Rękas: Pięć funtów z Churchillem (czy Wielka Brytania naprawdę wygrała II wojnę światową?)

Polityk, który przypieczętował tylko wyższość pieniądza nad państwem – sprowadzony został do graficznego elementu waluty… Oczywiście nie sam potomek księcia Marlborough odpowiada za to co stało się z Brytanią, Europą i światem przez ostatnie 102 lata, jednak nieprzypadkowo stał się ikoną. Jak chyba nikt inny Churchill łączy obie rundy wojny światowej, nieodmiennie do nich prąc, podtrzymując ich ogień – a następnie tracąc wszelkie zainteresowanie następstwami i skutkami. No chyba, że udałoby się coś rozkręcić po raz trzeci…

Niewidzialny konkurent?

Z I wojną światową dowcip polegał zaś na tym, że bodaj nikt z większych przynajmniej uczestników nie brał w niej udziału we własnym interesie – a w zasadzie wszyscy wyraźnie wbrew nim! Słowem, jak w poincie starego szmoncesu: „to kto właściwie ma te pieniądze…?”i. Oczywiście, ponieważ sprawstwo Londynu w przypadku Wielkiej Wojny na gruncie rozumowym nie ulega żadnych wątpliwości – najciekawsza wydaje się kwestia na ile racjonalna była właśnie polityka brytyjska. Pozostałe państwa dały się bowiem do wojny sprowokować, zostały do niej wciągnięte układami sojuszniczymi bądź interesami wojskowymi, ewentualnie ich przywódcom przynajmniej wydawało się, że samodzielnie kształtują swą politykę, w istocie jednak czyniąc z Włoch, czy Rumunii tylko kolejne elementy większej układanki. W tym sensie każdy był ofiarą tej wojny – ale i w jakimś sensie jej sprawcą czy wręcz przyczyną – Niemiec, Francuz, Belg, Austriak czy Rosjanin. Do pewnego momentu rozeznanie o co w tym wszystkim może chodzić wydawali się mieć tylko Brytyjczycy. To w ich interesie było przede wszystkim samo wywołanie konfliktu, w którym ścierać się, zmniejszać będą potencjały państw kontynentalnych, zgodnie z zasadą, że połączone potęgi dwóch państw europejskich muszą być mniejsze od siły Brytanii, a jeśli urosną za bardzo – należy upuścić krwi z żył i ciśnienia z politycznych kociołków. W realiach z początku XX wieku najgroźniejsze dla Londynu było potencjalne zagrożenie związane z sumowaniem możliwości Niemiec i Rosji. Nawet zerwanie ich współpracy w zarodku nie było jednak gwarancją wystarczającą zwłaszcza, że nie chodziło przecież tylko o niebezpieczeństwo stricte militarne czy morskie (skądinąd to Londyn zainaugurował przecież i eskalował wyścig zbrojeń w marynarce), ale także ekonomiczne, demograficzne czy społeczne. Wszystko są to kwestie stosunkowo znane i opisane. Pozostaje jednak pytanie – czemu Londyn przestał w tym samym czasie nagle dostrzegać taką samą o ile nie większą, a na pewno realniejszą konkurencję ze strony Waszyngtonu? Zwłaszcza, że była ona rzeczywistością narastającą przez znaczną część XIX stulecia, od wojny 1812 r., przez rywalizację w obu Amerykach aż po apogeum w czasie wojny secesyjnej, toczonej przez stany Południa poniekąd także w zastępstwie i w interesie Wielkiej Brytanii. Ostatecznie jednak, kiedy nieodmiennie chroniąc własny rynek wewnętrzny Waszyngton ostatecznie zakreślił śmiało ramy własnej imperialnej polityki na całą hemisferę amerykańsko-pacyficzną i kiedy Alfred Mahan dał tej wizji podstawy teoretyczne – Londyn odpuścił?

Pozorny racjonalizm

Byłoby to zadziwiające jedynie gdybyśmy faktycznie mówilibyśmy o polityce brytyjskiej. Już bowiem samo doprowadzenie do wybuchu I wojny światowej (powtórzmy, nie budzące już dziś żadnych wątpliwości choćby wobec jawności korespondencji dyplomatycznej pokazującej nie niezdecydowanie bynajmniej, jak kiedyś opisywano, ale spryt i perfidię polityki brytyjskiej czy w związku ze stanem wiedzy na temat przygotowań wojennych Londynu, prowadzonych w tajemnicy nawet przed częścią własnych elit politycznych) – miało jednak tylko pozory działania racjonalnego. Cóż z tego bowiem, że eliminowano konkurentów kontynentalnych-eurazjatyckich, skoro jednocześnie wzmocniono, zwłaszcza finansowo rywala znacznie poważniejszego i to na tym samym, oceanicznym i ekonomicznym polu! Ani Niemcy nie byli wszak w stanie nigdy desantować się na Wyspy, ani car nie wybrałby się w końcu pewnie do Indii. Tymczasem pierwsza runda Wojny światowej zastała wszystkich w kieszeniach Wall Street – co okazało się stanem znacznie trwalszym, niż militarne aspiracje Kaisera czy dynamika rozwoju gospodarczego Rosji carskiej.

Jeszcze poważniej wyglądało to po rundzie drugiej, po której Zjednoczone Królestwo trwale już wypadło poza extraklasę geopolityczną, utraciło swoje imperium kolonialne oraz pierwszoplanową rolę ekonomiczną – a przecież również II wojna światowa została sprowokowana i rozpoczęta w wyniku inspiracji brytyjskiej. O ile bowiem w 1914 r. Londyn zagrał kartą udawanej niepewności i niezaangażowania, dającą Berlinowi i Wiedniowi pozór nadziei na utrzymanie ograniczonego, lokalnego charakteru konfliktu – o tyle 25 lat później agresję wywołano stymulując uczucie zagrożenia „polskim ciosem w plecy”. Kaiser wprowadził więc Niemcy do wojny wierząc w szybki pokój ze względu na jej wąski zakres i pozorny brak zagrożeń dla istniejącej równowagi sił, zaś Hitler uważając, że wykonuje uderzenie wyprzedzające, które zmieni na jego korzyść układ sił i po uzyskaniu przewagi pozwoli na podział wpływów z Londynem. Obaj przywódcy niemieccy mieli więc zupełnie zaburzoną wizję i swojego położenia, i faktycznych celów wojennych poszczególnych świadomych uczestników. Odpowiadać więc powinni za samobójczą głupotę, najcięższy grzech polityków.

Wszyscy przegrali…

Co jednak możemy powiedzieć o Churchillu? Jastrząb I wojny, walnie przyczynił się do jej wybuchu, a także do wciągnięcia do niej trzeciego celu wojennego Londynu – Turcji. Prowadząc politykę państwa podczas wojny II zapisał się w świadomości własnego narodu bez wątpienia lepiej niż Wilhelm II i Hitler w pamięci Niemców (o innych nacjach nie mówiąc…), nadal też wygrywa większość plebiscytów na „Brytyjczyka Wszechczasów”. Nawet nie mające żadnych powodów, by Churchilla lubić pozostali Europejczycy przeważnie przyznają z uznaniem „może i świnia, ale mieli Anglicy szczęście, że go mieli…”. No właśnie – a przecież Zjednoczone Królestwo w istocie przegrało Wielką, Dwuczęściową Wojnę Światową! Podobnie, jak przegrały ją niemal wszyscy pozostali uczestnicy – Stanów Zjednoczonych nie wyłączając! Bo przecież w wyniku zmagań globalnych USA już nieodwracalnie przestało być „normalnym” państwem, zainteresowanym zaspokajaniem potrzeb własnych obywateli i realizacją swoich interesów, a stało się nosicielem interesów zasadniczo odmiennych, korporacyjnych, ideologicznych, finansowych i świadomościowych – ale na pewno nie amerykańskich, na co od blisko 100 lat zwracają uwagę jak najbardziej amerykańscy przecież autorzyii. Z kolei interes, czy inaczej mówiąc wola kierująca polityką brytyjską w tak niekorzystnym jak się okazało dla Brytanii kierunku – nieodwołalnie już wyniosła się z Wysp, wiążąc z tym, co z braku lepszej nazwy określamy obecni jako politykę amerykańską.

Skoro jednak wszyscy wielcy gracze przegrali podwójną wojnę światową – to kto ją u licha wygrał?! No i kto ma te pieniądze ze szmoncesu? Może zna odpowiedź sam Winston Churchill. W końcu pewnie nie bez przyczyny tkwi na pięciofuntowym banknocie… Ale jeszcze ciekawsza wydaje się refleksja nie historyczna – ale współczesna i prognostyczna. Skoro bowiem imperialna polityka brytyjska, choć wydawała się tak racjonalna i zwycięska – jak się okazało ostatecznie poniosła jednak klęskę, a nieszczęsne truchło Brytanii padło opuszczone przez kierującego nim dybuka – to skąd bierze się obecna pewność, że coś podobnego nie przydarzy się i mocarnym Stanom Zjednoczonym? Zresztą, może i nawet dla ich dobra…

Konrad Rękas

iiWięcej na temat geopolitycznej ewolucji Stanów Zjednoczonych czyt. też: https://konserwatyzm.pl/artykul/11792/usa—nowa-kartagina-czy-alternatywny-kontynent

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *