Założenia podstawowe
Polacy A.D. 2016 powinni przyjąć dwa samo narzucające się założenia. Po pierwsze – że kwestia ukraińska ma rosnące znaczenie dla przyszłości naszego państwa i narodu i już dziś powinniśmy się zastanawiać nie tylko jak efektywnie wykorzystać obecny moment historyczny i sytuację naszego wschodniego sąsiada, ale także jakie należy zająć stanowisko wobec zmian, jakie mogą zajść na tamtejszej przestrzeni geopolitycznej w ciągu najbliższych lat i dekad. Innymi słowy – już dziś trzeba pracować nad odpowiedzią na pytanie: co po Ukrainie? Po drugie zaś – musimy zrozumieć, że wobec problemu ukraińskiego już dziś nie możemy stać sami, przy czym Polska ma w tym zakresie zupełnie inne cele i interesy niż niesłusznie podsuwane nam w charakterze „partnerów” (a raczej nadzorców) Niemcy, czy Francja, nie mówiąc oczywiście o Stanach Zjednoczonych. Polska potrzebuje realnego partnerstwa i współpracy, także na odcinku ukraińskim – ale sojuszników może i powinna szukać na obszarze wspólnych doświadczeń i problemów z eksperymentem ukraińskim, a więc w Rumunii, na Węgrzech, na Słowacji i w Bułgarii, czyli wśród tych narodów, których przedstawiciele mieszkali, bądź nadal mieszkają na terytoriach zajmowanych obecnie przez państwo ukraińskie.
Zadanie – ochrona rodaków
850 tysięcy Rumunów (głównie na Bukowinie), Węgrzy i Słowacy na Zakarpaciu, Bułgarzy nad Morzem Czarnym – łącznie to liczby porównywalne z rzeszą co najmniej 1,2 mln Polaków wciąż żyjących na dawnych kresowych ziemiach polskich (Podole, Żytomierszczyzna, w mniejszym stopniu Wołyń i Ziemia Lwowska). Wspólne są też problemy – przede wszystkim zastraszenie przez bojówki banderowskie (zwłaszcza w przypadku Węgrów – czynne, z aktami agresji i napadami na wsie węgierskie włącznie), celowe zniechęcenie do stawiania celów politycznych, często skorumpowanie elit środkami dawkowanymi przez władze państwowe, wreszcie nierozwiązane kwestie majątkowe – no i wciąż to samo pytanie: co z nimi będzie, kiedy państwo ukraińskie ulegnie ostatecznemu rozpadowi? W przypadku tego ostatniego zagadnienia jedyna niepewność dotyczy zaś KIEDY proces ten ostatecznie nastąpi, a nie CZY do niego dojdzie…
Oczywiście są też różnice. Rumunii i Węgrzy (a nawet Bułgarzy) na Ukrainie wydają się być aktywniejsi od Polaków (czego przyczyn można m.in. dopatrywać się w wyjątkowości polskiego doświadczenia historycznego, naznaczonego banderowskim ludobójstwem). W latach sprzed Euromajdanu starali się np. korzystać z zapisów obowiązującej wówczas ustawy językowej i uzyskiwać dla węgierskiego, rumuńskiego i bułgarskiego status języka regionalnego; zwłaszcza Węgrzy korzystają też z większego (przynajmniej werbalnego i deklaratywnego) wsparcia z kraju. Wymiana doświadczeń, ale przede wszystkim koordynacja działań na rzecz pomocy ochrony dla naszych rodaków mieszkających na obecnej Ukrainie, jak również skuteczne reprezentowanie tych, którzy zostali z niej przed laty wypędzeni – było jednym z celów misji Powiernictwa Kresowego, która w marcu odwiedziła Rumunię, Węgry i Słowację.
Przecieramy szlak
Tworzony właśnie rumuński Komitet Restytucyjny staje przed podobnymi problemami, jak nasza organizacja. Również w przypadku wypędzonych z Bukowiny – kolejne rządy w Bukareszcie nie poczuwały się do obowiązku skutecznego zrekompensowania utraty własności, zaś regulacje prawne, przyjęte w tym zakresie późno i z oporami – miały cechy podobne do nieszczęsnych ustaw o mieniu zabużańskim w Polsce, czyli służyły ograniczeniu wypłaty czegoś, co trudno na gruncie prawa własności uznać za odszkodowanie. Jak przyznał Sava Clement, koordynator rumuńskiego Komitetu Restytucyjnego – podobnie jak w Polsce, plusem tych nieudanych, establishmentowych podejść jest obudzenie, a następnie podrażnienie środowiska dawnych właścicieli i ich spadkobierców, którzy doszli do etapu samoorganizacji, jednocześnie gromadząc dokumenty potwierdzające stany prawne i podstawy roszczeń wobec państwa ukraińskiego za zagrabione w czasach sowieckich majątki.
Dzięki nieco większemu zaawansowaniu prac restytucyjnych w Polsce – zarówno naszym rumuńskim, jak i węgierskim oraz słowackim przyjaciołom mogliśmy udostępnić opracowane już przez ekspertów Powiernictwa Kresowego procedury, opinie prawne oraz konkretne wzory dokumentów, do wykorzystania w postępowaniach przed ukraińskimi sądami, a następnie zapewne przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w Strasburgu. Tym samym obok kilkuset tysięcy Polaków – świadomość możliwości wystąpienia na analogiczną ścieżkę postępowania uzyskują łącznie podobnej liczebności środowiska z Rumunii, Węgier i Słowacji (a w przyszłości zapewne również z Bułgarii). Kolejnym krokiem może i powinno być powołanie wspólnego komitetu koordynacyjnego ruchów restytucyjnych narodów środkowoeuropejskich, który wzmógłby nacisk na Kijów (a także na organa europejskie) celem ostatecznego załatwienia kwestii roszczeń majątkowych dawnych właścicieli majątków na obecnej Ukrainie.
Razem wobec Ukrainy i tego co po niej
Współpraca międzynarodowa musi opierać się na konkrecie, wspólnocie celów, potrzeb, a także ewentualnych zagrożeń. W zakresie problemu ukraińskiego – między narodami środkowoeuropejskimi (mimo dzielących je na innych polach różnic) nie zachodzą sprzeczności ani konflikty interesów, a przeciwnie – łączyć może dążenie do przywrócenia dawnego stanu posiadania (oczywiście w wymiarze własności osób fizycznych i prawnych) na naszych dawnych ziemiach, oderwanych od naszych państw w czasach Ukrainy Sowieckiej i zajmowanych dotąd przez władze w Kijowie. Cel ten jest nie tylko łatwy do określenia – ale i jak najbardziej osiągalny w perspektywie najbliższych lat, zaś współdziałanie zainteresowanych nacji – tylko efekt ten przybliży i przyspieszy.
Konrad Rękas
Czy restytucja kosztem Ukrainy nie może stać sie precedensem/pretekstem do restytucji na rzecz III Rzeszy (istniejącej przecież!) kosztem jej sąsiadów?
Jak pisałem już gdzie indziej: W okresie ostatniego ćwierćwiecza praktyczna „restytucja” niemiecka już się dokonała, a polska gospodarka stała się częścią niemieckiej. Znaleźliśmy się więc w sytuacji tych byłych kolonii, które nadal są eksploatowane przez dawne metropolie, te zaś nie muszą już w nie inwestować. Tylko osoba, która spała nieprzerwanie od 1989 r. może twierdzić, że dopiero teraz i biorąc przykład z Kresowian – Niemcy i Żydzi zdobędą/odzyskają wpływ na polską gospodarkę czy stan posiadania. To się już stało – inni windykują, tylko Polaków różni „wujowie dobra rada” namawiają, by odpuszczali, rezygnowali ze swoich praw i roszczeń – słowem znowu wychodzili na durniów.
OK, co do własności nieruchomości – mogły hitlery, możemy i my. Natomist z przyłączaniem terenów jest jakby bardziej ryzykownie – i to głównie miałem na myśli. Na razie Ziemie Zachodnie formalnie podlegają Warszawie, a nie Berlinowi … I wolłbym, żeby tak pozostało, nawet za cenę nieprzyłączenia do Polski Lwowa.
A kto mówi o zmianie granic?
Sie już wystraszyłem że mówi …
Jakakolwiek dyskusja o restytucji granicy wschodniej jest pozbawiona większego sensu. Na co komu ziemie, w które trzeba władować najpierw sporą sumę pieniędzy (casus NRD- nadal ropiejącego wrzoda) i zajmować z przygotowanymi wcześniej listami proskrypcyjnymi banderowców do internowania… Co do restytucji majątków należy działać póki jest koniunktura i istnieje państwo ukraińskie, które powzięło określone zobowiązania w umowach międzynarodowych.