Musimy dbać o swoje

Konradzie, dlaczego zdecydowałeś się kandydować na Prezydenta Chełma?

Jedynym poziomem, na którym procedury demokratyczne mają jeszcze jakikolwiek sens – jest samorząd terytorialny. W przeciwieństwie do wielu kolegów zainteresowanych wyłącznie „wielką polityką”, na poziomie ogólnokrajowym – ja swoje praktyczne zaangażowanie zupełnie świadomie ograniczam do samorządu. Żyjemy dziś w państwie, w którym niemal wszystko jest polityką: szkoła do której posyłamy dzieci, szpital w którym leczą się nasi rodzice, droga po której jedziemy do pracy, a przeważnie i sama praca, bo w realiach miasta takiego jak Chełm – to urzędy i jednostki zależne są największymi pracodawcami. Oczywiście, ciężko taki system rozmontować – ale wbrew pozorom łatwiej jest to uczynić od środka, niż nadaremno kołatać o zmianę prawa na forum Sejmu.

Chełm miał tego pecha, że przez ostatnie 25 lat rządziły nim już niemal wszystkie możliwe konfiguracje partyjno-towarzyskie: udecko-solidarnościowa, SLD-owsko-KPN-owsko-ROP-owska (nie, to nie pomyłka), PO-PiS-owa, ostatnio SLD-PSL z cichym przyzwoleniem PiS. Drugie co do wielkości miasto województwa lubelskiego było i jest więc poligonem udowadniającym, że tzw. elity lokalne III RP rządzić nie powinny – bo nie umieją, powielając jedynie te same błędy, sprowadzające się do sadowienia na stołkach swoich i zadłużania budżetu. Ja startuję wyraźnie zapowiadając, że stołki zlikwiduję, wydatki ograniczę, nie będę powoływać rad konsultacyjnych od czapy, ani zapewniać, że władza pochyli się nad każdym ptaszkiem ze złamaną nóżką. Przeciwnie, uważam, że władza nie tylko nie musi, ale wręcz nie powinna zajmować się wszystkim. Np. w Chełmie, jeśli najbardziej deficytowym przedsiębiorstwem komunalnym jest to zajmujące się budową dróg – to może jest ono po prostu niepotrzebne?

Mam nadzieję, że mieszkańcy Chełma zaczynają już dostrzegać pewną prawidłowość – z jednej strony mamy największe w regionie bezrobocie, a z drugiej władza zapewnia, że spokojnie budżet miasta stać na wybudowanie z kredytów i utrzymywanie parku wodnych rozrywek. Rosną podatki i opłaty, rosną koszty działania administracji, równocześnie rośnie zadłużenie – a pieniądze wydawane są w sposób skrajnie nieefektywny, jak to zwykle, gdy zajmują się tym politycy i urzędnicy.

Równoległe zaś władze samorządowe nie realizują tych zadań, do których faktycznie są powołane, jak budowa dróg, czy zapewnienie miejsc parkingowych. Samo ogrodzenie kawałka pola jeszcze nie czyni go strefą gospodarczą, zaś Chełm pada ofiarą mentalności rodem z „Rancza”. Pech chce, że obecna, SLD-owska prezydent pokonała 8 lat temu w wyborach polityka z PO, który następnie został marszałkiem i wicemarszałkiem, a więc decydował o podziale tzw. środków unijnych. Powstał więc klincz – SLD-owski magistrat bał się pisać wnioski, no bo PO-wski marszałek miałby powody, żeby nasyłać kontrole i jeszcze na czymś konkurentów złapać. A z kolei władze regionu z PO cieszyły się, że w Chełmie nic się nie dzieje – bo mogły za to krytykować lewicę. Kurtyna, szopek partyjnych ciąg dalszy. Czy to nie wystarczające powody, by w końcu się wnerwić i stwierdzić: „mam dość opisywania tych palantów, trzeba w końcu chociaż spróbować ich pogonić!”?

A dlaczego kandydujesz z listy samorządowej związanej z Kongresem Nowej Prawicy? Czy bliskie Ci są idee konserwatywnego liberalizmu?

Na prezydenta Chełma startuję z własnego komitetu, Nowa Prawica – Chełm Bez Kłamstw, założonego przede wszystkim przez bezpartyjnych, choć sympatyzujących z KNP, RN czy Solidarną Polską. Partie w Polsce to dziś klany załatwiania plemiennych interesów (głównie pracy i dotacji unijnych), są więc słabo zakorzenione w terenie, a jeszcze gorzej kojarzą się wyborcom. I słusznie zresztą.

Równocześnie jednak startuję do Sejmiku Województwa Lubelskiego z listy Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikke. Dlatego, że jak sądzę – na samorządzie województwa się znam. Nie jest to zresztą tylko moja opinia, dowcip bowiem polega na tym, że także przez ostatnie 8 lat, kiedy zajmowałem się wyłącznie pracą dziennikarską – jakoś dziwnym trafem o zdanie i opinie pytały mnie i te same gazety, które ochoczo krytykują moje poglądy i polityczną przeszłość, i ci sami politycy głównego nurtu, którzy oficjalnie równie gorliwie odżegnują się od znajomości ze mną. Po prostu – ja wiem, dlaczego ten system nie działa i działać nie może, skoro np. w ciągu ostatniej dekady liczba urzędników w samym tylko Urzędzie Marszałkowskim wzrosła czterokrotnie (z ok. 250 do przeszło tysiąca). Nie można w nieskończoność utrzymywać budżetu z rosnącymi kosztami stałymi i w oparciu o rolowanie długów, przy jednoczesnym chaotycznym rozpraszaniu dostępnych środków. To jest wciąż ten sam mechanizm: wziąć kasę tzw. unijną – kupić przychylność mediów – pozatrudniać swoich – zarobić na 10-krotnie przeszacowanych inwestycjach – wzruszyć ramionami, bo przecież spłacać to już będzie po latach zupełnie inna ekipa.

Miałem w rękach te same plany, na podstawie których realizuje się największe inwestycje Lubelszczyzny. I choć minęło kilka lat, a i ceny poszły w górę – to nikt mi przecież nie wmówi, że np. lotnisko, które miało kosztować 160 mln zł ot tak sobie, naturalnie podrożało do 600 mln zł. Że Centrum Spotkania Kultur mające kosztować 60 mln zł – bez powodu podrożało do 200 mln zł. Kiedyś, w tzw. skorumpowanych latach 90-tych „podatek polityczny”, czyli wziątka dla władzy wynosiła 10, potem 20 proc. nominalnej wartości inwestycji. Odkąd pojawiły się „środki unijne” mam wrażenie, że to realna wartość realizowanych za nie przedsięwzięć to góra 20 proc., a resztę władza dzieli między siebie. Jeśli tych ludzi się nie posadzi, a marnotrawczego systemu nie rozwali – to za 6 lat, kiedy sama Unia Europejska będzie już pewnie w grobie, my będziemy w gorszej sytuacji, niż przed wcieleniem do jej struktur.

Mieliśmy w Chełmie prezydenta, który jako jedyne osiągnięcie swej kadencji wskazywał światła uliczne, dzięki którym szybciej podjeżdżał pod swoją willę. Mieliśmy marszałka, który zaplanował kosztującą 200 mln zł drogę z mostem prowadzącym w pole tylko po to, żeby przebudować jedno skrzyżowanie, oczywiście też pod swój dom. Czy to nie są wystarczające powody, żeby kandydować?

Jestem konserwatystą, narodowcem. Tym co piszę, mówię, co robiłem odkąd w wieku 14 lat, w 1989 r. pierwszy raz wziąłem do ręki wiadro z klejem – dowodzę tego konsekwentnie. Czy jestem liberałem? Cóż, nie ukrywam, że nie podnieca mnie szczególnie roztrząsanie różnic między późnym von Hayekiem a wczesnym Friedmanem i odwrotnie. Po pierwsze jednak uważam, że jeśli przykazanie „nie kradnij” – to liberalizm, to jestem za. Po drugie zaś – tak jak demokracja nadaje się niemal wyłącznie na poziom samorządowy, to podobnie jest właśnie z ideą zrównoważonego budżetu i taniej władzy. Jest jak najbardziej realna i konieczna w realizacji w mieście takim jak Chełm, czy województwie takim jak Lubelszczyzna.

W swojej kampanii chętnie mówisz o końcu kłamstw i wymianie obecnej klasy politycznej. Jakie stawiasz zarzuty tej, która wyszła z układu okrągłostołowego tak na szczeblu centralnym, jak i na szczeblu samorządowym? Która część tej elity stanowi większe zagrożenie dla Polski: solidaruchy czy post-komuniści?

Władza nieuchronnie czuje się w Polsce, w poszczególnych miastach i gminach – jak w kraju podbitym. Poziom wyobcowania, oderwania od siebie dwóch światów, rządzących i rządzonych jest ogromy. I nie byłoby w tym nic szczególnie dziwnego, ani nawet złego – gdyby rządzący najzwyczajniej nie przeszkadzali rządzonym, nie okradali ich, nie pozbawiali godności wpychając się w moc sfer, który w ogóle nie powinny być ich sprawą.

Nie ma przy tym większego znaczenia, czy geneza danej mafii jest „post-solidarnościowa” czy „post-komunistyczna”. W końcu gdy świnia się sfajda, to jaka różnica, czy nabrudziła swojska wielka biała polska, czy europejka rasy hampshire? Tak czy siak trzeba posprzątać.

Upodobnienie do siebie wszystkich składowych establishmentu III RP postępuje. Jeszcze parę lat temu niektórzy łudzili się jeszcze, że np. ludowców będzie hamować deklaratywne przywiązanie do tradycji, post-komunistów nieufność wobec Zachodu, PiS-owców opaczny, ale jednak patriotyzm, a PO-wców koślawy, ale liberalizm. Dziś już chyba takich naiwnych jest coraz mniej. Zdaje się w „07 zgłoś się” pada fraza „kiedyś wierzyłem wszystkim, żonie, przyjaciołom. Okazało się, że żona dziwka, kumple złodzieje – więc przestałem”. Należy liczyć, że liczba wierzących w hasła głoszone przez polityczne dziwki i złodziei będzie spadać, choć w Polsce niestety nieuchronnie prowadzi to do rezygnowania kolejnych grup z udziału w cyrku wyborczym w ogóle. Tymczasem powtórzę – na poziomie samorządowym ma on jeszcze trochę sensu, a zmiany mogą zajść na poziomie ważnym i jak najbardziej dotykalnym przez zwykłego człowieka.

Demoliberalne media informują, że jeden z Twoich artykułów na temat polskiej polityki gazowej rzekomo był inspirowany przez rosyjskiego agenta. Czy ten news należy potraktować jako mieszanie się służb specjalnych w kampanię wyborczą, przeciwko antysystemowym partiom politycznym i ich kandydatom na eksponowane stanowiska w samorządzie? A może lada moment wszyscy krytycy polskiej polityki wschodniej mogą spodziewać się wezwań od ABW i skończą w jakichś „psychuszkach”?

Histeria propagandystów w służbie Waszyngtonu i Berlina rośnie, co dowodzi, że mają chyba świadomość fiaska prowokacji mających pchnąć Polaków na pierwszy front wojny z Rosją. Oczywiście, Polacy w większości obawiają się Rosji, nie ufają jej polityce – ale wyciągają z tego nastawienia logiczne wnioski, że nie ma co zaczepiać silniejszego, pchać palców między drzwi i ponosić dalszych kosztów jednostronnego zaangażowania w kryzys ukraiński, podczas gdy np. taka Białoruś, rzekomo słabsza od Polski – umie z obecnej sytuacji międzynarodowej wyciągać wymierne korzyści dyplomatyczne i ekonomiczne.

Oczywiście jednak przecież władza i media nie przyznają się do kłamstwa. Skoro Polacy nie dali się podpuścić – to na pewno wina agentów! Nie sposób też ignorować coraz bardziej słyszalnych głosów rozsądku w sprawach wschodnich – również i je trzeba więc złożyć na karb „zdrady narodowej”. Mamy do czynienia z sytuacją o tyle oryginalną, że nie posuwano się tak daleko nawet w kwestiach tak konfrontacyjnych, jak choćby akcesja do Unii Europejskiej. Owszem, jej krytyków też odsądzano od czci i wiary, przedstawiono jako zaślepionych głupców – ale jednak nie posuwano się do zarzutu zdrady głównej. Tym testuje się jak daleko władza może posunąć się wobec swoich krytyków.

Mamy bowiem do czynienia z jawnym sugerowaniem obcej inspiracji przy głoszeniu poglądów po prostu krytycznych wobec absurdów polityki energetycznej rządu. Obowiązująca wykładnia „racji stanu”, w myśl której już niektóre środowiska domagają się np. represji wobec dra Mateusza Piskorskiego za to, że jako politolog pojechać obserwować wybory w Donbasie – tym bardziej pokazuje zabetonowanie establishmentu III RP w przekonaniu, że „jego racja jest raćsiejsza!”, a innym od niej wara.

Jeśli chodzi o mnie – to nie wygląda to na przypadek, że moje nazwisko i jeden z wielu artykułów mojego autorstwa krytycznych wobec rządu – na siłę doklejono do aktu oskarżenia przeciw rzekomemu rosyjskiemu szpiegowi. Zostało kilkanaście dni do wyborów i ktoś w ABW postanowił najwyraźniej sprawdzić na ile instytucja ta, za pośrednictwem tak usłużnych mediów, jak „Wyborcza” i TVN – może jawnie i bezpośrednio wpływać na przebieg kampanii i same rezultaty elekcji.

Powtarzane do znudzenia zarzuty (?) „bo wy jesteście pro-rosyjscy” trzeba równie uporczywie i konsekwentnie zbijać przypominając, że to, czego bronimy – to jest właśnie polska racja stanu i polski interes narodowy.

Jedną z najistotniejszych spraw dla Chełma i chełmszczyzny jest wojna domowa na Ukrainie. To ten region cierpi na konflikcie polsko-rosyjskim (rolnictwo), jest on także potencjalnie zagrożony przez napływ uchodźców z Ukrainy. Jak oceniasz postawę centralnych władz w Warszawie wobec wydarzeń najpierw w Kijowie, a obecnie w Noworosji?

Nie tylko władz centralnych. To przecież najpierw z kasy zadłużonych samorządowych szpitali (potem dopiero uzupełnionej przez równie publiczne środki z rezerwy MSW) płacono za hospitalizację w Polsce bojówkarzy Majdanu. Sama wojna utrudniła mały ruch graniczny – tak poborem, jak i np. protestami przeciw niemu, podczas których ukraińskie kobiety blokowały polsko-ukraińskie przejścia. Sytuacja na Ukrainie i w Noworosji dla władz w Polsce jest też pretekstem dla ignorowania zagrożenia banderowskiego. Tymczasem nie mówimy już tylko o pochodach i dekoracjach miast po tamtej stronie granicy, ale przenikaniu na tę stronę Bugu zorganizowanych grup szowinistycznych, działających zresztą prawie jawnie, w oparciu o cieszącą się wsparciem władz diasporę ukraińską zakorzenioną już na wyższych uczelniach, seminariach, ale także w urzędach lokalnych. Mówimy o silnym, zorganizowanym lobby, które nie ukrywa na przykład, że za jeden z najbliższych i w pełni realny cel polityczny uważa wprowadzenie do Sejmu posłów mniejszości ukraińskiej (już z odsłoniętą przyłbicą i pod własnym szyldem). To zaś może oznaczać, że na politykę polską – i tak obecnie niesamodzielną – wpływać będzie kolejny ośrodek zewnętrzny, w dodatku jawnie antypolski i wysuwający wobec Polski roszczenia terytorialne, obejmujące m.in. Chełm.

Że istnieje probanderowskie lobby w urzędach – przekonaliśmy i kiedy walczyliśmy z Lubelskim Urzędem Wojewódzkim o upamiętnienie ofiar Rzezi Wołyńskiej, i kiedy władze Chełma utrudniały Marsz Wołyński, a policja represjonowała jego uczestników, i wtedy, gdy marszałek województwa nie widział nic zdrożnego w korzystaniu z usług eksperta domagającego oderwania od Polski i przyłączenia do Ukrainy Ziemi Chełmskiej. Bez obecności środowisk narodowych, konserwatywnych, patriotycznych w samorządach – wpływy banderowskie będą tylko rosnąć.

Czy Polska powinna przyjąć pozycję stricte neutralną czy opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu? Jeśli tak, to po której? Co byś powiedział jako osoba prywatna – komentator polityczny, a co jako potencjalny Prezydent Chełma?

Polska i Polacy muszą pilnować własnych interesów, obecnie głównie gospodarczych i przez ten pryzmat patrzeć np. na wciąganie Ukrainy do struktur zachodnich. Oczywiście, że można i należy realizować wspólne przedsięwzięcia, tak z Ukrainą, jak i Białorusią. Sam kierując przed laty Euroregionem BUG działałem w tym kierunku. Chodzi jednak o to, by na ich liście znalazła się np. odbudowa mostu kolejowego łączącego Chełm z Brześciem albo nowe polsko-białorusko-ukraińskie przejście graniczne we Włodawie – a nie, dajmy na to, „promowanie demokracji na Białorusi”, czy „walka z uprzedzeniami wobec mniejszości seksualnych na Ukrainie”, co zapewne bardziej obecnie konweniowałoby Brukseli i jej pachołkom w III RP.

Musimy dbać o swoje – bo nikt za nas tego nie zrobi. Niezależnie, czy mówimy o polityce zagranicznej i „wielkiej” ekonomii, czy o sprawach najbardziej lokalnych i przyziemnych, jak samorząd. Właśnie dlatego kandyduję na prezydenta Chełma i do lubelskiego Sejmiku.

Dziękuję i powodzenia!

Rozmawiał Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *