Putin czy Chodorkowski

Nareszcie dowiedziałem się czegoś ciekawego od moskiewskiego korespondenta „Gazety Wyborczej”: Michaił Chodorkowski zamierza kandydować na prezydenta Rosji. W obecnym stanie prawnym jest to wykluczone, ponieważ jako były więzień skazany za ciężkie przestępstwo nie posiada biernego prawa wyborczego. Nie jest to jednak nieprzekraczalna przeszkoda, bo w Rosji uchylenie prawa jest równie łatwe jak w Polsce. Niewielką przeszkodą wydaje mi się niepopularność Chodorkowskiego wśród Rosjan; jak pamiętamy, Jelcyn miał w sondażach zaledwie 3% poparcia, a wybory wygrał przytłaczającą przewagą dzięki mobilizacji oligarchów podobnych do Chodorkowskiego. Warunki w Rosji się zmieniły i podobny manewr jest nie do powtórzenia. Musiałyby zmienić się jeszcze raz i Chodorkowski na to liczy. „Im dłużej Putin pozostaje u władzy – miał powiedzieć w wywiadzie dla »Spiegla« – tym bardziej prawdopodobny staje się wielki rozlew krwi w Rosji… I dodał, że obawia się wybuchu narodowego powstania” („Gazeta Wyborcza”). Można się spierać, czy się obawia, czy na to liczy, bo jednocześnie „były oligarcha, wciąż dysponujący sporym majątkiem, ogłosił, że da pieniądze i zorganizuje nie partię polityczną, bo te się przeżyły, ale »strukturę sieciową«”. W sytuacji, jaka w Rosji może powstać, będzie miał szanse zostać prezydentem, a nawet pewność, że nim zostanie, bo chociaż podczas prognozowanej smuty pretendentów do przywództwa będzie wielu, to tylko Chodorkowski, jak przedtem Jelcyn, może być pewny amerykańskiego poparcia.
Polska klasa polityczna wierci się niecierpliwie, kiedy wreszcie NATO rozpocznie wojnę z Rosją o Krym i inne rzeczy, ale prezydent Komorowski powinien przyjąć ode mnie zapewnienie, które go zasmuci, że takiej wojny nigdy nie będzie. Jeszcze taki szaleniec nie został spłodzony, który by zaryzykował obrócenie w perzynę miast Rosji, Europy i Ameryki i uczynił północną część kuli ziemskiej miejscem nienadającym się do mieszkania dla ludzi i wielu innych zwierząt. A żaden Polak do decydującego guzika dopuszczony nie będzie.
W sytuacji, jaką mamy, Zachód dąży do takiego gospodarczego osłabienia Rosji, żeby zubożona ludność masowo się zbuntowała i obaliła prezydenta Putina. Takie narodowe powstanie będzie miało przeciwników, zatem rozlew krwi jest z góry wpisany w ten projekt. Senator McCain przepowiada Putinowi los Kaddafiego. W celu wywołania burzy we własnym mózgu można sobie przypominać inne analogie: Syrię, Egipt albo demokratyczną i liberalną rewolucję lutową w samej Rosji. Według polskich polityków – cytowałem takiego jednego – doprowadzenie ludności do nędzy za pomocą sankcji ma być postępowaniem zgodnym z europejskimi wartościami.
O sankcjach gospodarczych, jakie się stosuje do takiego lub innego kraju, można w przybliżeniu powiedzieć, że są one wojną prowadzoną innymi środkami. Działania zielonych człowieczków były mniej wojną niż sankcje gospodarcze mające doprowadzić do „narodowego powstania”. (Piszę „wojna”, „wojna”, nie ja wprowadziłem zwyczaj mieszania dosłownego i metaforycznego znaczenia tego słowa).
Od kilkunastu lat obserwuję, jak w mediach zachodnich nasila się antyrosyjska propaganda i jak staje się ona coraz bardziej kłamliwa. O Rosji można powiedzieć dużo złego, nie mijając się z prawdą. Nie chodzi jednak o prawdę, lecz o wytworzenie takiego wizerunku, który ułatwi wrogie działanie polityczne. Prywatyzację i cały ten rosyjski kapitalizm zapoczątkowało wielkie oszustwo, ale to Zachodowi nie szkodzi i nie narusza podobno praw człowieka ani z demokracją nie jest sprzeczne. Zachodnie orzecznictwo arbitrażowe staje po stronie wielkich oszustów, legitymizując złodziejską prywatyzację. Rosja jest niebezpieczna, ponieważ się zbroi. Fakt, że wydaje na zbrojenia 14 razy mniej niż NATO, nikomu nic nie mówi. Wolność w Rosji podobno nie istnieje. Byłem przy tym, jak pytano Natalię Gorbaniewską o tę wolność. Ta prostolinijna, szlachetna poetka odpowiedziała, że akurat wolności mamy w Rosji pod dostatkiem. W telewizji moskiewskiej oglądałem spotkanie ludzi kultury z Putinem. Naburmuszony muzyk rockowy nazwiskiem Szewczuk, jeśli dobrze usłyszałem, protestuje z powodu tłumienia wolności. Putin wysłuchuje tego spokojnie, telewizja emituje na cały kraj. Były premier Kasjanow oznajmia w Warszawie, że w jego kraju panuje faszyzm, a Putin to generał Franco. I mniej więcej to samo powtarza wszędzie, gdzie się znajdzie, a jeździ po świecie nieustannie, oskarża Rosję przed komisją Kongresu w Waszyngtonie, a następnie wraca do tego faszystowskiego kraju i włos mu z głowy nie spada. Pani Lila Szewcowa, dla której Putin jest „psem”, głównym oprycznikiem, miażdży Rosję amerykańskimi podręcznikami politologii. Niektórym artystom – nic nie wiemy o ich poziomie – podobno nie udostępnia się sal widowiskowych. Polska prasa triumfuje: oto totalitarne państwo, Putinowski ucisk. Triumfowała też, ale w innym sensie, gdy rosyjskiemu baletowi zabroniono występów w Sali Kongresowej Pałacu Kultury pod pretekstem, że sufit grozi zawaleniem. Nie był to żaden wyjątek, robienie trudności rosyjskim zespołom artystycznym w Polsce to prawie reguła. Jakim wzorem wolności artystycznej jest Polska, widzieliśmy parę miesięcy temu, gdy zabroniono występów chóru w strojach przypominających rosyjski ubiór wojskowy. Liberalni europosłowie w ten zakaz się zaangażowali, m.in. pani Róża Thun. Rosja, która ma trudności w utrzymaniu integralności federacji, jest mechanicznie oskarżana o dążenia imperialne. Każdy naród ma prawo do niepodległości, jedynie dla 10 mln Rosjan robi się wyjątek: mają oni obowiązek siedzieć cicho w państwie ukraińskim, w którym się znaleźli wskutek poczucia winy Chruszczowa. Chciał on Donbasem i Krymem dać ukraińskiej nomenklaturze odszkodowanie za wymordowanie kadr bolszewickich w czasie wielkiego terroru, którym na Ukrainie kierował.
Od znajomych – są to ludzie wykształceni – powracających z Moskwy słyszę, że masowy bunt przeciw panującym stosunkom jest prawie pewny. Nie mam w tej sprawie własnych obserwacji, ale wiadomo, że jeśli kraj jest źle urządzony, a panuje w nim wolność – przypadek zarówno Ukrainy, jak i Rosji – rewolucja, że się tak popularnie wyrażę, puka do drzwi. Nie można tylko przewidzieć, co będzie potem, kto skorzysta, kto przejmie władzę, a kto zginie. Pani Nuland z Departamentu Stanu (ta od pierożków na Majdanie) powiedziała, że Stany Zjednoczone wydały 5 mld dol. na demokrację na Ukrainie. Wydają też niemało na demokrację w Rosji, co nie znaczy, że osiągną podobny efekt. Kłopot mają z Putinem, bo ten „bandyta”, ten „gangster”, ten „paranoik” oderwany od rzeczywistości na domiar złego jest inteligentny i został niesprawiedliwie obdarzony przez los umiejętnością sprawowania władzy. Dlatego najpierw trzeba z nim się uporać za wszelką cenę.

Prof. Bronisław Łagowski

Za: http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/bronislaw-lagowski-putin-czy-chodorkowski

/ame/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Putin czy Chodorkowski”

  1. „robienie trudności rosyjskim zespołom artystycznym w Polsce to prawie reguła. ” – a lewackie łajdactwo bezkarnie wystawiało w teatrach bluźnierczą, pedalską pseudosztukę „Golgota picnic”!!! Szkoda, że pan Łagowski o tym nie wspomniał, ale biorąc pod uwagę lewackie oblicze ideowe „Przeglądu” nie ma się co dziwić. Putinowi niestety jeszcze daleko do gen. Franco – a szkoda!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *