysertacji poprzedził przedmowa skierowaną do „pierwszego ministra”, ale jeśli ktoś zaznajomił się z twórczością Swifta czy Defoe to wie, że nie można pewnych tekstów czytać dosłownie.
– moje stwierdzenie, iż Harley był wigiem było prowokacyjne. Takie dziwne rzeczy wychodzą, kiedy nie uwzględni się podziału na Court i Country. W latach 90. XVII w. Harely jako leader Country Party stanął na czele opozycji składającej się w przeważającej części z torysów, jednak wywodził się z obozu wigów i nigdy tak naprawdę nie przyjął poglądów torysowskich. Poza tym bardzo symptomatyczna jest współpraca Harleya z Defoe. To co chciałem pokazać, to że struktura polityczna w tamtym czasie była bardzo skomplikowana i wiele niejednoznaczności umyka, kiedy przyjmiemy uproszczony schemat wigowsko-torysowski, bez uwzględnienia Country i Court.
– o tym, że Pan się nie zgadza z opinią o „ciężkim” stylu Bolingbroke’a napisał Pan w książce, jednak ja odnoszę się do artykułu, gdzie nie odnosi się Pan negatywnie to tego stwierdzania i przytacza je Pan bez komentarza.
Na zakończenie kilka uwag ogólnych:
Po pierwsze, opublikował Pan ten tekst jako samodzielny artykuł i mało mnie interesują odniesienia do książki. Napisał pan książkę o Walpole’u, a nie o Bolingbroke’u, jak Pan sam zauważa, ale artykuł jest o Bolingbroke’u, a nie o Walpole’u. Co więcej, pisze Pan o swoim tekście jako o „artykuliku”, nie wiem co ma znaczyć taki lekceważący ton wobec własnego tekstu. Zamieścił Pan artykuł z aparatem naukowym i niech się Pan nie dziwi, że traktowany jest on poważnie. Nie zaznaczył Pan, że jest przynajmniej częściową kompilacja z pańskiej książki o Walpole’u („Raz jeszcze podkreślę, że moja praca o Walpole’u, z której pochodzą fragmenty tekstu artykułu”), która jest wersją pracy magisterskiej. Gdzie Krym, a gdzie Rzym. Jak się Pan decyduje bezkrytycznie publikować teksty w 2011 r. oparte o książkę z 2008, co do której Pan wie, że posiada pewne braki, to niech się Pan nie dziwi, że spotyka się to z krytyką..
Po drugie, nie wiem skąd Pan wziął tezę o stronniczym podejściu do Pana osoby. Czy każdy, kto widzi błędy w Pańskim tekście musi Pana nie lubić?
Po trzecie, radzę uważnie czytać. We wstępie napisałem: „Tekst Pana Piotra Napierały kolejny raz potwierdza manierę niektórych polskich naukowców, którzy wykorzystując brak rodzimych opracowań odnośnie jakiegoś tematu (w tym przypadku historii angielskiej pierwszej połowy osiemnastego wieku) uprawiają publicystkę pod pozorem nauki. Nie troszcząc się niestety o wymogi naukowej rzetelności”. Nie wyczyta tam Pan żadnej sugestii, jakoby oszukiwał Pan czytelników, natomiast jest uwaga, że często się zdarza, że niektórzy naukowcy w sytuacji poważnych luk w polskiej literaturze pozwalają sobie na odejście od wymogów rzetelności naukowej. Tylko tyle jest tam napisane, resztę Pan sobie dopowiedział. Domniemany cytat z mojego komentarza przez Pana przytoczony w polemice jest zmanipulowany („…wykorzystania niewiedzy czytelników, dla uprawiania publicystyki”).
Po czwarte, zdaję sobie sprawę, że jest Pan autorem pionierskiej pracy o Walpole’u. Nawet Pan nie wie, jak bardzo się ucieszyłem, gdy się dowiedziałem, że taka praca powstała, jednak mój nastrój uległ zasadniczej zmianie po lekturze pańskiej pracy. Określenie pionierska należy traktować jako określenie opisowe, tzn. pierwsza, co wcale nie niesie za sobą określenia tej pracy jako dobrą. Napisał Pan w komentarzach pod moim tekstem, że była to praca wybitna – jak na doktoranta I roku („Przypomnę raz jeszcze – bo to chyba panu panie dr Tulejski umknęło – książkę o Walpole’u pisąłem jako student a wydałem jako doktorant 1 roku – więc proszę nie oczekiwać cudów w tamik wieku. Praca została oceniona jako wybitna jak na mój ówczesny wiek”). Zapytam się niegrzecznie co Pan robił przez kolejne lata, skoro publikuje Pan ponownie jej fragmenty. Przypominam, że istnieją inne wymogi wobec doktoranta I roku, a inne wobec doktora. Z tych względów nie podjąłem się napisania recenzji Pańskiej książki, ale odniosłem się do tekstu, który został przez Pana opublikowany obecnie. Oczywiście zachęcam do lektury mojego tekstu o Bolingbroke’u opublikowanego w „Politeji”, który stanowił punkt wyjścia dla moich badań, część tez została zachowana, część odrzucona. I po wieloletnich badaniach nie podjąłbym decyzji o jego ponownej publikacji. Pomimo Pańskiej odpowiedzi większość zarzutów wobec tekstu (a nie Pana – proszę rozróżniać te dwie rzeczy) utrzymuje swoją wartość. Zresztą w dużej mierze przyznaje się Pan do niedociągnięć. O nic innego mi nie chodziło, tylko o sprostowanie błędów.
Co do pomniejszych kwestii. Nie ma mnie w bazie ludzi nauki, bo być może nie mam ochoty przebywać w towarzystwie takich „ludzi nauki” („Panie doktorze Zakrzewski – dlaczego nie ma pana w bazie ludzie nauki?”). Zresztą nie Pańska sprawa kiedy będę wypełniał ankietę. Co więcej powiem Panu, że nie ma nie również na Naszej Klasie, Facebooku i Goldenlinie.
Nie zamierzam oczywiście Pana przepraszać skoro większość zarzutów pozostała aktualna, aczkolwiek pomysł Profesora Tulejskiego nie jest zły.
Co do Pana mitologicznej porywczości, hamletyzowanie dalekie jest od tego co normalni ludzie rozumieją przez porywczość.
Aby nie nużyć czytelników portalu szczegółową debatą na temat, kiedy Bolingbroke się ożenił i o czym rozmyślał na wygnaniu proponuję przenieść dyskusję na forum prywatne. Od Pana Profesora Wielomskiego może otrzymać Pan mój adres mailowy.
Maciej Zakrzewski
[aw]
Nie wypierałem się błędów. Napisałem, że źle zrobiłem publikując ten tekst – myslałem sobie: „…skoro portal nie jest naukowy…” . Przez lata po magisterce i książce o Walpole’u pisałem prócz artykułów na inne tematy zw. z 18w , książki o Hesji-Darmstadt i o życiu codziennym w Londynie 18w, a obecnie wydałem książkę: „Kraj wolności” i „kraj niewoli” – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku – mój doktorat. Jak Pan widzi odszedłem od tematyki Bolingbroke’a nie sprostowawszy wielu spraw. Książka o Walpole’u została określona nie tylko jako pionierska (myślę, ze jest to jednak zasługa – rozpoczęcie polskojęz. badań nad RW). Ja nie chciałem, by pan przepraszał mnie za swoje zarzuty – sam zgodziłem się na wiele z nich, tylko za to, że w w nagłówku pana komentarza napisał pan: „…Tekst Pana Piotra Napierały kolejny raz potwierdza manierę niektórych polskich naukowców, którzy wykorzystując brak rodzimych opracowań odnośnie jakiegoś tematu uprawiają publicystkę pod pozorem nauki….” – czyli uznał mnie pan za propagandystę i manipulatora. Nie da się tego nazwać inaczej – przykro mi. Bardzo mnie dotknęły te słowa i pozwolę sobie pouczyć pana, że jeśli naukowiec nie zakłada, że inny naukowiec jest szczery pisząc to co pisze, to lepiej zostać politykiem a nie naukowcem. Oczywiście jeśli nie uzna pan w jakikolwiek sposób, że to co pan powiedział w nagłówku było nadużyciem – nie będę mógł spokojnie zastanawiać się wraz z panem nt . szczegółów życiorysu Bolingbroke’a.
Odejście od rzetelności naukowej nie miało miejsca w mojej pracy w 2008 roku. To były czasy mojej szczerej wytężonej pracy – pracy niedoświadczonego doktoranta o nie zawsze dostatecznym przygotowaniu i ambitnym temacie. Ma pan np. racje, że Dysterstacja to nie list lecz seria listów – takie skróty myślowe wówczas stosowałem – np. „list” i w formie listu – w formie listów = mniej więcej to samo. Dziś już takich błędów nie robię. Uważam, że książka pionierska zasługuje też na szczególne względy, i nie jestem w tym poglądzie osamotniony. Pan uznał, że „specjalnie odpuściłem sobie” – ja tego nie uczyniłem – więc równie dobrze mógł mnie pan posądzić o celowe fałszowanie obrazu hist. Chciałbym, żeby pan dostrzegł co pana słowa oznaczają, i przeprosił choćby symbolicznie czy połowicznie, a nie pisał o moim „hamletyzowaniu” i o „normalnych ludziach”, sugerując, że ja do nich nie należę… nie ma pan wyczucia.
Powtórzę, co napisałem w innym komentarzu: „Wiele tekstów Pana Piotra Napierały pisanych było z pozycji wrogich Kościołowi katolickiemu, co jest dla mnie zrozumiale. Jako miłośnik liberalizmu, tzw. „oświecenia” i – podejrzewam również – wolnomularstwa nie jest w stanie i nie może przyjąć innej postawy. Wróg jedynej prawdziwej religii i prawdziwego Boga w Trójcy Świętej Jedynego, a tym samym wróg Prawdy, nigdy nie będzie rzetelnym naukowcem (a nierzetelny naukowcem nie jest). W swojej „naukawej” siermiędze będzie błądził, bo błądzić musi”. Nie jest to krytyka Pana Piotra Napierały lecz jego światopoglądu, uniemożliwiającego mu rzetelność naukową. Jako człowiekowi i mojemu bratu współczuję Panu Piotrowi.