Piętka: Żołnierze Zapomniani i Żołnierze Niechciani

 

 

18 marca minęła 72. rocznica zdobycia Kołobrzegu przez 1. Armię Wojska Polskiego. Była to jedna z największych bitew miejskich Wojska Polskiego podczas drugiej wojny światowej. Uczestniczyły w niej trzy dywizje polskie i pułk czołgów – łącznie 29 tys. żołnierzy. Bitwa, która zadecydowała o powrocie Polski na Pomorze Zachodnie. Rokrocznie odbywają się w Kołobrzegu obchody jej rocznicy, co jest zasługą głównie społeczności lokalnej. Mimo pięknej oprawy są to jednak uroczystości lokalne. Żołnierze 1. Armii WP nie należą bowiem do bohaterów obecnej polityki historycznej, lansowanej przez IPN i władze państwowe. Ta na piedestał stawia innych żołnierzy, którym przypisano przymiotnik „wyklęci”. Pompowanie na siłę ich kultu usuwa w cień cały polski wysiłek zbrojny podczas drugiej wojny światowej, z którego ponadto wyklucza się z przyczyn politycznych Wojsko Polskie sformowane na Wschodzie. Żołnierze tego wojska stają się w świetle lansowanej w Polsce polityki historycznej coraz bardziej Żołnierzami Zapomnianymi.

Zapomnienie nie grozi natomiast ich przeciwnikom z 1945 roku, to znaczy łotewskim esesmanom z 15. Dywizji Grenadierów Waffen-SS (1. łotewskiej) „Lettland”, która wchodziła w skład Legionu Łotewskiego Waffen-SS. To ta właśnie kolaboracyjna formacja – obok jednostek niemieckich – walczyła z 1. Armią WP w lutym i marcu 1945 roku, broniąc upadającej Rzeszy Hitlera. Najpierw na Wale Pomorskim, a potem w Festung Kolberg. Łotewscy esesmani zapisali się szczególnie źle w pamięci żołnierzy 1. Armii WP, dopuszczając się m.in. bestialskiej zbrodni wojennej w okolicach wsi Podgaje. Tam właśnie w dniach 31 stycznia – 2 lutego 1945 roku zamordowali około 160 żołnierzy polskich pojmanych lub rannych podczas walk, z których 32 spalili żywcem w stodole.

W 1998 roku rząd Łotwy – kraju aspirującego wówczas do Unii Europejskiej – ustanowił 16 marca świętem narodowym ku czci esesmanów z Legionu Łotewskiego. Po protestach międzynarodowej opinii publicznej zmieniono w 2000 roku status tego święta z narodowego na Dzień Pamięci Legionu Łotewskiego Waffen-SS. Nie zmienia to jednak faktu, że na Łotwie – państwie członkowskim UE – czci się kolaborantów, esesmanów i zbrodniarzy, a ich dzień pamięci jest jednym z najważniejszych świąt obchodzonych publicznie w tym kraju.

Tak oto w dwóch państwach europejskich w tym samym czasie funkcjonują dwie rocznice. W Polsce 18 marca – rocznica zdobycia Kołobrzegu przez 1. Armię WP, obchodzona lokalnie i bez rozgłosu, jakby wstydliwie. Natomiast na Łotwie 16 marca – Dzień Pamięci Legionu Łotewskiego Waffen-SS, czyli tych którzy zaciekle bronili w 1945 roku upadających Niemiec hitlerowskich na Wale Pomorskim i w Kołobrzegu. Jest to święto obchodzone hucznie w Rydze co roku. Nie inaczej było i w tym roku. W stolicy Łotwy znowu maszerowali żyjący jeszcze weterani Legionu Łotewskiego wśród tłumów Łotyszy, w tym młodzieży[1].

Warto odnotować, że obchody ku czci Legionu Łotewskiego SS cieszą się, jeśli nie sympatią, to przynajmniej tolerancją „Strefy Wolnego Słowa” red. Sakiewicza. Świadczy o tym notatka na portalu niezalezna.pl z 2016 roku, w której z oburzeniem informowano nie o fakcie uczczenia marszem łotewskich esesmanów w Rydze, ale o tym, że dziennikarz telewizji Russia Today Graham Phillips próbował ten marsz zakłócić. Wymowny już był sam tytuł tej notatki. Nie np. „Uroczystości ku czci byłych esesmanów” albo „Dziennikarz protestował przeciw marszowi byłych esesmanów”, ale „Propagandzista zatrzymany na Łotwie”[2]. Rozumiem, że ta takie właśnie rozłożenie akcentów i pobłażliwość mediów gazetopolskich wobec kultu łotewskich formacji SS, podobnie jak i pobłażliwość tego środowiska wobec kultu OUN-UPA na Ukrainie, zostały podyktowane wiarą w ideę Intermarium oraz wspieraniem amerykańskich interesów geopolitycznych.

Gloryfikacja kolaboracyjnych formacji SS na Łotwie, Litwie, Ukrainie i w Estonii oraz OUN-UPA na Ukrainie – którym w każdym z tych krajów przypisano skandaliczne w świetle faktów historycznych określenie „ruch narodowowyzwoleńczy” – została bowiem podyktowana interesami amerykańskiej geopolityki w tej części Europy.

Kult nazistowskich i ultra-nacjonalistycznych formacji z terenu byłego ZSRR i bloku wschodniego, które walczyły z „Sowietami”, jest potrzebny przede wszystkim do krzewienia rusofobii, a ta z kolei jest potrzebna do umocnienia panowania USA na peryferiach euro-atlantyckich i wypierania Rosji z obszaru poradzieckiego. W związku z tym, że w Polsce nie było dywizji Waffen-SS, to ten sam efekt osiąga się poprzez kult i kreowanie na siłę legendy „żołnierzy wyklętych”.

Z punktu widzenia takiej polityki historycznej – dyktowanej peryferiom euro-atlantyckim przez amerykańskiego hegemona – nie ma miejsca na właściwą pamięć o żołnierzach 1. i 2. Armii WP, którzy siłą rzeczy muszą stać się Żołnierzami Zapomnianymi. Ale ta sama polityka historyczna wyklucza też całkowicie pamięć o żołnierzach Armii Czerwonej, którzy walczyli z nazistowskimi Niemcami, czyniąc z nich Żołnierzy Niechcianych.

Żołnierzy Niechcianych najpierw napiętnowano, odmawiając im miana wyzwolicieli i przypisując łatkę okupantów, a nawet agresorów. Najpierw odebrano im w świadomości społecznej dobre imię, potem pozbawiono ich pomników, a na koniec podniesiono rękę na ich groby.

Profanacja, która miała ostatnio miejsce na Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich w Warszawie nie jest przecież pierwszą i nie jest ostatnią[3]. Oczywiście nie jest pewne czy profanacji tej dokonała gimbaza wyhodowana na polityce historycznej IPN i PiS, czy np. zbanderyzowani Ukraińcy, których przecież w Polsce jest niemało wśród miliona ukraińskich emigrantów i tutejszej mniejszości ukraińskiej. Przypuszczam też, że czynniki oficjalne zamkną sprawę tradycyjnym już w takiej sytuacji stwierdzeniem o „rosyjskiej prowokacji”.

Tym razem nie było napisów „Katyń” i „17 września”. Tym razem były swastyki. Profanatorzy – malując na cmentarzu żołnierzy radzieckich swastyki – moim zdaniem dali wyraz przesłaniu, które wynika z lansowanej w Polsce polityki historycznej, chociaż nie jest wprost tak formułowane. Ale polityka ta – całkowicie dyskredytując wyzwolenie ziem polskich przez Armię Czerwoną i delegitymizując PRL – daje przecież do zrozumienia, że lepsza niż brane w cudzysłów wyzwolenie w 1945 roku była okupacja niemiecka i pewnie lepiej by było, żeby ona trwała, żeby dalej dymiły piece Auschwitz niż żeby był PRL.

Takie myślenie historyczne wytyczył już przed ćwierćwieczem drugi z kolei premier III RP, który w 1991 roku na forum ekonomicznym w Davos powiedział, że podobno PRL bardziej zniszczył Polskę niż okupacja niemiecka.

Taka polityka historyczna jest profanacją historii i jako ideowa podstawa polityki bieżącej – wewnętrznej i zewnętrznej – jest drogą donikąd. Służy jedynie utrwalaniu podrzędnego statusu krajów będących peryferiami świata euro-atlantyckiego.

Bohdan Piętka

[1] „W Rydze odbywa się marsz ku czci legionistów SS”, www.pl.sputniknews.com, 16.03.2017; „Marsz sławiący łotewski legion Waffen SS”, www.prawy.pl, 17.03.2017.

[2] „Propagandzista zatrzymany na Łotwie”, www.niezalezna.pl, 16.03.2016.

[3] „Warszawa: wandale zniszczyli cmentarz żołnierzy radzieckich”, www.warszawa.onet.pl, 21.03.2017.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *