.
Chyba oczywiście, że ktoś za kontynuację tradycji sowieckich uważa panujący w Rosji quasi-autorytaryzm, ale to akurat krytyka z pozycji demoliberalnych.
Najbardziej absurdalny argument antyputinowski pojawiający się w dyskusjach dotyczy faktu olbrzymiej skali demoralizacji społeczeństwa rosyjskiego, przejawiającej się wszelkimi plagami od pijaństwa po masowe aborcje, niskim poziomem praktyk religijnych itp. Tymczasem argument ten silnie przemawia za Putinem, pokazuje bowiem, iż władza w Rosji (np. intensywnie wspierając prawosławie) jest bardziej konserwatywna niż społeczeństwo.
Ocena konserwatywnej polityki wewnątrz Rosji to jedno, zaś racja stanu Polski to drugie, i mylenie tych dwóch poziomów analizy jest aberracją. Popieranie destabilizującego państwo ukraińskie Majdanu było oczywiście szkodliwie i skończyło się tym, co każdy realnie patrzący analityk prognozował od początku. Ale też tak samo szkodliwa dla polskiej racji stanu jest dezintegracja terytorialna Ukrainy. Dlatego że destabilizuje region, eskaluje napięcie, podważa ład terytorialny oparty na kruchych, ale jedynych dostępnych dla słabych państw podstawach, jakimi są umowy międzynarodowe.
Dlatego też dziwić musi, iż coś co jest oczywiste np. dla Łukaszenki (ostro zwalczającego dezintegrację terytorialną Ukrainy, nawet w formie federalizacji) jest zupełnie niezrozumiałe dla prawicowych sympatyków secesji Donbasu żyjących w świecie abstrakcyjnych konstruktów w rodzaju wizji globalnego starcia z atlantyzmem.
Tadeusz Matuszkiewicz
Myśl Polska, nr 21-22 (25.05-1.06.2014)