Przyznam, że jestem całkowicie odporny na uroki charyzmatycznych przywódców. Co więcej, nie ukrywam, że charyzmatyczni przywódcy wywołują u mnie silną awersję, wręcz reakcję natury alergicznej. Irytują mnie. Jestem politycznym racjonalistą. Może dlatego, że jestem z wykształcenia politologiem i uczono mnie jak czyta się politykę między wierszami, jak odsiać formę od treści.
Przez całe stulecia przywództwo charyzmatyczne kojarzone było z rewolucją. To na czele gawiedzi, ludowych zamieszek i rozruchów – nie wspominając o rewolucjach – stali charyzmatyczni przywódcy. Faktycznie, tłuszcza ma to do siebie, że nie posługuje się przecież rozumem, lecz ulega namiętnościom, popędom. Podburzony tłum atakował gwardzistów, palił urzędy publiczne, gwałcił, szturmował pałace. Aby rozumność tłumu uciszyć zupełnie demagodzy bardzo chętnie raczyli motłoch najpierw winem, wódką i innymi środkami pobudzającymi do fantazji. Specjaliści od pijaru twierdzą, że ludem nie kieruje się za pomocą argumentów, lecz emocji. Te wywołuje się zwykle przeciwko komuś, naznaczając go jako „wroga” i nadając mu piętno moralnej podłości.
We współczesnej Polsce charyzmatycznego przywódcę mamy na „prawicy”, o ile PiS w ogóle można nazwać tym pojęciem. To on wyznacza wrogów i piętnuje ich jako moralnych degeneratów, anty-patriotów, zakamuflowanych „agentów” i członków diabelskiego „układu”. To, że za taką prymitywną demagogią podąża ludek mnie nie dziwi. W ten sposób prostaczkowie wykonują swoją podstawową funkcję bycia „ludem”. Tłum pisiaków nie różni się mentalnie niczym od motłochu szturmującego w 1789 roku Bastylię czy w 1917 Pałac Zimowy. To, co mnie dziwi to fakt, że w tym tłumie prostaczków znalazło się całkiem sporo prawicowych, konserwatywnych, a nawet narodowych intelektualistów, polityków, profesorów itd. To jest nowość.
Max Weber pomylił się pisząc 100 lat temu, że przywództwo typu charyzmatycznego jest przeszłością i przyszłość należy do przywództwa legalnego. Fałsz ten wykazali Mussolini, Hitler, potem Stalin. Także i w Polsce obecnej mamy charyzmatycznego przywódcę (nie twierdzę bynajmniej, że Hitler-bis czy Stalin-bis). Mam tu na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Jakkolwiek nie zgadzam się z jego poglądami, to charyzmy mu nie odmawiam. Co więcej, tak jak w przypadku wszystkich charyzmatyków, także i on wywołuje u mnie reakcję alergiczną.
Jarosław Kaczyński zawłaszczył prawie całą prawą część sceny politycznej. Zupełnie niepodatne na jego charyzmę pozostały tylko niewielkie środowiska jak Klub Zachowawczo-Monarchistyczny czy „Myśl Polska”. Reszta mniej czy bardziej uległa tej charyzmie – niestety, nawet JKM miał chwilę słabości i poparł tego patriotycznego socjalistę w II turze wyborów prezydenckich.
Ciekawe jest to, że wszyscy ci, którzy kiedykolwiek znajdowali się w PiS lub kręcili się w pobliżu pozostają pod silnymi wpływami charyzmy Kaczyńskiego. Wystarczy spojrzeć na Marka Jurka i jego środowisko, Joannę Kluzik-Rostkowską, Elżbietę Jakubiak, czy Marka Migalskiego, czyli na te osoby, które wyszły z PiS i próbują budować „prawicę” inną niż pisowską. Oni już wiedzą, że Prezes jest szalony, nie szanuje współpracowników, nie realizuje żadnych prawicowych postulatów; już wiedzą, że to szarlatan i demagog polityczny. Tym niemniej nijak nie potrafią wyzwolić się z jego czaru. Marek Jurek najchętniej by wrócił do PiS, byle tylko Prezes pozwolił mu to uczynić bez konieczności upokorzenia (środowisko byłego Marszałka Sejmu używa tu pojęcia „zresetowania” wzajemnych stosunków). Elżbieta Jakubiak wydaje się nie marzyć o niczym innym jak tylko o tym aby Prezes mrugnął do niej okiem, a ona natychmiast wszystko mu wybaczy i wróci pod skrzydła Kaczyńskiego!
Znam wielu ludzi, którzy byli w PiS, ale – z różnych powodów – już nie są. Generalnie są zgodni, że z Prezesem i jego pretorianami współpracować się nie da, ale nadal ulegają charyzmie, a przede wszystkim ideom Charyzmatyka. Wystarczy posłuchać co mówią i co piszą. Pojawiają się tu wszystkie tematy i problemy, którymi przesiąkli w PiS: „zamach w Smoleńsku”, „zagrożenie rosyjskie”, „dywersyfikacja dostaw gazu”, „agenci”, „układ”. Ich marzeniem jest stworzenie nowego Prawa i Sprawiedliwości, tyle, że bez Prezesa. Podobne zjawisko intelektualnego uzależnienia zaobserwować można u wielu prawicowych dziennikarzy. Dobrym przykładem jest publicystyka Rafała Ziemkiewicza, który werbalnie i ogólnie odcina się od ducha pisowsko-romantycznego, po czym, gdy tylko przechodzi do omawiania problemów szczegółowych, powtarza dokładnie – prawie słowo w słowo – to, co mówi Prezes.
Prawicy w Polsce nie będzie dopóki politycy z prawej części sceny politycznej, a także bliscy im dziennikarze, nie przełamią w sobie rodzaju „zauroczenia Prezesem”. W propagandzie III Rzeszy istniało znane pojęcie „przełamania w sobie Żyda”. Czy Hitler i jego kompani tego „przełamania” dokonali, czy też nie, to sprawa wtórna i mało mnie to w sumie obchodzi. Samo pojęcie jest jednak ciekawe. W polskim przypadku istnieje pilna potrzeba „przełamania w sobie Prezesa” i wyzwolenia polskiej prawicy od takich problemów jak „mgła pod Smoleńskiej”, antyrosyjskiej obsesji, wariactwa na temat wszechobecnej „agentury”, „rozwietek” i innych tajnych demonicznych sił. To wszystko jest doktrynalne credo Prezesa. To nie są idee prawicy, lecz personalne fobie i pojęcia pijarowskie Jarosława Kaczyńskiego. Prawica, jeśli ma być prawicą, musi zająć się wzmacnianiem takich pojęć jak państwo, autorytet, hierarchia, rodzina, moralność, religia, własność prywatna. Inaczej nie będzie prawicą nawet wtedy, gdy Jarosław Kaczyński pójdzie na emeryturę lub umrze (czego mu nie życzę, ale kiedyś spotka go to tak jak każdego z nas).
Czy za 20 czy 30 lat nadal będę musiał słuchać pseudo-prawicowego jazgotu o „mgle”, „zamachu” i „agentach”?
Adam Wielomski
Słowa o „zauroczeniu prezesem” są chyba jednak zbyt słabe. Zauroczenie jest zawsze powierzchowne. To jest natomiast coś głębszego. Reprodukcja ideii i emocji prezesa na masową skalę wśród centroprawicowej inteligencji, wskazuje na zjawisko analogiczne do niegdysiejszego miłoszowego „ukąszenia Heglem”. To jest prawdziwe „ukąszenie Kaczyńskim”, przejęcie jako swoich jego obsesji, obrazu świata, retoryki itp.
Zastanawiając się, jak możliwe było ukształtowanie się sekty smoleńskiej w Polsce należy wskazać coś typowo polskiego. Coś funkcjonującego na nieco innej płaszczyźnie, płaszczyźnie kulturowo-psychologicznej. Jest to ta polska niedojrzałość, zdziecinnienie, o których pisali Brzozowski, Dmowski, Gombrowicz. Dojrzały człowiek racjonalizuje swoje wybory, określa prawdopodobieństwo zdarzeń. Wiara w bajki, brak umiejętności odróżniania świata realnego, rzeczywistego, empirycznego od fantazmatów, niezdolność do najbardziej elementarnego ustalenia proporcji w ocenie zdarzeń prawdopodobnych i fantastycznych, to cechy zdziecinnienia. To jest właśnie najgłębsze źródło „wiary” sekty smoleńskiej.
Zgadzam się całkowicie z panem Matuszkiewiczem w bardzo trafnej ocenie tego swoistego fenomenu fascynacji i „ukąszenia” prezesem 🙂 To zdziecinnienie, niedojrzałość i głupotę widzę pośród swoich znajomych, którzy popierają PiS. Dosłownie prawie każdy z nich ma sobie coś (a niektórzy nawet bardzo dużo) z zachowania, retoryki Kaczyńskiego. Chamstwo, reakcja na argumenty i fakty poprzez opluwanie ad personam rozmówcy, niesłuchanie, lawirowanie i zmienianie tematu, myślenie „nietrzeźwe”, nierealne, głupie, fobie i problemy do wszystkich i o wszystko tylko nie do siebie: to właśnie cechy wspólne zarówno sekty smoleńskiej (wersja ekstremalna), jak i innych, którzy mniej lub bardziej gdyby mieli się opowiedzieć konkretnie po którejś ze stron wybraliby właśnie środowisko i przywództwo „prezesa”. W całym tym kontekście zastanawia mnie tylko aż tak duża antypatia pana Wielomskiego akurat do PiS. Czyżby jakieś niespełnione ambicje polityczne? Stratując z list wyborczych PiS jest się także zdanym na łaskę prezesa i jego pretorian
Niestety najbardziej zabolało mnie to zdanie: „Reszta mniej czy bardziej uległa tej charyzmie – niestety, nawet JKM miał chwilę słabości i poparł tego patriotycznego socjalistę w II turze wyborów prezydenckich.” Dlaczego? ano wobec słowa 'nawet’. Sam z siebie przypuszczam iż ulegam charyzmie jarkacza… A to już zalatuje grzechem wobec prawicy. Świetny tekst Panie Adamie – dziękuję.
Wiele osób neguje istnienie charyzmy prezesa PiS-u. Wyjaśnienie fenomenu popularności jego koncepcji i ideii jest też, moim zdaniem, podobne do wyjaśnienia fenomenu Hegla. Tatarkiewicz pisał o Heglu, że był fatalnym wykładowcą, pisał zawile, ciężkim stylem, ale o jego popularności zadecydowała treść wymyślonych przez niego ideii. Podobnie jest z Kaczyńskim, charyzmy osobistej posiada on niewiele, był moment że został w PC prawie sam, praktycznie tylko z Dornem. To atrakcyjność jego ideii dla części narodu przyniosła mu renesans popularności.
Moim zdaniem popularność tych ideii wynika z „heglizacji” polskiego romantyzmu. Kaczyński wpisał tradycyjne symbole, emocje, obrazy i pojęcia tradycji niepodległościwo-insurekcyjnej w pociągający schemat marksistowski. W marksizmie proletariat posiadał fałszywą świadomość, narzuconą mu przez klasy posiadające, zaś rewolucjoniści mieli doprowadzić do emancypacji proletariatu, w wyniku odkrycia przed nim „prawdziwej” świadomości proletariackiej, dzięki czemu możliwa stanie się rewolucja i obalenie klas posiadających. W teorii Kaczyńskiego naród posiada fałszywą świadomość narzuconą mu przez „układ” (nomenklaturę, agentów itp.), zaś zadaniem pisowskich „patriotów” jest doprowadzenie do emancypacji narodu, poprzez pracę nad odsłonięciem „prawdziwej” świadomości narodowej, co Kaczyński nazywał: „heideggerowskim przedświtem”. To wyzwolenie od iluzji III RP ma zaowocować obaleniem przez uświadomiony naród „układu”.
nic dodać, nic ująć! Generalnie jest tak, że ludzie, którzy nie mają nic mądrego do powiedzenia, mówią po prostu głupie rzeczy. Tak jest tez w przypadku Kaczyńskiego. Bonzem intelektualnym nie jest. Powiedzmy sobie szczerze średnia inteligencja. Dla mas stawianie sprawy, że jest beznadziejnie, prawie nie ma wyjścia, tylko „my” niesiemy ten kaganiec prawdy jest bardzo wygodne: pretekst do narzekać, brak obowiązku pracy nad sobą, zero odpowiedzialności, bo za zawsze można powiedzieć, że to „oni” winni. Jedeny problem jaki mam obecnie to nie wiem na kogo głosować. Mieszkam za granicą, mógłbym się pofatygować do jakiegoś konsulatu na wybory, ale co wybrać gdy wybór jest między dżumą a cholerą. Partie niszowe mnie nie interesują, bo polityk ma być przede wszystkim skuteczny, a wynik 2% to śmiech na sali.
@Tadeusz Matuszkiewicz: mysle, ze to bardzo trafna analiza. Sam przeblysk „prawdziwej swiadomosci” ma zaowocowac totalna zmiana systemu na lepszy. W takiej konstelacji zadne racjonalne analizy i dzialania nie sa po prostu potrzebne. Jak narod dostanie olsnienia, jego prawdziwa swiadomosc zaczenie produkowac prawdziwa rzeczywistosc. Cos w tym stylu.
@Tadeusz Matuszkiewicz: mysle, ze to bardzo trafna analiza. Sam przeblysk „prawdziwej swiadomosci” ma zaowocowac totalna zmiana systemu na lepszy. W takiej konstelacji zadne racjonalne analizy i dzialania nie sa po prostu potrzebne. Jak narod dostanie olsnienia, jego prawdziwa swiadomosc zaczenie produkowac prawdziwa rzeczywistosc. Cos w tym stylu.