Rękas: Mit Monachium i nowa Jałta

Najoczywistszym jest, że Władymir Putin pisząc do The National Interest artykuł „The Real Lessons of the 75th Anniversary of World War II[i] w najmniejszym nawet stopniu nie zwracał się do czytelnika polskiego, ani nawet nie brał już w ogóle pod uwagę tak nieznaczącego geopolitycznie zagadnienia, jak Polska. Nie, prezydent Rosji przedstawił czytelne rozróżnienie rosyjskiego imperatywu politycznego, opartego o tradycję Wielkiej Wojny Ojczyźnianej – przeciwstawiając go jednocześnie bezlitośnie prawidłowo zidentyfikowanemu prawdziwemu mitowi założycielskiemu geopolityki Zachodu. Mitowi Monachium.

Hitlerzy naszych czasów…

Właśnie na nim opiera się cała niemal nie tylko historiografia, ale współczesna filozofia polityczna Zachodu, wywiedziona z:

– wizji szalonego dyktatora, od początku opanowanego wizją oszukania wszystkich i doprowadzenia za wszelką cenę do wojny, ludobójstwa i globalnej katastrofy oraz

– opisów pasma zaniedbań, błędów i zaniechań, które umożliwiły realizację diabolicznych planów tego straszliwego szaleńca.

Oczywiście, nic w tych opowieści nie jest prawdą. Hitler nie dążył bynajmniej do wojny za wszelką cenę. Przeciwnie, w swoim przekonaniu jedynie eliminował zagrożenie okrążenia Niemiec (tak, jak je rozumiał), a zatem od pewnego momentu jedynie reagował na prowokacyjną strategię Londynu i Paryża podsuwania mu kolejnych celów politycznych byle w oddaleniu od własnych granic. Führer uparł się, że zostanie wszechświatowym zwycięzcą gry w cykora, nie ustępującym nigdy i przed nikim. Skończył więc, jak wszyscy nie rozumiejący zasad tej rozgrywki…

Przede wszystkim jednak z gruntu fałszywa, za to skrajnie niebezpieczna rola Monachium, jako uniwersalnego argumentu mającego usprawiedliwić i uzasadnić każdą kolejną agresywną akcję Zachodu, przedstawianą jako absolutnie konieczny atak uprzedzający, mający powstrzymywać kolejnych Hitlerów – Husajna, Kadafiego, al-Asada, Kimów, ba! niegdyś nawet zapomnianego dziś Noriegę, czyli kandydata na Führera w skali zapałczanej raczej niż kieszonkowej! Nigdy więcej nowego Monachium!” to uniwersalne hasło anglosaskiej agresji na całym świecie, na skalę, o której prawdziwemu Hitlerowi nigdy się nawet nie śniło! Monachijskim widmem wymachiwano i mobilizując opinię światową przeciw Rosji dla zagarnięcia przez Zachód Ukrainy, i „monachijczykami” nazywano przywódców europejskich nie dość entuzjastycznych wobec niedoszłej na szczęście agresji na Iran, i dziś tym samym „nowym Monachium” miałoby być choćby handlowanie z Chinami.

Ale choć nie trzeba być szczególnie przenikliwym, by nawet post factum dostrzec absurdalność oskarżeń i pretekstów używanych wobec choćby i najmniej sympatycznych przywódców bliskowschodnich – to jednak mit Monachium ma się świetnie. Ba – ochotniczo bronią go kraje i narody nie mające ku temu najmniejszych nawet powodów, na czele z Polską, która po pierwsze – w samej tamtej historycznej konferencji udziału nie brała i śmiało powinna się przyznać co najwyżej do bycia już wtedy przedmiotem polityki mocarstw. Po drugie zaś i w konsekwencji – wystarczyłoby ujawnić prawdziwą wersję historii, w której właśnie jako przedmiot geopolityki (którym staliśmy się znów, niestety, na własne życzenie…) padliśmy ofiarą spisku niemal identycznego, jak ten który zgubił Czechosłowację. A w tym, paradoksalnie, wykład polityki realnej sygnowany przez prezydenta Putina powinien nam tylko pomóc – bo i nasz, i rosyjski interes są tożsame, a więc i linie polityki historycznej winny być zbieżne.

Nie ma „winy” w polityce

Co gorsza dla upierających się przy infantylnej wizji historii – jeszcze kilka lat mogli oni zasłaniać się niedostępnością w Polsce głównych prac nurtu realistycznego (choć te najstarsze wydawano wszak u nas jeszcze za komuny). Dziś jednak, wśród globalnego obiegu wiedzy – faktów nie zna tylko ten, kto znać ich nie chce. Pisząc o genezie II wojny światowej – prezydent Władymir Putin powtarza tylko to, co na Zachodzie już dawno napisali m.in. A.J.P Taylor, Simon Newman, Pat Buchanan czy Peter Hitchens (by wymienić tylko Anglosasów). Co więcej – pisali o tym wszystkim także polscy badacze, m.in. Lech Wyszczelski, Jan Meysztowicz, Anita Prażmowska.

Fakty są bowiem bezemocjonalne. Ani pierwsza, ani druga wojna światowa w ogóle nie są niczyją „winą„. Nie ma czegoś takiego w polityce. Są tylko PRZYCZYNY i SKUTKI. I – przede wszystkim – INTERESY. Przypominanie tej oczywistości nie jest więc też żadnym „atakiem na Polskę„. To raczej znów „wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse„… Prezydent Putin demaskuje to zupełnie prawidłowo i logicznie, znowu zgadzając się tylko z tymi badaczami zachodnimi, którzy (jak wielki J. M. Keynes) od początku widzieli w dyktacie wersalskim zarzewie wznowienia wojny, nie zaś gwarancję pokoju. Putin bije po kolei w kolejne elementy fałszywego zadowolenia społeczeństw zachodnich nie chcących widzieć współodpowiedzialności własnych przywódców za globalne wojny. Jałowe formy organizacji międzynarodowego bezpieczeństwa, odrzucane próby regionalnych gwarancji pokoju, wreszcie tajna, a fałszywa dyplomacja – czy Putin nie ma racji wskazując na realne kanały, do dziś używane przez Zachód do uspokajania sumień, a w istocie dalszego stymulowania konfliktów?

W dodatku zaś niemal już jawnie prezydent FR rzuca Zachodowi wyzwanie podkreślając prowokacyjnie, że jeszcze sowieckie władze oficjalnie i jednoznacznie potępiły w 1989 r. podpisanie tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow. – A czy wy wyjęliście wszystkie trupy z szaf? – wydaje się pytać Putin i umówmy się, Zachód naprawdę nie może być pewnym co naprawdę mają jeszcze Rosjanie w swoich archiwach, w tym tych o które ścigali się w 1945 r z Brytyjczykami i Amerykanami.

Nie ma też żadnych powodów, by opisując genezę DWS ograniczać się tylko do Monachium, bo przecież prezydent Putin znakomicie wie, że Zachód też wie w jaki sposób sprowokowano kryzys sudecki. W maju 1938 r. Praga została fałszywie poinformowana przez swoich francuskich sojuszników o rzekomej koncentracji Wehrmachtu u swoich granic. Nic takiego nie miało miejsca, ale spanikowani Czesi posłusznie ogłosili częściową mobilizację, co dało Paryżowi i Londynowi pretekst do ostrzeżenia Berlina, że wystąpią „w obronie” Czechosłowacji przeciw Niemcom. Dla Hitlera był to jasny sygnał – Czesi mają zadać Niemcom kolejny cios w plecy, a zatem (zgodnie z przyjętą generalną zasadą) należy ich wyeliminować. W wyniku zachodniej prowokacji – Führer już wówczas wyznaczył kolejne zadanie geopolityczne: pozbycie się zagrożenia czechosłowackiego nie później niż do 1 października 1938 r. Kolejne wydarzenia były więc tylko skutkami francuskiej (czyli brytyjskiej) sztuczki kierującej Hitlera wprost przeciw Pradze. I my potem twierdziliśmy, że nie sposób było zgadnąć skutków gwarancji brytyjskich… Nie trzeba przecież być znawcą historii, by na zdrowy rozum pojąć np., że pakt Ribbentrop-Mołotow był tylko układem reasekuracyjnym wobec brytyjskich tzw. gwarancji dla Polski. Skoro mowa o ciągach przyczynowych – to odkrywajmy je wszystkie.

Anglosaskie narzędzie, niemiecka zabawka, rosyjskie śniadanie

Prezydent Duda niech więc lepiej nie próbuje nawet zbliżać się do ringu, na którym jest zawodnik wagi Putina – bo zostanie pobity nie tylko na gruncie faktów, ale nawet formy i metody i przekazu. Typowo dudowe gęganie na potrzeby krajowych fanów – na forum międzynarodowym wzbudzi tylko śmiech. Oto np. prezydent RP ogłosił, że „to atak hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji na Polskę i pakt Ribbentrop-Mołotow był przyczyną II wojny światowej„. Cóż to, na Jagiellonce nie było zajęć z logiki? Przecież to mniej więcej tak, jakby p. Duda upierał się, że „przyczyną wypadku było uderzenie przez auto Kowalskiego w lewy błotnik mojego samochodu„. Jak samo zdarzenie w toku – mogłoby być swoją własną przyczyną?

W dodatku przecież w artykule Putina jest szereg innych faktów, które niby znamy, ale które przypominamy zdecydowanie rzadziej niż choćby osławiony pakt niemiecko-sowiecki. A przecież, czy nie interesujące dla czytelnika polskiego powinny być zwłaszcza fragmenty potwierdzające zdecydowaną akceptację naszych zachodnich sojuszników dla ustanowienia granicy sowieckiej na Linii Curzona? Czy nie warto dziś, nie tylko przypominając 17. września – podkreślać determinacji brytyjskiej dla pozbawienia nas Kresów? To są fakty o wadze wciąż zasadniczej, jasno bowiem określające znaczenie wszelkich gwarancji i paktów podsyłanych Polsce z Zachodu. Tak jak byliśmy tylko narzędziem do sprowokowanie Niemiec, tak staliśmy się następnie jedną z części zapłaty na rzecz Stalina. I nigdy niczym więcej dla Anglosasów się nie staniemy, jak tylko niemiecką zabawką, rosyjskim śniadaniem. I to nam powinno podpowiedzieć raz i na zawsze, którym mitom nie ulegać.

Jak rozumieć trzeba Jałtę

Prezydent Putin raz jeszcze w swoim tekście proponuje – powtórzmy, innym podmiotom międzynarodowym – globalną politykę realną. Tę samą, której przejawami były Teheran, Jałta, San Francisco i Poczdam, tworzący układ równowagi sił. Dla Polaków wszystkie te nazwy brzmią co najmniej ponuro, powtórzmy jednak – już dawno jesteśmy poza poziomem, na którym podejmuje się jakiekolwiek znaczące decyzje międzynarodowe czy nawet dotyczące nas samych. Nie znaczy to jednak, że w tym nowym (?) ładzie nie byłoby dla nas miejsca. Wszak nieprzypadkowo wśród przywołanych dla uzasadnienia tych miast porozumienia anty-zdarzeń – znalazła się m.in. i Rzeź Wołyńska.

Rosja przeciwstawia mitowi Monachium – wezwanie do nowej Jałty, z udziałem przywódców głównych mocarstw atomowych i gospodarczych, z agendą przede wszystkim ekonomiczną, mającą przeciwdziałać globalnej wojnie finansowej, do której dość wyraźnie zmierzają przede wszystkim relacje amerykańsko-chińskie. Dla Polski wszelkie wezwanie pokojowe, jednocześnie mające ostrze antykryzysowe w gospodarce – po prostu musi być pozytywne, zwłaszcza, gdy wśród powracających przeszłych zagrożeń przypomina się cień Wołynia, wciąż realnie wiszący nad naszą południowo-wschodnią granicą.

Historycznie Polska (słusznie) czuła się pominięta w Monachium i (niesłusznie) próbowała zaznaczyć swoją rolę w następujących po tej konferencji wydarzeniach. Dziś nie mamy oczywiście potencjału, by choćby otrzeć się o realne znaczenie podczas nowej Jałty. Nie znaczy to jednak, że nie mogłaby się ona per saldo okazać korzystna dla Rzeczypospolitej. Putin daje nam lekcję nie tylko realnej historii, ale i realnej polityki. I tylko głupiec nie skorzystałby z tej drugiej, by znowu ponowić błędy z tej pierwszej.

Konrad Rękas

[i] https://nationalinterest.org/feature/vladimir-putin-real-lessons-75th-anniversary-world-war-ii-162982?fbclid=IwAR3w4hqW5-PnhpHIQ_CqZ_RvlqgDtt_AhodOTTAc8ozKHRvheuhnyYHk428

Od Redakcji: wersja polska jest dostępna tutaj: https://pl.sputniknews.com/polityka/2020061912606111-75-lat-od-wielkiego-zwyciestwa-wspolna-odpowiedzialnosc-wobec-historii-i-przyszlosci/

Click to rate this post!
[Total: 20 Average: 4.4]
Facebook

1 thoughts on “Rękas: Mit Monachium i nowa Jałta”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *