Czy rzeczywiście jest to odpowiedź absurdalna? Abstrahując od tego, że socjalizm jest systemem utopijnym, że nie da się stworzyć świata gdzie każdy by miał po równo (chociażby ktoś musiałby redystrybuować dobra i czuwać nad tym by jedni nie chcieli się wybić ponad innych) zastanowić się warto nad argumentacją rozmowy toczonej przy rzeczonym szambie (z „Żołnierzy wolności”).
,,A zatem, co właściwie zyska na tym całym komunizmie zwyczajny sekretarz dzielnicowego komitetu partii? No, co? Góry kawioru? Przecież kawioru ma tyle, że jakby chciał, może go jeść nawet dupą. Samochód? Ma już dwie służbowe Wołgi i jedną prywatną w rezerwie’’.
Dalej żołnierz wymienia czego by generał nie zyskał w komunizmie bo już to ma. Po tej wyliczance. Okazuje się że sekretarz już dziś, kiedy komunizm jest odległym marzeniem, posiada wszystko. W takim razie co przyniesie komunizm owemu sekretarzowi? Tylko straty.
„W tej chwili wygrzewa się do góry brzuchem w najlepszych uzdrowiskach nad Morzem Czarnym. Ale w komunizmie wszyscy będą równi jak w łaźni miejskiej, dlatego dla wszystkich na tej plaży miejsca nie starczy. Albo inny przykład. Wiadomo, że będzie obfitość wszelkich dóbr. W każdym sklepie mo¬żesz brać co chcesz i ile chcesz (…) Ale co to za frajda dla naszego sekretarza, jeśli będzie musiał chodzić po te rzeczy. A po co mu to, skoro teraz miejscowa ludność wszystko przyniesie i podetka pod nos? No więc niby dlaczego ma woleć jutro, jak dzisiaj jest o wiele lepsze? W komunizmie straci wszystko: daczę, osobistych lekarzy, całą świtę i goryli”.
Otóż to właśnie. A co z budową komunizmu, czemu budowniczowie nie mogą być równi. Przecież już Lenin powiedział, że kucharka może rządzić krajem. Jak się okazuje w komunizmie w ogóle nie planowano równości, albo inaczej, przecież „zasadą socjalizmu nie jest przecież równość wszystkich całkowita, ale równość wobec prawa’’ A to oznacza „że (…) zasłużeni mają pewne przywileje”.
Ta opinia Julii Minc, żony Hilarego, wydaje się trafna i stanowi odpowiedź na to czym jest równość w komunizmie. Są oczywiście, jak to już przewidział Orwell, równi i równiejsi – równiejsi to oczywiście ci, co robili rewolucję, względnie zasłużyli się komuś w dojściu do władzy i mieli tyle szczęścia żeby nie spaść z góry („Na górze, na górze, na górze chciałoby się, żyć najpełniej i najdłużej o to warto się postarać, to jest nałóg zrozum to”) jak wielu, wielu innych, czyli jest to nomenklatura – ot taka klasa posiadaczy w społeczeństwie bezklasowym.
Patryk Pietrasik
aw