Partyzantka sowiecka wobec zagłady ludności polskiej na Wołyniu w 1943 roku

Partyzantka sowiecka była, obok Niemców i ich sojuszników, polskiej samoobrony i UPA – czwartym uczestnikiem tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce na Wołyniu 1943 roku. Jej udział w walkach na Wołyniu narastał – co było związane ze zbliżaniem się decydującego rozstrzygnięcia na froncie wschodnim. Chcąc nie chcąc stała się ona z jednej strony świadkiem zagłady ludności polskiej przez formacje OUN-UPA, z drugiej uczestnikiem walk na tym terenie. Banderowcy od samego początku uznawali ją za głównego wroga zewnętrznego, z czasem starając się obciążyć ją odpowiedzialnością (w łagodniejszej wersji współodpowiedzialnością) za to, co działo się na Wołyniu w 1943 roku.

Jakie były strategiczne cele partyzantki sowieckiej na Wołyniu w 1943 roku? Dyktowały je potrzeby prowadzonej przez ZSRR wojny z Niemcami. 5 września 1942 r. Józef Stalin podpisał rozkaz nr 00189 pt. „Zadania partyzantki”. Główne zadanie, jakie postawiono przed partyzantami brzmiało – organizować dywersję przeciw liniom komunikacyjnym głęboko na tyłach wroga. Wielkie zgrupowania partyzanckie, działające w Lasach Briańskich, na lewobrzeżnej Ukrainie i na białoruskim Polesiu, miały wykonać dalekie rajdy na tyły wroga w celu przeprowadzenia działań bojowych dużej skali oraz dywersji na kolejowych, drogowych i wodnych liniach komunikacyjnych, a także wciągnięcia do działań partyzanckich coraz większej liczby miejscowej ludności. Przygotowując się do realizacji tego zadania wywiad sowiecki dokonał analizy nastrojów ludności Wołynia, ze szczególnym uwzględnieniem jej stosunku do Niemców.

Z materiału źródłowego wynika jasno, że przed wejściem dużych zgrupowań partyzantki radzieckiej na Wołyń zakładano, że głównym i jedynym wrogiem będą Niemcy. Inne formacje zbrojne (polskie i ukraińskie) traktowano jako potencjalnego sojusznika w zbliżającej się walce. Strona sowiecka nie wiedziała jeszcze dokładnie w jakim kierunku pójdzie OUN Bandery. Wiedziano, że organizacja ta, w przeciwieństwie do OUN Melnyka, nie traktuje Niemców jako sojuszników „po wsze czasy”. Podjęcie kontaktów ze strukturami OUN Bandery było o tyle ułatwione, że bardzo często w roli emisariuszy po stronie sowieckiej wcielali się Ukraińcy, nieraz znajomi tych, którzy przeszli do UPA. W tym czasie dla strony sowieckiej nadal głównym celem było skłonienie kogo się da do współpracy i walki z Niemcami. Sobiesiak podaje, że do rozmów na tematy polityczne doszło na początku marca 1943 roku w okolicach Łucka. Oficjalnie delegacja ukraińska reprezentowała Ukraińską Główną Radę Wyzwoleńczą. Podczas spotkania jej przedstawiciele stwierdzili, że ich głównym zadaniem jest budowa Samostijnej Ukrainy i likwidacja Polaków. Ostrzegli stronę sowiecką, żeby nie kierowała swoich oddziałów na tereny Ukrainy Zachodniej.

Epizod ten stał się po latach przedmiotem spekulacji ośrodków starających się zdjąć z OUN Bandery odpowiedzialność za zbrodnię ludobójstwa na Polakach. Ilustracją tej tendencji jest cytowany już artykuł Mirosława Czecha pod jakże wymownym tytułem Jak Moskwa rozpętała piekło na Wołyniu. Czy teoria o „sowieckiej prowokacji” znajduje jakiekolwiek potwierdzenie w dokumentach? Nie, nie znajduje. W Polsce najbliższy akceptacji tej tezy wydaje się być współcześnie Grzegorz Mazur, który pisze: „Dogłębnego wyjaśnienia wymaga sprawa inspirowania przez Sowietów oddziałów UPA do wystąpień przeciwko Polakom. Według niektórych przekazów na czele tych oddziałów stali oficerowie sowieccy. W jednym z pierwszych opracowań dziejów polskiego podziemia odnotowano, że „w rejonie Złoczowa i Stanisławowa zanotowano wypadki, że bandami ukraińskimi mordującymi dowodzili oficerowie sowieccy”. O współpracy OUN-B z NKWD jest też mowa w raporcie hitlerowskiej policji i Służby Bezpieczeństwa (SD) z 22 maja 1942 r., ale pamiętać trzeba, że raporty wszelkich służb specjalnych, zarówno niemieckich, jak i sowieckich, zawierają wiele nieprawdziwych i niesprawdzonych informacji”.

„Dogłębnego” badania tej sprawy domaga się także Mirosław Czech. Już jednak inny, bynajmniej nie wrogo nastawiony do tradycji upowskiej, historyk – Grzegorz Motyka – tezę tę zdecydowanie odrzuca. W jednym z wywiadów, na pytanie „Czy rzeź wołyńska mogła być sprowokowana przez służby sowieckie?”, odpowiedział: „Nic na to nie wskazuje. Oczywiście bez Niemców i Sowietów do zbrodni by nie doszło, bo oni stworzyli do niej warunki i dali przykład. Sowieci nie mieli jednak interesu w wywołaniu takiej rzezi. Być może sowiecka prowokacja przyczyniła się do dezercji ukraińskiej policji, ale to co najwyżej przyspieszyło działania banderowców”.

Narastająca od wiosny 1943 roku rzeź Polaków dokonywana przez zbrojne formacje OUN-UPA oraz sprzyjające ideologii szowinistycznej chłopstwo ukraińskie wzbudzała reakcję najpierw partyzantów sowieckich znajdujących się wówczas na Wołyniu, a potem także dowódców zgrupowań partyzanckich, które wtargnęły na Wołyń z terenu Ukrainy Wschodniej. Mamy na ten temat liczne świadectwa. Najbardziej wiarygodne są dzienniki dowódców partyzanckich zgrupowań, które weszły na teren Wołynia (wiosna-lato 1943). Oto wybrane zapisy. Sidor Kowpak zapisał pod datą 17 czerwca 1943 r.: „Polacy uciekli ze swoich wsi do lasu. Polskie wsie Dert, Okop, Budki w Rokitniańskim obwodzie – są puste, ani jednego Polaka nie ujrzysz – wszyscy uciekli do lasu. Ci, którzy zostali, mówią, że bulbowcy nie dają żyć – zabijają, grabią. Polacy ufają partyzantom. Miejscowi partyzanci walczą z bulbowcami”.
Z kolei pod datą 20 czerwca 1943 r. pisał: „Spotkaliśmy pierwszy polski oddział partyzancki. Komendant oddziału, były polski oficer. Powiedział nam: „My nie zajmujemy się żadną polityką”. Gestykulując rękami, kontynuował: „Musimy się bronić. Najpierw prosiliśmy o pomoc Niemców. Mówiliśmy im: „Patrzcie, Ukraińcy nas mordują. Pomóżcie nam”. Niemcy obiecali pomoc. Chcieli ewakuować rodziny do miasteczka, a nas wzywali na policję. Odrzuciliśmy taką pomoc. Mam 50 ludzi. Rozpowiadamy, że są nas setki, że mamy wiele broni, żeby Niemcy się bali. Tułałem się po lasach i przy Niemcach i przy Sowietach. Teraz bijemy Ukraińców”.

Komendant odpowiedział: „Zaczekajcie”. „Proszę” – powiedział polski oficer. „Jesteście przeciwko wszystkim Ukraińcom? Nie należy mieszać. Bulbowcy, banderowcy – to jest banda, otumaniona przez hitlerowców. Hitlerowcy, żeby odwrócić uwagę od sytuacji na froncie, żeby ukryć swoje straty, swoją klęskę na froncie wschodnim, organizują rzeź, szczują Polaków na Ukraińców, a Ukraińców – na Polaków”. „A na początku, kilka niemieckich oddziałów pozorowanych spaliło i wyrżnęło klika polskich wsi, po żeby rozniecić ukraińsko-polską rzeź. Teraz wy mówicie, że jesteście przeciwko Ukraińcom. Ale w bandzie Bulby są Uzbecy, Rosjanie i Ukraińcy. Nie należy utożsamiać bulbowskiej bandy z Ukraińcami, w moim oddziale jest 70 proc. Ukraińców. Jednak my nie mordujemy Polaków. Czy to jest jasne?”.

I zapis z 1 lipca 1943 r.: „Kontynuujemy marsz. Lud we wsiach wita naszych bojców z radością. Natykamy się na spalone przez banderowców chaty Polaków. Sześć tygodni temu wdarła się banderowska swołocz, wymordowała polskich mieszkańców i spaliła zabudowania. Narodowa nienawiść nabiera tutaj niebywałego natężenia”.

Nie mniej emocjonalne są zapisy w dzienniku Siemiona Wasiljewicza Rudniewa: „Polacy ze wszystkich wsi uciekają do rejonowych skupisk. Wszystkie polskie folwarki są puste. Niemcy tworzą polską policję, żeby mordować Ukraińców…” (23 czerwca 1943); „Polska ludność ucieka i póki co odnosi się do nas dobrze. Ukraińska ludność, przestraszona przez Niemców i przez nacjonalistów, tuła się po lasach i tylko po naszym pojawieniu się wychodzi z lasu do domu okazując nam pomoc” (28 czerwca 1943); „Niemcy podstępnie i chytrze zasiali nienawiść, a teraz chcą i nacjonalistów, i Polaków skierować przeciwko nam, przeciwko Związkowi Radzieckiemu…” (4 lipca 1943); „Rozpoczęła się straszna rzeź, we wszystkich wsiach, rejonach polska ludność jest mordowana ze zwierzęcym okrucieństwem, mordowane i męczone są także dzieci, kobiety i starcy, a wszystkie zabudowania palone. Jest pewne, że niemieckie służby w tej nacjonalistycznej rzezi odgrywają główną rolę” (5 lipca 1943).

Wreszcie dziennik Grigorija Balickiego: „Co można powiedzieć o tych nacjonalistach [ukraińskich]? To nie są żołnierze, ale zwyczajni bandyci, i mówić wprost – wyrzutki społeczne, którzy oprócz marzenia o wywalczeniu „Wielkiej Ukrainy” nie mogą niczego zrobić (…) Nacjonaliści rozniecają wrogość między Polakami a Ukraińcami. Nacjonaliści razem z niemiecko-faszystowskimi psami grają razem – wszystko skierowane jest przeciwko władzy radzickiej władzy i bolszewikom” (15 czerwca 1943).

Warto poświęcić kilka słów analizie tych zapisów. Po pierwsze, uderza w nich przerażenie skalą mordów dokonywanych przez nacjonalistów ukraińskich. Sowieccy dowódcy wyraźnie są wstrząśnięci tym, co zobaczyli, ich współczucie dla Polaków nie podlega kwestii. Z drugiej strony starają się wytłumaczyć sobie przyczyny tego stanu rzeczy. Starają się przy każdej okazji obciążyć Niemców za sprowokowanie rzezi, za szczucie Ukraińców na Polaków i odwrotnie. Zdarzają się także w zapiskach coraz bardziej ostre oceny samych nacjonalistów, określanych jako „wyrzutki społeczne” czy bardziej dosadnie „banderowska swołocz”. Oficerowie polityczni musieli przyjąć taką interpretację wydarzeń z dwóch powodów. Po pierwsze, byli naprawdę przekonani, że to Niemcy są „podżegaczami”, a po drugie – nie mogli, z przyczyn politycznych, obciążyć Ukraińców za zbrodnie, które widzieli. W większości oddziałów, które pojawiły się na Wołyniu na wiosnę i w lecie 1943 roku Ukraińcy stanowili zdecydowaną większość. Rosyjscy i ukraińscy historycy podają, że skład narodowościowy wszystkich zgrupowań i oddziałów był taki: Ukraińcy 59 proc., Rosjanie 22,2 proc., Białorusini 6,6 proc. Ogółem wśród partyzantów były reprezentowane 62 narodowości zamieszkujące ZSRR30. Tylko w zgrupowaniach Piotra Werszyhory (nota bene Ukraińca) i W. Uszakowa Rosjanie stanowili większość. Dowództwo tych zgrupowań nie mogło więc przyjąć terminologii antyukraińskiej, nie mogło obciążać narodu ukraińskiego za wyczyny banderowców. Charakterystyczna była replika Kowpaka na wynurzenia dowódcy polskiego oddziału, który powiedział: „Teraz zabijamy Ukraińców”. „Nie należy utożsamiać bulbowskiej bandy z Ukraińcami, w moim oddziale jest 70 proc. Ukraińców” – odpowiedział na to Kowpak.
Sobiesiak w kilku miejscach swojej relacji pamiętnikarskiej pisze o rekcjach partyzantów Ukraińców walczących w oddziałach sowieckich. Byli oni wstrząśnięci i swoim antybanderowskim radykalizmem chcieli zmazać hańbę, jaka – ich zdaniem – zawisła nad narodem ukraińskim. Opisując naradę z udziałem gen. Wasilija Begmy, Ukraińca z Odessy, cytuje (co prawda w formie nieco literackiej) wypowiedź jednego z dowódców brygad – Samczuka. Warto ją przytoczyć:
„Drodzy towarzysze i przyjaciele – zaczął – sprawa jest szczególnie przykra dla nas, Ukraińców, których niemało przecież znajduje się w szeregach partyzanckich. Bo przecież to, co się dzieje, te wszystkie zbrodnie, popełniają nasi bracia — Ukraińcy. Wprawdzie my moglibyśmy sobie tłumaczyć, że robią to bandyci, faszyści itp., z którymi nie chcemy mieć nic wspólnego, ale przecież w ten sposób nie można uspokoić własnego sumienia. To byłaby łatwa droga ucieczki od odpowiedzialności, bo fakt pozostaje zawsze faktem (…) My wiemy, że lud ukraiński potrafi nas zrozumieć, trzeba tylko wyjaśnić mu prawdziwe cele prowodyrów UPA, całej tej zgrai zbrodniarzy. My partyzanci Ukraińcy z brygady „Diadi Pieti” popieramy w pełni wszystko, co będzie postanowione w sprawach pomocy dla polskiej ludności: będziemy ochraniać bezbronnych wszędzie i w każdej sytuacji, udzielać im pomocy w wyżywieniu i odzieży, a jeśli zajdzie potrzeba, potrafimy oddać za tę sprawę swoje życie…”.
Rozwój sytuacji na Wołyniu wymusił na stronie sowieckiej jeszcze bardziej przychylne stanowisko w stosunku do Polaków tam zamieszkujących niż to wczesniej zakładano. Okazało się bowiem, że oparciem dla partyzantki jest tylko część ludności ukraińskiej, reszta sprzyjała banderowcom i była oparciem dla coraz liczniejszych formacji UPA. Jak pisze Oksana Petrusewicz: „W kwietniu 1943 r. specjalna dyrektywa KC WKP(b) i CSRP nakazała dowódcom radzieckich zgrupowań partyzanckich okazywanie Polakom wszelkiej pomocy przy organizacji oddziałów i wyposażaniu ich w broń i amunicję. W ten sposób rozpoczęto formowanie proradzieckiego polskiego ruchu partyzanckiego oraz przekształcanie niewielkich oddziałów, złożonych z Polaków, w samodzielne polskie zgrupowanie „Jeszcze Polska nie zginęła”.
I dalej: „Największa liczba sformowanych z Polaków oddziałów była podporządkowana rówieńskiemu Obwodowemu Komitetowi partii, kierowanemu przez W. A. Begmę. Pierwsze Zgrupowanie Rówieńskie pod dowództwem Begmy obejmowało 7 oddziałów partyzanckich, z których 2 były uważane za polskie. W sierpniu 1943 r. zgrupowanie liczyło 727 partyzantów, z których 100 było Polakami. Polski oddział zyskał uznanie, regularnie wykonując powierzone przez dowództwo zadania, i latem 1943 r. został przemieszczony w rejon Wysocka nad Horynią, aby nieść pomoc polskim bazom samoobrony”34. Ogólna liczna polskich partyzantów walczących po stronie sowieckiej na Wołyniu i przy granicy Polesia, wedle wiarygodnych źródeł sowieckich, wyniosła w szczytowym momencie 1800 ludzi.
Jaki był zakres współpracy Polaków z partyzantką sowiecką na Wołyniu w 1943roku? W rejonach północnego i wschodniego Wołynia, gdzie było największe nasycenie oddziałów partyzanckich – ta współpraca miała szeroki zakres. Według najnowszych ustaleń na 142 polskie samoobrony 7 współpracowało z partyzantką sowiecką. Były to: w powiecie Kostopol: Huta Stara (współpraca ze zgrupowaniem kpt. Iwana Szczytowa), Peresieki, Rudnia Potasznia, Rudnia Stryj, Huta Stepańska. W powiecie Łuck: Przebraże (współpraca z oddziałami Nikołaja Prokopiuka, Dmitrija Miedwiediewa i Kowalenki). W powiecie Sarny: Staryk. Liczna 7 samoobron na 142 nie oddaje jednak znaczenia tej współpracy. Jeśli bowiem uświadomimy sobie, że większość samoobron liczyła 20-30 obrońców, a tylko dwie samoobrony współpracujące z sowiecką partyzantką, czyli Huta Stepańska i Przebraże, miały razem ok. 1000 obrońców i broniły ok. 15.000 ludności, ocena musi być inna. Wszystkie samoobrony współpracujące z partyzantami sowieckimi, prócz Huty Stepańskiej, przetrwały, w tym największa na Wołyniu w Przebrażu.
Upadek samoobrony w Hucie Stepańskiej (16-18 lipca 1943) był spowodowany tym, że nie udało się jej obrońcom stworzyć jednolitego dowództwa, w decydującej chwili zostali też pozbawieniu wsparcia oddziału Józefa Sobiesiaka.
Największym sukcesem zakończyła się współpraca polskiej samoobrony z partyzantami sowieckimi we wsi Przebraże (pow. Łuck). Było w niej zgromadzonych ok. 10.500 uchodźców i miejscowej ludności (są dane mówiące nawet o 20.000 uchodźców)45. Od samego początku z dowództwem obrony Przebraża współpracowały trzy radzieckie oddziały partyzanckie: Nikołaja Prokopiuka, Dmitrija Miedwiediewa i Kowalenki. Tak potężna polska forteca, która nie tylko chroniła zgromadzoną tu wielotysięczną rzeszę cywilów, to w dodatku podejmowała ataki na wsie ukraińskie będące zapleczem dla UPA (likwidacja wsi Trościaniec) – była celem aż trzech szturmów ze strony ukraińskich nacjonalistów, w tym największego w dniu 30 sierpnia 1943 roku. Przebraże zostało zaatakowane z trzech stron, tylko na flance południowej nie było oddziałów UPA. W decydującym momencie boju, dowództwo obrony Przebraża wysłało łącznika do stacjonującego kilka kilometrów od pola bitwy oddziału Nikołaja Prokopiuka46. Wysłannik dotarł szczęśliwie do celu i przywiózł wiadomość, że w oznaczonym wcześniej miejscu zjawi się oddział partyzantki sowieckiej. Prokopiuk zaatakował atakujących nacjonalistów ukraińskich od tyłu mając do dyspozycji 150 ludzi i 60 konnych. W tym samym czasie Polacy uderzyli na upowców idąc na spotkanie partyzantom Prokopiuka. Bitwa zakończyła się całkowitym pogromem UPA. Od tej pory nie podjęto już ataku na Przebraże. Henryk Cybulski tak opisał nastroje po bitwie:
„Oddział radziecki [Prokopiuka] szykował się do odmarszu. Wraz z Albertem serdecznie dziękowaliśmy pułkownikowi Prokopiukowi za okazaną pomoc. Walka ta jeszcze bardziej zacieśniła naszą współpracę, braterstwo i przyjaźń. Patrząc za oddalającym się oddziałem radzieckim przypomniałem sobie pierwsze tygodnie wzajemnej nieufności i niedowierzania. Przełamywaliśmy je krok za krokiem, uzgadniając wspólne cele i stanowiska, pomagając sobie, służąc radą i pomocą. W Przebrażu przed szkołą oczekiwał nas wielotysięczny tłum. Okrzykom i wiwatom nie było końca. Patrzyłem na rozradowane twarze ludzi i było mi dziwnie dobrze. Jeszcze nigdy w życiu nie doznałem takiego uczucia i jeszcze nigdy w życiu nie widziałem dookoła siebie tylu szczęśliwych ludzi”.

***

W roku 1943 doszło na Wołyniu do współpracy między zagrożoną całkowitą eksterminacją ludnością polską a partyzantką sowiecką. Ze strony sowieckiej takie zachowanie było podyktowane następującymi czynnikami:
– Strategią prowadzenia wojny na zapleczu frontu, na tyłach armii niemieckiej. Dyrektywy z Moskwy precyzowały jasno, że należy pozyskiwać do walki z Niemcami ludność cywilną na ziemiach, na których przeprowadzono operacje partyzanckie. Z rozpoznania wywiadowczego wynikało, że ludność polska na Wołyniu jest przychylnie nastawiona do idei walki z Niemcami i może być oparciem dla partyzantki sowieckiej.
– Działaniem struktur OUN-UPA, skierowanych nie tylko przeciwko ludności polskiej, ale i wkraczającej na Wołyń partyzantce sowieckiej. UPA zbliżyła do siebie Polaków i partyzantów sowieckich. Był to czynnik decydujący, wspólne zagrożenie zrodziło współdziałanie i wspólną walkę. Popularność UPA na Wołyniu sprawiła, że ludność ukraińska przestała być zapleczem dla partyzantki sowieckiej, na co liczono w Moskwie i Kijowie. Pozostawali więc Polacy.
– Słabością struktur Polskiego Państwa Podziemnego i zbrojnych oddziałów AK. Partyzantka sowiecka, kierowana przez oficerów NKWD, miała jasne dyrektywy likwidacji tzw. białych band57. Jednak na Wołyniu silniejsze od AK były polskie oddziały partyzanckie podporządkowane dowództwu sowieckiemu. Z kolei samoobrony, z którymi współpracowano, miały status niejasny – część z nich była podporządkowana AK, ale to skrywano. W ocenie służb wywiadowczych sowieckich Polacy walczący w samoobronach dawali gwarancję dalszej współpracy. W dużej mierze tak się stało – obrońcy samoobron zasili potem szeregi najpierw Istriebitielnych Batalionów podległych NKWD a potem 1. Armii Wojska Polskiego.

Jan Engelgard

Jest to skrót publicystyczny artykułu naukowego, który ukaże się w jednym z najbliższych numerów periodyku „Niepodległość i Pamięć” wydawanego przez Muzeum Niepodległości.

Wykorzystano m.in.: „Partizantskaja wajna na Ukrainie. Dnievniki kamandirov partizantskich atrjadow i sojedinienij na (1941-1944 (2010), ss. 698”, J. Sobiesiak, R. Jegorow, „Burzany”, Warszawa 1966, H. Cybulski, „Czerwone noce”, Warszawa 1977, O. Petrusewicz, „Współdziałanie polskiego podziemia z radzieckimi oddziałami partyzanckimi przy obronie ludności polskiej przed działaniami oddziałów OUN-UPA na Wołyniu w 1943 r., referat wygłoszony podczas międzynarodowej konferencji w Warszawie w dniu 17 maja 2008, E. Komoński , „W obronie przed Ukraińcami. Działania Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943-1944 wobec polityki eksterminacyjnej nacjonalistów ukraińskich”, Toruń 2013.

aw

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *