Piotr Skórzyński „Człowiek nieuwikłany – wspomnienia z PRL”

Piotr Skórzyński, Człowiek nieuwikłany-wspomnienia z PRL, Biblioteka „Glaukopisu”, Warszawa 2012, ss. 155

W pięć lat po tragicznej śmierci Piotra Skórzyńskiego wydano jego książkę pt. – najgorszym jaki sobie można wyobrazić – „Człowiek nieuwikłany – wspomnienia z PRL”. Dlaczego tytuł jest zły? Dlaczego jest to ważne? Po pierwsze nie są to wspomnienia, jest to autobiograficzna powieść będąca spowiedzią człowieka uwikłanego – tytuł jest zaprzeczeniem treści – w absurdalne relacje z socjalistyczną rzeczywistością, która opisywana jest w powściągliwej lekko autoironicznej formie przypominającej trochę Tyrmanda.

 Pozornie powieść opisuje historię dziecka kompletnie opuszczonego przez rodziców, których infantylność czy jakby powiedział Gombrowicz zdziecinnienie jest opisane przez narratora z lekkim nalotem okrucieństwa i ciągłego zdziwienia, dlaczego to właśnie mi przydarzyło się urodzić w rodzinie, która rodziną nigdy nie była w której matka jest córka swoich  synów, a ojciec samo zakłamującym się inteligentem, który nie zauważa, że ma dzieci?

 Pytanie, które krąży nad kartkami powieści ma wydźwięk metafizyczny: po co przyszedłem na świat, jeśli nikt mnie na tym świecie nie chciał? Po co przyszedłem na świat, jeżeli nie jestem dzieckiem miłości, lecz – co najwyżej – głupiego przypadku, a może nawet nienawiści między kobietą i mężczyzną, którzy nie mieli pojęcia kim powinni być rodzice? To pytanie będące kwintesencją  absurdu istnienia odczuwanego przez narratora w każdej chwili jego życia, jest  jednocześnie pomostem między rzeczywistością PRL-u a XXI wiekiem, w którym kwestia dzieci, ich wychowania, ich powstania staje się jednym z centralnych problemów ludzkości.  Historia narodzin i tragicznego dzieciństwa narratora – jako dwuletnie dziecko rodzice zostawili go samego w domu, w którym następnie wybuchł pożar –  jego dorastania, a raczej niedorastania, ponieważ nigdy nie przestał być nieznośnym źrebakiem –  skupia w sobie – jak w soczewce – dzisiejsze dylematy wychowania dzieci, których rodzicami nie są rodzice lecz osobnikami tej samej płci albo kobietą i mężczyzną, którzy kupili dziecko za ciężkie pieniądze od handlarzy żywym towarem i cieszą jak dzieci, ze nareszcie zaspokoją swoje egotyczne pragnienia posiadania maleństwa. Piotr Skórzyński proponuje nam spojrzeć na te nienormalne „rodziny” oczami dziecka przez nie wychowanymi – daje nam dzięki swej, jak sam pisze, „absolutnej pamięci” niepowtarzalną okazję poznać świat zakryty kompletnie przed  narcystycznym pragnieniami dorosłych, którzy dzieci traktują albo jak plastikowe lalki, które wyrzuca się – gdy się znudzą – do kosza na śmieci, albo jak lekarstwo na swoja samotność i swoje nieszczęście. Jednak czytelnicy zmyleni tytułem, podchodzą do książki  jak do wspomnień, jak do pamiętnika, spisanego przez jego autora przed samobójczą śmiercią i niestety umyka im kompletnie symboliczny wymiar świata dzieci i ludzi, które tak jak i Piotr Skórzyński przez całe swoje życie pozostają w płonącym pokoju, z którego nie ma żadnego wyjścia. 

Autor, narrator, pochodzi z najsławniejszej polskiej arystokratycznej rodziny, spokrewnionej z wszystkimi panującymi aktualnie królami a Europie, więc ponieważ tej klasycznej autobiograficznej powieści nadano podtytuł „wspomnienia z PRL”, wszyscy jej czytelnicy traktują ją w kategoriach towarzyskiego skandalu. Otóż przyznaje szczerze, ze nie rozumiem, tych którzy dzieło Piotra Skórzyńskiego wydali pod tym tytułem, czyżby redaktorzy w wydawnictwach XXI nie umieli już rozróżniać, wspomnień od, powieści autobiograficznej? Czy czytali te „wspomnienia” w których ani razu nie pada nazwisko , matki jej  ojca i jej krewnych, które zna każde dziecko w Polsce? Czy to nie jest wskazówka, że autor swój pamiętnik traktuje jako artystyczną próbę przestawienia świata myśli dzieci wyrzuconych przez swoich rodziców na symboliczny uczuciowy bruk? 

Dzieci, których  z każda godziną, każdą minutą przybywa coraz więcej na naszym „szczęśliwym” świecie, które pozbawione są nie tylko ciepła i uczucia, ale także minimum bezpieczeństwa. To co istotne w tej powieści to zapis refleksji  „dorosłego” o swoim dzieciństwie który nigdy, aż do samego, tragicznego końca  nie przestał być dzieckiem. 

Są to stronice pisane bólem ukrytym pod maską krystalicznej – rzadko już dzisiaj spotykanej – polszczyzny. Gdy czytamy pierwszą z brzegu refleksję autora: „Dziecko przywiązuje się nie tyle do osoby, której wartości przecież nie zna, ile do źródła energii. Jak roślina ku słońcu, tak ono zwraca się ku człowiekowi, który daje – choćby całkiem fałszywie – poczucie bezpieczeństwa i otwiera mu drzwi ku nowym doświadczeniom” , to odkrywamy, ku naszej radości i zdziwieniu to co w świecie Internetu i powszechnego bełkotu zostało dawno już utracone: potęgę prostoty i  szczerości będącej sygnałem talentu czyli umiejętności bycia sobą, umiejętnością wydobycia z niczego słów, które wiernie oddają rzeczywistość. Autorowi przybywa w miarę upływu lat doświadczeń i w jego opowieści pojawia się dziewczyna N czyli miłość i powieść zmienia się w romans, który romansem nie jest a może jest, bo gdy narrator opisuje stosunki miedzy sobą a swoja wybranka to czytelnik głupieje czytając opisy niby dorosłych ludzi, którzy zachowują się na początku spotkania jak dzieci w piaskownicy, by w chwile później zamienić się w domorosłych filozofów ostrzeliwując się wzajemnie cytatami z Freuda czy Hegla. Pole bitwy jakim jest ta chorobliwa miłość, ciągła wojna podjazdowa, by  partnera poniżyć – w czym oczywiście specjalistka jest dziewczyna – by partnera wprawić w stan schizofrenicznej wibracji, w której słowa pełnia rolę seksu, a seks jest nieudolnym bełkotem zmieniającym się w narzędzie dominacji a nie przyjemności. 

Nie znam w literaturze polskiej – być może oprócz „Niekochanej” A. Rudnickiego – piękniejszego opisu miłości jako choroby jako największego nieszczęścia jakie może spotkać mężczyznę i kobietę. Ta miłosna historia między narratorem a dziewczyną, urasta jednak niepostrzeżenie do  rangi metafory odsłaniającej wręcz w naturalistycznej formie schizofreniczne stosunki między komunistyczną władzą i  inteligencją. Dziewczyna, N, symbolizuje to wszystko czym jest komunizm, w postaci tej kobiety dotykamy wręcz choroby PRL – u, choroby od której można zwariować, która odbiera nam poczucie rzeczywistości i cielesności. 

Czy powieść Piotra Skórzyńskiego reprezentuje gatunek nazywany przez krytyków realizmem psychologicznym? Nie – autor jest tak bezwzględny w opisie swoich rodziców, swojej życiowej nieporadności, że nie ulega dla mnie wątpliwości, iż mamy do czynienia z nowym – a przynajmniej rzadko spotykanym w literaturze polskiej – gatunkiem psychologicznego naturalizmu, ujętego w karby krystalicznego języka – penetrującym psychikę i zachowania postaci występujących na kartkach utworu z wręcz chirurgiczna precyzją. Psychika ojca, matki, głównej bohaterki i narratora jest poddana operacji w której rolę narzędzi chirurgicznych pełni język i zadziwiająca, ostateczna szczerość, która nigdy nie zmienia się w ekshibicjonizm. Jest to poemat – powtórzmy to raz jeszcze – o świecie dorosłych widzianych oczami dziecka, dziecka nieszczęśliwego, dziecka chorego, dziecka które cały czas tkwi w płonącym pokoju i czeka na pomoc od kogoś kto pamięta, ze ono istnieje i czeka na jedno słowo, jedno spojrzenia, jeden gest. 

Piotr Piętak

Książka jest dostępna na stronie „Glaukopisu”: http://glaukopis.pl/?p=981 

M.G. 

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *