Znany propisowski publicysta Łukasz Warzecha pisze na swoim blogu:
„Pytanie strategiczne brzmi: gdzie jest miejsce dla obywateli o
konserwatywnych zapatrywaniach? Wygląda na to, że staliśmy się mniejszością,
choć znaczną (pomijam teraz przyczyny, dla których tak się stało). Problem w
tym, że nie tylko nie mamy od wielu lat – z małą przerwą w czasie rządów PiS
– żadnego wpływu na kurs i kształt państwa, ale co więcej, jesteśmy dla
obecnej władzy obciążeniem i przeciwnikiem. Nie dlatego, żeby PO była ideowo
antykonserwatywna. PO ideowo jest żadna. Ale jej sojusz z, umownie,
michnikowszczyzną jej się opłaca i opłacał prawdopodobnie będzie, bo też
michnikowszczyzna nie ma wielkiego wyboru (Palikot jest jeszcze zbyt słaby i
niepewny, choć z punktu widzenia niektórych aktywistów Krytyki
Politycznej/„Gazety Wyborczej” zapewne bardziej atrakcyjny).
Michnikowszczyzna zaś jest ideowym wrogiem tego, co dla nas ważne.
Zadanie jest proste w sferze celów: jeżeli nie chcemy z czasem zostać
wypchnięci do rezerwatów, jeżeli zależy nam na wpływie na nasz kraj i
współkreowaniu kierunku, w którym zmierza – musimy mieć przyczółek realnej
władzy, a nie roić o rewolucji w ogrodzie w Milanówku. Jak tego dokonać? Ha!
Pytanie, które dla mnie jest oczywiste, brzmi: czy z tego punktu widzenia
PiS jest dobrym reprezentantem moich interesów jako obywatela o
konserwatywnych poglądach? I odpowiadam: nie. Bo nie zdobywa władzy. To
proste.”
http://lukaszwarzecha.salon24.pl/352423,czekanie-na-rewolucje-czy-realizm
[aw]
Lepiej późno niż wcale. Teraz jest to test na „wierność” prezesowi. Mina najbardziej zawziętych, odpornych na argumentów pisowców po kolejnych przegranych wyborach – bezcenne